Reklama

Upór wyssał wraz z mlekiem matki, został mu genetycznie nadany zanim została zesłana świadomość, przez kuglarza, pierwszego kukiełkowego, który zostawił swoje niedoskonałe dzieło na w

Upór wyssał wraz z mlekiem matki, został mu genetycznie nadany zanim została zesłana świadomość, przez kuglarza, pierwszego kukiełkowego, który zostawił swoje niedoskonałe dzieło na wichry losów, dając najbardziej zdradliwą zabawkę, wolną wolę, tutaj jej parodię. Uporczywie nie mógł komunikować się ze światem zewnętrznym. Rodzice nie od razu zauważyli przypadłość, wystarczająco szczęśliwi z samych narodzin, jak dotąd jedynego dziecka. Nie wiedzieli, że obojętność, unikanie kontaktu wzrokowego, brak gestykulacji, zwyczajowych odruchów jak niepodnoszenie opuszczonych przedmiotów, ssanie palca, czy trzymanie za rękę są wystarczającym znakiem autyzmu.  W drugim roku rodzice doszli do zatrważającego wniosku, ich miłość została wystawiona na próbę. Pozostała nauka specyficznego języka, niezrozumiałego i nieprzewidywalnego.

Reklama

(Chropowaty mur zasłaniał horyzont, słyszał od czasu do czasu dobiegające od niego dźwięki, ginące z wiatrem wołania, niejasne, ale zawierające tyle ciepła, że starał się znaleźć lukę, wyrwę w majestatycznej przeszkodzie. Podskakiwał, wspinał się, szukał bramy, luki, wyrwy, wszystko nadaremnie. Tamten świat był bardzo pociągający, bo ukryty, magiczny, ciekawy. Widział go jedynie w telewizorze, który nagle, bez zapowiedzi, włączał się dając z początku niewyraźny, mocno zaśnieżony obraz, potem pojawiały się kontury, kolory, wreszcie pełna wizja. Chłonął mechanicznie widok dziwnych postaci, zazwyczaj dwóch, grymasujących, poruszających ustami, raz ciemne pomieszczenie z wiszącymi przedmiotami, raz ogarniała ekran nadzwyczajna jasność, kolejna postać, za którą się poruszał, z śmiesznie wywalonym jęzorem, raz uspokajający kolor – jak go tutaj mało. Równie niespodziewanie telewizor gasł, pozostawiając przez chwilę smugę, a i ta znikała. Rozejrzał się po pokoju, zbiegł na dół, zajrzał na ulicę, jakie to było podobne do tego świata z telewizora, po seansie zmieniało się otoczenie – ustawienie latarni, nawet całe budynki, nigdy za wysokie, by można było zobaczyć poza mur.

Pierwszy przyjaciel przybył po zobaczeniu obrazka z piratem, z opaską na czoło, groteskową, nad wyraz dużą fajką, zamiast nogi, kawałek drewna, ukradzioną biednemu stołowi. Skrystalizował się przed tuż przed oczami, uśmiechnięty, oddał parę głębokich oddechów. Rozumieli się bez wydobywania słów, bo takie nigdy nie padały. Razem zaczęli budować, przemierzać osiedla, zmieniać bieg rzeki, burzyć ściany, stawiać je na nowo. Potem pojawiali się inni, niektórzy ledwo migotali w dość niemrawym świetle nie mające swojego źródła, przyglądali się tylko, kręcili głowami, odprowadzali wzrokiem, odwracali się i już ich nie było. Jeden był niezmienny, czworonóg merdający radośnie ogonem, o połyskującej jasnej sierści. Odwiedzali często pogranicza, usłane zielenią – rośliny odżywały w kontakcie z nietykalnym murem – by doświadczyć przenikające weń zapachy. Pewnego razu zrobiło się trochę ciemniej.)

Drgawki ustąpiły po parunastu minutach. Atak padaczki nastąpił kiedy rodzice byli w pobliżu, przerażeni dygocąc nie mniej niż bezwładne ciało dziecka, zadzwonili po karetkę. Lekarz pierwszego kontaktu nie mógł zdiagnozować przyczyny napadu, tłumaczył bladym jak ściana ludziom, że takie rzeczy się zdarzają, że wynikają ze specyfiki mózgu chłopca. Zlecono dalsze badania, nadszarpując znacznie skromne oszczędności. Po usłyszeniu diagnozy, młode małżeństwo przestało wierzyć w cokolwiek, a na pewno nie w Boga. Zaawansowany rak mózgu niszczył ustawicznie organizm, można jedynie ograniczyć lekami fizyczne cierpienie. A czy on w ogóle jest zdolny do odczuwania bólu? –  zastanawiał się ojciec zaciągając się nałogowo papierosem – chyba tak, zwierzęta są.

(Stał się obcy we własnym domu. Gościa ogarniającego teraz większą połać terenu dostrzegł znacznie dawniej. Czaił się w mrocznym budynku, nie wychylał nosa, nie był towarzyski. Nie podchodził tam wyczuwając niebezpieczną aurę, nawet pies okazywał zaniepokojenie zbliżając się do rejonu Gościa, skomlał, warczał, ciągnął z powrotem. W końcu ten postanowił wyjść na zewnątrz, od tego momentu egzystencja polegała na walce bądź ucieczce, równie trudnej i bezowocnej jak próba sięgnięcia poza przeszkodę. Posiadał za skromne środki obrony, prócz czworonoga przyjaciele pierzchli, obrazy z telewizora stawały się bardziej nieczytelne, niebo skryło się za większą warstwą chmur. Otoczenie przeobrażało się bez jego najmniejszego wpływu – w parku drzewa wyschnięte, z szarą, suchą korą, krzewy skarlałe, wypalona łąka o zapachu popiołu, ruiny budowli, niektóre starte do fundamentów, bezgłośnie rzeka przelewająca martwą wodę, bezduszną, o zgniłym smaku.

Spodziewał się odwiedzin, nieuchronnych, okropnych – miał stanąć oko w oko z Gościem, teraz raczej już Panem. Nieogarnięty strachem, a z poczuciem ostateczności czekał w ulubionym pokoju, patrzył na niemy obraz, zaskakująco dokładny. Pochylona nad kamerą kobieta wylewała łzy, za nią stał zadumany, nieruchomo wpatrzony w dal mężczyzna, zrezygnowany, nieobecny. Inne postacie w białym kitlu odsunęły kobietę całkowicie z pola widzenia. Dlaczego jej nie poznałem? Dlaczego nie sięgnąłem poza mur? Kiedy dotykał palcami ekranu, do pokoju wtargnął Gość – nie zdążył nawet pożegnać się z wiernym przyjacielem.)

(Mur zniknął. Kiedy poczuł ciepło, rozpoczął się nowy i ostatni etap w życiu, równie niezrozumiały dla istot spoza świata)   

Reklama

3 KOMENTARZE