Reklama

Nie calkiem zgodnie z wczesniejszym zamyslem…

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Jak to jest?
    Wierszyk śliczny.
    Wykorzystam go jednak do próby wsadzenia kija w mrowisko.
    Jak to jest, że spora część bardzo na poziomie ludzi, którzy albo deklarują się jako ateiści albo wierzący ale krytyczni wobec instytucji kościoła rzymskokatolickiego, kiedy przychodzi do chrzczenia niemowląt lub posyłania dzieci na lekcje religii bądź do komunii, nagle postępuje tak jak tzw. wszyscy? Co jest powodem? Jak się z tym żyje? Jak się z tym żyje Juniorowi?
    Pozdrawiam
    Pilot Pirx

    • Pierwszy odruch mialem, by
      Pierwszy odruch mialem, by odpowiedziec Ci szerzej. Ale odpowiem dosc krotko: Chyba mylisz pojecia "ateista" i "wojujacy ateista". Byc ateista to tyle i tylko tyle, co osobisty i prywatny brak wiary w Boga. Ale juz niekoniecznie poczucie misji, rozciagajacej sie na caly swiat dookola lub chocby wlasne dzieci. Nie wiem i nie rozumiem, dlaczego dziecko ateisty nie mogloby uwierzyc, dlaczego ateista mialby mu to utrudniac, a gdyby tak sie zdarzylo – uznac to za swoja porazke… Poza tym chrzescijanstwo to w Europie nie tylko religia, ale takze dziedzictwo kulturowe: podstawowe pojecia sa "stamtad". Czy i od tego powinien ateista izolowac swoje dziecko? Zadanie rodzica widze tak – dac wybor i dostep do wiedzy, pozwalajacej wybrac. Dzieci wybiora same, na wlasny rozum i na wlasny rachunek, zwlaszcza jezeli ma to byc wybor drogi niezupelnie z pradem. Moj syn wybral jakies 8 lat pozniej, zreszta podobnie jak ja. Pozdrawiam