Reklama

Dziś faktycznie zaczął się proces generała Wojciecha Jaruzelskiego przed warszawskim Sądem Okręgowym.

Dziś faktycznie zaczął się proces generała Wojciecha Jaruzelskiego przed warszawskim Sądem Okręgowym. Dziś, bo odczytanie aktu oskarżenia, sporządzonego przez śledczych Instytutu Pamięci Narodowej, przeszło praktycznie bez echa.
Na ławie oskarżonych zasiadają też inni generałowie i oficjele władz PRL. Ale i tak proces dotyczy głównego przywódcy stanu wojennego, Wojciecha Jaruzelskiego. To on został postawiony przed sądem, postawiony przez tych, którzy z nim w roku 1989 zawarli pakt Okrągłego Stołu.

Można się zżymać na takie przedstawienie sprawy – jak to, przecież sprawa dotyczy przestępstwa z określonego paragrafu kodeksu karnego (przestępstwo z art. 258 § 1. i § 3 kk. – założenie, udział i kierowanie grupą lub związkiem o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnienie przestępstwa). Tak – znaleziono artykuł karny na generała – nie dlatego jednak, że faktycznie tego rodzaju przestępstwo zostało popełnione, lecz z powodu, że mocodawcy skarżących nie byli wstanie znaleźć innego paragrafu, aby ten proces POLITYCZNY mógł zostać przeprowadzony.

Reklama

Słuchałem kilka dni temu aktu oskarżenia i słuchałem również dziś obrony generała. Refleksja, na gorąco, jest taka, że Wojciech Jaruzelski, pomimo swoich 84 lat jest w pełni świadomy tego, dlaczego stanął przed sądem i o co idzie gra – natomiast wielki i jednoznacznie ukierunkowany na rozliczenia przeszłości aparat IPN jest do procesu przygotowany słabo. Chaotyczny, niespójny i pozbawiony argumentów akt oskarżenia, napisany po łebkach – z drugiej strony natomiast klarowny wykład polityczno – społeczny. I tak będzie, jak sądzę, toczył się ten proces, gdzie z jednej strony amatorzy prawa i historii będą się starali wykazać, że Wojciech Jaruzelski dowodził związkiem przestępczym (armią?), która zamierzał zniewolić i zastraszyć naród, z drugiej strony generał będzie chciał udowodnić swoje racje polityczne i bezalternatywność swoich decyzji i działań.

Nie wiem, patrząc z jednej strony na generała Jaruzelskiego, z drugiej strony na prokuratorów, na salę, podzieloną na gorących zwolenników i równie gorących przeciwników – o jakie sprawy chodzi w tym procesie. Jedni szumnie mówią o akcie sprawiedliwości. Tylko, że akt sprawiedliwości już się dawno dokonał. I został zaakceptowany i podpisany przez ?Solidarność? i samego generała w roku 1989. Więcej – został potwierdzony wyborem Wojciecha Jaruzelskiego na pierwszego prezydenta nowej, odrodzonej Polski. Czy w związku z tym, nie oznacza to, że sądzi się na sali sądowej również działaczy opozycji i neguje umowę społeczną, podstawę porządku, z którego urodziła się Polska w NATO i Unii Europejskiej?

Inni mówią o prawdzie historycznej, która ma być na sali sądowej objawiona. Prawda i historia, której autorami są prokuratorzy. Czyż nie jest to w prostej linii powrót do tradycji sądów sowieckich, gdzie historia była korygowana najpierw przez prokuratora Andrieja Wyszyńskiego, a zatwierdzał ją później sędzia – generał Urlich?

Oczywiście – najbardziej pojemną deklaracją zwolenników sądzenia Wojciecha Jaruzelskiego jest chęć udowodnienia prawdy. I tu spotkają się dwie prawdy, a może i więcej. Jedni będą chcieli udowodnić, że wprowadzenie przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego stanu wojennego było zbrodnią i było skierowane przeciwko narodowi. Tylko, że tego akt oskarżenia nie zawiera? co oznacza, że prawda ta nie może w przewodzie sądowym zostać udowodniona. Druga strona będzie wskazywać, że decyzje WRON i osobiście generała były podyktowane aktem wyższej konieczności – co zresztą potwierdził już specjalną uchwałą Sejm wolnej Polski, kilkanaście lat temu?

Prawda zostanie po tym procesie po obu stronach. Zgodnie z logicznym pojmowaniem prawdy (wg. Św. Tomasza) wszystko co wskazuje na prawdę, ukazuje ją, prowadzi do niej. I dlatego obie strony tego sporu będą wskazywały na przyczyny i okoliczności, wskazujące, że prawda jest po ich stronie. Sąd karny nie będzie tej prawdy wstanie rozstrzygnąć na korzyść żadnej ze stron. Ani prawdy historycznej, ani społecznej.

Proces generała Wojciecha Jaruzelskiego narusza umowę społeczną, jak została zawarta. Naraża w ten sposób majestat państwa i jego instytucji i zasady demokracji. Równie mocno, jak wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.

Niestety, wyrok tego sądu będzie wyrokiem sądu ludowego, przy takim oskarżeniu, jakie wobec generała zostało sformułowane, a nie wyrokiem w imieniu państwa.

Azrael

Reklama

25 KOMENTARZE

  1. proces Generała Jaruzelskiego
    Dzień dobry Azraelu.
    Bardzo ciekawy wywód. Jest zgodny z moimi przemyśleniami.
    Generał jest już starym schorowanym człowiekiem. Stawia się na rozprawy mimo choroby. Do końca żołnierzem. Czas najwyższy by ten proces już zakończyć. Generał Jaruzelski już swoje wycierpiał i do końca życia ponosić będzie konsekwencje swojej decycji.

  2. sorry, szkoda nafty
    Sorry

    Otwieramy tutaj po raz milionowy, a w tym skladzie (~czytelnicy Azraela i Matki Kurki) chyba kilkudziesiaty ciagle te sama i te sama dyskusje.

    I to zaczynamy ja od poczatku, od rytualnego a namaszczonego przytoczenia tych samych i tych samych argumentow w tym samym brzmieniu, jak gdyby one nigdy wczesniej nie padly i nie zostaly skrytykowane, ba – najczesciej osmieszone przez druga strone.

    Zajecie jalowe i obrazajace inteligencje. Szkoda nafty.

    Pozdrawiam i dobrej zabawy zycze

    • nie zgadzam się
      chyba pierwszy raz się z Tobą nie zgadzam; jeśli widzę jakiś sens w procesie, to właśnie dlatego, że wzbudza dyskusje, takie jak nasze pod postami MK, Azraela i innych; ciekawią mnie poglądy ludzi, jeśli potrafią jej jasno wyłożyć, także tych z którymi się fundamentalnie nie zgadzam; dyskusja(e) są nieco chaotyczne, argumenty się powtarzają, ale nie wiem, czy jakikolwiek moderator byłby w stanie nad tym zapanować – to jest urok takiego portalu jak Kontrowersje; wada – cholernie dużo czasu zajmuje, żeby niczego istotnego nie przeoczyć. pozdr

      • jasne wylozenie pogladu
        Droga Nino,

        widocznie akurat ten moj poglad nie byl dostatecznie jasno wylozony.

        Ta dyskusja powraca od pewnego czasu, niedawno przetoczyla sie parokrotnie, podkreslam – czesciowo w tym samym skladzie, co teraz, przez forum MK.net, poprzedzajace Kontrowersje. A i tutaj tez nie jest to pierwszy i jedyny taki watek.

        No i w kazdej z tych dyskusji pojawialy sie w sposob doskonale powtarzalny wciaz te same argumenty, czasem wyjatkowo marnej jakosci, juz wczesniej skrytykowane, odparte, czesto somieszone przez jednego lub wiecej adwersarzy.

        I tu na Kontrowersjach znowu sie powtarzaja, czasem spod tych samych palcow, jak gdyby tamte tak niedawne rozmowy byly rozmowami gluchych, slepych, nie rozumiejacych i z amnezja.

        Konstatujac powyzsze, stwierdzilem w konkluzji mojego posta, ktory nastrecza Ci problemow interpretacyjnych, ze ja osobiscie jestem juz zmeczony i znudzony powtornym czytaniem i powtornym zbijaniem takich argumentow, uwazam tez, ze obraza to moja ludzka inteligencje, zwlaszcza skoro i tak po adwersarzach splywa to wszystko jak woda po kaczorze.

        Ale nie zabranialem przeciez dyskutowac pozostalym. Jezeli ktos nie uczestniczyl w tych poprzednich rozmowach, nie zrozumial lub spamietal ich tresci, ma wiecej czasu lub mniej szacunku dla siebie samego…

        Pozdrawiam

        P.S. Co tam, wbrew zapowiedzi i ja ponownie dalem sie wciagnac (w innym blogu), i ku mojemu zdumieniu w argumentacji pojawily sie zupelnie nowe motywy, lacznie z Krasna Armia oraz “naszym” KBW slusznie i legalnie strzelajacym po wojnie do polskich bandytow, z gigantem Jaruzelskim, oraz z pijanym i agresywnym bydlem, do ktorego w grudniu 1981 slusznie strzelalo ZOMO…

        Wreszcie MK dowiedzial sie, ze bredzi jak pod budka z piwem, ja zas, ze jako zwolennik osadzenia p. Jaruzelskiego, jestem jedna z miernot, usilujacych obsikac tego giganta.

        Spisuje to w duzym w skrocie oraz komentuje w moim wlasnym blogu, i tam tez Cie zapraszam.

  3. Chciałbym dorzucić jedną

    Chciałbym dorzucić jedną rzecz, która ciągle gdzieś nam umyka z pola widzenia. Patrząc z pozycji obserwatora, widzę nie zapasy w błocie pod latarnią, w których wszyscy rodacy z dziką rozkoszą biorą udział ale Polskę wolną i demokratyczną, powstałą wskutek porozumienia dwóch przeciwników politycznych.

     

    Dziękuję Bogu, że na miejscu Jaruzelskiego nie stał Olszowski albo inny taki, który wprowadziłby trochę swobody gospodarczej i dalej trzymał naród za mordę, co ma miejsce na przykład w Chinach.

     

    Jest naszą bolączką narodową angażowanie całej pary w gwizdek a nie w tłoki. Żyjemy w dalszym ciągu z głową skierowaną do tyłu. Politycy i media rozpalają emocje w sprawach, którymi powinni zajmować się historycy a problemy zwykłych ludzi pozostają jak zwykle na uboczu.

     

    Wszystkich historyków należało by zamknąć w archiwach na klucz i wypuścić dopiero po 20 latach.

  4. hmmmmm
    w kręgu hmmmmm kultury słowiańskiej umowy niespisane nie mają specjalnej wartości, ta musiał być spisana i pewnie była, może za 50 lat a może już za 30 dowiemy się, choć można założyć że chodziło z grubsza o to że że czerwoni zagwarantowali iż nie będą strzelać a druga strona że powstrzyma się od wieszania na latarniach czerwonych. Był pewnie jeszcze aneks dotyczący może polityki, bo gospodarcza już pewnie nie, od jakieś czasu mieliśmy już hmmmmmm wolność gospodarczą gwarantowana ustawami Wilczka. czy ktoś jeszcze pamięta rząd Rakowskiego?
    Jeśli była umowa polityczna to została szybko złamana, wybory parlamentarne w 1991 roku a w kwestii prezydentury nawet wcześnie bo 1990 roku

  5. z wrogiem się negocjuje
    z wrogiem, niestety, trzeba negocjować; inaczej chyba ludzkość by nie przeżyła; a przed sądem nie postawili generała i innych ci, którzy negocjowali, tylko prokuratorzy w imieniu “pamięci narodowej” (IPN); można mieć wątpliwości co do trafności zarzutów, właściwości i czasu wdrożenia procedury (jak robi to Azrael) czy w ogóle uważać, że podsądni byli bohaterami a nie sprawcami przestępstwa dokonanego na narodzie (nie sugeruję, że w całości są to Twoje poglądy); ale sam fakt, że inni uważają inaczej jakoś tam uwiarygadnia proces; zresztą sam Jaruzelski przyznał, że chciał, aby do niego doszło; krążyły słuchy, że ujawni nowe fakty przemawiające za jego racjami – dotychczas tego nie zrobił, więc ja w jego osądzie pozostaję przy swoim, czyli nie przekonał mnie; także Ty mnie nie przekonałeś, ale czytam Cię z zainteresowaniem i pozdrawiam

    • hmmmmm
      Obaj dobrze wiemy że nie jest łatwo dotrzeć do treści uzgodnień magdalenkowych, jeśli były oczywiście, obie umawiające się strony idą w tej kwestii w zaparte. Treść głównego porozumienia okrągłostołowego jest chyba dostępna, ja leniwy jestem i nie chce mi się szukać.

      Co do Jaruzelskiego, to skoro umowa obejmował sytuacje iż zostanie on powołany na funkcje prezydenta to chyba można założyć iż tak, umowa obejmował niepociąganie go do odpowiedzialności za zbrodnie komunistyczne tak samo jak np Kiszczaka, ten miał zostać premierem o ile pamiętam.

      Jeśli były, a tez zakładam że były tajne części porozumienia, to jak już napisałem zostały bardzo szybko odesłane w niebyt. Po 20 latach możemy sobie jedynie domniemywać i rzucać oskarżenia, że nas Wałęsa z Michnikiem sprzedali w Magdalence ale na tym samym oddechu musimy też powiedzieć że w handlu uczestniczył co najmniej jeden Kaczyński.

    • TRZY PYTANIA KUNDLA
      1) Gdzie ta umowa, dlaczego nie moge sie doprosic, by mi ja pokazano?

      2) Czy w ogole i ewentualnie jak dlugo obowiazuje umowa z kidnaperem, nawet spisana na papierze (notariusz by jej poswiadczyc nie mogl jako sprzecznej z prawem obowiazujacym), opiewajaca na wypuszczenie zakladnikow (w tym przypadku: kilkudziesieciu milionow) w zamian za okup (utrzymanie udzialow w gospodarce) i gwarancje nietykalnosci (resorty silowe, tolerowanie niszczenia akt, nie wiadomo, co jeszcze).

      3) Przypominam, ze mialo byc tylko 35% poslow z wolnych wyborow plus wolna gazeta i cos tam jeszcze.

      Czy zatem haslo “Wasz Prezydent, nasz premier” nie bylo pogwalceniem umowy? A jezeli tak, to:

      a) czy nie powinnismy oddac komunistom naleznych im 65% i jeszcze ich przeprosic?

      b) dlaczego w tej kwestii mozna bylo od niej odstapic, a w sprawie odpowiedzialnosci karnej etc. juz nie?

      hau hau

      • Nie było żadnej “umowy społecznej”.
        To kolejny mit, który wmawiano nam całymi latami.
        I pieczołowicie kultywowano. Wmawianie nam, że 35% demokracji to było “wszystko co mogliśmy osiągnąć”.
        A po mojemu – zwykłe paserstwo. Od Michnika do Kaczyńskich. Od Wałęsy do Jaruzelskiego. Ci tzw. opozycjoniści demokratyczni zapomnieli o Narodzie. Straszyli, że “wejdą”. Straszyli wyimaginowaną hekatombą ofiar “jak się nie dogadamy” a tak naprawdę dogadali się na kolejne rozdrapywanie majątku narodowego. “Ty weźmiesz 65% a ja – 35”.
        Ten bandytyzm do dziś owocuje najzwyklejszymi narkotycznymi postaciami – w postaci SLD i PSL.
        Zaowocował Samoobroną – dzieckiem tej “dogadanki”.
        To, co z nami wszystkimi wówczas zrobiono, zasługuje na jedno – szafot.