Reklama

Wiem po co pan prezydent pojechał do Brukseli. Po to, aby bojkotowanej przez jego genetyczną partię tvn24, w osobie Moniki Olejnik, powiedzieć, że mamy najgorszy rząd od roku 1989.

Wiem po co pan prezydent pojechał do Brukseli. Po to, aby bojkotowanej przez jego genetyczną partię tvn24, w osobie Moniki Olejnik, powiedzieć, że mamy najgorszy rząd od roku 1989. Wczoraj jeszcze nie byłam tego pewna. Ale dziś po zakończeniu szczytu i podsumowaniu przez uczestników jego osiągnięć, podejrzenie to w pewność się przerodziło. Albowiem fakty obaliły wszelkie inne poważne hipotezy. Oczywiście pomijając oczywistą oczywistość.

Najpierw więc o kilku innych hipotetycznych celach, któreśmy wszyscy wcześniej rozważali lub też sama państwowa głowa wskazywała. Udało się mianowicie udowodnić: że pan prezydent istnieje; że reprezentuje inną Polskę niż premier;, że wreszcie dobrał sobie kolesiów, którzy kilka rzeczy, jak wyczarterowanie samolotu, potrafią szybko i sprawnie załatwić; że nauczył się, niczym jego poprzednik na urzędzie, poklepywać po plecach nie tylko przyjaciół; że potrafi prawidłowo rozpoznać swoje krzesło oraz że jest mistrzem w stwarzaniu dla wszystkich naokoło sytuacji kłopotliwych. Poprzez realizację tego ostatniego celu osiągnął nawet doraźne korzyści. Sprowokował bowiem premiera i jego kolesiów do posunięć i słów głupich, co odbiło się natychmiast w badaniach opinii publicznej. Wątpię jednak, czy te doraźnie korzyści przekształcą się w profity znaczące i długoterminowe. Po raz pierwszy chyba zgadzam się, przynajmniej częściowo, z pisowskim socjologiem Markiem Migalskim. Zdaniem tego mędrca ostatnie starcie prezydent wygrał. Ale to zwycięstwo nie przełoży się na sondaże popularności. Utwierdzi jedynie zwolenników premiera i prezydenta w ich sympatiach i wzmocni antypatie.

Reklama

Pan prezydent pokazał również, po raz pierwszy, że jest twardzielem. Małym pancernikiem, jak wdzięcznie to ujął Jan Maria Rokita. Zaskoczył tym, mam wrażenie, Tuska i jego otoczenie. Ale, jeśli na bój o Brukselę spojrzeć we właściwej perspektywie, jako ważną odsłonę teatru walki o prezydenturę, to popełnił falstart. Podarował Tuskowi dwa lata, aby się z tym faktem oswoić i dostosować do niego swoją taktykę.

Dla przyzwoitości wypada wspomnieć o innych domniemanych celach pobytu prezydenta w Brukseli. Na pilnowanie Tuska i jego ministrów szanse miał niewielkie. Szczególnie trudno byłoby mu kontrolować rozmowy Rostowskiego i Sikorskiego prowadzone w językach obcych. Krążyła plotka, że przywiózł ze sobą list od Saakaszwilego. Nie chwalił się, czy udało mu się przesłanie gruzińskiego prezydenta komukolwiek przekazać. Narzekał jedynie, że nie zdążył dobiec na kilkuminutową debatę o Rosji i Kaukazie z powodu pogrążenia w rozmowie ze swoimi ministrami poza gmachem RE. Nie przyjął widać do wiadomości, że debata o Gruzji odbyła się poprzedniego wieczoru w gronie ministrów spraw zagranicznych. Nową wiadomością przekazaną przez prezydenta po powrocie do Warszawy jest, że podobało mu się wystąpienie premiera Irlandii w sprawie traktatu lizbońskiego.

Powracając do obserwacji poczynionej na wstępie. Nowością nie tyle jest opinia na temat rządu Tuska, ile miejsce i okoliczności jej wygłoszenia. Dotychczas oceny takie wygłaszał starszy bliźniak i jego partyjni koledzy. Powtarzając ją prezydent obalił ostatnie pozory apartyjności swojego urzędu. Co więcej, uczynił to na terenie obcego państwa. Bywa że królowie i prezydenci nie lubią swoich premierów i ich gabinetów. I nawzajem. Trudno jednak sobie wyobrazić analogiczną sytuację w cywilizowanych państwach. Nawet, jeśli się nie mylę, Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko, podczas swoich pielgrzymek do Brukseli, Waszyngtonu czy Moskwy na coś takiego sobie nie pozwolili. Zgoda. Kaczyński zrobił to przed polską dziennikarką dla polskiej stacji telewizyjnej. Ale fakt jest faktem.

PS. Gdyby jednak ktoś z powyższego chciał wyciągać jakieś formalne wnioski, byłoby trudno. Pan prezydent w swej bezstronnej ocenie nie użył określenia "najgorszy". Powiedział jakoś tak: Rząd to mamy taki, jakiego żeśmy po 89 jeszcze nie mieli. Na wtręt Olejnik: to Cimoszewicza był lepszy, nie zaprzeczył tylko przeszedł do wychwalania rządu swojego brata.

Reklama