Reklama

Od czwartego przykazania z

Od czwartego przykazania zaczyna się odrębna cześć dekalogu, to oczywiście tylko moje odczucie i opinia, nie żadna teologiczna prawda objawiona. Mam jednak wrażenie, że wielu wiernych i niewiernych dokonuje takiego roboczego podziału, ponieważ ten podział sam się narzuca. W wersji katechetycznej, katolickiej, ciężko się do tego nowego rozdziału dekalogu „przyczepić”, gdyż zapisy są skróconym kodeksem karnym, z paroma wyjątkami natury moralnej i wychowawczej. Jednym z takich wyjątków jest właśnie czwarte przykazanie:

Reklama

Czcij ojca swego i matkę swoją.

Przykazanie kompletnie pozbawione zabarwienia religijnego, raczej należy się tu dopatrywać przesłania pedagogicznego, wychowawczego, dobrych manier i tego typu rzeczy, które nie kłócą się z religią, ale swobodnie mogą bez religii funkcjonować. Czwarte przykazanie to zdecydowanie plus dla katechetów katolickich, plus powinien przyznać każdy ateista, o ile potrafi wyzbyć się uprzedzeń i przykrych skojarzeń związanych z Kościołem Katolickim. Za co ten plus? Trudno dać wiarę, ale za ateizację przykazania. Katecheci katoliccy starotestamentowe i jak najbardziej nasycone religijnością przykazanie, sprowadzili do pogrożenia palcem niegrzecznym dzieciom, ale to tylko pozory, o czym nieco później. Oryginał wcale nie jest taki niewinny, w oryginale Bóg nadal przypomina o sobie i o tym, że wszystko od Niego zależy:


Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.

Jak widać katecheci nie napracowali się zbytnio, po prostu ze zdania złożonego uczynili zdanie pojedyncze, no i zmienili zaimki osobowe: „twego” na „swego”, „twoją” na „swoją”. Szczerze powiem, że nie wiem co przyświecało tej zmianie, jaka idea, przychodzi mi do głowy tylko trywialne lenistwo. Być może katecheci uznali, że jak będzie krótko, to się szybciej wierny zaznajomi i zapamięta. Ale żarty na bok, bo sprawa jest niezwykle poważna, mimo że naprawdę nie wiem dlaczego z przykazania zniknął drugi człon zdania, w sumie nieszkodliwy dla religii katolickiej. Będąc złośliwym, można zarzucać kościołowi to co już uczciwie zostało zarzucone. Kościół eliminuje z przykazań nadmiar Boga, aby podkreślić własne znaczenie. Może i tak było, a może chodziło o to, że drugi człon przykazania, który między wierszami, ale jednak nawiązywał do Starego Testamentu, zatem nie był zgodny z linią nowej religii Nowego Testamentu. Trudno powiedzieć, pozostaje zgadywać, niemniej ateizacja przykazania jest faktem niezaprzeczalnym. Ateizacja jest niezaprzeczalna i brak szkodliwości nie odnotowany. Mówiąc o szkodliwości mam namyśli koronną pretensję ateistów do wierzących, mianowicie kierowania się emocjami i doktrynami, zamiast rozumem.

W czwartym przykazaniu jest tylko rozum, rozum nakazuje oddać szacunek rodzicom dzięki, którym żyjemy. Nie ma powodu się buntować przeciw takiemu nakazowi, właściwie wstyd byłoby się przyznać, że człowiek potrzebuje nakazu, aby zachowywać się przyzwoicie. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie przygnębiające fakty nazywane patologicznymi rodzinami. Zdarzają się rodzice, którzy na szacunek po prostu nie zasługują, przeciwnie często zasługują na pogardę i więzienie. Co w takim przypadku? Otóż nic. Kościół chętnie czyni wyjątki od reguły, tam gdzie to przynosi wymierne korzyści, tak na przykład było z dniem świętym w czasie żniw, ale tam gdzie wymaga się od wiernego moralnej postawy, kościół jest bezlitosny. Kościół nie stosuje też wyjątków tam gdzie przykazanie jest „intratne”, a wbrew wszelkim pozorom, czwarte przykazanie to najbardziej intratne przykazanie jakie kościół mógł sobie wymodlić. Myślę, że uda mi się tego dowieść, ale póki co ważni są rodzice i dzieci rodziców. Nie ważne jacy są rodzice, rodziców trzeba szanować. Często słyszy się w katolickich domach, że pijak ojciec, pijaczka matka, ale szanuj matkę, bo to jest matka, szanuj ojca, bo to jest ojciec. Szacunek dla rodziców i szerzej dla rodziny był jedną z żelaznych zasad już u pierwszych chrześcijan.

Czy nie jest zastanawiające, że z małej grupki wiernych, złożonych głównie z ludzi wyrzuconych poza nawias społeczeństwa, wyrosła najpotężniejsza religia świata? Jedną z przyczyn tego rozwoju i kto wie, czy nie najważniejszą jest bezwzględna chrześcijańska zasada szacunku dla rodziców, ale też dla dzieci. Kiedy rodziło się chrześcijaństwo świat był bardziej okrutny niż dziś, głównie dlatego, że nawet cywilizowane narody, takie jak Rzymianie, zachowywały się barbarzyńsko. Nie było niczym nadzwyczajnym w Rzymie zrzucanie narodzonych dzieci w przepaść, czy inne jeszcze mniej wyszukane sposoby na pozbywanie się niechcianych dzieci. Takie zachowania były powszechne i o zgrozo akceptowane społecznie. Chrześcijanie byli pierwszymi, którzy surowo zakazywali podobnych praktyk i to bez względu na płeć, czy zdrowie narodzonego dziecka. Chrześcijanie preferowali również wielodzietność, zabiegali o jak największą liczbę dzieci w rodzinach. Wydaje się, że to raczej domeny współczesnej prawicy katolickiej: zakaz aborcji i rodziny wielodzietne. Nic podobnego, to stare jak chrześcijaństwo zasady chrześcijan.

Główną motywacją było oczywiście zwiększenie populacji wiernych. Jak wiadomo mniejszości znacznie łatwiej się prześladuje, niż większości. Chrześcijanie byli ulubioną grupą dla prześladowców, z racji symbolicznych obrzędów uznawano ich za kanibali, za prymitywów pijących ludzką krew i spożywających ludzkie ciało. Do dziś, gdy zdarza mi się wstąpić do kościoła przy okazji jakiś rodzinnych uroczystości i jak słyszę: „To jest kielich krwi mojej, to jest ciało moje, bierzcie i pijcie, bierzcie i jedzcie”, ciarki przechodzą mi po plecach. W czasach znacznie bardziej prymitywnych niż nasze, ludziom ciężko było pojąć symbolikę spożywania ciała i krwi, dlatego traktowano chrześcijańskie obrzędy dosłownie i z obrzydzeniem. Chowający się po grotach pierwsi chrześcijanie byli obiektem wielu plotek i fałszywych sądów, mówiąc inaczej, byli tak traktowani jak dziś traktuje się krwawe sekty. Prześladowani bronili się jak potrafili i jedną z metod obrony, była prokreacja. Brzmi to nieco zabawnie, ale są profesorowie, którzy poświęcili wiele uwagi pierwszym chrześcijanom i w poważnych rozprawach jako jedną z przyczyn rozwoju chrześcijaństwa podają bezwzględne nakazy poszanowania życia narodzonych dzieci i „modę” na wielodzietność. Ten argument jest o tyle poważny, a nie śmieszny, że od czasów narodzin Chrystusa do faktycznego bumu na chrześcijaństwo minęło ponad 300 lat. Dopiero cesarz Konstantyn I Wielki dał chrześcijanom swobodę wyznawania wiary, a później uczynił tę wiarę obowiązującą w Rzymie.

Zanim chrześcijanie stali się znaczącą grupą, tak znaczącą, że cesarz Rzymu nie tylko chciał z nimi rozmawiać, ale się z nimi porozumiał, ciężko na taki stan rzeczy pracowali. W czasie gdy wierzący w wielu Bogów Rzymianie barbarzyńsko traktowali swoje narodzone dzieci, dla chrześcijan rodzina była święta, pewnie i z tamtych czasów bierze się chrześcijańska tradycja patriarchatu. Wychować pokaźną gromadkę dzieci musiało kosztować wiele wysiłku ojca, żywiciela rodziny, to oczywiście luźna uwaga, ale nawet współcześnie pracujący katolicki ojciec jest dla reszty rodziny niemal bogiem. Matka z kolei bohaterką wychowującą dzieci i dbającą o dom. Czcij ojca swego i matkę swoją znaczy tyle, co dbaj o rodzinę i powiększaj grono wiernych. Zakazy zabijania dzieci i wielodzietność bardzo chętnie, w spadku po pierwszych chrześcijanach, przejął kościół katolicki, oczywiście z tych samych powodów. Każdy narodzony w katolickiej rodzinie, to nowy członek kościoła, którego trzeba ochrzcić, poprowadzić przez inne sakramenty i to oczywiście wszystko co łaska kosztuje. Kościół utrzymuje się z datków od wiernych i siłą marketingu zależy mu na tym, na czym zależy każdej firmie – na jak największej liczbie klientów.

Nie tle cynizm i złośliwość kieruje mną w ostatnim akapicie, co autentyczny podziw zarówno dla pierwszych chrześcijan jak i kościoła katolickiego. Szacunek dla życia i wielodzietna rodzina jako prosta recepta na sukces, okazuje się zabójczo skuteczną bronią. Te słynne 95% katolików w Polsce bierze się również stąd, że tuż po narodzinach rodzice choćby średnio zaangażowani religijnie, na wszelki wypadek dziecko chrzczą. Niby to irracjonalne, pachnie wręcz zabobonem, odprawianie jakiś guseł nad noworodkiem, ale jednak rzadko młodzi rodzice decydują się na sterylnie ateistyczne wychowanie. Nawet gdyby sami chcieli, to zaraz cała katolicka rodzina rodziców, ciotek i babć, dostanie zawału na wieść, że dziecko nie ochrzczone. Rodzina to świętość, ojcu i matce należy się cześć, bo wychowują dzieci, im więcej tym lepiej, ponieważ dzieci trzeba ochrzcić i powiększyć tym samym Bożą owczarnię. Z socjologicznego punktu widzenia doskonale zorganizowana społeczność, skazana na sukces i tak też się stało i dzieje nadal. Silne więzi rodzinne pochwalane przez Pana Boga, który ustami kościoła cieszy się z powiększającej się trzódki działa jak najsprawniejszy mechanizm.

Czwarte przykazanie rozpoczyna nowy rozdział w katechetycznym dekalogu i zawiera wbrew pozorom wiele dodatkowych treści, fundamentalnych dla rozwoju Kościoła Katolickiego. Mimo ateizacji przykazania, przykazanie pełni niesłychanie istotną rolę w trwaniu i rozwoju kościoła. W katolickiej rodzinie rodzą się katolickie dzieci, nawet jeśli dorosną i staną się ateistami, muszą mieć wiele odwagi, w pełni ateistyczne małżeństwo i rodziny z sercami jak dzwony aby ich dzieci były już absolutnymi ateistami, czytaj nie ochrzczonymi . A serce nie sługa, zwykle nie pytamy ukochanej, czy ukochanego, jakiego jest wyznania, tylko zakochujemy się od pierwszego wejrzenia. W przypadku małżeństw mieszanych z połową ateizmu, zdecydowana większość związków kończy się sukcesem kościoła, bo i ślub kościelny, a już na pewno dziecko ochrzczone, czyli nowa owieczka w stadzie.

Długo się to nie zmieni, ponieważ ateiści z reguły popełniają ten sam błąd co Rzymianie. Na wielodzietność się krzywią, w aborcji nie widzą nic złego, do szacunku w rodzinie podchodzą zbyt filozoficznie, nie doktrynalnie. Siłą rzeczy niezdyscyplinowani, bezdzietni lub małodzietni ateiści, nie mają szans z katolikami, których w naturalny sposób przybywa. Jedyna szansa na to, aby kiedyś ateizm stał się „religią” wiodącą tkwi w rękach Boga i katolików, którzy stają się nowocześni i pragmatyczni decydując się coraz częściej na rodzinę 2+1. Dlaczego jedyna szansa? Ponieważ nie wierzę, że ateiści na kilka wieków przyjmą model rodziny wielodzietnej i nadrobią straty. Czwarte przykazanie osłabiło nieco mój ateizm, mimo ateizacji samego przykazania. Nie potrafiłbym żyć tak jak najbardziej zaangażowani katolicy, nie wyobrażam sobie siebie w roli ojca siedmiorga dzieci, ale tym bardziej imponuje mi doskonale zorganizowana społeczność katolicka, nastawiona na sukces.

Reklama

25 KOMENTARZE

  1. Idą lepsi od nich
    Doktryna Islamska jest jeszcze bardziej nośna pośród tłumu. Niedługo Islam będzie religią państwową w większości państw świata. Niedługo w skali historycznej oczywiście.
    Współczuję przyszłym Polkom życia w szariacie…

    A co to za format obrazka? Nie otwiera się…

  2. Idą lepsi od nich
    Doktryna Islamska jest jeszcze bardziej nośna pośród tłumu. Niedługo Islam będzie religią państwową w większości państw świata. Niedługo w skali historycznej oczywiście.
    Współczuję przyszłym Polkom życia w szariacie…

    A co to za format obrazka? Nie otwiera się…

  3. Idą lepsi od nich
    Doktryna Islamska jest jeszcze bardziej nośna pośród tłumu. Niedługo Islam będzie religią państwową w większości państw świata. Niedługo w skali historycznej oczywiście.
    Współczuję przyszłym Polkom życia w szariacie…

    A co to za format obrazka? Nie otwiera się…

  4. i tak i nie
    Logika bez zarzutu, jednak trochę za ostro obeszłeś się z faktami.
    Po pierwsze, nawoływanie do mnożenia się nie jest wynalazkiem ani chrześcijaństwa, ani katolicyzmu, było odwieczną doktryną ludzkości, poza nieznacznymi wyjątkami. Wielodzietność zalecano w judaizmie, w Rzymie, w Sumerze i Egipcie.
    Stary Testament jest pełen odniesień do dzietności, płodności (choćby te opowieści o Onanie), katolicy nic tu zasadniczo nie zmienili.
    Po drugie, bezwzględny zakaz aborcji narzucono stosunkowo niedawno, jeszcze w średniowieczu w Kościele istniał pogląd, że istota świeżo narodzona nie jest w pełni człowiekiem, a dusza wstępuje w ciało dopiero po pewnym czasie.
    Póżniej aborcję uznawano za ciężki grzech, lecz nadal nie było zasadniczej sprzeczności tego procederu z naukami Kościoła.
    Wszystko to uległo zmianie dopiero wtedy, gdy zmieniła się doktryna.
    Wprowadzono bowiem kult Marii “zawsze dziewicy”, potem uznano jej “wniebowstąpienie” za fakt bezdyskusyjny.
    Maria stała się równa Bogu, co wymusiło zasadniczą zmianę w podejściu do aborcji. Odtąd każde dziecko było pewną pamiątką po “niepokalanym poczęciu” i nosiło jakaś czastkę świętości.

    • Absolutnie nie twierdzę, że
      Absolutnie nie twierdzę, że wielodzietność, czy zakaz aborcji to “wynalazek” pierwszych chrześcijan. Mówię tylko, że chrześcijanie wielodzietność i zakazu zabijania noworodków przestrzegali jak żadna inna grupa religijna czy społeczna. Nie jestem historykiem i nie będę się wygłupiał z naukowym podejściem, ale z tego co pamiętam Rzymianie wielodzietność i owszem cenili, ale głównie zdrowych chłopców, przyszłych legionistów. Dzieci słabe i kalekie były traktowane bezwzględnie, również dziewczynki nie miały łatwego życia, zwłaszcza gdy bogowie byli zbyt szczodrzy w powoływaniu na świat dziewczynek. Wieldodzietność i owszem, ale zdrowa i najlepiej męska, takie były starożytne preferencje. Chrześcijanie nie zabijali swoich dzieci ani kalekich, ani płci pięknej i te zasady odnajdujemy w późniejszym i współczesnym podejściu katolików do narodzin, a nawet zapłodnienia.

      • cześciowo racja
        Owszem chrześcijanie nie zabijali noworodków (Żydzi też nie), ale przeceniasz znaczenie tego faktu w rozprzestrzenieniu się nowej religii.
        Nie dlatego chrześcijanie wygrali , że było ich więcej dzięki unikaniu aborcji.
        W dodatku masy ludowe akurat pod tym względem miały chrześcijanom dużo do zarzucenia, posądzano ich o dziwo właśnie o zabijanie dzieci, picie krwi i uprawianie magii. Te oskarżenia rozsiewały “wiadome służby” , oraz Żydzi obawiający się konkurencji.
        W sumie to co napisałeś trzyma się kupy, tylko moim zdaniem sprawa stosunku do dzieci jest słabiej związana z tym akurat przykazaniem niż myślisz.

  5. i tak i nie
    Logika bez zarzutu, jednak trochę za ostro obeszłeś się z faktami.
    Po pierwsze, nawoływanie do mnożenia się nie jest wynalazkiem ani chrześcijaństwa, ani katolicyzmu, było odwieczną doktryną ludzkości, poza nieznacznymi wyjątkami. Wielodzietność zalecano w judaizmie, w Rzymie, w Sumerze i Egipcie.
    Stary Testament jest pełen odniesień do dzietności, płodności (choćby te opowieści o Onanie), katolicy nic tu zasadniczo nie zmienili.
    Po drugie, bezwzględny zakaz aborcji narzucono stosunkowo niedawno, jeszcze w średniowieczu w Kościele istniał pogląd, że istota świeżo narodzona nie jest w pełni człowiekiem, a dusza wstępuje w ciało dopiero po pewnym czasie.
    Póżniej aborcję uznawano za ciężki grzech, lecz nadal nie było zasadniczej sprzeczności tego procederu z naukami Kościoła.
    Wszystko to uległo zmianie dopiero wtedy, gdy zmieniła się doktryna.
    Wprowadzono bowiem kult Marii “zawsze dziewicy”, potem uznano jej “wniebowstąpienie” za fakt bezdyskusyjny.
    Maria stała się równa Bogu, co wymusiło zasadniczą zmianę w podejściu do aborcji. Odtąd każde dziecko było pewną pamiątką po “niepokalanym poczęciu” i nosiło jakaś czastkę świętości.

    • Absolutnie nie twierdzę, że
      Absolutnie nie twierdzę, że wielodzietność, czy zakaz aborcji to “wynalazek” pierwszych chrześcijan. Mówię tylko, że chrześcijanie wielodzietność i zakazu zabijania noworodków przestrzegali jak żadna inna grupa religijna czy społeczna. Nie jestem historykiem i nie będę się wygłupiał z naukowym podejściem, ale z tego co pamiętam Rzymianie wielodzietność i owszem cenili, ale głównie zdrowych chłopców, przyszłych legionistów. Dzieci słabe i kalekie były traktowane bezwzględnie, również dziewczynki nie miały łatwego życia, zwłaszcza gdy bogowie byli zbyt szczodrzy w powoływaniu na świat dziewczynek. Wieldodzietność i owszem, ale zdrowa i najlepiej męska, takie były starożytne preferencje. Chrześcijanie nie zabijali swoich dzieci ani kalekich, ani płci pięknej i te zasady odnajdujemy w późniejszym i współczesnym podejściu katolików do narodzin, a nawet zapłodnienia.

      • cześciowo racja
        Owszem chrześcijanie nie zabijali noworodków (Żydzi też nie), ale przeceniasz znaczenie tego faktu w rozprzestrzenieniu się nowej religii.
        Nie dlatego chrześcijanie wygrali , że było ich więcej dzięki unikaniu aborcji.
        W dodatku masy ludowe akurat pod tym względem miały chrześcijanom dużo do zarzucenia, posądzano ich o dziwo właśnie o zabijanie dzieci, picie krwi i uprawianie magii. Te oskarżenia rozsiewały “wiadome służby” , oraz Żydzi obawiający się konkurencji.
        W sumie to co napisałeś trzyma się kupy, tylko moim zdaniem sprawa stosunku do dzieci jest słabiej związana z tym akurat przykazaniem niż myślisz.

  6. i tak i nie
    Logika bez zarzutu, jednak trochę za ostro obeszłeś się z faktami.
    Po pierwsze, nawoływanie do mnożenia się nie jest wynalazkiem ani chrześcijaństwa, ani katolicyzmu, było odwieczną doktryną ludzkości, poza nieznacznymi wyjątkami. Wielodzietność zalecano w judaizmie, w Rzymie, w Sumerze i Egipcie.
    Stary Testament jest pełen odniesień do dzietności, płodności (choćby te opowieści o Onanie), katolicy nic tu zasadniczo nie zmienili.
    Po drugie, bezwzględny zakaz aborcji narzucono stosunkowo niedawno, jeszcze w średniowieczu w Kościele istniał pogląd, że istota świeżo narodzona nie jest w pełni człowiekiem, a dusza wstępuje w ciało dopiero po pewnym czasie.
    Póżniej aborcję uznawano za ciężki grzech, lecz nadal nie było zasadniczej sprzeczności tego procederu z naukami Kościoła.
    Wszystko to uległo zmianie dopiero wtedy, gdy zmieniła się doktryna.
    Wprowadzono bowiem kult Marii “zawsze dziewicy”, potem uznano jej “wniebowstąpienie” za fakt bezdyskusyjny.
    Maria stała się równa Bogu, co wymusiło zasadniczą zmianę w podejściu do aborcji. Odtąd każde dziecko było pewną pamiątką po “niepokalanym poczęciu” i nosiło jakaś czastkę świętości.

    • Absolutnie nie twierdzę, że
      Absolutnie nie twierdzę, że wielodzietność, czy zakaz aborcji to “wynalazek” pierwszych chrześcijan. Mówię tylko, że chrześcijanie wielodzietność i zakazu zabijania noworodków przestrzegali jak żadna inna grupa religijna czy społeczna. Nie jestem historykiem i nie będę się wygłupiał z naukowym podejściem, ale z tego co pamiętam Rzymianie wielodzietność i owszem cenili, ale głównie zdrowych chłopców, przyszłych legionistów. Dzieci słabe i kalekie były traktowane bezwzględnie, również dziewczynki nie miały łatwego życia, zwłaszcza gdy bogowie byli zbyt szczodrzy w powoływaniu na świat dziewczynek. Wieldodzietność i owszem, ale zdrowa i najlepiej męska, takie były starożytne preferencje. Chrześcijanie nie zabijali swoich dzieci ani kalekich, ani płci pięknej i te zasady odnajdujemy w późniejszym i współczesnym podejściu katolików do narodzin, a nawet zapłodnienia.

      • cześciowo racja
        Owszem chrześcijanie nie zabijali noworodków (Żydzi też nie), ale przeceniasz znaczenie tego faktu w rozprzestrzenieniu się nowej religii.
        Nie dlatego chrześcijanie wygrali , że było ich więcej dzięki unikaniu aborcji.
        W dodatku masy ludowe akurat pod tym względem miały chrześcijanom dużo do zarzucenia, posądzano ich o dziwo właśnie o zabijanie dzieci, picie krwi i uprawianie magii. Te oskarżenia rozsiewały “wiadome służby” , oraz Żydzi obawiający się konkurencji.
        W sumie to co napisałeś trzyma się kupy, tylko moim zdaniem sprawa stosunku do dzieci jest słabiej związana z tym akurat przykazaniem niż myślisz.

  7. W drugim akapicie piszesz o ateizacji czwartego
    przykazania.

    Pozory, pozory. Jak będziesz czcił matkę i ojca katolika, to zapomnij o kopaniu skóry do południa w niedzielę. Jedno srogie spojrzenie starego, jeden zamach ścierką starej i szybko zmieniając trampki na wypastowane buciki, pędzisz do świątyni Bożej.

  8. W drugim akapicie piszesz o ateizacji czwartego
    przykazania.

    Pozory, pozory. Jak będziesz czcił matkę i ojca katolika, to zapomnij o kopaniu skóry do południa w niedzielę. Jedno srogie spojrzenie starego, jeden zamach ścierką starej i szybko zmieniając trampki na wypastowane buciki, pędzisz do świątyni Bożej.

  9. W drugim akapicie piszesz o ateizacji czwartego
    przykazania.

    Pozory, pozory. Jak będziesz czcił matkę i ojca katolika, to zapomnij o kopaniu skóry do południa w niedzielę. Jedno srogie spojrzenie starego, jeden zamach ścierką starej i szybko zmieniając trampki na wypastowane buciki, pędzisz do świątyni Bożej.

  10. Małe rozszerzenie do ojcostwa
    Świetna analiza i bardzo dobra seria tekstów o dekalogu.
    Kilka słów ode mnie.

    Dodałbym do tego rozważania o “przykazaniu ojcowskim” rolę tego przykazaniu w uzasadnieniu i utworzeniu hierarchizacji. Każdy wyżej postawiony hierarcha w kk to oczywiście ojciec, prawie każdy zakonnik to ojciec, aby na samym szczycie umieścić najważniejszego również ojca.

    Może to duże uproszczenie, ale tak to postrzegam. Stąd wszystko co zrobi katolik przeciw ojcu to grzech. Znakomita oręż w sprawowaniu władzy i jest to kolejny wniosek w tej sprawie. Ten sposób okazuje się najlepszym w trzymaniu w ryzach podwładnych kapłanów, jak i szarych wiernych. Straszenie wiecznym potępieniem, ekskomuniką, instytucja spowiedzi itd to narzędzia, które bazują między innymi na tym przykazie.

    Na koniec zgadzam się w pełni z tym, że przykazanie to jest poniekąd bzdurą jeśli chodzi o bezkrytyczny szacunek do rodziców. Na autorytet i szacunek trzeba sobie zapracować i nie jest ( i nie powinien) on nam należny z “urzędu” przykazania. Takie postawienie sprawy, jak w przykazaniu, zwalnia każdego rodzica z pracy nad sobą i z pracy nad kształtowaniem więzi z własnym dzieckiem.

    Życie pokazuje zupełnie co innego co widać w przypadku każdego z przykazań kk.

  11. Małe rozszerzenie do ojcostwa
    Świetna analiza i bardzo dobra seria tekstów o dekalogu.
    Kilka słów ode mnie.

    Dodałbym do tego rozważania o “przykazaniu ojcowskim” rolę tego przykazaniu w uzasadnieniu i utworzeniu hierarchizacji. Każdy wyżej postawiony hierarcha w kk to oczywiście ojciec, prawie każdy zakonnik to ojciec, aby na samym szczycie umieścić najważniejszego również ojca.

    Może to duże uproszczenie, ale tak to postrzegam. Stąd wszystko co zrobi katolik przeciw ojcu to grzech. Znakomita oręż w sprawowaniu władzy i jest to kolejny wniosek w tej sprawie. Ten sposób okazuje się najlepszym w trzymaniu w ryzach podwładnych kapłanów, jak i szarych wiernych. Straszenie wiecznym potępieniem, ekskomuniką, instytucja spowiedzi itd to narzędzia, które bazują między innymi na tym przykazie.

    Na koniec zgadzam się w pełni z tym, że przykazanie to jest poniekąd bzdurą jeśli chodzi o bezkrytyczny szacunek do rodziców. Na autorytet i szacunek trzeba sobie zapracować i nie jest ( i nie powinien) on nam należny z “urzędu” przykazania. Takie postawienie sprawy, jak w przykazaniu, zwalnia każdego rodzica z pracy nad sobą i z pracy nad kształtowaniem więzi z własnym dzieckiem.

    Życie pokazuje zupełnie co innego co widać w przypadku każdego z przykazań kk.

  12. Małe rozszerzenie do ojcostwa
    Świetna analiza i bardzo dobra seria tekstów o dekalogu.
    Kilka słów ode mnie.

    Dodałbym do tego rozważania o “przykazaniu ojcowskim” rolę tego przykazaniu w uzasadnieniu i utworzeniu hierarchizacji. Każdy wyżej postawiony hierarcha w kk to oczywiście ojciec, prawie każdy zakonnik to ojciec, aby na samym szczycie umieścić najważniejszego również ojca.

    Może to duże uproszczenie, ale tak to postrzegam. Stąd wszystko co zrobi katolik przeciw ojcu to grzech. Znakomita oręż w sprawowaniu władzy i jest to kolejny wniosek w tej sprawie. Ten sposób okazuje się najlepszym w trzymaniu w ryzach podwładnych kapłanów, jak i szarych wiernych. Straszenie wiecznym potępieniem, ekskomuniką, instytucja spowiedzi itd to narzędzia, które bazują między innymi na tym przykazie.

    Na koniec zgadzam się w pełni z tym, że przykazanie to jest poniekąd bzdurą jeśli chodzi o bezkrytyczny szacunek do rodziców. Na autorytet i szacunek trzeba sobie zapracować i nie jest ( i nie powinien) on nam należny z “urzędu” przykazania. Takie postawienie sprawy, jak w przykazaniu, zwalnia każdego rodzica z pracy nad sobą i z pracy nad kształtowaniem więzi z własnym dzieckiem.

    Życie pokazuje zupełnie co innego co widać w przypadku każdego z przykazań kk.

  13. po czwarte
    Szukałem w Internecie informacji o czwartym przykazaniu, i rozczarowałem się, prawie zero danych.
    Najwyraźniej samo przykazanie, jak i jego katolicka modyfikacja okazują się mało kontrowersyjne.
    Nakaz szacunku dla rodziców, i w zasadzie nic więcej.
    Tym większa zasługa naszej Matki Kurki, że jakiegoś drugiego dna się jednak dogrzebał.
    Dekalog to jednak tylko początek problemu, prawdziwy problem stanowi Ewangelia.
    Na obecnym etapie analizy sytuacja wygląda tak: Kościół rzekł – ?Panu Bogu już dziękujemy, zrobił kawał dobrej roboty, odpoczął w niedzielę, i jego rola skończyła się aż do Sądu Ostatecznego. Przeszłość odkreślamy grubą kreską, i odtąd My będziemy stanowić co dobre, a co złe. Nadchodzi era Syna Bożego i Maryji Wiecznie Dziewicy?

  14. po czwarte
    Szukałem w Internecie informacji o czwartym przykazaniu, i rozczarowałem się, prawie zero danych.
    Najwyraźniej samo przykazanie, jak i jego katolicka modyfikacja okazują się mało kontrowersyjne.
    Nakaz szacunku dla rodziców, i w zasadzie nic więcej.
    Tym większa zasługa naszej Matki Kurki, że jakiegoś drugiego dna się jednak dogrzebał.
    Dekalog to jednak tylko początek problemu, prawdziwy problem stanowi Ewangelia.
    Na obecnym etapie analizy sytuacja wygląda tak: Kościół rzekł – ?Panu Bogu już dziękujemy, zrobił kawał dobrej roboty, odpoczął w niedzielę, i jego rola skończyła się aż do Sądu Ostatecznego. Przeszłość odkreślamy grubą kreską, i odtąd My będziemy stanowić co dobre, a co złe. Nadchodzi era Syna Bożego i Maryji Wiecznie Dziewicy?

  15. po czwarte
    Szukałem w Internecie informacji o czwartym przykazaniu, i rozczarowałem się, prawie zero danych.
    Najwyraźniej samo przykazanie, jak i jego katolicka modyfikacja okazują się mało kontrowersyjne.
    Nakaz szacunku dla rodziców, i w zasadzie nic więcej.
    Tym większa zasługa naszej Matki Kurki, że jakiegoś drugiego dna się jednak dogrzebał.
    Dekalog to jednak tylko początek problemu, prawdziwy problem stanowi Ewangelia.
    Na obecnym etapie analizy sytuacja wygląda tak: Kościół rzekł – ?Panu Bogu już dziękujemy, zrobił kawał dobrej roboty, odpoczął w niedzielę, i jego rola skończyła się aż do Sądu Ostatecznego. Przeszłość odkreślamy grubą kreską, i odtąd My będziemy stanowić co dobre, a co złe. Nadchodzi era Syna Bożego i Maryji Wiecznie Dziewicy?

  16. po czwarte
    Szukałem w Internecie informacji o czwartym przykazaniu, i rozczarowałem się, prawie zero danych.
    Najwyraźniej samo przykazanie, jak i jego katolicka modyfikacja okazują się mało kontrowersyjne.
    Nakaz szacunku dla rodziców, i w zasadzie nic więcej.
    Tym większa zasługa naszej Matki Kurki, że jakiegoś drugiego dna się jednak dogrzebał.
    Dekalog to jednak tylko początek problemu, prawdziwy problem stanowi Ewangelia.
    Na obecnym etapie analizy sytuacja wygląda tak: Kościół rzekł – ?Panu Bogu już dziękujemy, zrobił kawał dobrej roboty, odpoczął w niedzielę, i jego rola skończyła się aż do Sądu Ostatecznego. Przeszłość odkreślamy grubą kreską, i odtąd My będziemy stanowić co dobre, a co złe. Nadchodzi era Syna Bożego i Maryji Wiecznie Dziewicy?