Reklama

Czy na portalach blogowych możliwa byłaby egzekucja ministra Mirosława Drzewieckiego? Podobna do tej, jaką oglądaliśmy w telewizyjnym programie "Teraz My"?

Czy na portalach blogowych możliwa byłaby egzekucja ministra Mirosława Drzewieckiego? Podobna do tej, jaką oglądaliśmy w telewizyjnym programie "Teraz My"? Jeśli pominiemy na razie różnice wynikające ze specyfiki środków przeprowadzenia operacji, odpowiedź jest prosta: zależy na którym blogowisku. Na kontrowersje.net pewnie nie. Tu na ogół dokonywana jest wiwisekcja reprezentantów innych obozów politycznych. Tacy jak Drzewiecki stanowią za to wdzięczny obiekt wdeptywania w glebę np. przez salonowców24. Owszem, jest kilka osób, które nigdzie w sieci nie są oszczędzane. Na przykład Andrzej Lepper czy Adam Michnik.

Popełniłam ostatnio dwa teksty, które można by potraktować jako początek niekończącego się serialu o mediach, dziennikarzach, odpowiedzialności za słowo itp. Ten traktuję jako odcinek trzeci sequelu, w którym obok powyższych będzie więcej o internecie i blogerach (dla porządku wstawiam numerki do kolejnych odcinków). 

Reklama

W "kontrowersyjnych" komentarzach do odcinka o Michniku, Zybertowiczu i liście otwartym ujawnili się blogowi rzecznicy nieskrępowanej wolności słowa. Wieszają przy tym psy na wyroku sądu dla Zybertowicza. I na bezczelnym Michniku, który sam ludzi obraża, a innym cenzuruje gębę przy pomocy sądów. My, czyli blogerzy, również na różne rzeczy sobie pozwalamy, jedziemy równo po wsiech, i wara komukolwiek od tego. Oczywista oczywistość. Nic dodać, nic ująć.

W odcinku pierwszym, o postępującej degrengoladzie polskiego dziennikarstwa, pisałam m.in. o wpływie internetu na język mediów. Wpływie w kilku ważnych aspektach niekorzystnym. Mój staroświecki pogląd na współistnienie dwóch odnośnych bytów brzmi: co wolno internaucie, np. blogerowi, nie powinno być wolno dziennikarzowi, przynajmniej takiemu, który pracuje w mediach opinotwórczych, mainstreamowych. Hipokryzja? I tak, i nie. Wszak tu i tu mamy do czynienia z publicystyką. Co więcej, ta internetowa coraz częściej jest znacznie ciekawsza niż medialna. Dlaczego zatem stawiam im inne wymagania? Powody są praktyczne, ideowe, społeczne czy jak je tam jeszcze nazwać.

Kiedy czytam w sieci, że ktoś jest ciotą, ktoś inny pijakiem, a tatuś tych dwóch był kurwiarzem reaguję bardzo różnie. W zależności od tego, czy sama daną osobę lubię, czy myślę o niej podobnie, czy gdzieś już podobne słuchy na jej temat do mnie dochodziły. Potem podejmuję decyzję, czy autora podobnych rewelacji zaliczę do moich ulubieńców, czy przeciwnie, nigdy więcej na tekście podpisanym jego nickiem oka nie zawieszę. Nie przyszłoby mi jednak do głowy pozywać nicka do sądu, nawet gdybym miała stuprocentową pewność, że łże jak pies. Weryfikacja prawdy internetowych rewelacji nie leży bowiem w sferze oczekiwań czytelników, nawet jeśli są oni bohaterami takich tekstów. Dlaczego? Ano, po pierwsze jest to praktycznie prawie niemożliwe, nawet gdyby istniały próby prawnego uregulowania odpowiedzialności za internetowe, anonimowe kłamstwa (opinie, także rozmaite obraźliwe figury retoryczne, ilustracje bądź inne dzieła sztuki, w cudzysłowie i bez, w ogóle rozstrzygnięciom prawnym nie powinny podlegać) . O ile wiem, sankcje prawne mogą dotyczyć właścicieli domen i/lub być egzekwowane w wyniku żmudnych dochodzeń policji internetowej. I to tylko w przypadku podejrzeń o najcięższe przestępstwa, takie jak terroryzm, pedofilia, oszustwa bankowe. Druga przyczyna jest jeszcze bardziej trywialna. Otóż, uczestnicy internetowych forów i blogowisk posiadają pełną świadomość, że żywią się one głównie domniemaniami, emocjami i plotkami. Inaczej rzecz wygląda, czy raczej powinna wyglądać z mediami.

Gdy czytam o kimś w sieci, że robi przekręty i w ogóle jest cham, katuje żonę i dzieci, traktuję to albo z przymrożuniem oka – poniosło autora, widać nie lubi człowieka -albo jako potwierdzenie własnej mglistej wiedzy, albo wreszcie, jeśli uznam że warto, jako zachętę do polemiki czy prośby o wyjaśnienie. Jeśli jednak słyszę coś takiego w telewizorze bądź czytam w gazecie, oczekuję spełnienia przynajmniej podstawowych standardów rzetelnego dziennikarstwa. Są one proste jak drut. Potwierdzenie faktów co najmniej w dwóch niezależnych źródłach oraz oddanie głosu wszystkim zainteresowanym stronom. W ewidentny sposób telewizyjna egzekucja Drzewieckiego tych norm nie spełniała. Publicystyka uprawiana w mediach elektronicznych ma na sumieniu wiele podobnych i gorszych przewinień. Rozmówcy w programach na żywo często są tak dobierani, że mogą wygadywać horrendalne głupstwa, obrażać osoby trzecie, kłamać i fantazjować. A dziennikarze są wobec nich bezradni, nie potrafiąc sami zweryfikować faktów, ani znaleźć kogoś kto by to zrobił. W prasie, poza szmatławcami, wygląda to znacznie lepiej. Dlatego kłamstwo Zybertowicza o Michniku traktuję bez litości. I nie ma na to wpływu moja ocena samego Michnika. Ani tym bardziej fakt, że ów profesor socjolog jest publicystą niejako honorowym, gościnnym.

Na koniec wreszcie, skoro blogerom (prawie) wszystko wolno, a dziennikarzom zakładam na gębę kaganiec, jak traktować dziennikarzy-blogerów? Odpowiedź trochę tylko wymijająca, wynikająca z obserwacji. Piszą blogi przede wszystkim, aby dać upust emocjom, na które nie pozwoliliby sobie na papierze lub na antenie. Czy jest to fair, szczególnie jeśli te emocje wyrażane są często w prostackim, upstrzonym niewybrednymi epitetami języku?  Myślę, że tak długo jak nie kłamią … To już prawdziwa hipokryzja. Ale przynajmniej zupełnie bezinteresowna.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. swawole internetowe
    Sama jestem ciekawa, czy dojdzie do tego, że w internecie mogą obowiązywać takie same standardy jak w dobrym dziennikarstwie. Myślę, że do tego jeszcze daleka droga. A wyjątki, takie jak kontrowersje.net tylko potwierdzają regułę. A co do dyskryminacji … Prawie każdego z uczestników kontrowersji traktuję poważniej niż Zybertowicza. Ale póki jego społeczna rola jest nieporównywalna do naszej – musi spełniać minimalne standardy przyzwoitości, czyli np. nie kłamać, albo won! To samo oczywiście powinno dotyczyć polityków, do czego nawiązuje Sawa.

  2. swawole internetowe
    Sama jestem ciekawa, czy dojdzie do tego, że w internecie mogą obowiązywać takie same standardy jak w dobrym dziennikarstwie. Myślę, że do tego jeszcze daleka droga. A wyjątki, takie jak kontrowersje.net tylko potwierdzają regułę. A co do dyskryminacji … Prawie każdego z uczestników kontrowersji traktuję poważniej niż Zybertowicza. Ale póki jego społeczna rola jest nieporównywalna do naszej – musi spełniać minimalne standardy przyzwoitości, czyli np. nie kłamać, albo won! To samo oczywiście powinno dotyczyć polityków, do czego nawiązuje Sawa.

  3. swawole internetowe
    Sama jestem ciekawa, czy dojdzie do tego, że w internecie mogą obowiązywać takie same standardy jak w dobrym dziennikarstwie. Myślę, że do tego jeszcze daleka droga. A wyjątki, takie jak kontrowersje.net tylko potwierdzają regułę. A co do dyskryminacji … Prawie każdego z uczestników kontrowersji traktuję poważniej niż Zybertowicza. Ale póki jego społeczna rola jest nieporównywalna do naszej – musi spełniać minimalne standardy przyzwoitości, czyli np. nie kłamać, albo won! To samo oczywiście powinno dotyczyć polityków, do czego nawiązuje Sawa.

  4. swawole internetowe
    Sama jestem ciekawa, czy dojdzie do tego, że w internecie mogą obowiązywać takie same standardy jak w dobrym dziennikarstwie. Myślę, że do tego jeszcze daleka droga. A wyjątki, takie jak kontrowersje.net tylko potwierdzają regułę. A co do dyskryminacji … Prawie każdego z uczestników kontrowersji traktuję poważniej niż Zybertowicza. Ale póki jego społeczna rola jest nieporównywalna do naszej – musi spełniać minimalne standardy przyzwoitości, czyli np. nie kłamać, albo won! To samo oczywiście powinno dotyczyć polityków, do czego nawiązuje Sawa.

  5. Przyjaciel Moniki…
    ….moze miec troche racji z ta stopniowa zmiana statusu internetu.

    Przed rokiem zabawialem sie uczestnictwem w dyskusjach pod artykulami gazety Süddeutsche Zeitung, naturalnie wydania Online.
    No i jakos tak o tej porze najpierw zaczela sie znacznie ostrzejsza cenzura/moderacja, a w poczatku grudnia nieoczekiwaniu ogloszono, ze z uwagi na potrzebe jeszcze scislejszej moderacji czytelnicy moga pisac swoje komentarze tylko w godzinach 8-18. a w weekendy – wcale ???!!!

    Po fali protestow forum onlajn oczywiscie nieomal zdechlo – wielu w ogole wypisalo sie, ja zreszta rowniez, inni publikuja rzadko, “dyskusje” zas z reguly gasna po kilku wpisach, bo koniec godzin etc., a rano to juz nikomu sie nie chce “odgrzewac tematu” etc.
    No coz – nie kazdy moze lub ma ochote dyskutowac w sieci akurat w godzinach przeznaczonych na zarabianie pieniedzy lub chocby tylko staraniom o utrzymanie pracy. A dla takiego np. kibica – dyskutowac o kolejce ligowej poczawszy od poniedzialku rano, to juz musztarda po obiedzie.

    Podstawa tych ograniczen bylo ponoc orzeczenie jakiegos sadu w polnocnych Niemczech, ktore czynilo wlasciciela portalu odpowiedzialnym za umieszczone na nim wypowiedzi obelzywe lub oszczercze, i to bodajze ze skutkiem niemal natychmiastowym (co oznaczalony, ze nikt, kogo nie stac na zatrudnienie moderatorow w rezimie 24/7, nie moze tez oferowac innym mozliwosci wypowiedzi na swojej stronie…)

    Wyglada na to, ze nasze opoznienie wobec Niemiec nie jest wielkie…

    Pozdrawiam

  6. Przyjaciel Moniki…
    ….moze miec troche racji z ta stopniowa zmiana statusu internetu.

    Przed rokiem zabawialem sie uczestnictwem w dyskusjach pod artykulami gazety Süddeutsche Zeitung, naturalnie wydania Online.
    No i jakos tak o tej porze najpierw zaczela sie znacznie ostrzejsza cenzura/moderacja, a w poczatku grudnia nieoczekiwaniu ogloszono, ze z uwagi na potrzebe jeszcze scislejszej moderacji czytelnicy moga pisac swoje komentarze tylko w godzinach 8-18. a w weekendy – wcale ???!!!

    Po fali protestow forum onlajn oczywiscie nieomal zdechlo – wielu w ogole wypisalo sie, ja zreszta rowniez, inni publikuja rzadko, “dyskusje” zas z reguly gasna po kilku wpisach, bo koniec godzin etc., a rano to juz nikomu sie nie chce “odgrzewac tematu” etc.
    No coz – nie kazdy moze lub ma ochote dyskutowac w sieci akurat w godzinach przeznaczonych na zarabianie pieniedzy lub chocby tylko staraniom o utrzymanie pracy. A dla takiego np. kibica – dyskutowac o kolejce ligowej poczawszy od poniedzialku rano, to juz musztarda po obiedzie.

    Podstawa tych ograniczen bylo ponoc orzeczenie jakiegos sadu w polnocnych Niemczech, ktore czynilo wlasciciela portalu odpowiedzialnym za umieszczone na nim wypowiedzi obelzywe lub oszczercze, i to bodajze ze skutkiem niemal natychmiastowym (co oznaczalony, ze nikt, kogo nie stac na zatrudnienie moderatorow w rezimie 24/7, nie moze tez oferowac innym mozliwosci wypowiedzi na swojej stronie…)

    Wyglada na to, ze nasze opoznienie wobec Niemiec nie jest wielkie…

    Pozdrawiam

  7. Przyjaciel Moniki…
    ….moze miec troche racji z ta stopniowa zmiana statusu internetu.

    Przed rokiem zabawialem sie uczestnictwem w dyskusjach pod artykulami gazety Süddeutsche Zeitung, naturalnie wydania Online.
    No i jakos tak o tej porze najpierw zaczela sie znacznie ostrzejsza cenzura/moderacja, a w poczatku grudnia nieoczekiwaniu ogloszono, ze z uwagi na potrzebe jeszcze scislejszej moderacji czytelnicy moga pisac swoje komentarze tylko w godzinach 8-18. a w weekendy – wcale ???!!!

    Po fali protestow forum onlajn oczywiscie nieomal zdechlo – wielu w ogole wypisalo sie, ja zreszta rowniez, inni publikuja rzadko, “dyskusje” zas z reguly gasna po kilku wpisach, bo koniec godzin etc., a rano to juz nikomu sie nie chce “odgrzewac tematu” etc.
    No coz – nie kazdy moze lub ma ochote dyskutowac w sieci akurat w godzinach przeznaczonych na zarabianie pieniedzy lub chocby tylko staraniom o utrzymanie pracy. A dla takiego np. kibica – dyskutowac o kolejce ligowej poczawszy od poniedzialku rano, to juz musztarda po obiedzie.

    Podstawa tych ograniczen bylo ponoc orzeczenie jakiegos sadu w polnocnych Niemczech, ktore czynilo wlasciciela portalu odpowiedzialnym za umieszczone na nim wypowiedzi obelzywe lub oszczercze, i to bodajze ze skutkiem niemal natychmiastowym (co oznaczalony, ze nikt, kogo nie stac na zatrudnienie moderatorow w rezimie 24/7, nie moze tez oferowac innym mozliwosci wypowiedzi na swojej stronie…)

    Wyglada na to, ze nasze opoznienie wobec Niemiec nie jest wielkie…

    Pozdrawiam

  8. Przyjaciel Moniki…
    ….moze miec troche racji z ta stopniowa zmiana statusu internetu.

    Przed rokiem zabawialem sie uczestnictwem w dyskusjach pod artykulami gazety Süddeutsche Zeitung, naturalnie wydania Online.
    No i jakos tak o tej porze najpierw zaczela sie znacznie ostrzejsza cenzura/moderacja, a w poczatku grudnia nieoczekiwaniu ogloszono, ze z uwagi na potrzebe jeszcze scislejszej moderacji czytelnicy moga pisac swoje komentarze tylko w godzinach 8-18. a w weekendy – wcale ???!!!

    Po fali protestow forum onlajn oczywiscie nieomal zdechlo – wielu w ogole wypisalo sie, ja zreszta rowniez, inni publikuja rzadko, “dyskusje” zas z reguly gasna po kilku wpisach, bo koniec godzin etc., a rano to juz nikomu sie nie chce “odgrzewac tematu” etc.
    No coz – nie kazdy moze lub ma ochote dyskutowac w sieci akurat w godzinach przeznaczonych na zarabianie pieniedzy lub chocby tylko staraniom o utrzymanie pracy. A dla takiego np. kibica – dyskutowac o kolejce ligowej poczawszy od poniedzialku rano, to juz musztarda po obiedzie.

    Podstawa tych ograniczen bylo ponoc orzeczenie jakiegos sadu w polnocnych Niemczech, ktore czynilo wlasciciela portalu odpowiedzialnym za umieszczone na nim wypowiedzi obelzywe lub oszczercze, i to bodajze ze skutkiem niemal natychmiastowym (co oznaczalony, ze nikt, kogo nie stac na zatrudnienie moderatorow w rezimie 24/7, nie moze tez oferowac innym mozliwosci wypowiedzi na swojej stronie…)

    Wyglada na to, ze nasze opoznienie wobec Niemiec nie jest wielkie…

    Pozdrawiam