Reklama



Ogłoszono kolejny przetarg na TVP, cena za metr umownie regulowana!

Reklama

Najczęściej poniewierane i Bogu ducha winne słowa: cyrk, żenada, spektakl nie mają chwili oddechu.

Nie inaczej jest w przypadku debaty nad ustawą medialną wszystkie słowa są zatrudnione i przyprowadziły ze sobą krewnych z rodziny synonimów. Posłowie rzucili się na „dobro wspólne”, zwane też publicznym, oczywiście ustami dla Polski się rzucili, łapami dla siebie. Jak dotąd główną osią sporu jest to, czy partia LPR istnieje, czy p.o. prezesa Farfał, był skinem i czy ustawodawcy potrafią robić kurpiowskie wycinanki. Było również klika chwil metaforycznych wspomnień i tęsknoty za dawną magią słów „lub czasopisma”.

Na plus debatujących trzeba przypisać, że dali odpocząć równie wymęczonym słowom „misja telewizji publicznej”. Nie chodzi już o misję, chodzi o LPR, PO, PiS, SLD i chyba nie o PSL, bo ten się waha nad popieraniem koalicyjnego produktu. Być może dlatego, że już nie po raz pierwszy, a ostatni PSL się dowiaduje, co przyjaciele polityczni wysmażyli. Jak niesie echo po sejmowych korytarzach, ustawę spłodzili na boku koalicyjnej alkowy kochasie z PO i SLD i owoc tej upojnej pracy pragną podzielić dla dobra Polski między siebie.

Reklama

2 KOMENTARZE