Reklama

środa, 13 maj 2009


środa, 13 maj 2009

Reklama

“Tatarak” Andrzeja Wajdy dowodzi, że jak się przez całe długie życie reżyseruje filmy, to amatorem się w końcu przestaje być. Andrzej Wajda jest zawodowcem, co nie znaczy, że jest wybitnym reżyserem. Nie kręci dla widzów, kręci wyłącznie dla siebie i dlatego jego filmy są nudne jak flaki z olejem. Jedynym, odwiecznym talentem naszego filmowego guru jest umiejętność doboru odpowiedniej obsady, czyli casting. Gdyby nie nagła śmierć Edwarda Kłosińskiego, nie byłoby autobiograficznych monologów Krystyny Jandy. Gdyby nie te monologi, film byłby banalną historią osobistego zauroczenia reżysera nieudacznym aktorsko, bardzo młodym chłopcem.

Edward Kłosiński zrobił zamieszanie swoim odejściem i zupełnie niechcący odegrał rolę pierwszoplanową w “Tataraku”. I był w tym doskonały. Krystyna Janda nie pozwoliła Mu odejść bez pożegnania, które poprzez “Tatarak” nieustannie trwa. Historia napisana przez Iwaszkiewicza stała się już tylko tłem lub pretekstem dla niespodziewanie innego wątku. Dla narratorki – wątku najważniejszego.

Autor: Pistacjowy Kosmita

Reklama