Reklama

Właśnie wczoraj dowiedziałem się z mediów, że zostałem wyłączony ze wspólnoty Kościoła Katolickiego – za swoje przekonania. Nie za czyny, nie za łamanie dekalogu, za grzechy śmiertelne, czy też za złamanie składanej przed Bogiem przysięgi, a … za przekonania.

Reklama

„Osoby, które popierają procedurę in vitro, stoją w jawnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła Katolickiego, zatem nie mogą przystępować do Komunii Świętej” – przypomniała Rada ds. Rodziny Konferencji Episkopatu Polski.

Jednym słowem jako popierający procedurę in vitro, będący orędownikiem rodziny, będący zwolennikiem tego co dała nam nauka przedłużająca nam życie, dająca szanse na uzdrawiania milionów ludzi, walki z najgorszymi chorobami, pozwalająca nam żyć i dająca ogromną szansę (osobom nie mogącym mieć dzieci) spełnienie, które jest jednym z założeń tego czym jest rodzina – zostałem drugorzędnym członkiem wspólnoty Kościoła Katolickiego, jeśli nie osobą z tej wspólnoty wykluczoną.

Cóż, każde wykluczenie z jakiejkolwiek grupy nie jest czymś przyjemnym, zwłaszcza, że stawia wykluczonego po tej stronie, która jest zła, niemoralna i odbiega od ustalonych zasad. Niestety zasady te ustalili hierarchowie tegoż Kościoła, a nie sam Kościół Katolicki (wspólnota wiernych) i można się z tymi zasadami zgadzać lub też nie.

Nie zmienię swoich poglądów dotyczących in vitro. Nie zmienię swoich poglądów dotyczących rozwoju i czerpania ze zdobyczy naukowych. Nie pozbawię się wolności, która jest darem boskim, jednym z największych, w imię ustalonych decyzji przez grono śmiertelników. Nie odłączę swojego sumienia za namową tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z tym co nazwane jest macierzyństwem.

Ukrywajcie swoje nadużycia, ukrywajcie swoje coraz bardziej wychodzące na światło dzienne dewiacje, ukrywajcie swoje grzechy, które to WAS powinny z tej wspólnoty na zawsze wykreślić, za przyczyną poniżanych, molestowanych, wykorzystywanych.

Rozumiałem obawy z tym związane, rozumiałem przyczyny i strach przed odejściem wiernych, rozumiałem kształtowanie wartości jaką jest kościół i podtrzymywanie głoszonych przez niego wartości, jako dobra uniwersalnego. Bez względu na wyznanie, bez względu na status społeczny, bez względu na przeszłość.

Nie rozumiem wykluczania niewinnych, zarówno tych odrzuconych za wyznawane poglądy, jak i także tych którzy z dobrodziejstwa nauki skorzystali dając światu, sobie i otoczeniu nowe życie. Takie samo życie, które wymaga miłości, opieki i uszanowania.

To wykluczenie, pomimo tego czym ono jest (o czym pisałem powyżej), przyjąłem ze spokojnym sercem i dumnie podniesioną głową. Co więcej, dla jasności sytuacji wyłączam się całkowicie z obecności we wspólnocie katolickiej, gdyż nie zamierzam być dla nikogo obywatelem drugiej kategorii. Dla nikogo, jak i dla siebie samego. Robię to świadomie. Kościół Katolicki ustalił swoje zasady i mam nadzieję poniesie tego konsekwencje. Tylko proszę nie krzyczeć, że polskie kościoły się z dnia na dzień wyludniają a odsetek wiernych spada w tempie zatrważającym i obarczać o to winą współczesny świat. Nie wypada być aż tak cynicznym. Nie przystoi, choćby w imię wyznawanych, jak się okazuje, papierowych wartości i zasad.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. W coś wierzyć trzeba.
    W coś wierzyć trzeba. Większość osób jest zwyczajnie za słaba, żeby iść swoją własną drogą, nie lepszą, nie gorszą, swoją własną. Dawno temu zaczęłam odróżniać instytucję od wspólnoty. Nie mnie oceniać, tym bardziej osądzać kogokolwiek. Tylko tyle i aż tyle chcę, wymagam od bliźnich.W kościele bywam z różnych okazji, po to, żeby być z bliskimi mi ludźmi w ważnych dla nich momentach. Nikogo przekonywać nie zamierzam, mówię wprost co myślę, dlaczego ja nie i o dziwo, moja wiejska wspólnota nigdy mnie nie odrzuciła. Zwisa mi i powiewa czy jestem na liście. Nie podpisywałam jej i wypisywać się nie zamierzam. Nie wiem czy Bóg istnieje, ale w swej naiwności myślę, że jeśli tak, to rozliczać mnie będzie nie z zwątpienia, ale z tego kim, jaka jestem. To chyba najważniejszy powód dlaczego nie mogę być katoliczką. Zamiast konfesjonału mam sumienie. Ono tak łatwo nie rozgrzesza, kąsa i “zmusza” do naprawienia krzywd jakie zdarza mi się popełnić. W coś trzeba wierzyć. Wierzę w Człowieka. Mimo i pomimo wszystko wierzę. Kochaj a poza tym rób co chcesz.

  2. W coś wierzyć trzeba.
    W coś wierzyć trzeba. Większość osób jest zwyczajnie za słaba, żeby iść swoją własną drogą, nie lepszą, nie gorszą, swoją własną. Dawno temu zaczęłam odróżniać instytucję od wspólnoty. Nie mnie oceniać, tym bardziej osądzać kogokolwiek. Tylko tyle i aż tyle chcę, wymagam od bliźnich.W kościele bywam z różnych okazji, po to, żeby być z bliskimi mi ludźmi w ważnych dla nich momentach. Nikogo przekonywać nie zamierzam, mówię wprost co myślę, dlaczego ja nie i o dziwo, moja wiejska wspólnota nigdy mnie nie odrzuciła. Zwisa mi i powiewa czy jestem na liście. Nie podpisywałam jej i wypisywać się nie zamierzam. Nie wiem czy Bóg istnieje, ale w swej naiwności myślę, że jeśli tak, to rozliczać mnie będzie nie z zwątpienia, ale z tego kim, jaka jestem. To chyba najważniejszy powód dlaczego nie mogę być katoliczką. Zamiast konfesjonału mam sumienie. Ono tak łatwo nie rozgrzesza, kąsa i “zmusza” do naprawienia krzywd jakie zdarza mi się popełnić. W coś trzeba wierzyć. Wierzę w Człowieka. Mimo i pomimo wszystko wierzę. Kochaj a poza tym rób co chcesz.

  3. Cześć Mireks
    A ja wcale się nie czuję wykluczona. Kwestię grzechu rozstrzygam we własnym, WOLNYM sumieniu, którego nie dała mi Rada Episkopatu ds. Rodziny, tylko Bóg. To ono jest źródłem moralnego poznania, a podstawą działania jest zbiór WRODZONYCH (nie nadanych przez Radę) zasad postępowania moralnego (główna zasada: czyń dobro, unikaj zła).

    Św. Tomasz z Akwinu mówi, że sumienie jest aktem praktycznego rozumu, który rozpoznaje dobro i zło. Główna zasada “czyń dobro, unikaj zła” jest trwałą właściwością naszego umysłu. Według Tomasza nawet wtedy, gdy nasze sumienie błądzi, oceniające czyn zły jako jako dobry, nie popełniamy grzechu, pod warunkiem że błędne sumienie jest niezawinione, tzn. usilnie dąży do prawdy, ale jej nie osiąga z powodu naszej niewiedzy.

    Zakaz przyjmowania komunii z powodu stanowiska wobec in vitro jest aktem czysto politycznym, związanym z kampanią i jako taki należy go olać. Ja olewam; do kościoła chodzę dla Boga, a nie dla urzędników absolutnej monarchii, jaką jest instytucja KrK.

    Tyle moich herezji,
    Pozdrawiam

  4. Cześć Mireks
    A ja wcale się nie czuję wykluczona. Kwestię grzechu rozstrzygam we własnym, WOLNYM sumieniu, którego nie dała mi Rada Episkopatu ds. Rodziny, tylko Bóg. To ono jest źródłem moralnego poznania, a podstawą działania jest zbiór WRODZONYCH (nie nadanych przez Radę) zasad postępowania moralnego (główna zasada: czyń dobro, unikaj zła).

    Św. Tomasz z Akwinu mówi, że sumienie jest aktem praktycznego rozumu, który rozpoznaje dobro i zło. Główna zasada “czyń dobro, unikaj zła” jest trwałą właściwością naszego umysłu. Według Tomasza nawet wtedy, gdy nasze sumienie błądzi, oceniające czyn zły jako jako dobry, nie popełniamy grzechu, pod warunkiem że błędne sumienie jest niezawinione, tzn. usilnie dąży do prawdy, ale jej nie osiąga z powodu naszej niewiedzy.

    Zakaz przyjmowania komunii z powodu stanowiska wobec in vitro jest aktem czysto politycznym, związanym z kampanią i jako taki należy go olać. Ja olewam; do kościoła chodzę dla Boga, a nie dla urzędników absolutnej monarchii, jaką jest instytucja KrK.

    Tyle moich herezji,
    Pozdrawiam