Reklama

Tłumy na ulicach, tłumy w, i przed lokalami. I tak przez całą sobotę i niedzielę: od rana, do wieczora.

Tłumy na ulicach, tłumy w, i przed lokalami. I tak przez całą sobotę i niedzielę: od rana, do wieczora. Pogoda dopisała, więc mieszkańcy Trójmiasta masowo korzystali z dobrodziejstw akcji, w której niemal osiemdziesiąt lokali i instytucji działających w historycznym śródmieściu Gdańska oferowało wszystko (lub prawie wszystko) za pół ceny. (trójmiasto.pl)

W marketingu nazywa się to promocją sprzedaży. Po polsku – w wydaniu hipermarketowym – obejmuje produkty o mijającym terminie przydatności do spożycia, które sprzedaje się po obniżonej cenie. Nie ma to nic wspólnego z podręcznikowymi zasadami marketingu, jak wiele technik stosowanych przez naszych rodzimych – i nie tylko – „specjalistów od marketingu”.

Reklama

W tym wypadku obniżka cen miała jednak klasyczny cel – wypromowanie gdańskich restauracji, przyciągnięcie klientów, rozpoczęcie starań o stałego klienta, puszczenie w obieg informacji o obniżce jako przynęcie – niech przyjdą i posmakują, a przy okazji także chwilowe zwiększenie obrotów. Jednorazowa promocja sprzedaży nie pozwala na osiągnięcie sukcesu w postaci wzrostu popytu. Dopiero kilku, czy nawet kilkunastrokrotne jej powtórzenie zaczyna przynosić rezultaty, w postaci zwiększenia popytu, także w okresie pozapromocyjnym. A przy okazji efektu dodatkowego, w postaci niewielkiego wzrostu cen (bo jak powszechnie widomo cena rośnie gdy popyt rośnie).
Niewielkiego, czyli takiego który zwiększy przychody ze sprzedaży, ale takiego żeby stali klienci mogli go zaakceptować. Trudna to sztuka, bo trzeba znać się trochę na psychologii i ekonomii (zwłaszcza elastyczności cenowej popytu).
Żeby było klasycznie jak w podręcznikach i zgodnie z regułami sztuki, czyli jak u podchodzących poważnie do zasad marketingu, czytaj – do klienta, to powinno być to przeprowadzone: po pierwsze primo – uczciwie, po drugie primo – profesjonalnie.
Więc przyjrzyjmy się jak wyszło.

„- Wiedziałem że będzie ruch, ale nie wiedziałem, że aż taki. Przygotowałem się, kupiłem 160 kg ziemniaków, czyli trzy razy więcej niż zwykle. Ale i tak musiałem dokupić. W sumie poszło już 250 kilo – mówił nam w niedzielne południe JO z Baru (…), gdzie przysmakiem jest faszerowany ziemniak.”

Na początek nieżle. Ten się przygotował przynajmniej. Bo podstawa, to żeby produktów do przygotowania posiłków nie zabrakło, bo to obciach straszny. Ale w Polsce obciachem mało się kto przejmuje. Nie tylko politycy i Dziwisz, ale i restauratorzy.
Dowód: „Faktycznie: akcja przerosła oczekiwania organizatorów. – Tartiflette? Nie ma. Już dawno nie ma. Ale wszystko inne jeszcze jest – zapewniał klientów kelner z J… . Większy problem był w restauracyjce M… na Ogarnej. Tam już w sobotę z bogatej ofert kuchni żydowskiej została… tylko jedna zupa.

– Czy są? – Nie ma, – A może? – Nie ma,- To może jest? – Nie ma… – czyż to nie wypisz wymaluj „Z tyłu sklepu” kabaretu Tey? To pierwszy obciach tej akcji. Jedźmy dalej.

„Ogródek nie pustoszał ani na chwilę w BK na Piwnej. – Niech oni wszyscy już stąd pójdą. Jest gorzej niż podczas Jarmarku – narzekała jedna z kelnerek. – Ledwo dajemy radę, choć nawet szefowie dziś pracują z nami.”

Bidulka. Przepracowała się tak, że ani zadzwonić co 5 min z komórki do kochasia nie mogła. No niestety madame, kelnerka to nie urzędniczka w magistracie. Tu się pracuje. Tam zresztą też, tylko inaczej i za inne pieniądze, no i bez napiwków. Wiem, że nóżki bolały i rączki się trzęsły jak klienci ponaglali, ale to taki zawód aniołku. A szefowie? To ładnie, że sami wzięli się do roboty, tylko przy okazji całej akcji powinni raczej zająć się logistyką. Trzymać w rezerwie tych, co na wolnym i w razie czego, ściągnąć towarzystwo do pracy. No i wszystkim zapewnić dodatkowe wynagrodzenie, włącznie z gotowością do pracy. Ale to takie fanaberie, niegodne prawdziwego biznesmena, jak widać z praktyki. To wszystko oznacza wzrost kosztów, ale mamy też wzrost obrotów. Przyjmując, że na usługi gastronomiczne wskaźnik elastyczności cenowej popytu wynosi jakieś e= – 0,8, to przy 50% obniżce cen, popyt powinien wzrosnąć o jakieś 40%. Mały rachunek kosztów i utargów krańcowych da restauratorom efekt w postaci wzrostu zysku w ramach akcji promocji sprzedaży, a przypominam, że nie on (zysk incydentalny) był podstawowym celem akcji. Niech se zresztą sami policzą, ja robię to za kasę.

„W części miejsc, zwłaszcza najbardziej eleganckich, obowiązywały rezerwacje. – Przykro mi, nie ma miejsc – tłumaczył kelner w restauracji VeV na Długim Targu, choć sala za jego plecami była wypełniona w połowie. – Stoliki są zarezerwowane, czekają na gości – uciął.” I jeszcze głos internauty z komentarza: „Stoliki stały k…wa zarezerwowane pół dnia. Na kogo czekały? „ Ładnie. Pachnie to zabezpieczaniem się na wypadek gdyby popyt był za duży do chęci obsługi. Po prostu okazuje się, że łatwiej sprzedaje się mniej i drożej niż dużo i taniej. Zgadza się. Tyle, że knajpy w Gdańsku to nie luksusowe restauracje, tylko podrzędne jadłodajnie, więc przyprawianie sobie marki luxury – mogą sobie darować.

Dalej „Nie wszyscy restauratorzy, którzy wzięli udział w akcji dostosowali się do jej zasad. Niektóre lokale tylko część produktów oferowały za połowę ceny, inne stosowały mniejsze, np. 30-procentowe upusty. „ W promocji mamy tylko jedno spośród oferowanych przez nas piw. Ale to wszystko jest opisane przy wejściu do lokalu – tłumaczył nam w sobotę menedżer B. Faktycznie: na tablicy przy wejściu widniał duży napis “Weekend za pół ceny”, a pod nim spis dań sprzedawanych w niższej cenie. Tyle, że już znacznie mniejszą czcionką.”
„ Bywało że klienci dowiadywali się o tym dopiero płacąc rachunek.”
A to Polska właśnie. Sens takich akcji polega na tym, że o ile knajpy sprzedają rozmaite dania, to zasady promocji muszą być bezwzględnie te same. Produktem promocji jest w tym wypadku bowiem sama promocja. Nie wolno konkurować, ani usprawniać założeń promocji. A tu jak zwykle po polsku – chłop w zagrodzie równy wojewodzie i każdy wuj na swój strój. Były plakaty promocyjne – fakt, tyle że nie najlepiej rozmieszczone. Poza tym niektórzy restauratorzy jakby się wstydzili w ich eksponowaniu. Na menu powinny być „banderole” krzyczące: Dziś wszystkie dania taniej 50%! Po zakończeniu akcji usuwa się banderole do kosza i już. I nie ma problemu – o co narobił tyle krzyku jeden z restauratorów – że klienci wezmą tę akcję za stałą ofertę i że akcja to był strzał w kolano.

To i tak postęp, chociaż wciąż dziadostwo w porównaniu z tym, co parę lat temu wyczynili kupcy, handlarze (boć trudno nazwać ich handlowcami) i knajpiarze z ul. Świętojańskiej w Gdyni. Miasto przygotowało tym pajacom projekt modernizacji reprezentacyjnej ul. Gdyni na miarę europejskiego pasażu pieszego. Z handlem i usługami. Miały być lampiony, zielone cały rok ogródki (znaczy się letnie przerabiane na zimowe w zimie), częściowe zadaszenie, mała architektura z jachtem Opty w centralnym miejscu, uliczne występy, pantomima, piwko, winko – słowem Europa w Polandii. I co? I jak zwykle. Poszło o wyprowadzenie ruchu samochodów ze Świętojańskiej precz. Bo jak będziemy dowozić towar – jęczeli handlarze. Bo przecież towaru nie można dwowieźć do 8 czy 9. To logistycznie awykonalne – jak mawiają troglodyci. Wtórowała im gdyńska palestra, która nie wyobraża sobie, żeby nie można było pod kancelarię nie podjechać pod drzwi, przy okazji zajmując cały chodnik. I paru innych też mendziło. Miasto powiedziało – dobra. Przerobiło projekt – wyszła chujnia z grzybnią i w rezultacie Świętojańska zdechła, a właściwie została zamordowana przez centra handlowe. Dzisiaj szczają tam psy, pachną zapiekanki i jest pięknie ku uciesze głupków wioskowych.

Za pasem wybory prezydenckie, które mi wiszą jak kilo kitu. Nie dlatego że startuje Kaczyński czy inny Napieralski. Ale dlatego, że na wybory pójdą palanty, które nie są w stanie zagospodarować przyzwoicie swojego ogródka (piwnego). I to jest przede wszystkim problem Polandii, a nie ten czy inny kandydat.

Cydzysłów tu i ówdzie za trojmiasto.pl

Reklama

40 KOMENTARZE

  1. TAAAAAAK!!!
    “Ale dlatego, że na wybory pójdą palanty, które nie są w stanie zagospodarować przyzwoicie swojego ogródka (piwnego). I to jest przede wszystkim problem Polandii, a nie ten czy inny kandydat.”

    Czlowieku i o to wlasnie chodzi, tylko i wylacznie o to.
    Brakuje mi konczyn zeby sie pod tym dostatecznie wyraznie podpisac.

    Pozdrawiam serdecznie!
    Atonement

  2. TAAAAAAK!!!
    “Ale dlatego, że na wybory pójdą palanty, które nie są w stanie zagospodarować przyzwoicie swojego ogródka (piwnego). I to jest przede wszystkim problem Polandii, a nie ten czy inny kandydat.”

    Czlowieku i o to wlasnie chodzi, tylko i wylacznie o to.
    Brakuje mi konczyn zeby sie pod tym dostatecznie wyraznie podpisac.

    Pozdrawiam serdecznie!
    Atonement

  3. A w TV to tak pięknie wyglądało.
    restauratorzy? a może to tylko właściciele, na dodatek nieobecni.
    Zdarzało mi się być samotnym klientem i też nie zawsze widziałem zachwytu z powodu mej tam obecności. Brak konkurencji jest chyba przyczyną. Ci tam Twoi to codzienny utarg zdaje się mają pewny.
    Może tez warto byłoby życiorysy przejrzeć, pachnie to tandeciarstwem bo brak profesjonalizmu to brzmi zbyt dumnie. Dodatkowy element, warcholstwo i genetyczna niechęc do współpracy – ‘każdy ch.. na swój strój’.

  4. A w TV to tak pięknie wyglądało.
    restauratorzy? a może to tylko właściciele, na dodatek nieobecni.
    Zdarzało mi się być samotnym klientem i też nie zawsze widziałem zachwytu z powodu mej tam obecności. Brak konkurencji jest chyba przyczyną. Ci tam Twoi to codzienny utarg zdaje się mają pewny.
    Może tez warto byłoby życiorysy przejrzeć, pachnie to tandeciarstwem bo brak profesjonalizmu to brzmi zbyt dumnie. Dodatkowy element, warcholstwo i genetyczna niechęc do współpracy – ‘każdy ch.. na swój strój’.

  5. Szaowny Pae!
    W Gdańsku nie byłem, śledziłem natomiast wirtualne dyskusje na trojmiasto.pl, więc z pierwszej ręki nie mogę zdać relacji, ale mam wrażenie, że przytaczane cytaty to jest dość wierne odzwierciedlenie rzeczywistości. Jednej rzeczy szkoda – że ci, co uczciwie przestrzegali zasad promocji, mogli zostać zaćmieni smrodem idącym od restauracji kombinatorów. Ale i szczęście w nieszczęściu, że net jest medium w obie strony i internauci na cytowanym portalu wystawiali oceny in plus i in minus, tyle że to komuś musi się chcieć poszukać, kto był w porzo, a kto nie. A po całej akcji smród się niesie.

    Natomiast co do Świętojańskiej to mój fyrtel i sytuacja jest nieco bardziej złożona niż to Waść przedstawił. Handlarze, prawnicy, restauratorzy – to są w lwiej części NAJEMCY lokali przy Świętojańskiej, a spora część tego, co przedstawiło miasto, dotyczyła w istocie samych budynków, domów, kamienic (zadaszenia, lampiony, był też w wersji max projekt częściowego przykrycia ulicy przeszklonym dachem), a więc WYNAJMUJĄCYCH, czyli właścicieli tych budynków, którymi w przypadku Świętojańskiej w sporej części są osoby prywatne. Tutaj najemcy mają guzik do powiedzenia. To raz. I to przede wszystkim właściciele nie potrafili (nie chcieli? Nie przywykli?) się zebrać do kupy i ustosunkować do pomysłów miasta.

    Druga sprawa – część budynków jest własnością miasta (no, tu nie było problemów, raczej to ułatwienie), ale również część to wspólnoty mieszkaniowe albo bardzo rozdrobniona współwłasność (typu: 14 współwłaścicieli, z czego 3 na miejscu w Gdyni, 6 w Trójmieście i okolicy, 3 w Polsce, 1 w Kanadzie i 1 we Włoszech). Najgorzej się z takimi dogadywać, zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to na granicy mission impossible.

    I sprawa trzecia – miasto JEDNĄ RĘKĄ daje projekt rewitalizacji Świętojańskiej, świetnie wiedząc, jaka jest szansa dogadania się z właścicielami i właścicieli między sobą, a DRUGĄ RĘKĄ daje zezwolenie na rozbudowę wielkiego centrum handlowego Wzgórze, w odległości spaceru od Świętojańskiej (ok 1-1,5 km), z hipermarketem Real i galerią handlową do jeszcze większych rozmiarów. I to jest od lat już ta sama ekipa, zresztą pod wieloma innymi względami bardzo dobrze oceniana.

    I jeszcze mała uwaga końcowa co do punktu 1 – najemcy, owszem, wyrażali swoje opinie na temat zamknięcia Świętojańskiej dla ruchu, i opinie o tym, że będą kłopoty z dostawami, były w mniejszości, bo a) miały być wyznaczone poranne godziny dostaw, b) większość posesji ma możliwość dojazdu od tyłu, od ul. Abrahama, Bema lub Słowackiego. Prawnicy wynajmujący biura, jak już wyżej napisałem, guzik mieli do gadania. Natomiast NAJPOWSZECHNIEJSZĄ opinią była taka, że handlowcy i restauratorzy stracą klientów, którzy przestaną przyjeżdżać na Świętojańską w związku z brakiem możliwości zaparkowania. Ci sami handlowcy i restauratorzy już poczuli zmianę na gorsze, kiedy po remoncie ulicy zmniejszyła się ilość miejsc parkingowych.

    Edit: Nie chce mi się temat skończyć; z opiniami najemców jeszcze był i jest taki problem, że na Świętojańskiej jest spora rotacja. Na palcach obu rąk można policzyć najemców, którzy się nie zmienili przez ostatnie 15 lat (knajpa Polonia u góry, Cepelia u dołu…). Dlatego restauratorom i handlowcom zwisa i powiewa plan długoletniej rewitalizacji, jeżeli ich lokale za rok czy dwa mogą już być tylko wspomnieniem. Ale to jest nieuniknione, nawet długoletnie umowy biorą w łeb, jeżeli restaurator ma same straty.

    • A w Poznaniu Miasto
      A w Poznaniu Miasto postanowiło sprawić restauratorom niespodziankę i na tydzień przed otwarciem tegorocznego sezonu na Starym Rynku podwyższyło ceny za ogródki. Znacznie. Ot, tak na zasadzie – stać Cię fiucie na restaurację przy Starym to i będzie stać na wyższe, niezapowiedziane opłaty.

    • Szanowny Panie!
      Otóż zatem co następuje.
      Fakt, przepraszam, uprościłem nieco sprawę zrównując najemnców z właścicielami.
      Co do sprawy budowy CH, to sprawa ma się tak, że gdyby pierwotne zamierzenie zostało zrealizowane to Świętojańska zyskałaby niepowtarzalne walory. CH mogłyby funkcjonować sobie, a Świętojańska sobie. Na Śwętojańską przychodziłoy się tak jak przychodzi się na Monciak. CH nie byłyby żadną dla niej konkurencją. Ostatni Pana akapit podsumuję swoim ostatnim akapitem. Jeżeli najemcy i właściciele traktują się tak jak PO z PiS to mamy właśnie obraz Polandii w pigułce.

      • Tu się nakłada kilka spraw:
        1. Chronologia:
        Oddanie do użytku CH – maj 2001 (a przecież najpierw musiało być wydane pozwolenie, przeprowadzona budowa etc.).
        Konsultacje ws. kształtu nowej Świętojańskiej – lato 2001.
        Rozpoczęcie pierwszych prac remontowych na Świętojańskiej – listopad 2001.
        Ode mnie wygląda(ło) to tak, że miasto NAJPIERW zgodziło się na budowę CH w absurdalnym miejscu, kto buduje hipermarket w centrum miasta? a POTEM dopiero obudziło się “o cholera, to będzie konkurencja dla Świętojańskiej, zróbmy coś, żeby to zrównoważyć”. Przy czym dodam, że koncepcja, która zakłada współpracę właścicieli jest skazana na niepowodzenie z powodów jak wyżej. Włodarze miasta świetnie wiedzą o tych uwarunkowaniach, zakładam więc, że ALBO postanowili rzucić propozycję ze świadomością, że i tak jest nierealna do przeprowadzenia, ALBO też miał to być test dla właścicieli “jak chcecie przeżyć, to się zorganizujcie”. Jeżeli to drugie, to cóż, niewątpliwie test został oblany.

        2. Wyłączenie Świętojańskiej z ruchu i inne sprawy związane z remontem
        Od kiedy to miasto pyta właścicieli czy też najemców o to, co zrobić z ulicą (pomijając wymienione wyżej kwestie dotyczące budynków)? Przez kilka lat remontu Świętojańskiej najemcy i wynajmujący notowali straty, związane z tym, że po rozp…lonej ulicy nikt nie chodził do sklepów i restauracji i nikt z miasta się tym nie zainteresował. Wykonywano tylko uspokajające ruchy “no no, poczekajcie, zaraz kończymy, zaraz będzie pięknie”. Chodzi mi o to, że gdyby miasto chciało zrobić ze Świętojańskiej deptak (pomijając inne aspekty remontu), to by zrobiło. I byłoby więcej miejsca na kawiarniane i restauracyjne ogródki (za postawienie których, jak wiesz, kasuje miasto, a nie właściciele nieruchomości; to jest nb. jeden z polskich absurdów: jak odśnieżać w zimie, to właściciel nieruchomości, przed którą biegnie chodnik, ale jak wynajmować w lecie pod ogródek, to oczywiście miasto!). Jednak miasto tego nie zrobiło.

        Czyli – można było zrobić sporo rzeczy i BEZ udziału wynajmujących. Ten legendarny jacht miał stać na środku ulicy, na rozbudowanej “wysepce”, jeżeli dobrze pamiętam – to w żadnym razie nie dotyczyłoby właścicieli budynków.

        Zauważ, że i tak zostało zrobione sporo, ale uatrakcyjnienie nie przełożyło się na powodzenie u publiczności. Teza “Na Śwętojańską przychodziłoby się tak jak przychodzi się na Monciak” jest mocno dyskusyjna; po remoncie ulicy z dwóch pasów ruchu dla samochodów w każdą stronę zrobiło się po jednym pasie (fakt, że przedtem skrajne pasy przy chodniku były głównie parkingowe), czyli jest więcej chodnika, dużo wygodniej się chodzi, faktycznie są ogródki, które tylko nieznacznie tamują ruch pieszy (właśnie dzięki szerokości chodnika). I co, w najmniejszym stopniu nie wpłynęło to in plus na wpływy najemców, oni sami twierdzą wręcz, że wpływy te spadły w związku ze wspomnianym już w poprzednim komentarzu zmniejszeniem ilości miejsc do parkowania. Tutaj bym nie próbował prostych paraleli “Świętojańska-Monciak” i “co by było, gdyby”. Niestety łączy się to z następnym punktem, w którym akurat się zgadzamy.

        3. Pazerność wynajmujących i “polskie piekiełko”
        Duża rotacja najemców jest strzałem w stopę wynajmujących. Co więcej gonią oni za zyskiem (jak każdy), maksymalizując żądania czynszów: “Osiemnaście tysięcy złotych miesięcznie dla sklepu odzieżowego, to po prostu zabójczy czynsz. Ale zarządca kamienicy powiedział mi wprost: właściciel banku zapłaci mu 25 tysięcy złotych, wyremontuje lokal i podpisze umowę na trzy lata.” cytat z http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Czas-na-reprezentacyjna-ulice-Gdyni-n33990.html A jak na Świętojańskiej będą same banki, to pies z kulawą nogą tu nie postanie, zgoda w tym względzie.

        I znowu wracamy do zagadnienia “Właściciele nie potrafią się dogadać”. Częściowo z powodu rozdrobnienia właścicielskiego, o którym było wyżej, częściowo z zawiści, przebiegającej na co najmniej dwóch frontach:
        a) “prywatni” vs “miasto” – właściciele kamienic prywatnych uważają, że podwyższany co roku podatek od nieruchomości czyni konkurencję nierówną; płacąc miastu ten podatek, tak naprawdę prywatni właściciele wspierają własną konkurencję, przecież z tego podatku remontowane są kamienice miasta, a “prywatnym” nikt nie dokłada do remontów. Jest to więc jedna z przyczyn w/w “pazerności”.
        b) “prywatni vs “prywatni”. Tym razem słówko o najemcach. Kilka lat temu byłem dość blisko organizacji “Święta ulicy Świętojańskiej”. Przez jeden dzień miało być tak, jak piszesz – “uliczne występy, pantomima, piwko, winko”, i w dużej mierze tak było, ale udział handlarzy i restauratorów był dużo mniejszy niż zakładali organizatorzy “Święta”. Najczęściej powtarzały się hasła “A ten obok to ma szerszą witrynę, to więcej skorzysta”, “A ilu już się zgłosiło? Oo, tak mało? To ja poczekam, aż będzie więcej, nie będę się pchać do pierwszego szeregu” czy “A bo to mi się opłaca trzymać otwarte w weekend?”. Plus wspomniana wyżej rotacja, wynikająca z “pazerności” właścicieli, która z kolei bierze się z nastawienia na zysk “tu i teraz”, bez prób patrzenia perspektywicznego.
        Podobnie jest między właścicielami budynków. Do rozdrobnienia typu 14 właścicieli dochodzą różne niechęci, animozje w stylu “a sąsiad to mi śmieci przez mur na posesję wrzuca, nie będę z nim rozmawiał”. W sporej części właściciele są pokoleniem seniorów, 60-70 lat i więcej, niestety często nieufnym, zamkniętym na nowości i współpracę.

        Reasumując – splot okoliczności wokół Świętojańskiej jest mocno niekorzystny. Rozdrobnieni, podejrzliwi wobec miasta właściciele prywatni, mający poczucie krzywdy, nie potrafią się dogadać i zająć wspólnego frontu wobec miasta. Miasto niby stara się im pomóc, ale w sumie na rękę mu słabi właściciele prywatni (bo opozycja rozdrobniona, poza tym samorząd nie jest od organizowania właścicieli), tyle że na dłuższą metę miasto sobie też strzela w stopę – ze słabymi właścicielami i dużą rotacją najemców (lub zmianą profilu na bankowo-finansowy) na Świętojańskiej nic się ciekawego nie uda zrobić z tą ulicą.

        Wnioski: Przykro mi, ale nie potrafię zaproponować rozsądnego wyjścia z tej sytuacji. Być może faktycznie świetność Świętojańskiej wygasa i nic tego nie uratuje – chociaż nie chciałbym tego, bo to naprawdę fajna ulica i okolica.

        • Kolego!
          1. Od kiedy to miasto pyta właścicieli czy też najemców o to, co zrobić z ulicą (pomijając wymienione wyżej kwestie dotyczące budynków)?
          A konsultacje społeczne? Że co, że to jakiś wyjątek? A, bo konsultacje społeczne przeprowadza się z tymi, którzy….no co będę strzępił jęzor.
          2. W pierwotnej wersji Świętojańska miała być pasażem pieszym z dopuszczeniem ruchu trolejbusów. Takie rozwiązania są stosowane w Europie i na świecie.

          • Konsultacje społeczne
            można przeprowadzać na przynajmniej 2 sposoby: przyzwoity albo nie. W przypadku Świętojańskiej to za duża sprawa, żeby się dało użyć tego drugiego sposobu – OK, powiedzmy, że fasada została zachowana. A i społeczeństwo, jak pisałeś, też nie było zachwycone. Powiedzmy, że tutaj

            Natomiast już konsultacje społeczne dotyczące proponowanej zabudowy Skweru Tajnego Hufca Harcerzy (PRZY Świętojańskiej!), przeprowadzane w środku wakacji, kiedy połowy zainteresowanych nie ma w mieście, przeprowadzane w szkole na drugim końcu Śródmieścia – przyzwoite? Myślę, że wątpię. Przykład przytaczam, żeby nie było, że w Gdyni zawsze się wszystko tak correct odbywa.

            Pasaż pieszy z dopuszczeniem ruchu trolejbusów – na Świętojańskiej sobie tego nie wyobrażam. Może mam za słabą wyobraźnię. Poza tym podtrzymuję zastrzeżenia dotyczące negatywnego wpływu “deptaka” na handel i usługi. To nie jest mój, czy handlowców wymysł – to się już dzieje (spadek obrotów po remoncie).

            Edit: żeby było jasne, o co mi chodzi – nie uważam, żeby najemcy i wynajmujący byli aniołami, którzy są krzywdzeni przez wstrętne miasto. Ale też i nie chciałbym, żeby to wyglądało tak, jak w komentowanym tekście: miasto, jak ten dobry wujek, dało projekt, który rozwydrzeni właściciele i najemcy odrzucili. Tutaj obie strony mają za uszami.

          • Aby wspomóc wyobraźnię kolegi
            http://citytransport.info/Zones.htm
            To co prawda tramwaje, ale kakaja raznica. Trolejbus porusza się pasażem po pasie np. wyodrębnionym elementami małej architektury.

            Nie zamierzam bronić urzędników i nie sugeruję, że miasto jest cacy tylko ludzie głupie. Po prostu miasto niepotrzebnie się wycofało z dobrego – moim zdaniem – projeketu. Powinieniem byl napisać “konsultacje” w cudzysłowie. Bo dobrze wiem, że tam gdzie miasto chce, to postawi na swoim i bez żadnych konsultacji. A w sprawie Świętojańskiej był ponoć – to wersja nieoficjalna – jeszcze głos sprzeciwu potężnego inwestora, który zapowiedział wycofanie się z inwestycji w przypadku wypieprzenia ruchu samochodów z rzeczonej ulicy. I to zdaje się zadecydowało.

          • Uu
            Zainteresowałeś mnie tym inwestorem? Nie bardzo widzę, kto by to miał być, w co inwestować i dlaczego miałoby mu zależeć na ruchu samochodowym na Świętojańskiej? Chyba nie Gruby Rychu, on przecież celuje w Kamienną Górę? No ale nie pytam dalej, jak nieoficjalnie, to nieoficjalnie…

  6. Szaowny Pae!
    W Gdańsku nie byłem, śledziłem natomiast wirtualne dyskusje na trojmiasto.pl, więc z pierwszej ręki nie mogę zdać relacji, ale mam wrażenie, że przytaczane cytaty to jest dość wierne odzwierciedlenie rzeczywistości. Jednej rzeczy szkoda – że ci, co uczciwie przestrzegali zasad promocji, mogli zostać zaćmieni smrodem idącym od restauracji kombinatorów. Ale i szczęście w nieszczęściu, że net jest medium w obie strony i internauci na cytowanym portalu wystawiali oceny in plus i in minus, tyle że to komuś musi się chcieć poszukać, kto był w porzo, a kto nie. A po całej akcji smród się niesie.

    Natomiast co do Świętojańskiej to mój fyrtel i sytuacja jest nieco bardziej złożona niż to Waść przedstawił. Handlarze, prawnicy, restauratorzy – to są w lwiej części NAJEMCY lokali przy Świętojańskiej, a spora część tego, co przedstawiło miasto, dotyczyła w istocie samych budynków, domów, kamienic (zadaszenia, lampiony, był też w wersji max projekt częściowego przykrycia ulicy przeszklonym dachem), a więc WYNAJMUJĄCYCH, czyli właścicieli tych budynków, którymi w przypadku Świętojańskiej w sporej części są osoby prywatne. Tutaj najemcy mają guzik do powiedzenia. To raz. I to przede wszystkim właściciele nie potrafili (nie chcieli? Nie przywykli?) się zebrać do kupy i ustosunkować do pomysłów miasta.

    Druga sprawa – część budynków jest własnością miasta (no, tu nie było problemów, raczej to ułatwienie), ale również część to wspólnoty mieszkaniowe albo bardzo rozdrobniona współwłasność (typu: 14 współwłaścicieli, z czego 3 na miejscu w Gdyni, 6 w Trójmieście i okolicy, 3 w Polsce, 1 w Kanadzie i 1 we Włoszech). Najgorzej się z takimi dogadywać, zaryzykowałbym twierdzenie, że jest to na granicy mission impossible.

    I sprawa trzecia – miasto JEDNĄ RĘKĄ daje projekt rewitalizacji Świętojańskiej, świetnie wiedząc, jaka jest szansa dogadania się z właścicielami i właścicieli między sobą, a DRUGĄ RĘKĄ daje zezwolenie na rozbudowę wielkiego centrum handlowego Wzgórze, w odległości spaceru od Świętojańskiej (ok 1-1,5 km), z hipermarketem Real i galerią handlową do jeszcze większych rozmiarów. I to jest od lat już ta sama ekipa, zresztą pod wieloma innymi względami bardzo dobrze oceniana.

    I jeszcze mała uwaga końcowa co do punktu 1 – najemcy, owszem, wyrażali swoje opinie na temat zamknięcia Świętojańskiej dla ruchu, i opinie o tym, że będą kłopoty z dostawami, były w mniejszości, bo a) miały być wyznaczone poranne godziny dostaw, b) większość posesji ma możliwość dojazdu od tyłu, od ul. Abrahama, Bema lub Słowackiego. Prawnicy wynajmujący biura, jak już wyżej napisałem, guzik mieli do gadania. Natomiast NAJPOWSZECHNIEJSZĄ opinią była taka, że handlowcy i restauratorzy stracą klientów, którzy przestaną przyjeżdżać na Świętojańską w związku z brakiem możliwości zaparkowania. Ci sami handlowcy i restauratorzy już poczuli zmianę na gorsze, kiedy po remoncie ulicy zmniejszyła się ilość miejsc parkingowych.

    Edit: Nie chce mi się temat skończyć; z opiniami najemców jeszcze był i jest taki problem, że na Świętojańskiej jest spora rotacja. Na palcach obu rąk można policzyć najemców, którzy się nie zmienili przez ostatnie 15 lat (knajpa Polonia u góry, Cepelia u dołu…). Dlatego restauratorom i handlowcom zwisa i powiewa plan długoletniej rewitalizacji, jeżeli ich lokale za rok czy dwa mogą już być tylko wspomnieniem. Ale to jest nieuniknione, nawet długoletnie umowy biorą w łeb, jeżeli restaurator ma same straty.

    • A w Poznaniu Miasto
      A w Poznaniu Miasto postanowiło sprawić restauratorom niespodziankę i na tydzień przed otwarciem tegorocznego sezonu na Starym Rynku podwyższyło ceny za ogródki. Znacznie. Ot, tak na zasadzie – stać Cię fiucie na restaurację przy Starym to i będzie stać na wyższe, niezapowiedziane opłaty.

    • Szanowny Panie!
      Otóż zatem co następuje.
      Fakt, przepraszam, uprościłem nieco sprawę zrównując najemnców z właścicielami.
      Co do sprawy budowy CH, to sprawa ma się tak, że gdyby pierwotne zamierzenie zostało zrealizowane to Świętojańska zyskałaby niepowtarzalne walory. CH mogłyby funkcjonować sobie, a Świętojańska sobie. Na Śwętojańską przychodziłoy się tak jak przychodzi się na Monciak. CH nie byłyby żadną dla niej konkurencją. Ostatni Pana akapit podsumuję swoim ostatnim akapitem. Jeżeli najemcy i właściciele traktują się tak jak PO z PiS to mamy właśnie obraz Polandii w pigułce.

      • Tu się nakłada kilka spraw:
        1. Chronologia:
        Oddanie do użytku CH – maj 2001 (a przecież najpierw musiało być wydane pozwolenie, przeprowadzona budowa etc.).
        Konsultacje ws. kształtu nowej Świętojańskiej – lato 2001.
        Rozpoczęcie pierwszych prac remontowych na Świętojańskiej – listopad 2001.
        Ode mnie wygląda(ło) to tak, że miasto NAJPIERW zgodziło się na budowę CH w absurdalnym miejscu, kto buduje hipermarket w centrum miasta? a POTEM dopiero obudziło się “o cholera, to będzie konkurencja dla Świętojańskiej, zróbmy coś, żeby to zrównoważyć”. Przy czym dodam, że koncepcja, która zakłada współpracę właścicieli jest skazana na niepowodzenie z powodów jak wyżej. Włodarze miasta świetnie wiedzą o tych uwarunkowaniach, zakładam więc, że ALBO postanowili rzucić propozycję ze świadomością, że i tak jest nierealna do przeprowadzenia, ALBO też miał to być test dla właścicieli “jak chcecie przeżyć, to się zorganizujcie”. Jeżeli to drugie, to cóż, niewątpliwie test został oblany.

        2. Wyłączenie Świętojańskiej z ruchu i inne sprawy związane z remontem
        Od kiedy to miasto pyta właścicieli czy też najemców o to, co zrobić z ulicą (pomijając wymienione wyżej kwestie dotyczące budynków)? Przez kilka lat remontu Świętojańskiej najemcy i wynajmujący notowali straty, związane z tym, że po rozp…lonej ulicy nikt nie chodził do sklepów i restauracji i nikt z miasta się tym nie zainteresował. Wykonywano tylko uspokajające ruchy “no no, poczekajcie, zaraz kończymy, zaraz będzie pięknie”. Chodzi mi o to, że gdyby miasto chciało zrobić ze Świętojańskiej deptak (pomijając inne aspekty remontu), to by zrobiło. I byłoby więcej miejsca na kawiarniane i restauracyjne ogródki (za postawienie których, jak wiesz, kasuje miasto, a nie właściciele nieruchomości; to jest nb. jeden z polskich absurdów: jak odśnieżać w zimie, to właściciel nieruchomości, przed którą biegnie chodnik, ale jak wynajmować w lecie pod ogródek, to oczywiście miasto!). Jednak miasto tego nie zrobiło.

        Czyli – można było zrobić sporo rzeczy i BEZ udziału wynajmujących. Ten legendarny jacht miał stać na środku ulicy, na rozbudowanej “wysepce”, jeżeli dobrze pamiętam – to w żadnym razie nie dotyczyłoby właścicieli budynków.

        Zauważ, że i tak zostało zrobione sporo, ale uatrakcyjnienie nie przełożyło się na powodzenie u publiczności. Teza “Na Śwętojańską przychodziłoby się tak jak przychodzi się na Monciak” jest mocno dyskusyjna; po remoncie ulicy z dwóch pasów ruchu dla samochodów w każdą stronę zrobiło się po jednym pasie (fakt, że przedtem skrajne pasy przy chodniku były głównie parkingowe), czyli jest więcej chodnika, dużo wygodniej się chodzi, faktycznie są ogródki, które tylko nieznacznie tamują ruch pieszy (właśnie dzięki szerokości chodnika). I co, w najmniejszym stopniu nie wpłynęło to in plus na wpływy najemców, oni sami twierdzą wręcz, że wpływy te spadły w związku ze wspomnianym już w poprzednim komentarzu zmniejszeniem ilości miejsc do parkowania. Tutaj bym nie próbował prostych paraleli “Świętojańska-Monciak” i “co by było, gdyby”. Niestety łączy się to z następnym punktem, w którym akurat się zgadzamy.

        3. Pazerność wynajmujących i “polskie piekiełko”
        Duża rotacja najemców jest strzałem w stopę wynajmujących. Co więcej gonią oni za zyskiem (jak każdy), maksymalizując żądania czynszów: “Osiemnaście tysięcy złotych miesięcznie dla sklepu odzieżowego, to po prostu zabójczy czynsz. Ale zarządca kamienicy powiedział mi wprost: właściciel banku zapłaci mu 25 tysięcy złotych, wyremontuje lokal i podpisze umowę na trzy lata.” cytat z http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Czas-na-reprezentacyjna-ulice-Gdyni-n33990.html A jak na Świętojańskiej będą same banki, to pies z kulawą nogą tu nie postanie, zgoda w tym względzie.

        I znowu wracamy do zagadnienia “Właściciele nie potrafią się dogadać”. Częściowo z powodu rozdrobnienia właścicielskiego, o którym było wyżej, częściowo z zawiści, przebiegającej na co najmniej dwóch frontach:
        a) “prywatni” vs “miasto” – właściciele kamienic prywatnych uważają, że podwyższany co roku podatek od nieruchomości czyni konkurencję nierówną; płacąc miastu ten podatek, tak naprawdę prywatni właściciele wspierają własną konkurencję, przecież z tego podatku remontowane są kamienice miasta, a “prywatnym” nikt nie dokłada do remontów. Jest to więc jedna z przyczyn w/w “pazerności”.
        b) “prywatni vs “prywatni”. Tym razem słówko o najemcach. Kilka lat temu byłem dość blisko organizacji “Święta ulicy Świętojańskiej”. Przez jeden dzień miało być tak, jak piszesz – “uliczne występy, pantomima, piwko, winko”, i w dużej mierze tak było, ale udział handlarzy i restauratorów był dużo mniejszy niż zakładali organizatorzy “Święta”. Najczęściej powtarzały się hasła “A ten obok to ma szerszą witrynę, to więcej skorzysta”, “A ilu już się zgłosiło? Oo, tak mało? To ja poczekam, aż będzie więcej, nie będę się pchać do pierwszego szeregu” czy “A bo to mi się opłaca trzymać otwarte w weekend?”. Plus wspomniana wyżej rotacja, wynikająca z “pazerności” właścicieli, która z kolei bierze się z nastawienia na zysk “tu i teraz”, bez prób patrzenia perspektywicznego.
        Podobnie jest między właścicielami budynków. Do rozdrobnienia typu 14 właścicieli dochodzą różne niechęci, animozje w stylu “a sąsiad to mi śmieci przez mur na posesję wrzuca, nie będę z nim rozmawiał”. W sporej części właściciele są pokoleniem seniorów, 60-70 lat i więcej, niestety często nieufnym, zamkniętym na nowości i współpracę.

        Reasumując – splot okoliczności wokół Świętojańskiej jest mocno niekorzystny. Rozdrobnieni, podejrzliwi wobec miasta właściciele prywatni, mający poczucie krzywdy, nie potrafią się dogadać i zająć wspólnego frontu wobec miasta. Miasto niby stara się im pomóc, ale w sumie na rękę mu słabi właściciele prywatni (bo opozycja rozdrobniona, poza tym samorząd nie jest od organizowania właścicieli), tyle że na dłuższą metę miasto sobie też strzela w stopę – ze słabymi właścicielami i dużą rotacją najemców (lub zmianą profilu na bankowo-finansowy) na Świętojańskiej nic się ciekawego nie uda zrobić z tą ulicą.

        Wnioski: Przykro mi, ale nie potrafię zaproponować rozsądnego wyjścia z tej sytuacji. Być może faktycznie świetność Świętojańskiej wygasa i nic tego nie uratuje – chociaż nie chciałbym tego, bo to naprawdę fajna ulica i okolica.

        • Kolego!
          1. Od kiedy to miasto pyta właścicieli czy też najemców o to, co zrobić z ulicą (pomijając wymienione wyżej kwestie dotyczące budynków)?
          A konsultacje społeczne? Że co, że to jakiś wyjątek? A, bo konsultacje społeczne przeprowadza się z tymi, którzy….no co będę strzępił jęzor.
          2. W pierwotnej wersji Świętojańska miała być pasażem pieszym z dopuszczeniem ruchu trolejbusów. Takie rozwiązania są stosowane w Europie i na świecie.

          • Konsultacje społeczne
            można przeprowadzać na przynajmniej 2 sposoby: przyzwoity albo nie. W przypadku Świętojańskiej to za duża sprawa, żeby się dało użyć tego drugiego sposobu – OK, powiedzmy, że fasada została zachowana. A i społeczeństwo, jak pisałeś, też nie było zachwycone. Powiedzmy, że tutaj

            Natomiast już konsultacje społeczne dotyczące proponowanej zabudowy Skweru Tajnego Hufca Harcerzy (PRZY Świętojańskiej!), przeprowadzane w środku wakacji, kiedy połowy zainteresowanych nie ma w mieście, przeprowadzane w szkole na drugim końcu Śródmieścia – przyzwoite? Myślę, że wątpię. Przykład przytaczam, żeby nie było, że w Gdyni zawsze się wszystko tak correct odbywa.

            Pasaż pieszy z dopuszczeniem ruchu trolejbusów – na Świętojańskiej sobie tego nie wyobrażam. Może mam za słabą wyobraźnię. Poza tym podtrzymuję zastrzeżenia dotyczące negatywnego wpływu “deptaka” na handel i usługi. To nie jest mój, czy handlowców wymysł – to się już dzieje (spadek obrotów po remoncie).

            Edit: żeby było jasne, o co mi chodzi – nie uważam, żeby najemcy i wynajmujący byli aniołami, którzy są krzywdzeni przez wstrętne miasto. Ale też i nie chciałbym, żeby to wyglądało tak, jak w komentowanym tekście: miasto, jak ten dobry wujek, dało projekt, który rozwydrzeni właściciele i najemcy odrzucili. Tutaj obie strony mają za uszami.

          • Aby wspomóc wyobraźnię kolegi
            http://citytransport.info/Zones.htm
            To co prawda tramwaje, ale kakaja raznica. Trolejbus porusza się pasażem po pasie np. wyodrębnionym elementami małej architektury.

            Nie zamierzam bronić urzędników i nie sugeruję, że miasto jest cacy tylko ludzie głupie. Po prostu miasto niepotrzebnie się wycofało z dobrego – moim zdaniem – projeketu. Powinieniem byl napisać “konsultacje” w cudzysłowie. Bo dobrze wiem, że tam gdzie miasto chce, to postawi na swoim i bez żadnych konsultacji. A w sprawie Świętojańskiej był ponoć – to wersja nieoficjalna – jeszcze głos sprzeciwu potężnego inwestora, który zapowiedział wycofanie się z inwestycji w przypadku wypieprzenia ruchu samochodów z rzeczonej ulicy. I to zdaje się zadecydowało.

          • Uu
            Zainteresowałeś mnie tym inwestorem? Nie bardzo widzę, kto by to miał być, w co inwestować i dlaczego miałoby mu zależeć na ruchu samochodowym na Świętojańskiej? Chyba nie Gruby Rychu, on przecież celuje w Kamienną Górę? No ale nie pytam dalej, jak nieoficjalnie, to nieoficjalnie…

  7. Skomplikowane to
    Z powyższego wynika, że jesteśmy społeczeństwem bardzo bogatym, które wskoczyło na kolejny poziom piramidy Maslova. O ile dobrze pamiętam to nawet pod koniec lat 80 mało kto patrzył na 400 % narzutu zapisane w podręcznikach do ekonomiki zbiorowego żywienia.

  8. Skomplikowane to
    Z powyższego wynika, że jesteśmy społeczeństwem bardzo bogatym, które wskoczyło na kolejny poziom piramidy Maslova. O ile dobrze pamiętam to nawet pod koniec lat 80 mało kto patrzył na 400 % narzutu zapisane w podręcznikach do ekonomiki zbiorowego żywienia.

  9. to może ja dwa słówka…
    Wydaje mi się, że problem leży u samych źródeł. Najpierw nasi stratedzy muszą sobie odpowiedzieć, czy interesuje ich taka gałąź gospodarki, jak turystyka. Jeśli tak, to strategii promocyjnych nie mogą opracowywać przypadkowi ludzie, z łapanki, co wczoraj byli na froncie komisji sejmowej, dzisiaj zajmują się Krusem, a jutro partia rzuci ich na odcinek zwany turystyką. To muszą zrobić profesjonaliści, opracować założenia, które będą stałe na wiele lat, choćby Vat. Turystyka w naszym przypadku, to trudna branża, bo ani my kraj tropikalny, ani zbyt różnorodny kulturowo, itp. Niższe obciążenia podatkowe dla tej branży, pozwolą więcej zarobić ludziom, więcej będą mogli zainwestować (przynajmniej Ci, co myślą perspektywicznie), a co za tym idzie oferta będzie bardziej atrakcyjna. Turyści zostawią więcej kasy, podatki “zrobi” się obrotem. Inna sprawa, to właściciele, ich mentalność zatrzymała się (przynajmniej wiekszości) na etapie wczesnego PRL, nie wiem, co będzie jutro, to dzisiaj koszę, ile się da. To dotyczy większości handlowców w Polsce. Pracuję w handlu 20 lat i widzę. Duża grupa woli płakać, ale jak im proponujesz pewne zmiany, nowocześniejsze metody, szkolenia, to nie, oni wolą po staremu. Takie samo jest podejście do pracowników, zero zainteresowania doskonaleniem kadry, lepiej dać 700,00 na rękę i zatrudnić podawacza towaru niż dołożyć coś więcej, wyszkolić i mieć doradzcę z prawdziwego zdarzenia. To samo jest ze strony pracowników, a co ja się będę przemęczał za 700,00. Te wszystkie socjały, pomoce nie dopingują do rozwijania się. I tak to w tym tyglu cały czas miesza się to samo. Są już pierwsze jaskółki, że można inaczej, ale zanim nie zginie to nasze polskie cwaniactwo i poczucie wyższości, kombinatortwo, to dalej tak będzie.

  10. to może ja dwa słówka…
    Wydaje mi się, że problem leży u samych źródeł. Najpierw nasi stratedzy muszą sobie odpowiedzieć, czy interesuje ich taka gałąź gospodarki, jak turystyka. Jeśli tak, to strategii promocyjnych nie mogą opracowywać przypadkowi ludzie, z łapanki, co wczoraj byli na froncie komisji sejmowej, dzisiaj zajmują się Krusem, a jutro partia rzuci ich na odcinek zwany turystyką. To muszą zrobić profesjonaliści, opracować założenia, które będą stałe na wiele lat, choćby Vat. Turystyka w naszym przypadku, to trudna branża, bo ani my kraj tropikalny, ani zbyt różnorodny kulturowo, itp. Niższe obciążenia podatkowe dla tej branży, pozwolą więcej zarobić ludziom, więcej będą mogli zainwestować (przynajmniej Ci, co myślą perspektywicznie), a co za tym idzie oferta będzie bardziej atrakcyjna. Turyści zostawią więcej kasy, podatki “zrobi” się obrotem. Inna sprawa, to właściciele, ich mentalność zatrzymała się (przynajmniej wiekszości) na etapie wczesnego PRL, nie wiem, co będzie jutro, to dzisiaj koszę, ile się da. To dotyczy większości handlowców w Polsce. Pracuję w handlu 20 lat i widzę. Duża grupa woli płakać, ale jak im proponujesz pewne zmiany, nowocześniejsze metody, szkolenia, to nie, oni wolą po staremu. Takie samo jest podejście do pracowników, zero zainteresowania doskonaleniem kadry, lepiej dać 700,00 na rękę i zatrudnić podawacza towaru niż dołożyć coś więcej, wyszkolić i mieć doradzcę z prawdziwego zdarzenia. To samo jest ze strony pracowników, a co ja się będę przemęczał za 700,00. Te wszystkie socjały, pomoce nie dopingują do rozwijania się. I tak to w tym tyglu cały czas miesza się to samo. Są już pierwsze jaskółki, że można inaczej, ale zanim nie zginie to nasze polskie cwaniactwo i poczucie wyższości, kombinatortwo, to dalej tak będzie.