Reklama

Opowiadanie political fiction

 

Reklama

Opowiadanie political fiction

 

– Panie Premierze! Oczekiwane połączenie! Przy telefonie Premier Rosyjskiej Federacji – głos sekretarki przywrócił premiera do rzeczywistości.

Premier polskiego rządu nerwowo przeczesał wąskie pasemko włosów nad czołem. – A może bym spróbował z nim „pogoworit na russkom jazykie” – pomyślał szef rządu. Rosjanie uwielbiają takie gesty, a mnie po latach nauki tego języka w szkole coś w głowie zostało. Może się co nieco otworzy, rozmowa zrobi się duszoczypatielnaja i uda mi się ugrać to i owo. Nastrój Donalda Tuska był, delikatnie mówiąc, podły. Wiedział, że rosyjski premier w rozmowach dyplomatycznych to partner księżycowy, czyli nieprzewidywalny. Żadne zasady międzynarodowej dyplomacji w rozmowach z Ruskimi nie sprawdzały się. Owszem, trzymali się zasad protokołu, tylko po to, żeby 5 minut po zakończeniu rozmów zwołać konferencję prasową i ogłosić swoją wersję, z reguły sprzeczną z ustaleniami rozmów tête-à-tête. Stara szkoła KGB.

 Sytuacja premiera, polskiego rządu, a w ślad za nimi całego narodu była, delikatnie mówiąc, nie do pozazdrozszczenia. Ustalenia poprzednich rządów i jego wicepremiera z koalicyjnego rządu, już dawno przestały odzwierciedlać real politk – Ruscy strzelali Polakom karne, a sędzia, też Ruski, dyktował te karne jeden po drugim. Ropa, gaz, import z Polski warzyw i mięsa – Rosjanie bawili się z Polakami jak z dziećmi, którym wiele się obiecuje i nic nie daje. Kiedy na to nabierają się dzieci, można zrozumieć, ale kiedy dorośli…? – Kolejne rządy RP tłumaczyły to z reguły złożoną sytuacją międzynarodową,  co mniej opanowani – bombami, reszta koniecznością przełamania impasu w rozmowach, koniecznością zrozumienia interesów drugiej strony.

Tymczasem, w obliczu światowej recesji, cierpliwość narodu, czyli rządzonych przez ich własnych przedstawicieli, zaczęła się dramatycznie kurczyć. Katastrofa smoleńska dopełniła czary goryczy i nawet przy pomocy przyjaźnie nastawionych mediów nie udało się przykryć smutnej prawdy, że Rosjanie pogrywali z „Paliaczkami” na całej linii. Chociaż katastrofa była najprawdopodobniej wynikiem totalnego burdelu organizacyjnego służb obu państw i nieukrywanej niechęci wobec polskiego prezydenta, to w świat poszła opinia Rosjan – zrzucająca winę na tragedię wyłącznie na Polaków. Rząd Tuska nie spieszył się z ripostą, jakby kalkulując, że ostra reakcja może znowu wkurwić wielkiego niedźwiedzia, który podokręca kurki z paliwem do Polski i z eksportem polskich towarów. Próbkę tego co może się stać, pokazali Rosjanie latem, zabraniając polskim warzywom wstępu na rosyjskie salony. Z drugiej strony polska opinia publiczna – jak wykazały zlecone przez rząd, a nieopublikowane badania, nie kupiła oficjalnej wersji przyczyn katastrofy, ale też nie oczekiwała od rządu wywoływania wojny z Rosją o prawdę. Kryzys powoli zaglądał do polskich portfeli, więc rodacy coraz mniej czasu poświęcali na poszukiwanie prawdy, a coraz więcej na poszukiwanie pracy.

– Serdecznie witam Panie Premierze – Donald Tusk postanowił jednak rozmawiać po polsku. – Dzień dobry Panie Premierze! – w odpowiedzi usłyszał głos tłumacza.  – Jak tam pogoda w Warszawie? – nastąpiła seria oczywistych pytań i uprzejmości, składających się na grę wstępną telefonicznych rozmów dyplomatycznych. W trakcie takich przymiarek do poważnej rozmowy, dobry psycholog może się zorientować w jakim nastroju jest rozmówca po drugiej stronie słuchawki, czy jest zdrowy, przemęczony, skacowany lub rozluźniony po udanym seksie, nie koniecznie z własną małżonką. Plotki głosiły, że rosyjski prezydent i premier korzystali ze specjalnego oprogramowania komputerowego, które na bieżąco na monitorze wyświetlało podstawowe dane dotyczące stanu emocjonalnego i samopoczucia rozmówcy. Po stronie polskiej rozmowa odbywała się jednak w tradycyjny sposób.

 – Panie premierze, chciałbym poruszyć problem gazu – premier Tusk przeszedł do meritum.

– No, a cóż tam znowu z gazem, dostawy nie dochodzą, a? – po drugiej stronie zabrzmiało dobroduszne pytanie. – U nas zawory otwarte, pompy pracują pełną mocą. Jeżeli do was nie dopływa, to pewnie znowu coś Ukraińcy podbierają – rosyjski rozmówca najwyraźniej od początku dobrze się bawił rozmową.

 – Nie chodzi o dostawy gazu, ale o jego wydobycie. W Polsce. Mam na myśli gaz łupkowy. Problem w tym – polski premier postanowił wyłożyć kawę na ławę, nie dając rosyjskiemu rozmówcy dojść do głosu, żeby uniknąć kolejnych kiepskich dowcipów – że rosyjskie firmy wydobywcze przejmują koncesje, które wydaliśmy firmom amerykańskim, francuskim, norweskim. Moi doradcy twierdzą, że w rękach rosyjskich firm, oficjalnie lub półoficjalnie już znajduje się 60% koncesji. Taka strategia realizowana przez wasze koncerny może zaszkodzić naszym stosunkom handlowym.

– Gospodin Premier-Minister, ja nie za bardzo rozumiem, dlaczego Pan do mnie dzwoni w tej sprawie i o tak późnej porze straszy mnie Pan wojną handlową. Czyżby Polska wycofała się ze strefy wolnego handlu? Czy kierowany przez Pana rząd zamierza pozbawić rosyjski kapitał możliwości swobodnego konkurowania na waszym rynku? No i wreszcie dlaczego uważa Pan, że autonomiczne decyzje handlowe rosyjskich przedsiębiorstw powinny być przedmiotem politycznych rozmów?

 – Cyniczny fiut – pomyślał polski premier – ale ze mną nie tak łatwo. – Panie Premierze, porozmawiajmy bez owijania w bawełnę. Wasze koncerny paliwowe nic nie robią bez waszej zgody, a strategia jest ustalana nie w ich siedzibach, tylko na Kremlu. Wchodzicie w poszukiwania i wydobycie gazu tylko po to żeby utrzymać monopol na dostawy tego surowca w Europie. Nasz interes strategiczny wymaga, aby przeciwdziałać takim działaniom, włącznie z modyfikacją ustawy i rozporządzeń o wydobyciu gazu łupkowego i …

 – Chcecie pogwałcić zasady handlu i swobody przepływu kapitału? Jak Pan to sobie wyobraża? Inne opłaty dla firm rosyjskich inne dla amerykańskich? Każdy arbitraż międzynarodowy zmiecie takie przepisy. Doprawdy miałem was za rozsądnego polityka, a wy mnie tu, jak wy to mówicie takie „strachy na lachy”. Posłuchajcie mnie gospodin Premier-Minister, szczerość za szczerość. W waszym interesie, osobistym i jak sądzę narodowym, leży dobre układanie sobie stosunków z Rosją. Skoro rosyjskie przedsiębiorstwa wchodzą kapitałowo do Polski, to znaczy że im się to opłaca, a skoro im się to opłaca, to wam też się to opłaci.

– Taka retoryka była dobra ponad 20 lat temu Panie Premierze – przerwał wywód Putina Donald Tusk. Dzisiaj mamy trochę inną rzeczywistość!

– Uj, doprawdy? – śmiech po drugiej stronie słuchawki wskazywał, że premier Putin zaczyna się dobrze bawić.  – Jesteście tego pewni? Posłuchajcie mnie, lubię was Donaldzie Wehrmachtowiczu, więc wam odpowiem szczerze, jak czekista czekiście. Polski premier poczerwieniał słysząc tę podwójną obelgę. –Mnie te zmiany polityczne i bajania o wolnej Polsce już zaczynają nudzić. Wam się marzy awans z pionków na hetmanów, a tymczasem od lat ta sama ręka rozstawia i pionki i figury na szachownicy. Wy mnie straszycie jakimiś zmianami, a ja wam szczerze mówię: tisze jediesz, dalsze budiesz. Mało wam jednego rurociągu na Bałtyku? Postroim drugą nitkę. Wybudujecie gazoport po Szczeciniem? Chroroszo. Jutro obudzą was ekolodzy z całego akwenu morza Bałtyckiego, a niemieccy sąsiedzi zaczną przebąkiwać o konieczności rewizji stosunków z Polską i uporczywie zaczną Szczecin nazywać Stettinem. Marzy wam się elektrownia atomowa? A gdyby się okazało, że europejscy geolodzy podniosą larum, że Polska leży w strefie sejsmicznej, małych ale częstych wstrząsów, szczególnie niebezpiecznych dla elektrowni jądrowych?

– Chyba przecenianie swoje możliwości – kąśliwie przerwał Tusk.

– Towarszcz Primie-Minister – śmiejąc się do słuchawki kontynuował rosyjski polityk – czy Pan naprawdę wierzy w globalne ocieplenie i jego ścisły związek z emisją CO2 przez przemysł?

– W tej sprawie mam wątpliwości, ale traktuję to jako haracz, za przynależność Polski do europejskiego klubu .

– Ech Poliaki, zawsze ta sama wiara, że otoczenie chce wam zrobić dobrze. Wszyscy dookoła dobrzy, tylko Rosjanie źli. Niemcy przecięli wam Bałtyk rurą – dobrzy, Francuzi nabudowali sobie elektrowni atomowych i protestują przeciw wydobyciu gazu z polskich łupków – też dobrzy. Duńczycy chcą przeliczania akcyzy na LPG tak żeby wykończyć finansowo parę milionów polskich woditieli – to polski rząd ze zrozumieniem kiwa głową, bo wiadomo – ekologia. A jak Ruscy chcą u was gaz wydobywać, to już chwytacie za szabelkę. Gdzie tu logika Wasze Wieliczestwo? Czy naprawdę wierzy Pan, że pozwolimy wam wyprosić nasze firmy? Że zgodzimy się pozbawić wpływu na to co się u was wydobywa i ile?

– To nasza suwerenna decyzja – ripostował Donald Tusk – w razie czego odwołamy się do instytucji europejskich.

– Miły mój, a odwołuj się kochaneczku gdzie chcesz. Tylko co ci to da – Putin tyleż ubawiony, co poirytowany przeszedł nieoczekiwanie na „ty”. – Oni nic nie zrobią bez naszej zgody.

– Co Pan chce przez to powiedzieć? – głos Tuska przybrał ostry ton – że Komisja Europejska jest prowadzona na waszym pasku? – Fiu, fiu fiu – rozległ się wieloznaczny gwizd po drugiej stronie słuchawki. –To jawna kpina! – krzyknął polski premier. – Te forsythowskie opowieści może Pan sobie darować!

– Forsyth eto miagkij czlen – tłumacząc to tłumacz mimowolnie zaśmiał się. –Przepraszam – dodał pospiesznie od siebie. – Ale cieszy mnie – kontynuował Putin – że Pan Premier na poważnie bierze swoją misję polityczną. To nam bardzo pomaga. Podobnie jak media i co bardziej znani intelektualiści. Spiskowa teoria, to po Protokołach Mędrców Syjonu najlepsze dzieło naszych służb.

–To ilu macie tam swoich ludzi – w pytaniu polskiego premiera pobrzmiewał zarówno sarkazm, ale też i niepokój.

– Zna Pan zasadę de Sartine’a?

– Kiedy spotyka się czterech spiskowców, dwaj z nich to moi ludzie.

– Zgadza się, my tę zasadę zmodyfikowaliśmy do proporcji 3:5, daje lepsze efekty i pozwala kontrolować naszych ludzi.

– Chce Pan powiedzieć, że trzech z pięciu członków instytucji europejskich to wasi szpiedzy?

 – Ach, zaraz szpiedzy. To ludzie przyjaźnie do nas nastawieni, a poza tym zasada 3:5 nie obejmuje wszystkich instytucji.

– Tylko które?

– Tylko te ważniejsze. Nam nie zależy na kierowaniu. Nie lubimy siedzieć za kierownicą, bo to strasznie męczące. Lubimy podziwiać widoki i wskazywać właściwą drogę.

– Czyli?

– Czy Wy naprawdę nie widzicie co się dzieje? Czym jest cały ten proces globalizacji? Toż to wypisz-wymaluj kolejna międzynarodówka, której jak Marksowi, Leninowi i Stalinowi marzy się jeden globalny rząd. Ponieważ idee komunizmu sprały się, zbrodnie Lenina i Stalina przeraziły ludzi, powszechna nędza jaką oferował ustrój klasy robotniczej skutecznie zniechęciła do ideologii opartej na marksiźmie-leniniźmie. Chłopcy z Bilderbergu szykują się całkiem na poważnie do przejęcia władzy i od czasu do czasu sprawdzają odporność ludzi na wstrząsające zjawiska. Śmierć JFK czy 10 września to badanie jak daleko można będzie się posunąć, gdy opadnie już kurtyna i trzeba będzie ludzi wziąć za pysk. Przeludnienie staje się poważnym problemem i utrzymywanie dłużej takiego stanu rzeczy musi skończyć się globalną wojną. Dlatego tych czterech jeźdźców apokalipsy z BlackRock, State Street, Vanguard i Fidelity testuje na Grecji co będzie. Rozumiecie więc, że po naszych doświadczeniach z trzydziestoma milionami trupów głodu na Ukrainie i prawie dwudziestoma w czasie Wojny Ojczyźnianej nie pali się nam do tego towarzystwa. Nas do Bilderbergu nie zapraszają, a odczepnego pozwalają posłuchać bełkotu w czasie spotkań G8. No ale nie doceniają nas.

– Chce Pan żebym uwierzył w światowy spisek? – żachnął Donald Tusk.

– Dogoworka gospodin Premier-Minister, porozumienie – to lepsze określenie. Tak jak przed wojną i w czasie wojny. Wy Poliaki nigdy nie nauczycie się gdzie jest wasze miejsce w szeregu. Ale ja was osobiście lubię Donaldzie Donaldowiczu. Inaczej nie bylibyście premierem.

– Co Pan chce przez to powiedzieć? – warknął Tusk.

– Nu, co tak zęby szczerzy, a? Na niedźwiedzia? – w słuchawce polskiego premiera dał się słyszeć rechot. No to ja wam powiem, co wy w najbliższym czasie będziecie robić. Na początek przerobicie tego swojego, uj swojego, no jaki on tam wasz, ale niech będzie, swojego Grzesia na ministra infrastruktury. Mylę się? No widzicie! A potem spuścicie tę chłopską babę od emerytur – już o tym wy gawarili z tym, no – Pawlakiem. A dalej…

– Dość przerwał premier Tusk – to jakiś obłęd. Wszystkie te poufne informacje znało tylko 4-5 osób.

– Nu co ja wam powiedziałem? Gdzie pięciu się umawia, to trzej…

 – Nie! To nie możliwe. Totalna inwigilacja.

– Oj, nie przesadzajcie, zaraz tam totalna. Macie przecież trochę intymności, rodzinę…, a propos wasza żona…

– Nie, nie, nie! – krzyknął premier – czując że robi mu się ciemno przed oczami i leci w przepaść uderzając o coś boleśnie ramieniem.

–Panie premierze, panie premierze, proszę się obudzić – sekretarka potrząsała ramieniem Donalda Tuska.

– Co? O co chodzi? – premier Polski powracał do rzeczywistości. – Zasnąłem?

– Tak – potwierdziła sekretarka – zdrzemnął się pan na chwilę. Telefon do pana. Oczekiwane połączenie! Przy telefonie Premier Rosyjskiej Federacji…

Reklama

18 KOMENTARZE