Reklama

          Będę waszym koszmarem.

          Będę waszym koszmarem. Niewidocznym, efemerycznym, skrytym między papierami, zajmującym paręnaście kilobajtów na jakimś serwerze, będę obecna na ustach urzędników, wspominana w uzasadnieniach na decyzjach, nie dostrzeżecie mnie w mediach, ani w wypowiedziach ekspertów. Będę przeszkadzać jak natrętna mucha, jak ukryta szpileczka w nowo zakupionych spodniach. Powoli doprowadzę was do nerwicy, niczym krople raz po raz spadające na czoło. Nie powstałam w tym celu, lecz we wczesnym procesie kształtowania zostałam zdeformowana, przepotwarzona w cichego wirusa, który niemo dławi system, przejmuje każdy zainstalowany program. Opowiem o swoich narodzinach.

Reklama

          Sam początek pamiętam dość mgliście. Rozproszona pojawiałam się w szepcie przedsiębiorcy, znowu gdzieś majaczyłam w głowie raz ministra, raz posła, ściśnięta między obawą o miejsce na listach wyborczych, a kochanką z hotelowego pokoju. Wreszcie trafiłam na dysk twardy któregoś z ministerialnych pracowników. Stąd obserwowałam przewijające się rozmaite osobistości, głównie moich urojonych rodziców, którzy wykonywali polecenia, oficjalne, i te ważniejsze, nieoficjalne, widziane w oczach przełożonych. Znam ich prawie wszystkie sekrety. Łączy ich zasadnicza cecha, uwielbiają robić TO z podwładnymi, najczęściej z mydłem lub wazeliną, chociaż przypadki bez poślizgu również się zdarzały. Armie sekretarek robiły zamieszanie, ciągle wchodząc i wychodząc, to po spinacz, to przynieść kawę, to się uśmiechnąć, to przekazać jakąś nieistotną informację, warunkowo w obcasach donośnie wydającymi na parkiecie dźwięk, dla zaznaczenia swojego istnienia, jak w pentagonie, część się pęta, reszta ich goni.

          Po czasie nabierałam wyrazu, kiedy już myślałam, że jestem gotowa, przychodził urzędnik z lekko przestraszoną miną i wszystko zmieniał, ciągle i ciągle, poprawiał, kasował i wpisywał. W postaci meila i pisemnie, w kopercie, znajdowałam się w coraz to innych biurach, z podobnie służalczymi twarzami urzędników. Kto nie posiadał takiego spojrzenia, już go więcej nie raczyłam zobaczyć. W teczce zawędrowałam do niewielkiej grupy osób, po otworzeniu koperty, nikt nie raczył przeczytać zawartości, złożył podpis i wysłał mnie do jeszcze większego kółeczka wzajemnej adoracji, powierzchownie, bo w głębi czułam wzajemną niechęć. W centralnym miejscu siedział i pilnował strażnik o wilczych oczach, błyskawicznie reagującym na jakikolwiek zalążek sprzeciwu. Dalej pozostałam niezauważona, zginęłam pod przepisami o dziwnych związkach małżeńskich, in vitro, pod różnymi kotletami wielokrotnie odsmażanymi jak w tanim barze mlecznym.

          Wylądowałam w niezwykłym miejscu, w którym wyrażenie „ścieranie poglądów” nabierało stanowczej kwintesencji. Teoretycznie. Najpierw zajęła się mną komisja, kolejne kółeczko, odwrotnie do poprzedniego uczestnicy chcieli zaznaczyć dzielące różnice, lecz to te same książki, tylko w innym wydaniu i okładce. Po ich aprobacie wraz z siostrami trafiłam do marszałka, który nie omieszkając pozwolił wielkiej izbie do debaty, która sprowadzała się do suchego odczytywania pierdół z kartki przed szanownym audytorium składającym się z paru osób z szeleszczącymi kartami gazety w celu rozproszenia mówcy. Tak było dwa razy. Za trzecim salę zapełniły po brzegi same znakomitości, rządne głosowania. Niektórzy ambitni wbijali się na podest i zbierali oklaski pomieszane z tupaniem i gwizdami albo gromkie śmiechy echem odbijającymi się od ścian pomieszczenia. Zabawa znudziła się pod wieczór, kiedy między beknięciem z jednej strony sali, a wstydliwym cichaczem z drugiej zostałam bezmyślnie uchwalona. Dalej trafiłam do mniejszej izby, sąsiadującej z barem co dość widocznie odznaczało się na fizjonomii tamtejszych bywalców. Debata i głosowanie było powtórką z rozrywki, nikt nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy jednocześnie niektóre siostry, te popularne nie mogły się nawet tutaj przedostać gnijąc w szufladzie lub okaleczone, z wyrwanymi członkami przemykały jak słoń przez ucho igielne.

          Po paru dniach opuściłam teren stanowiący ponoć miniaturyzację społeczeństwa i parę ulic dalej zostałam rzucona na mahoniowe biurko. Przyjemna lokalizacja, gdy urzędnicy zdołali mnie jedynie przekartkować, wszedł dostojny jegomość w polowej kufajce, błyszczących gumofilcach, w ustach pykał sobie fajkę i z pełnym zadowolenia uśmiechem złożył iście hrabiowski podpis na mnie i innych oczekujących na zabrudzenie piórem. Potem niezwłocznie przekazana do drukarni w ministerstwie, przelana ostatecznie na papier, czekam czternaście dni na wyjście w świat. W Polskę.

Będę wolna. Będę waszym koszmarem.

Reklama

18 KOMENTARZE

      • Co ma być uchwalone
        to będzie uchwalone. Kto tym steruje: nie wiem. Nad ustawą BGK głosowali za uchwaleniem PO, przeciw PIS i co ciekawe: PJN – kobiety za, mężczyźni przeciw. Jaki jest cel powstania partii, która nie jest spójna w istotnym dla kraju głosowaniu? Zdaje się, że nie były to wspólne idee tylko był na to inny zamysł.

        NIe ma już znaczenia jaka partia dojdzie do władzy. Dojdzie ten kto ma dojść. Pozostaje uśmiechnąć się do siebie nad tymi wszystkimi dyskusjami o polityce pełnymi emocji przy rodzinnych spotkaniach… Jezu jaki człowiek jest naiwny.

        • Jeszcze się nie zapoznałem z tą ustawą
          więc trudno mi się do niej odnieść. Chcę wspomnieć o innym aspekcie prawodawstwa, wśród urzędników i w społeczeństwie istnieje takie zjawisko zwane “idealizmem administracyjnym”. Polega ono na przekonaniu, że wprowadzając w życie jakiś przepis jednocześnie tym samym zmieniamy rzeczywistość. Nawet świetnie skonstruowane ustawy, które ustanowiono bez podstaw finansowania, bez konsultacji z kimkolwiek, np ze strukturami wykonawczymi, z początku stanowią świstek do podcierania tyłka, a w końcu umierają bądź stanowią jakieś bliżej prawnie nieokreślone zmory, które bardziej przeszkadzają niż wnoszą coś dobrego.

          • Idealizm administracyjny
            Pierwszy raz słyszę.
            Od zmiany mojej rzeczywistości jestem ja, a administracja państwowa? Ograniczona do poziomu, że trudno pamiętać o jej istnieniu.
            Jeśli jest odwrotnie, a jest, to ustawy należy palić a nie tworzyć kolejne, wtedy będziemy się zbliżać do idealnej administracji.

          • To tylko
            określenie z akademickich czasów, pożywka dla doktorów i innych teoretyków, z sentymentu zostaje mi takie administracyjne chrzanienie:) Nie zmienia to faktu, że tego tałatajstwa jest za dużo, kto w tym siedzi zdaje sobie sprawę, że brakuje aby regulowali rozstawienie łóżka w mieszkaniu. Trochę z przesadą, lecz większość przedsiębiorców właśnie tak postrzega wpływ administracji na ich funkcjonowanie. Do tego jeszcze socjalistyczny moloch przysyła nam coraz nowsze z Brukseli tematy, np. czy w kiblach powinni montować spłuczki niskopodłogowe czy wysokopodłogowe? Na szczęście w sferze prywatnej nie odczuwamy tak mocno tego wpływu, jak są jakieś przepisy to w dużej mierze martwe, jak obowiązek czasowego meldunku przy ponadtrzymiesięcznym pobycie poza miejscem zameldowania. Wyobrażam sobie ok stu tysięcy jak nie więcej studentów Wrocławia spełniający ten wymóg:)
            Powstała pewna komisja z inicjatywy pewnego posła, która pewnie miała się zająć takimi bzdurnymi przepisami, ale pewnie nie poznamy wyników jej prac.

      • Co ma być uchwalone
        to będzie uchwalone. Kto tym steruje: nie wiem. Nad ustawą BGK głosowali za uchwaleniem PO, przeciw PIS i co ciekawe: PJN – kobiety za, mężczyźni przeciw. Jaki jest cel powstania partii, która nie jest spójna w istotnym dla kraju głosowaniu? Zdaje się, że nie były to wspólne idee tylko był na to inny zamysł.

        NIe ma już znaczenia jaka partia dojdzie do władzy. Dojdzie ten kto ma dojść. Pozostaje uśmiechnąć się do siebie nad tymi wszystkimi dyskusjami o polityce pełnymi emocji przy rodzinnych spotkaniach… Jezu jaki człowiek jest naiwny.

        • Jeszcze się nie zapoznałem z tą ustawą
          więc trudno mi się do niej odnieść. Chcę wspomnieć o innym aspekcie prawodawstwa, wśród urzędników i w społeczeństwie istnieje takie zjawisko zwane “idealizmem administracyjnym”. Polega ono na przekonaniu, że wprowadzając w życie jakiś przepis jednocześnie tym samym zmieniamy rzeczywistość. Nawet świetnie skonstruowane ustawy, które ustanowiono bez podstaw finansowania, bez konsultacji z kimkolwiek, np ze strukturami wykonawczymi, z początku stanowią świstek do podcierania tyłka, a w końcu umierają bądź stanowią jakieś bliżej prawnie nieokreślone zmory, które bardziej przeszkadzają niż wnoszą coś dobrego.

          • Idealizm administracyjny
            Pierwszy raz słyszę.
            Od zmiany mojej rzeczywistości jestem ja, a administracja państwowa? Ograniczona do poziomu, że trudno pamiętać o jej istnieniu.
            Jeśli jest odwrotnie, a jest, to ustawy należy palić a nie tworzyć kolejne, wtedy będziemy się zbliżać do idealnej administracji.

          • To tylko
            określenie z akademickich czasów, pożywka dla doktorów i innych teoretyków, z sentymentu zostaje mi takie administracyjne chrzanienie:) Nie zmienia to faktu, że tego tałatajstwa jest za dużo, kto w tym siedzi zdaje sobie sprawę, że brakuje aby regulowali rozstawienie łóżka w mieszkaniu. Trochę z przesadą, lecz większość przedsiębiorców właśnie tak postrzega wpływ administracji na ich funkcjonowanie. Do tego jeszcze socjalistyczny moloch przysyła nam coraz nowsze z Brukseli tematy, np. czy w kiblach powinni montować spłuczki niskopodłogowe czy wysokopodłogowe? Na szczęście w sferze prywatnej nie odczuwamy tak mocno tego wpływu, jak są jakieś przepisy to w dużej mierze martwe, jak obowiązek czasowego meldunku przy ponadtrzymiesięcznym pobycie poza miejscem zameldowania. Wyobrażam sobie ok stu tysięcy jak nie więcej studentów Wrocławia spełniający ten wymóg:)
            Powstała pewna komisja z inicjatywy pewnego posła, która pewnie miała się zająć takimi bzdurnymi przepisami, ale pewnie nie poznamy wyników jej prac.

      • Co ma być uchwalone
        to będzie uchwalone. Kto tym steruje: nie wiem. Nad ustawą BGK głosowali za uchwaleniem PO, przeciw PIS i co ciekawe: PJN – kobiety za, mężczyźni przeciw. Jaki jest cel powstania partii, która nie jest spójna w istotnym dla kraju głosowaniu? Zdaje się, że nie były to wspólne idee tylko był na to inny zamysł.

        NIe ma już znaczenia jaka partia dojdzie do władzy. Dojdzie ten kto ma dojść. Pozostaje uśmiechnąć się do siebie nad tymi wszystkimi dyskusjami o polityce pełnymi emocji przy rodzinnych spotkaniach… Jezu jaki człowiek jest naiwny.

        • Jeszcze się nie zapoznałem z tą ustawą
          więc trudno mi się do niej odnieść. Chcę wspomnieć o innym aspekcie prawodawstwa, wśród urzędników i w społeczeństwie istnieje takie zjawisko zwane “idealizmem administracyjnym”. Polega ono na przekonaniu, że wprowadzając w życie jakiś przepis jednocześnie tym samym zmieniamy rzeczywistość. Nawet świetnie skonstruowane ustawy, które ustanowiono bez podstaw finansowania, bez konsultacji z kimkolwiek, np ze strukturami wykonawczymi, z początku stanowią świstek do podcierania tyłka, a w końcu umierają bądź stanowią jakieś bliżej prawnie nieokreślone zmory, które bardziej przeszkadzają niż wnoszą coś dobrego.

          • Idealizm administracyjny
            Pierwszy raz słyszę.
            Od zmiany mojej rzeczywistości jestem ja, a administracja państwowa? Ograniczona do poziomu, że trudno pamiętać o jej istnieniu.
            Jeśli jest odwrotnie, a jest, to ustawy należy palić a nie tworzyć kolejne, wtedy będziemy się zbliżać do idealnej administracji.

          • To tylko
            określenie z akademickich czasów, pożywka dla doktorów i innych teoretyków, z sentymentu zostaje mi takie administracyjne chrzanienie:) Nie zmienia to faktu, że tego tałatajstwa jest za dużo, kto w tym siedzi zdaje sobie sprawę, że brakuje aby regulowali rozstawienie łóżka w mieszkaniu. Trochę z przesadą, lecz większość przedsiębiorców właśnie tak postrzega wpływ administracji na ich funkcjonowanie. Do tego jeszcze socjalistyczny moloch przysyła nam coraz nowsze z Brukseli tematy, np. czy w kiblach powinni montować spłuczki niskopodłogowe czy wysokopodłogowe? Na szczęście w sferze prywatnej nie odczuwamy tak mocno tego wpływu, jak są jakieś przepisy to w dużej mierze martwe, jak obowiązek czasowego meldunku przy ponadtrzymiesięcznym pobycie poza miejscem zameldowania. Wyobrażam sobie ok stu tysięcy jak nie więcej studentów Wrocławia spełniający ten wymóg:)
            Powstała pewna komisja z inicjatywy pewnego posła, która pewnie miała się zająć takimi bzdurnymi przepisami, ale pewnie nie poznamy wyników jej prac.