Reklama

poniedziałek, 19 styczeń 2009

poniedziałek, 19 styczeń 2009
Na emigracji moje życie toczyło się monotonnie wokół pracy, zarobków, podatków, płatności, spraw osobistych. Życie towarzyskie i dyskusje to było kino, teatr, sport dla większości, anegdoty z życia rodzinnego lub ewentualne zwierzenia osobiste. Tematy polityczne interesowały głównie studentów wydziału nauk politycznych i nie były omawiane przy kolacji czy kieliszku wina. Po powrocie do Polski prawie automatycznie udzieliła mi się atmosfera politycznej euforii i przez całe miesiące trwała moja intensywna edukacja za pośrednictwem prasy oraz stacji tvn24. Już po krótkim czasie znałam na wyrywki wiadomości "z ostatniej chwili", a zaciekłe wojny słowne polityków wszystkich opcji miałam przerobione co do ostatniego wykrzyknika. Partnerów do dyskusji znajduję zawsze i wszędzie. Najciekawsze debaty zdarzyło mi się przeprowadzić: w pociągu na trasie Warszawa – Gdynia Główna – Warszawa, Warszawa – Wrocław – Warszawa; z taksówkarzami w godzinach szczytu; w kolejkach na poczcie i w urzędach (ach, ta nostalgia); w poczekalniach przychodni medycznych. Dyskusje z rodzina i znajomymi są mało ekscytujące, ponieważ najczęściej mamy wszyscy bardzo podobny punkt widzenia.

Reklama

Mijają właśnie dwa lata od mojego powrotu. Zaczynam być już trochę poirytowana przewidywalnym jazgotem rodzimych polityków. Oglądając piątkowy program Konrada Piaseckiego, odniosłam kolejne wrażenie, że pan Jacek Kurski stanowi fenomenalny obiekt, wart wszelakich obserwacji naukowych, z racji swojej miażdżącej sprawności w dziedzinie demagogicznej retoryki. Nawet inteligentne czoło, bardzo poniekąd bystro ciętego redaktora Piaseckiego, pokryło się rozpaczliwie kropelkami potu. Przebicie się przez kuloodporny słowotok posła Kurskiego wymaga niezmiennie zdolności nadprzyrodzonych. W szalonym ferworze swojej dzikiej tyrady, pan Jacek Kurski potwierdził informację o kandydaturze pana Zbigniewa Ziobry do Parlamentu Europejskiego, uplasowanego na pierwszym miejscu wyborczej listy PIS u. Dlatego właśnie, były pan minister Zbigniew Ziobro uczy się, ponoć bardzo intensywnie, języka angielskiego. Na naukę nigdy nie jest za późno, robi mi się jednak dziwnie nieswojo na myśl o ważnych sprawach polsko-europejskich roztrząsanych w Brukseli przez pana Ziobrę. Mam tylko nadzieje, że te lekcje, które tak skwapliwie teraz pobiera, skupiają w sobie wszelkie osiągalne metody skutecznego nauczania.
Boże, miej nas w swojej opiece.
Autor: Pistacjowy Kosmita

Reklama