Reklama

Oglądałem wczoraj w TV Lisa, takie moje ostatnie zboczenie, akurat pora kiedy do kolacji w poniedziałki zasiadam, popatruję więc kto tam co do powiedzenia, wystękania, czy jak wczoraj pani Seneszyn, d

Oglądałem wczoraj w TV Lisa, takie moje ostatnie zboczenie, akurat pora kiedy do kolacji w poniedziałki zasiadam, popatruję więc kto tam co do powiedzenia, wystękania, czy jak wczoraj pani Seneszyn, do wyskrzeczenia ma. Najpierw było o in vitro. Temat mnie nie podnieca, toteż jednym okiem patrzyłem, jak tam się klecha z pisowcem błaźnią, dając popis niekompetencji i skrajnego braku empatii. Potem jednak był Ziobro, a ten podnieca mnie bardzo. Oglądałem więc z uwagą, czekając na oczywiste pytania i tajemnicę Ziobrowych odpowiedzi. Tymczasem panie i panowie, zawód, klapa, dupa wołowa. Lis wypadł przy Zbyszku blado i mdło, Zbynio natomiast pławił się w słowach tak pięknie, że omal sam nie uwierzyłem i nie usmarkałem chusteczki.
O ile w sprawie in vitro kościelni rozmówcy olali uczucia ludzkie, skupiając się na zdrowiu i samopoczuciu zarodków, tak Zbyszek bił uczuciami jak święty z obrazka, samo dobro Jarosława byłoby jedynie cieniem aury, jaka otaczała jego postać. Czego tam nie było w jego świętej mowie. Media samo zło, powtarzane przez nie konteksty z wyrwaniem w tle, błędy prokuratorów którzy mieli a jednak nie mieli, zawiedziona niewinność ministerialnego zaufania, martyrologia pacjentów, trzynastoletnie dziewczynki z wacikami w sercach. Wszystko było oprócz konkretów, wszystko było, oprócz Lisa, który miał być i zadawać pytania. Zamiast tego był Lis-ministrant, który na kolanach, przez pięć minut klecił pytanie o Ziobrowego ojca, którego być może również jak twierdzą niektórzy i może w tyle głowy coś tam powstało powstało więc z całą ostrożnością i pytam ale sam nie wiem czy wypada ale panie Zbyszku może jednak że tak powiem co pan na to mój miły piękny kochany…?
Po co, pytam, wpieprzać się w cudze sprawy osobiste? Mógł mieć Ziobro uraz do lekarzy? Mógł. Procesował się o śmierć ojca? Tak. Czy mogło to wpłynąć na sprawę Garlickiego? Mogło. Czy przyzna się do tego? Nigdy. A tworzenie sugestii na bazie rodzinnej tragedii jest zwykłym skurwysyństwem i jak Ziobry, że tak łagodnie napiszę, nie cierpię jak zarazy, tak uważam że w tej sprawie powinni się od niego wszyscy odczepić. Takimi sprawami niech się zajmują sądy Amerykańskie, gdzie gwiazdy adwokackie w asyście psychologów zrobią z tego okoliczność arcyłagodzącą i powód do uniewinnienia, media dadzą widzowi powód do płaczu, a telewizja nakręci po paru latach film na środowy wieczór. Grzebanie osobistych tragediach i animozjach Zbysia nie jest dla sprawy nijak istotne, jeśli już, to jako wątek poboczny dla psychologów amatorów. Wiadomo dobrze że aresztowanie Garlickiego miało być propagandowym sukcesem nowo zrodzonego CBA, igrzyskami dla ciemnego ludu, spektaklem pokazującym słuszność jego utworzenia i natychmiastową skuteczność działania. Przekaz był prosty. Walczymy z korupcją. Ledwo zaczęliśmy, a patrzcie jaką grubą rybę złapaliśmy. Morderca po szpitalach się czaił, pławił się w układzie jak świnia w gnoju, tuczył się na krwi ludu biednego, panem życia i śmierci się mienił, ale z tym koniec. „Już nikt przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Słowa wyartykułowane z namaszczeniem, pauzami podkreślającymi WAGĘ SPRAWY, skalę zbrodni, ogrom grzechu. I dodane dla porządku, niefrasobliwe i z machnięciem ręki- no, ostatecznie zdecyduje sąd, tra ta ta, i tak wiadomo jak będzie bo mamy niepodważalne dowody. Tak to wyglądało, gdy Zbysio w inkwizycji pracował. O to powinien pytać rzetelny dziennikarz. Nie o zmarłego ojca, nie o dziadków we wrażych wojskach, nie o dupę Maryny co się puściła przy potoku, ale o czyn dokonany i sfilmowany. O ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, który w świetle fleszów, wolno, wyraźnie i dobitnie, łamie zasadę domniemania niewinności. Gdzie zniknęło to pytanie? Jedyne istotne pytanie na które ludzie tacy jak ja, chcieliby uzyskać odpowiedź. Jak mogłeś chłystku, choć podobnoś prawnik, postąpić jak ubecki propagandzista? Jak mogłeś, stojąc na straży prawa, piastując urząd który piastowałeś, zrobić goebbelsowski show, łamiąc wszelkie standardy, jakich dorobiła się nasza kulawa jeszcze demokracja? Jak mogłeś pogwałcić wszelkie zasady, czyniąc ten gwałt z dumą, na oczach milionów? 
Ano mogłeś. Bo w dupie masz prawo, w dupie demokrację, w dupie zasady, moralność, przyzwoitość. Interesuje cię za to jedna dupa. Dupa prezesa do której przykleiłeś język, by zrobić swą marną karierę. 
Nie oczekuję od Lisa cudów, nie oczekuję agresji, ataków, gnojenia Zbysia. Mój język jest moim językiem, emocje moimi emocjami. Lis trzyma w programie pewnien poziom, nie jest napastli, rozmówcę traktuje z szacunkiem. Co tam sobie w duchu myśli, jego sprawa, ale wizerunek który stworzył, wizerunek dziennikarza, nie hieny i showmana może się podobać i sprawia że ludzie nie boją się do niego przychodzić. Są jednak granice spolegliwości i grania dobrego wujka. W sprawach ewidentnych, w kwestiach dla kraju fundamentalnych, trzeba stawiać sprawy jasno. Jeśli minister sprawiedliwości w świetle kamer łamie prawo i jeszcze czyni z tego swój sukces, jest to patologia której cywilizowany świat nie widział. Nie powiedzieć o tym, to nic nie powiedzieć.
Nie wiem dlaczego tak się stało, może trzeba było zrobić z siebie ministranta, by żona na posadę wróciła, choć podobno brunatni wyczyścili publiczną z pisu. Może miało to być cwane i wynikać z założenia, że się Ziobro na odpowiedź przygotuje, więc z innej strony się go weźmie. Może Lis w tyle głowy też ma niechęć do lekarzy, a może plamy na słońcu umysł mu zaćmiły. Tak czy inaczej spieprzył wczoraj robotę. Grzebiąc w zwłokach ojca, robiąc podśmiechujki z układu, co to go Ziobro w pałacu prezydenckim wykrył, dyskutując o ekspertyzach i wacikach w sercach, w końcu pytając faceta mającego przed sobą ostatnią szansę przed Sądem Najwyższym, czy przeprosi doktora, czyli czy czuje się winny (matko, kto du kogo za durnia miał/uważał), zajmował się wszystkim, co samo w sobie będąc może ważnym, staje się niczym, przy sprawie najważniejszej.

„Chodzi lisek kolo drogi

Reklama

nie ma ręki ani nogi”

Wczorajszy lisek miał wszystkie kończyny, za to pytanie o stan łepetynki, tudzież ukrytych celów, pozostaje otwarte.

 

Reklama

20 KOMENTARZE