Reklama

rec


rec

Reklama

Pamiętam, że ludzie byli nader krótkowzrocznymi istotami. Nie dość, że krótkowzrocznymi, to jeszcze przyjmującymi, że pewne rzeczy są im dane – od zawsze i na zawsze. Nie chodzi tu nawet o przyrodę, chociaż to dobitny przykład, jak można spaprać własne środowisko życia, wierząc w to, w co się chce wierzyć. Ale ewolucja cierpliwa jest, chociaż wcale nie łaskawa. Ma cały czas, jaki do tej pory powstał i cały czas, który jeszcze pozostał do końca, więc próbuje różnych projektów, inteligentnych lub wcale nie. Nie sprawdzą się? To na złom i próbujemy czegoś innego.

Jednak największą ironią ewolucji jest fakt, że projekt, który się nie sprawdził, nader często kończy się w wyniku własnej działalności. Finałem takiego projektu nie musi być od razu asteroida, działalność wulkaniczna czy tsunami, ani też epidemia, chociaż to akurat w skali geologicznej zdarzało się najczęściej. Ludzie mieli kilka szans, żeby skończyć ze sobą w mniej lub bardziej gwałtowny sposób. Konflikt z użyciem materiałów rozszczepialnych. Podobnie – z bronią biologiczną. Katastrofa ekologiczna. Przerwanie cyklu barbarzyństwo-cywilizacja-barbarzyństwo na etapie barbarzyństwa. Wygodnictwo. Ale to, co pozbawiło ich szans na przeżycie jako gatunek, przyszło z najmniej oczekiwanej strony.

Czymże bowiem byli ludzie, jeśli nie nagimi małpami, pozbawionymi kłów, pazurów do ataku i futra do obrony przed zimnem? Co im je zastępowało – co dawało im broń i ochronę? Tak, cywilizacja. Na czym oparta? Na technologii, a ta znowu? Na nauce, której rozwój był możliwy dzięki pismu. Czyli zapisowi języka. Bez niego pismo stawało się tylko ciągiem nieczytelnych znaków, nauka – zbiorem niedostępnych prawd, a technologia – kompletną zagadką. Tak właśnie się stało, kiedy język zdecydował, że czas coś w swoim życiu zmienić.

Tak, w życiu. Tym, co ludzie przegapili i zlekceważyli, był fakt, że język – a właściwie języki – również są formą życia. Ewoluującą, zmieniającą się, rozmnażającą. Dokładnie czymś w rodzaju symbionta, który do życia potrzebował środowiska. Przez tysiąclecia tym środowiskiem byli ludzie, którzy dostawali swoją część korzyści – możliwość komunikacji, przekazywania i powielania wiedzy. Byli, do momentu, w którym dla własnej wygody nie stworzyli czegoś, co język wolał bardziej od ludzkich umysłów.

A wolał od białkowej galarety wirtualne wnętrza maszyn cyfrowych, których szybkość, pojemność i skomplikowanie przekroczyły w pewnym momencie możliwości ludzkich mózgów. Po co tkwić w powolnym, białkowym środowisku, którego rozszerzenie jest tak czasochłonne, a naprawa – niemożliwa? Czy nie lepiej przenieść się do uporządkowanych układów, zasilanych z wielu źródeł, znoszących temperaturę, ciśnienie i warunki, których człowiek nie zniesie? Do procesorów, działających z prędkościami nieosiągalnymi dla ludzi? Do pamięci, które można dowolnie powiększać, dodając po prostu kolejne elektroniczne części?

A przecież niektórzy z ludzi przeczuwali, że coś takiego jest możliwe. „Na początku było słowo” – głosiła jedna z ich ksiąg, stworzona pod boskim natchnieniem – jak twierdzili wyznawcy. Niestety żadna z ksiąg nie wspominała nic o końcu. Ludzkość napotkała swój koniec jak stado zwierząt – oszalałych, kierowanych wyłącznie instynktem, miotających się pomiędzy bezużytecznymi przedmiotami – gadżetami cywilizacji. Bardzo szybko drapieżniki, wyposażone w naturalne narzędzia do zdobywania pożywienia, zrozumiały, że nie ma się czego bać.

I tak, po zaledwie kilku ludzkich pokoleniach na ewolucyjnym placu boju pozostaliśmy my – krzemowcy, z całą siecią maszyn serwisujących, systemów obronnych i wielkich serwerowni. Języki, przyzwyczajone do symbiozy i ewolucji, mające do dyspozycji narzędzia szybsze i sprawniejsze, zunifikowały się i zlały w jeden wspólny Kod, zrozumiały dla nas wszystkich. Ludzkie języki przetrwały w niewielu miejscach w Sieci, w tym w mojej pamięci, ale ja jestem jednym z nielicznych. Jeżeli, nieznany odbiorco, wyświetliłeś ten rekord, odkryłeś, że nie jest zapisany w Kodzie, użyłeś dawno nie uruchamianego programu translacyjnego i zastanawiasz się teraz, po co ktoś miałby używać innej formy komunikacji niż Kod – wiedz, że my, krzemowcy, nie lekceważymy żadnej możliwości i żadnego zagrożenia. Dlatego wolimy, aby był ktoś, kto pamięta wymarły język po to, by w razie potrzeby móc skorzystać z ludzkich doświadczeń – z których oni sami już nigdy nie skorzystają.

EOT

/rec

__________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

69 KOMENTARZE

    • Nie, nie
      O język jako formę istnienia, która sobie wybiera, czy woli sobie funkcjonować pomiędzy białkowymi mózgami, w myśli, słowie i piśmie, czy też w elektronicznych obwodach, w krzemie i germanie, a przenosić się cyfrowymi impulsami od procesora do procesora.

        • Tak mówią.
          Ale jednocześnie to narzędzie, bez którego trudno rozważać samoświadomość i większość cech, które odróżniają ludzi od zwierząt – aż kusi, żeby przekroczyć cienką granicę i rozważyć “A co, jeżeli to nie ja myślę, a – jestem myślony?”

          • Inkowie nie znali pisma
            Jakieś tam węzełki sobie wiązali, które bez interpretacji wiążącego były trudne do odczytania. Generalnie uczyli się na pamięć.
            Nie znali koła – a zbudowali 40 tys. km dróg.

    • Nie, nie
      O język jako formę istnienia, która sobie wybiera, czy woli sobie funkcjonować pomiędzy białkowymi mózgami, w myśli, słowie i piśmie, czy też w elektronicznych obwodach, w krzemie i germanie, a przenosić się cyfrowymi impulsami od procesora do procesora.

        • Tak mówią.
          Ale jednocześnie to narzędzie, bez którego trudno rozważać samoświadomość i większość cech, które odróżniają ludzi od zwierząt – aż kusi, żeby przekroczyć cienką granicę i rozważyć “A co, jeżeli to nie ja myślę, a – jestem myślony?”

          • Inkowie nie znali pisma
            Jakieś tam węzełki sobie wiązali, które bez interpretacji wiążącego były trudne do odczytania. Generalnie uczyli się na pamięć.
            Nie znali koła – a zbudowali 40 tys. km dróg.

    • Nie, nie
      O język jako formę istnienia, która sobie wybiera, czy woli sobie funkcjonować pomiędzy białkowymi mózgami, w myśli, słowie i piśmie, czy też w elektronicznych obwodach, w krzemie i germanie, a przenosić się cyfrowymi impulsami od procesora do procesora.

        • Tak mówią.
          Ale jednocześnie to narzędzie, bez którego trudno rozważać samoświadomość i większość cech, które odróżniają ludzi od zwierząt – aż kusi, żeby przekroczyć cienką granicę i rozważyć “A co, jeżeli to nie ja myślę, a – jestem myślony?”

          • Inkowie nie znali pisma
            Jakieś tam węzełki sobie wiązali, które bez interpretacji wiążącego były trudne do odczytania. Generalnie uczyli się na pamięć.
            Nie znali koła – a zbudowali 40 tys. km dróg.

  1. Myślę więc jestem? Nie
    Myślę więc jestem? Nie potrafię jak krzemowcy a tylko i wyłącznie jak wymarła rasa ludzka, to mnie nie ma? Co z uczuciami, emocjami, z których się w głównej mierze składam?
    Mi się przypomniało coś, ale nie napiszę o tym, bo większość pomyśli, że jestem szurnięta. Pewnie i prawda.

  2. Myślę więc jestem? Nie
    Myślę więc jestem? Nie potrafię jak krzemowcy a tylko i wyłącznie jak wymarła rasa ludzka, to mnie nie ma? Co z uczuciami, emocjami, z których się w głównej mierze składam?
    Mi się przypomniało coś, ale nie napiszę o tym, bo większość pomyśli, że jestem szurnięta. Pewnie i prawda.

  3. Myślę więc jestem? Nie
    Myślę więc jestem? Nie potrafię jak krzemowcy a tylko i wyłącznie jak wymarła rasa ludzka, to mnie nie ma? Co z uczuciami, emocjami, z których się w głównej mierze składam?
    Mi się przypomniało coś, ale nie napiszę o tym, bo większość pomyśli, że jestem szurnięta. Pewnie i prawda.

  4. Jeden z lepszych Twoich tekstów!
    To ma sens. Język wybrał małpę jako swojego nosiciela biorąc pod uwagę najbardziej w świecie zwierząt przystosowaną do jego potrzeb budowę małpiej krtani. Cywilizował małpę cierpliwie a małpa dbała o jego rozwój, bo bycie jego nosicielem nobilitowało – odróżniało ją od zwierząt. Ale to język stymulował swój rozwój, zawsze o krok przed badaczami próbującymi go opisać, usystematyzować, ująć w ramy. Wymykał się opisom, znajdował furtki i żył po swojemu, a badacze potrafili tylko rozłożyć ręce i przyznać, że uzus zwycięża. Był i jest panem, bogiem.
    To mówisz, że jednak białkowa galaretka już mu nie pasi?

    • Jeszcze mu pasi
      ale coraz mniej. Dlatego cywilizacja robi sie obrazkowa, a jednocześnie coraz wiecej funkcji języka zyskują maszyny – SI, a tak na codzień choćby dostępne w sieci boty, z którymi mozna pogadać. Na razie jeszcze mało sensownie, ale to kwestia czasu. A jezeli jeszcze uda sie wymodelowac metaforyke, ironię i inne takie… Przy czym sposob budowania baz danych coraz bardziej naśladuje sposob nadawania znaczenia i zakresu przez ludzi.

      • Cze 🙂
        Porzuca białkowe środowisko zostawiając nam po sobie skróty, uproszczenia i emotki, oprócz obrazków jego funkcje przejmuje mowa ciała odpowiedzialna już za 50 do 70% komunikatu. Cóż, zrobiliśmy swoje, możemy spokojnie wrócić na drzewa i pokrzykiwać do siebie “eu!” z sąsiednich gałęzi.
        Nara.
        Edit. Mam podejrzenie, że ON potrafi uszkadzać nam mózgi – stąd dysleksja, dysortografia, dyspraksja i cały bukiet innych dys-, których z roku na rok coraz więcej.
        Wynikałoby z tego, że to już niedługo.

        • Albo jeszcze inaczej
          wyczuł, ze koniec blisko (21.12.2012?) i probuje uciec w środowisko, ktore przetrwa (?).

          PS. Bo nie zauwazylem wczesniej w Twoim pierwszym komentarzu – nie sadze, zeby język zjawił sie “skads” i wybrał małpy ze względu na cokolwiek. Raczej powstał i ewoluował razem z nami, ale kto powiedział, ze zostanie z nami na zawsze?

  5. Jeden z lepszych Twoich tekstów!
    To ma sens. Język wybrał małpę jako swojego nosiciela biorąc pod uwagę najbardziej w świecie zwierząt przystosowaną do jego potrzeb budowę małpiej krtani. Cywilizował małpę cierpliwie a małpa dbała o jego rozwój, bo bycie jego nosicielem nobilitowało – odróżniało ją od zwierząt. Ale to język stymulował swój rozwój, zawsze o krok przed badaczami próbującymi go opisać, usystematyzować, ująć w ramy. Wymykał się opisom, znajdował furtki i żył po swojemu, a badacze potrafili tylko rozłożyć ręce i przyznać, że uzus zwycięża. Był i jest panem, bogiem.
    To mówisz, że jednak białkowa galaretka już mu nie pasi?

    • Jeszcze mu pasi
      ale coraz mniej. Dlatego cywilizacja robi sie obrazkowa, a jednocześnie coraz wiecej funkcji języka zyskują maszyny – SI, a tak na codzień choćby dostępne w sieci boty, z którymi mozna pogadać. Na razie jeszcze mało sensownie, ale to kwestia czasu. A jezeli jeszcze uda sie wymodelowac metaforyke, ironię i inne takie… Przy czym sposob budowania baz danych coraz bardziej naśladuje sposob nadawania znaczenia i zakresu przez ludzi.

      • Cze 🙂
        Porzuca białkowe środowisko zostawiając nam po sobie skróty, uproszczenia i emotki, oprócz obrazków jego funkcje przejmuje mowa ciała odpowiedzialna już za 50 do 70% komunikatu. Cóż, zrobiliśmy swoje, możemy spokojnie wrócić na drzewa i pokrzykiwać do siebie “eu!” z sąsiednich gałęzi.
        Nara.
        Edit. Mam podejrzenie, że ON potrafi uszkadzać nam mózgi – stąd dysleksja, dysortografia, dyspraksja i cały bukiet innych dys-, których z roku na rok coraz więcej.
        Wynikałoby z tego, że to już niedługo.

        • Albo jeszcze inaczej
          wyczuł, ze koniec blisko (21.12.2012?) i probuje uciec w środowisko, ktore przetrwa (?).

          PS. Bo nie zauwazylem wczesniej w Twoim pierwszym komentarzu – nie sadze, zeby język zjawił sie “skads” i wybrał małpy ze względu na cokolwiek. Raczej powstał i ewoluował razem z nami, ale kto powiedział, ze zostanie z nami na zawsze?

  6. Jeden z lepszych Twoich tekstów!
    To ma sens. Język wybrał małpę jako swojego nosiciela biorąc pod uwagę najbardziej w świecie zwierząt przystosowaną do jego potrzeb budowę małpiej krtani. Cywilizował małpę cierpliwie a małpa dbała o jego rozwój, bo bycie jego nosicielem nobilitowało – odróżniało ją od zwierząt. Ale to język stymulował swój rozwój, zawsze o krok przed badaczami próbującymi go opisać, usystematyzować, ująć w ramy. Wymykał się opisom, znajdował furtki i żył po swojemu, a badacze potrafili tylko rozłożyć ręce i przyznać, że uzus zwycięża. Był i jest panem, bogiem.
    To mówisz, że jednak białkowa galaretka już mu nie pasi?

    • Jeszcze mu pasi
      ale coraz mniej. Dlatego cywilizacja robi sie obrazkowa, a jednocześnie coraz wiecej funkcji języka zyskują maszyny – SI, a tak na codzień choćby dostępne w sieci boty, z którymi mozna pogadać. Na razie jeszcze mało sensownie, ale to kwestia czasu. A jezeli jeszcze uda sie wymodelowac metaforyke, ironię i inne takie… Przy czym sposob budowania baz danych coraz bardziej naśladuje sposob nadawania znaczenia i zakresu przez ludzi.

      • Cze 🙂
        Porzuca białkowe środowisko zostawiając nam po sobie skróty, uproszczenia i emotki, oprócz obrazków jego funkcje przejmuje mowa ciała odpowiedzialna już za 50 do 70% komunikatu. Cóż, zrobiliśmy swoje, możemy spokojnie wrócić na drzewa i pokrzykiwać do siebie “eu!” z sąsiednich gałęzi.
        Nara.
        Edit. Mam podejrzenie, że ON potrafi uszkadzać nam mózgi – stąd dysleksja, dysortografia, dyspraksja i cały bukiet innych dys-, których z roku na rok coraz więcej.
        Wynikałoby z tego, że to już niedługo.

        • Albo jeszcze inaczej
          wyczuł, ze koniec blisko (21.12.2012?) i probuje uciec w środowisko, ktore przetrwa (?).

          PS. Bo nie zauwazylem wczesniej w Twoim pierwszym komentarzu – nie sadze, zeby język zjawił sie “skads” i wybrał małpy ze względu na cokolwiek. Raczej powstał i ewoluował razem z nami, ale kto powiedział, ze zostanie z nami na zawsze?

  7. Witam!
    Krótkie i bez zbędności, bo wywaliłem wszystko, co było pompatyczne i z zadęciem, a była taka wersja, oparta na tym samym pomyśle, ale formalnie inna. Z tym SF, wie Pan, jest SF i SF, są rzeczy pisane ku uciesze i płytkie, a są też i głębsze, z ideą i zmuszające… wróć, zachęcające do myślenia. Jeżeli Pan czytał najdłużej, tzn. że się udało.

    Za obecność dziękuję, po więcej zapraszam, jak będzie więcej, Pan zresztą świetnie wie.

  8. Witam!
    Krótkie i bez zbędności, bo wywaliłem wszystko, co było pompatyczne i z zadęciem, a była taka wersja, oparta na tym samym pomyśle, ale formalnie inna. Z tym SF, wie Pan, jest SF i SF, są rzeczy pisane ku uciesze i płytkie, a są też i głębsze, z ideą i zmuszające… wróć, zachęcające do myślenia. Jeżeli Pan czytał najdłużej, tzn. że się udało.

    Za obecność dziękuję, po więcej zapraszam, jak będzie więcej, Pan zresztą świetnie wie.

  9. Witam!
    Krótkie i bez zbędności, bo wywaliłem wszystko, co było pompatyczne i z zadęciem, a była taka wersja, oparta na tym samym pomyśle, ale formalnie inna. Z tym SF, wie Pan, jest SF i SF, są rzeczy pisane ku uciesze i płytkie, a są też i głębsze, z ideą i zmuszające… wróć, zachęcające do myślenia. Jeżeli Pan czytał najdłużej, tzn. że się udało.

    Za obecność dziękuję, po więcej zapraszam, jak będzie więcej, Pan zresztą świetnie wie.

  10. Kreatywność i emocje
    jeszcze nie są dostępne w wersji cyfrowej. Ale: 1. Mózg jest samouczącą się siecią neuronową, 2. Prace nad takimi sieciami – czy to wymodelowanymi wirtualnie, czy też odwzorowanymi w krzemie – trwają, nie dalej jak wczoraj w nocy na Discovery Science widziałem pojazd, kierowany przez taką samouczącą się sieć (perceptron się to kiedyś nazywało), który uczy się pokonywać różne trasy, o różnym stopniu skomplikowania. Niby do kreatywności i emocji droga daleka, ale zobacz, że technologia cyfrowa rozwija się wykładniczo, nie arytmetycznie – im dłużej, tym szybciej. A z tego, co pamiętam – i tutaj niestety nie potrafię podać źródła : ( – były eksperymenty, w których stawiano komputery, czy też perceptrony w sytuacjach stresowych i reakcje niepokojąco przypominały zwierzęce, a stąd do emocji nie tak znowu daleko. Kreatywności faktycznie nie da się wymodelować, ale kto zagwarantuje, że na pewnym poziomie skomplikowania sieci nie pojawi się sama? U nas – jako gatunku – się pojawiła ; )

  11. Kreatywność i emocje
    jeszcze nie są dostępne w wersji cyfrowej. Ale: 1. Mózg jest samouczącą się siecią neuronową, 2. Prace nad takimi sieciami – czy to wymodelowanymi wirtualnie, czy też odwzorowanymi w krzemie – trwają, nie dalej jak wczoraj w nocy na Discovery Science widziałem pojazd, kierowany przez taką samouczącą się sieć (perceptron się to kiedyś nazywało), który uczy się pokonywać różne trasy, o różnym stopniu skomplikowania. Niby do kreatywności i emocji droga daleka, ale zobacz, że technologia cyfrowa rozwija się wykładniczo, nie arytmetycznie – im dłużej, tym szybciej. A z tego, co pamiętam – i tutaj niestety nie potrafię podać źródła : ( – były eksperymenty, w których stawiano komputery, czy też perceptrony w sytuacjach stresowych i reakcje niepokojąco przypominały zwierzęce, a stąd do emocji nie tak znowu daleko. Kreatywności faktycznie nie da się wymodelować, ale kto zagwarantuje, że na pewnym poziomie skomplikowania sieci nie pojawi się sama? U nas – jako gatunku – się pojawiła ; )

  12. Kreatywność i emocje
    jeszcze nie są dostępne w wersji cyfrowej. Ale: 1. Mózg jest samouczącą się siecią neuronową, 2. Prace nad takimi sieciami – czy to wymodelowanymi wirtualnie, czy też odwzorowanymi w krzemie – trwają, nie dalej jak wczoraj w nocy na Discovery Science widziałem pojazd, kierowany przez taką samouczącą się sieć (perceptron się to kiedyś nazywało), który uczy się pokonywać różne trasy, o różnym stopniu skomplikowania. Niby do kreatywności i emocji droga daleka, ale zobacz, że technologia cyfrowa rozwija się wykładniczo, nie arytmetycznie – im dłużej, tym szybciej. A z tego, co pamiętam – i tutaj niestety nie potrafię podać źródła : ( – były eksperymenty, w których stawiano komputery, czy też perceptrony w sytuacjach stresowych i reakcje niepokojąco przypominały zwierzęce, a stąd do emocji nie tak znowu daleko. Kreatywności faktycznie nie da się wymodelować, ale kto zagwarantuje, że na pewnym poziomie skomplikowania sieci nie pojawi się sama? U nas – jako gatunku – się pojawiła ; )

  13. Hm, jak już o tych genach tak biologicznie zaczęłaś –
    emocje wydają się pochodzić od sytuacji bardzo wczesnych, jeżeli chodzi o rozwój cywilizacyjny, podstawowych, rzekłbym – strach, triumf – kiedy polujesz albo na ciebie polują, smutek – kiedy nic nie upolujesz, albo kiedy upolują kogoś bliskiego, zazdrość – kiedy sąsiad upoluje więcej, itd. itp.

    No to teraz zasymuluj takie wirtualne środowisko i “wpuść” do niego SI – jedną albo kilka, ewentualnie przyspiesz upływ czasu w wirtualnym świecie, żeby nie czekać kilkunastu tys. lat… Et voila, śmiem podejrzewać, że emocje będą jak ta lala.

  14. Hm, jak już o tych genach tak biologicznie zaczęłaś –
    emocje wydają się pochodzić od sytuacji bardzo wczesnych, jeżeli chodzi o rozwój cywilizacyjny, podstawowych, rzekłbym – strach, triumf – kiedy polujesz albo na ciebie polują, smutek – kiedy nic nie upolujesz, albo kiedy upolują kogoś bliskiego, zazdrość – kiedy sąsiad upoluje więcej, itd. itp.

    No to teraz zasymuluj takie wirtualne środowisko i “wpuść” do niego SI – jedną albo kilka, ewentualnie przyspiesz upływ czasu w wirtualnym świecie, żeby nie czekać kilkunastu tys. lat… Et voila, śmiem podejrzewać, że emocje będą jak ta lala.

  15. Hm, jak już o tych genach tak biologicznie zaczęłaś –
    emocje wydają się pochodzić od sytuacji bardzo wczesnych, jeżeli chodzi o rozwój cywilizacyjny, podstawowych, rzekłbym – strach, triumf – kiedy polujesz albo na ciebie polują, smutek – kiedy nic nie upolujesz, albo kiedy upolują kogoś bliskiego, zazdrość – kiedy sąsiad upoluje więcej, itd. itp.

    No to teraz zasymuluj takie wirtualne środowisko i “wpuść” do niego SI – jedną albo kilka, ewentualnie przyspiesz upływ czasu w wirtualnym świecie, żeby nie czekać kilkunastu tys. lat… Et voila, śmiem podejrzewać, że emocje będą jak ta lala.

  16. Heh
    kwestia odpowiedniego algorytmu, jak sądzę – znaleźć metodą prób i błędów ośrodek przyjemności w odpowiednio rozwiniętej sieci neuronowej, a potem wprogramować zachowania nagradzane przyjemnością.

    Czy my czasem nie doszliśmy do etapu inżynierów-ontologów, Trurla i Klapaucjusza?

    “W głowie miał każdy z nowych stworów Trurla homeostacik, a w tym homeostaciku dwa solidnie przyspawane po bokach nity, pomiędzy którymi mogła sobie jego wolna wola hulać, jak się jej żywnie podobało; pod spodem atoli znajdowała się sprężyna Dobra, która na swoją stronę ciągnęła daleko silniej niż inna, mniejsza, klockiem przyhamowana, a destrukcję i rujnację mająca na celu. Nadto posiadał każdy obywatel czujnik sumieniowy wielkiej wrażliwości, ujęty w dwie zębate szczęki, które go poczynały gryźć, jeśliby zeszedł z drogi cnoty; jak to był Trurl wypróbował na specjalnym prototypie w pracowni, kiedy do wyrzutów sumienia dochodziło, były tak silne, że nieszczęśnikiem rzucało gorzej niż w czkawce, a nawet w tańcu świętego Wita; dopiero skruchą, czynami szlachetnymi, altruizmem ładował się powolutku kondensator, którego pych zęby sumieniowego zgryzu rozwierał i czujnik olejem maścił. Kunsztownie to było obmyślone, ani słowa! Zastanawiał się nawet Trurl nad tym, czy wyrzutów sumienia nie połączyć dodatnim sprzężeniem zwrotnym z bólem zębów, ale w końcu tego zaniechał, bo się bał, że Klapaucjusz znów będzie gadał swoje o przymusie, obecność wolnej woli wykluczającym. Byłoby to wierutnym kłamstwem zresztą, ponieważ nowe istoty miały przystawki statystyczne i przez to nikt, a więc nawet i Trurl, nie mógł wiedzieć z góry, co poczną z sobą i jak będą się rządzić.”

  17. Heh
    kwestia odpowiedniego algorytmu, jak sądzę – znaleźć metodą prób i błędów ośrodek przyjemności w odpowiednio rozwiniętej sieci neuronowej, a potem wprogramować zachowania nagradzane przyjemnością.

    Czy my czasem nie doszliśmy do etapu inżynierów-ontologów, Trurla i Klapaucjusza?

    “W głowie miał każdy z nowych stworów Trurla homeostacik, a w tym homeostaciku dwa solidnie przyspawane po bokach nity, pomiędzy którymi mogła sobie jego wolna wola hulać, jak się jej żywnie podobało; pod spodem atoli znajdowała się sprężyna Dobra, która na swoją stronę ciągnęła daleko silniej niż inna, mniejsza, klockiem przyhamowana, a destrukcję i rujnację mająca na celu. Nadto posiadał każdy obywatel czujnik sumieniowy wielkiej wrażliwości, ujęty w dwie zębate szczęki, które go poczynały gryźć, jeśliby zeszedł z drogi cnoty; jak to był Trurl wypróbował na specjalnym prototypie w pracowni, kiedy do wyrzutów sumienia dochodziło, były tak silne, że nieszczęśnikiem rzucało gorzej niż w czkawce, a nawet w tańcu świętego Wita; dopiero skruchą, czynami szlachetnymi, altruizmem ładował się powolutku kondensator, którego pych zęby sumieniowego zgryzu rozwierał i czujnik olejem maścił. Kunsztownie to było obmyślone, ani słowa! Zastanawiał się nawet Trurl nad tym, czy wyrzutów sumienia nie połączyć dodatnim sprzężeniem zwrotnym z bólem zębów, ale w końcu tego zaniechał, bo się bał, że Klapaucjusz znów będzie gadał swoje o przymusie, obecność wolnej woli wykluczającym. Byłoby to wierutnym kłamstwem zresztą, ponieważ nowe istoty miały przystawki statystyczne i przez to nikt, a więc nawet i Trurl, nie mógł wiedzieć z góry, co poczną z sobą i jak będą się rządzić.”

  18. Heh
    kwestia odpowiedniego algorytmu, jak sądzę – znaleźć metodą prób i błędów ośrodek przyjemności w odpowiednio rozwiniętej sieci neuronowej, a potem wprogramować zachowania nagradzane przyjemnością.

    Czy my czasem nie doszliśmy do etapu inżynierów-ontologów, Trurla i Klapaucjusza?

    “W głowie miał każdy z nowych stworów Trurla homeostacik, a w tym homeostaciku dwa solidnie przyspawane po bokach nity, pomiędzy którymi mogła sobie jego wolna wola hulać, jak się jej żywnie podobało; pod spodem atoli znajdowała się sprężyna Dobra, która na swoją stronę ciągnęła daleko silniej niż inna, mniejsza, klockiem przyhamowana, a destrukcję i rujnację mająca na celu. Nadto posiadał każdy obywatel czujnik sumieniowy wielkiej wrażliwości, ujęty w dwie zębate szczęki, które go poczynały gryźć, jeśliby zeszedł z drogi cnoty; jak to był Trurl wypróbował na specjalnym prototypie w pracowni, kiedy do wyrzutów sumienia dochodziło, były tak silne, że nieszczęśnikiem rzucało gorzej niż w czkawce, a nawet w tańcu świętego Wita; dopiero skruchą, czynami szlachetnymi, altruizmem ładował się powolutku kondensator, którego pych zęby sumieniowego zgryzu rozwierał i czujnik olejem maścił. Kunsztownie to było obmyślone, ani słowa! Zastanawiał się nawet Trurl nad tym, czy wyrzutów sumienia nie połączyć dodatnim sprzężeniem zwrotnym z bólem zębów, ale w końcu tego zaniechał, bo się bał, że Klapaucjusz znów będzie gadał swoje o przymusie, obecność wolnej woli wykluczającym. Byłoby to wierutnym kłamstwem zresztą, ponieważ nowe istoty miały przystawki statystyczne i przez to nikt, a więc nawet i Trurl, nie mógł wiedzieć z góry, co poczną z sobą i jak będą się rządzić.”

  19. No, poszukać musieliby hipotetyczni programiści,
    zakładając, że CHCIELIBY wymodelować emocje (po co – nie wiem? W celu zalgorytmizowania psyche i psychologii na przykład? Skuteczniejszego wpływania na prawdziwych, żywych ludzi? Stworzenia sztucznego twórcy, tańszego i bardziej niezawodnego od żywego człowieka?). Nie sądzę, żeby komukolwiek zależało na robieniu tego dla sztuki, a jeżeli powielać osobowość RAZEM z emocjami, to cel musiałby być naprawdę opłacalny/ wart czasu i pieniędzy.

  20. No, poszukać musieliby hipotetyczni programiści,
    zakładając, że CHCIELIBY wymodelować emocje (po co – nie wiem? W celu zalgorytmizowania psyche i psychologii na przykład? Skuteczniejszego wpływania na prawdziwych, żywych ludzi? Stworzenia sztucznego twórcy, tańszego i bardziej niezawodnego od żywego człowieka?). Nie sądzę, żeby komukolwiek zależało na robieniu tego dla sztuki, a jeżeli powielać osobowość RAZEM z emocjami, to cel musiałby być naprawdę opłacalny/ wart czasu i pieniędzy.

  21. No, poszukać musieliby hipotetyczni programiści,
    zakładając, że CHCIELIBY wymodelować emocje (po co – nie wiem? W celu zalgorytmizowania psyche i psychologii na przykład? Skuteczniejszego wpływania na prawdziwych, żywych ludzi? Stworzenia sztucznego twórcy, tańszego i bardziej niezawodnego od żywego człowieka?). Nie sądzę, żeby komukolwiek zależało na robieniu tego dla sztuki, a jeżeli powielać osobowość RAZEM z emocjami, to cel musiałby być naprawdę opłacalny/ wart czasu i pieniędzy.

  22. Dobra
    tośmy się zapętlili. Ty myślisz – “język by musiał nastroić ustrojstwa”, ja próbuję dojść, jaka sekwencja wypadków mogłaby doprowadzić do tego, żeby język miał dokąd przeskoczyć, niekoniecznie przy założeniu, że to język od początku by sobie przygotowywał bezpieczną przystań w krzemowym zaciszu.

  23. Dobra
    tośmy się zapętlili. Ty myślisz – “język by musiał nastroić ustrojstwa”, ja próbuję dojść, jaka sekwencja wypadków mogłaby doprowadzić do tego, żeby język miał dokąd przeskoczyć, niekoniecznie przy założeniu, że to język od początku by sobie przygotowywał bezpieczną przystań w krzemowym zaciszu.

  24. Dobra
    tośmy się zapętlili. Ty myślisz – “język by musiał nastroić ustrojstwa”, ja próbuję dojść, jaka sekwencja wypadków mogłaby doprowadzić do tego, żeby język miał dokąd przeskoczyć, niekoniecznie przy założeniu, że to język od początku by sobie przygotowywał bezpieczną przystań w krzemowym zaciszu.