Reklama

Niemcy walczą, by Deutsche Mark upsss, Euro się nie wzmocniła.
Mało tego – walczą, by ona nadal w wydaniu eurostrefy istniała.
I dlatego walczą o PIIGS, by nadal trwały w eurostrefie.

Niemcy walczą, by Deutsche Mark upsss, Euro się nie wzmocniła.
Mało tego – walczą, by ona nadal w wydaniu eurostrefy istniała.
I dlatego walczą o PIIGS, by nadal trwały w eurostrefie.
Dlaczego walczą?
W 2000 roku “socjalista” Schroeder wprowadził pakiet reform, które skutkowały tym, że realna gospodarka niemiecka stała się bardziej elastyczna eksportowo. To właśnie ów “socjalista” zmniejszył koszty pracy, obciął socjał. Niemcy zaczęły na siebie pracować, będąc bardziej atrakcyjnymi dla koncernów w Niemczech funkcjonujących.
W ten sposób wpisał się odwrotnie w trend “globalizacji”. Ocalił dla Niemiec miejsca pracy tak bardzo uciekające na wschód (do Polski akurat słabo) na skutek tejże “globalizacji”.
Kanclerz Merkel, pomimo przynależności do innej frakcji trend ten kontynuuje.
Ilekroć patrzę na dzisiejsze Euro osłabiane przez PIIGS, to widzę tę radość przedsiębiorców niemieckich operujących i eksportujących. I rozliczanych nie w DM, ale właśnie w Euro, osłabianym przez owych właśnie PIIGS (Portugal, Italia, Ireland, Greece, Spain).
Gdyby nie Euro, gospodarka niemiecka – jako bardzo silna gospodarką realną, a nie inżynierią finansową, a więc przede wszystkim eksportem, z powodu bardzo mocnej DM siadłaby już dawno.
To Niemcom zależało na powstaniu eurostrefy i na wciągnięciu do niej słabeuszy. Po to, by ci słabeusze ciągnęli DM, upsss – Euro w dół, a tym samym ułatwiali im eksport.
Francuzi im wtórują ze względu na inżynierię finansową zaangażowaną w CDS-y PIIGS, niemieckie banki pewnie i tu mają swój udział.
Poprzez eurostrefę to właśnie Niemcy zbudowały sobie rynki zbytu.
A jako duże państwo, to i traktatowo poprzez ludność (Nicea, Lizbona) zapewniły sobie duży udział w podejmowanych decyzjach. I się bronią.
Niemcom nie zależy na rozpadzie strefy Euro, gdyż powrót do DM bardzo drogo by ich kosztował (silna DM – spadek eksportu).
Stąd takie torpedowanie referendum w Grecji.
Co do Polski na tym teatrze działań – to temat na odrębny wpis. Bowiem lepiej to już było.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. kraj trzeba opylać tanio?
    No nie bardzo.
    Bez euro byłoby im jeszcze łatwiej obniżać wartość swojej waluty, o ile jest to faktycznie świetna metoda na dobrobyt.
    Podobnie w Polsce dzięki niezależnej złotówce można przy pomocy drukarni sprowadzić jej kurs do poziomu np 10zł za euro, wówczas eksporterzy zaczną tańczyć ze szczęścia i kraj rozkwitnie.
    Niemcy nleźle przędą dzięki innym, całkiem staroświeckim metodom: obniżce podatków, budowaniu imperium, i przykręcaniu śruby swojej sile roboczej.

    • tak, ale…
      Tak, masz rację, że najlepiej manipulować na drukarni w swojej własnej walucie.
      Ale wtedy czynisz ją niewiarygodną i praktycznie niewymienialną.
      A tu trzeba istnieć w jiakimś odniesieniu.
      Bez Euro, aby byli wiarygodni, musieliby się oddać w ręce tzw. rynków.
      DM musiałaby być otwarta, czyli podatna na fluktuacje rynkowe w zakresie podaży i popytu.
      A więc wzmocniłaby się.
      Nie chcę Cię odsyłać do różnych forów w necie, a i riserecz robiłem na nich po postawieniu sobie w głowie tezy, którą wyrobiłem w tym wpisie.
      Ale jak będziesz miał wątpliwości co do roli Euro vs DM w eksporcie Niemiec, chętnie te źródła wskażę.

      • tani wosk pszczeli, drogie maszyny
        Faktycznie trudno stwierdzić czy Niemcy tracą czy zyskują na braku własnej waluty, zdania w internecie są podzielone.
        Grając na spadek mocy euro obniżają jej wartość także innym eksporterom ze strefy, więc zysk dla nich wątpliwy, słabe euro podnosi koszt ropy i gazu, czyli też nic przyjemnego.
        W krajach biednych sprawa jest jaśniejsza, słaba waluta oznacza opłacalność rabunkowego eksportu i nieopłacalnośc nowoczesnych technologii wymagających “wsadu dewizowego”.
        Zaczyna się wtedy wyścig między zbieraczami runa a drwalami, aż kamień na kamieniu nie zostanie.

    • Tych cudownych rozwiązań
      Tych cudownych rozwiązań próbowali Japończycy i USA i cudownie na tym nie wyszli. Pusty śmiech mnie ogarnia na to zwyczajowe zawołanie “ekonomistów” – eksport się wzmocni. Przeliczenie jest znacznie bardziej dramatyczne. Dom w Polsce za 1000 złotych. 1 euro=100 złotych – dom za 10 euro. 1euro=1 złoty, dom w Polsce 1000 euro. Był czas, że taki bardziej wypasiony góral z Chicago, za dwie wypłaty mógł sobie kupić w Polsce pół Zakopanego albo cały Nowy Targ. Silna waluta ma proste przełożenie na majątek – KAŻDY. Zarówno indywidualny, jak i ten narodowy. Między bajki włożyć tę “eksportową” walutę, skrajnym przykładem są republiki bananowe, które wymieniają banany, jedyny narodowy surowiec za kilka centów i zdychają z głodu. USA szło jak burza, gdy dolar był potęgą, to samo Niemcy i tak jest teraz. Niemcy nie eksportują bananów, tylko wysokie technologie, a tego nie można nie kupić, jeśli chce się mieć cywilizację i to nie może kosztować groszy. Polacy eksportują tanią siłę roboczą nic więcej, bo cóż takiego my wysyłamy do Niemiec? Ano na przykład wyremontowane stare pianina przesyłane z Niemiec, tudzież żelazne bramy rozsuwane, które są tańsze tylko i wyłącznie z tego powodu, że Polak haruje za jedną czwartą pensji Turka.

  2. kraj trzeba opylać tanio?
    No nie bardzo.
    Bez euro byłoby im jeszcze łatwiej obniżać wartość swojej waluty, o ile jest to faktycznie świetna metoda na dobrobyt.
    Podobnie w Polsce dzięki niezależnej złotówce można przy pomocy drukarni sprowadzić jej kurs do poziomu np 10zł za euro, wówczas eksporterzy zaczną tańczyć ze szczęścia i kraj rozkwitnie.
    Niemcy nleźle przędą dzięki innym, całkiem staroświeckim metodom: obniżce podatków, budowaniu imperium, i przykręcaniu śruby swojej sile roboczej.

    • tak, ale…
      Tak, masz rację, że najlepiej manipulować na drukarni w swojej własnej walucie.
      Ale wtedy czynisz ją niewiarygodną i praktycznie niewymienialną.
      A tu trzeba istnieć w jiakimś odniesieniu.
      Bez Euro, aby byli wiarygodni, musieliby się oddać w ręce tzw. rynków.
      DM musiałaby być otwarta, czyli podatna na fluktuacje rynkowe w zakresie podaży i popytu.
      A więc wzmocniłaby się.
      Nie chcę Cię odsyłać do różnych forów w necie, a i riserecz robiłem na nich po postawieniu sobie w głowie tezy, którą wyrobiłem w tym wpisie.
      Ale jak będziesz miał wątpliwości co do roli Euro vs DM w eksporcie Niemiec, chętnie te źródła wskażę.

      • tani wosk pszczeli, drogie maszyny
        Faktycznie trudno stwierdzić czy Niemcy tracą czy zyskują na braku własnej waluty, zdania w internecie są podzielone.
        Grając na spadek mocy euro obniżają jej wartość także innym eksporterom ze strefy, więc zysk dla nich wątpliwy, słabe euro podnosi koszt ropy i gazu, czyli też nic przyjemnego.
        W krajach biednych sprawa jest jaśniejsza, słaba waluta oznacza opłacalność rabunkowego eksportu i nieopłacalnośc nowoczesnych technologii wymagających “wsadu dewizowego”.
        Zaczyna się wtedy wyścig między zbieraczami runa a drwalami, aż kamień na kamieniu nie zostanie.

    • Tych cudownych rozwiązań
      Tych cudownych rozwiązań próbowali Japończycy i USA i cudownie na tym nie wyszli. Pusty śmiech mnie ogarnia na to zwyczajowe zawołanie “ekonomistów” – eksport się wzmocni. Przeliczenie jest znacznie bardziej dramatyczne. Dom w Polsce za 1000 złotych. 1 euro=100 złotych – dom za 10 euro. 1euro=1 złoty, dom w Polsce 1000 euro. Był czas, że taki bardziej wypasiony góral z Chicago, za dwie wypłaty mógł sobie kupić w Polsce pół Zakopanego albo cały Nowy Targ. Silna waluta ma proste przełożenie na majątek – KAŻDY. Zarówno indywidualny, jak i ten narodowy. Między bajki włożyć tę “eksportową” walutę, skrajnym przykładem są republiki bananowe, które wymieniają banany, jedyny narodowy surowiec za kilka centów i zdychają z głodu. USA szło jak burza, gdy dolar był potęgą, to samo Niemcy i tak jest teraz. Niemcy nie eksportują bananów, tylko wysokie technologie, a tego nie można nie kupić, jeśli chce się mieć cywilizację i to nie może kosztować groszy. Polacy eksportują tanią siłę roboczą nic więcej, bo cóż takiego my wysyłamy do Niemiec? Ano na przykład wyremontowane stare pianina przesyłane z Niemiec, tudzież żelazne bramy rozsuwane, które są tańsze tylko i wyłącznie z tego powodu, że Polak haruje za jedną czwartą pensji Turka.

  3. kraj trzeba opylać tanio?
    No nie bardzo.
    Bez euro byłoby im jeszcze łatwiej obniżać wartość swojej waluty, o ile jest to faktycznie świetna metoda na dobrobyt.
    Podobnie w Polsce dzięki niezależnej złotówce można przy pomocy drukarni sprowadzić jej kurs do poziomu np 10zł za euro, wówczas eksporterzy zaczną tańczyć ze szczęścia i kraj rozkwitnie.
    Niemcy nleźle przędą dzięki innym, całkiem staroświeckim metodom: obniżce podatków, budowaniu imperium, i przykręcaniu śruby swojej sile roboczej.

    • tak, ale…
      Tak, masz rację, że najlepiej manipulować na drukarni w swojej własnej walucie.
      Ale wtedy czynisz ją niewiarygodną i praktycznie niewymienialną.
      A tu trzeba istnieć w jiakimś odniesieniu.
      Bez Euro, aby byli wiarygodni, musieliby się oddać w ręce tzw. rynków.
      DM musiałaby być otwarta, czyli podatna na fluktuacje rynkowe w zakresie podaży i popytu.
      A więc wzmocniłaby się.
      Nie chcę Cię odsyłać do różnych forów w necie, a i riserecz robiłem na nich po postawieniu sobie w głowie tezy, którą wyrobiłem w tym wpisie.
      Ale jak będziesz miał wątpliwości co do roli Euro vs DM w eksporcie Niemiec, chętnie te źródła wskażę.

      • tani wosk pszczeli, drogie maszyny
        Faktycznie trudno stwierdzić czy Niemcy tracą czy zyskują na braku własnej waluty, zdania w internecie są podzielone.
        Grając na spadek mocy euro obniżają jej wartość także innym eksporterom ze strefy, więc zysk dla nich wątpliwy, słabe euro podnosi koszt ropy i gazu, czyli też nic przyjemnego.
        W krajach biednych sprawa jest jaśniejsza, słaba waluta oznacza opłacalność rabunkowego eksportu i nieopłacalnośc nowoczesnych technologii wymagających “wsadu dewizowego”.
        Zaczyna się wtedy wyścig między zbieraczami runa a drwalami, aż kamień na kamieniu nie zostanie.

    • Tych cudownych rozwiązań
      Tych cudownych rozwiązań próbowali Japończycy i USA i cudownie na tym nie wyszli. Pusty śmiech mnie ogarnia na to zwyczajowe zawołanie “ekonomistów” – eksport się wzmocni. Przeliczenie jest znacznie bardziej dramatyczne. Dom w Polsce za 1000 złotych. 1 euro=100 złotych – dom za 10 euro. 1euro=1 złoty, dom w Polsce 1000 euro. Był czas, że taki bardziej wypasiony góral z Chicago, za dwie wypłaty mógł sobie kupić w Polsce pół Zakopanego albo cały Nowy Targ. Silna waluta ma proste przełożenie na majątek – KAŻDY. Zarówno indywidualny, jak i ten narodowy. Między bajki włożyć tę “eksportową” walutę, skrajnym przykładem są republiki bananowe, które wymieniają banany, jedyny narodowy surowiec za kilka centów i zdychają z głodu. USA szło jak burza, gdy dolar był potęgą, to samo Niemcy i tak jest teraz. Niemcy nie eksportują bananów, tylko wysokie technologie, a tego nie można nie kupić, jeśli chce się mieć cywilizację i to nie może kosztować groszy. Polacy eksportują tanią siłę roboczą nic więcej, bo cóż takiego my wysyłamy do Niemiec? Ano na przykład wyremontowane stare pianina przesyłane z Niemiec, tudzież żelazne bramy rozsuwane, które są tańsze tylko i wyłącznie z tego powodu, że Polak haruje za jedną czwartą pensji Turka.