Reklama

Tak się towarzystwo zwekslowało na Rosję, Żydów, Ukrainę i temu podobne, aż tematy ekonomiczne zdechły całkiem. Co prawda „ja” obiecał napisać w poniedziałek ale cóż….:(


Tak się towarzystwo zwekslowało na Rosję, Żydów, Ukrainę i temu podobne, aż tematy ekonomiczne zdechły całkiem. Co prawda „ja” obiecał napisać w poniedziałek ale cóż….:(

Reklama

Aby wypełnić lukę króciutki tekst taki bardziej do polemiki.

A mianowicie, zdaniem piszącego, to co dotąd nazwaliśmy kryzysem powinno w najbliższym czasie wywalić ze wzmożoną siłą. Znaczna zasługa tutaj miłościwie panujących światowych mocarstw i krajów rozwiniętych. Dokładniej mówiąc ich rządów, banków centralnych i polityki przez nie prowadzonej.

Co by nie mówić o poprzednich kryzysach, zarówno politycznych jak i gospodarczych miały jeden wspólny mianownik. Wietrzyły pokoje, urealniały ceny, nadawały nowe wartości. Inaczej mówiąc przywracały równowagę na przeróżnych szczeblach – od mikro do makro.
Metody leczenia obecnego kryzysu przypominają trochę proces zwany także pudrowaniem nieboszczyka, aby zacytować słowa piosenki – „patrz nieboszczyk, a jaki zadbany”.
Nie usunięto praktycznie żadnych przyczyn kryzysu, a jeśli na to wszystko z bliska popatrzyć to można powiedzieć, iż odsuwając w czasie skutki, pogłębiono problem.

W tym wszystkim jest jedna nadzieja. Ponieważ spójne i działające prawo wartości nie istnieje (a przynajmniej nie zostało jak dotąd odkryte), rzeczy (dobra, pieniądza, złoto) itd. są warte tyle ile ktoś jest w stanie za nie zapłacić. A ponieważ wartość pieniądza jest czysto umowna to jest jedna wielka SZANSA – iż wszyscy umówią się, że jest dobrze i kryzysu nie ma.

Ale na to za bardzo bym nie liczył.

pozdrawiam
rzl

ps. jeśli ktoś posiada argumenty za końcem kryzysu to będę zachwycony. Jeszcze szczęśliwszy będę jeśli mnie one przekonają

Reklama

13 KOMENTARZE

  1. Nie napisałem, moja wina.
    Nie napisałem, moja wina. Postaram się to nadrobić. Jeśli chodzi o kryzys to tak naprawdę trudno przewidzieć kiedy i jak się skończy. Na razie sytuacja się poprawia, choć oczywiście nie da się wykluczyć, że dojdzie do jakiegoś nawrotu. Mimo to bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że wyjdziemy z kryzysu dość szybko. A potem? Potem mogą zdarzyć się różne rzeczy. Niektórzy przewidują, że antykryzysowe pompowanie pieniędzy w gospodarkę wywoła stagflację, czyli niemal zerowy wzrost PKB, połączony z wysoką inflacją, jak w USA, czy w Wielkiej Brytanii w latach 70. To całkiem możliwe. Inną opcją jest powtórka z kryzysu japońskiego lat 90 – tamten kryzys zaczął się podobnie jak ten, od mocnego cięcia stóp, napompowania w ten sposób bańki na nieruchomościach i akcjach, a potem mocnego podniesienia stóp i pęknięcia tej bańki. Metody leczenia też były podobne – ciągłe “pakiety stymulacyjne”, na które wydano olbrzymie pieniądze. Nie wywołało to wtedy inflacji ( pod koniec lat 90 i na początku XXI wieku pojawiła się nawet deflacja ), ale nie powstrzymało też kryzysu, który ciągnął się przez kilkanaście lat. Rezultatem takiej polityki był za to potężny wzrost zadłużenia. Scenariusz japoński chyba nam nie grozi ( aby przy takiej “pompie” pieniężnej powstała deflacja, banki musiałyby bardzo ostrożnie kredytować, a ludzie musieliby stać się bardzo oszczędni ), ale nigdy nic nie wiadomo.

      • W latach 90 ten wzrost za
        W latach 90 ten wzrost za bardzo im nie pomógł ( być może mógłby, gdyby nie kryzys “azjatyckich tygrysów” w 1998 ), ale od 2003 roku zaczął ciągnąć japońską gospodarkę w górę ( zyski z eksportu ). Ale nie martw się, prawdopodobieństwo kilkunastoletniego kryzysu, jak w Japonii, nie jest duże. Znacznie bardziej prawdopodobna wydaje mi się stagflacja. Na razie jednak sytuacja się poprawia, więc za wcześnie jest mówić o tym, co będzie za jakiś czas. Poza tym kryzys lat 70 wyniósł do władzy Thatcher i Reagana, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

          • Deflacja w Japonii zaczęła
            Deflacja w Japonii zaczęła się po pęknięciu bańki, jak mówiłem bardzo podobnej do tej napompowanej ostatnio. Metody “leczenia” w obu przypadkach też są podobne, niemal identyczne – pompowanie pieniędzy w firmy przeżywające kłopoty, utrzymywanie stóp na zerowym lub bliskim zeru poziomie, etc. Oczywiście w ten sposób nie da się zapewnić gospodarce trwałego wzrostu, można za to wywołać większą inflację. W Japonii do inflacji jednak nie doszło, doszło do deflacji. Dlaczego? Dlatego, że w latach 90, pomimo zachęt ze strony banku centralnego, zmalała podaż kredytu, za to wzrosła stopa oszczędności. Ludzie przestali się zadłużać i zaczęli dużo oszczędzać. W ten sposób, choć pieniędzy przybywało, to nie trafiały one w obieg, stąd brak inflacji, a nawet deflacja. Teraz w USA, czy w niektórych krajach Europy Zachodniej widać coś podobnego – rząd pompuje pieniądze, ale ceny nie rosną. Będzie to trwało tak długo, aż konsumenci, firmy i banki będą zachowywać się oszczędnie. Myślę, że ten stan nie będzie trwał jednak tak długo jak w Japonii – u nas konsumpcja jest bardziej popularna niż oszczędność. Dlatego bardziej prawdopodobna wydaje mi się stagflacja – szybko rosnąca ilość pieniądza w obiegu, szybko rosnące ceny i zastój gospodarczy. Zanim to nastąpi, minie jednak trochę czasu – w końcu dopiero co pękła duża bańka kredytowa, więc wszyscy są ostrożniejsi niż zwykle.

  2. zastój
    Teraz są takie czasy, że wszystko jest na niby i na ćwierć gwizdka.
    Kryzys połowiczny, ożywienie raczej na papierze.
    Taka wielka smuta może trwać długo. Stopa życiowa na Zachodzie stopniowo będzie spadać,
    U nas raczej bez zmian, czyli względnie nam się poprawi. W sumie nie przewiduję nic ciekawego, małe szanse na wojnę czy rewolucję.

  3. Przez
    prawie cały czas tego kryzysu chodzi mi po głowie myśl – a co będzie jak Chiny odwrócą się od dolara i amerykańskich obligacji. Przecież jak się zastanowić to USA tyle nadrukowały tych papierów, że nie wiadaomo czy kedykolwiek te długi spłacą. A z drugiej strony Chiny są uzależnione od eksportu do USA. Jednym słowem Chinczycy produkują wszystko a USA dolary, obligacje i filmy i tak się tymi towarami wymieniają. Przecież kiedyś to po prostu szlag trafi (tak na chłopski rozum, tylko kiedy?).
    Pozdr