Reklama

Pamiętam, może nie jak dziś, bo dziś to pamiętam zupełnie coś innego, ale pamiętam doskonale słynny skandalizujący ?gwóźdź? wbity Michnikowi przez ochroniarza Gudzowatego.

Pamiętam, może nie jak dziś, bo dziś to pamiętam zupełnie coś innego, ale pamiętam doskonale słynny skandalizujący ?gwóźdź? wbity Michnikowi przez ochroniarza Gudzowatego. Pamiętam również najbardziej żarliwe komentarze, najbardziej znanych publicystów, większość z nich skupiła się oczywiście na służbach specjalnych, brzydkich wyrazach i wódzie, która się lała sowicie. Mnie natomiast w tej rozmowie nic nie zszokowało poza jedną kwestią wypowiedzianą przez wciętego już nieco Adama Michnika. Brzmiało to coś koło tego: ?Wwwwiesz, myyy, kuukuuurwa, nienienie, mamamy popojęcia ooo tetej rururze, uuu nas ninnikt się nana tym nienie zna?.

Te słowa wypowiedział właściciel chyba nadal najpotężniejszego dziennika w Polsce, do już coraz mniej potężnego biznesmena. Ścięła mnie ta kwestia z nóg, nie to żebym wierzył bezgraniczne w kompetencje i warsztat polskiego dziennikarstwa, ale wydawało mi się, że w takiej gazecie jak Gazeta, ktoś kto się ?kukuuurwa? zna na rurze być powinien i to na stałym etacie. Kto się może znać na rurze? Na rurze może się znać ktoś kto się zna na gospodarce, ekonomii, biznesie i robieniu kasy, czyli taki ktoś jak Gudzowaty. Trudno zarzucać Michnikowi, żeby się nie znał na robieniu kasy, po efektach widać, że się zna. Tylko, że Michnik, podobnie jak właściciele i naczelni innych gazet, kasę zrobili na ideologii, nie na znajomości ekonomii, czy gospodarki. W Polsce najlepiej sprzedaje się ideologia i antyideologia. Dlatego naczelni tacy jak Michnik, Król i inni zatrudniają propagandystów nie dziennikarzy. Stawiam wszystkie pieniądze, że najbardziej topowe gwiazdy z dowolnego dziennika, czy innej prasy, oprócz prasy branżowej, nie byłby w stanie napisać jednego sensownego akapitu na temat nie tylko rury, ale choćby kryzysu bankowego w USA.

Reklama

Mówię oczywiście o pisaniu z tak zwanego palca, bo przy pomocy Google każda gwiazda propagandy coś by z siebie wydusiła, kopiując analizy i poglądy według klucza ideologicznego. Przygnębiła mnie rozmowa Michnika z Gudzowatym tak bardzo, że straciłem wiarę w każdą władzę, nie tylko wykonawczą, ustawodawczą, sądowniczą, ale i w czwartą władzę. Kiedy człowiek traci wiarę czuje się rozgoryczony i podejrzliwy, patrzy na świat tak jakby świat chciał człowieka na każdym kroku oszukać. Mnie się udało te objawy zawęzić ze świata do władzy. Od czasu rozmowy Michnika z Gudzowatym patrzę na wszelkie media i inną władze podejrzliwie. Założyłem, że Adama Michnika i innych poważnych naczelnych stać na dziennikarzy, którzy się znają na rurach i innych mało nośnych tematach gospodarczych. Stać ich tylko nie lubią wyrzucać pieniędzy w błoto, zatrudnianie fachowców w redakcjach to chybione inwestycje, w redakcjach najlepiej sprawdzają się politycy i ideolodzy.

Po pierwsze takiego politycznego dziennikarza można wyszkolić w pięć sekund, wręczając mu spis nazwisk, po których należy jechać, po drugie politycznych dziennikarzy można werbować na każdym rogu, bo to ani talentu, ani wiedzy nie trzeba posiadać. Nawet gorzej jeśli polityczny dziennikarz jest wyposażony w talent i inteligencję, ponieważ wówczas mógłby zacząć myśleć i poznać się na rurze, o której napisze prawdę gospodarczą nie polityczną, ku zaskoczeniu polecanych i zakazanych przez redakcję nazwisk. Jak zwykle czepiłem się tego Michnika, tak jak się wszyscy czepiają, a rzecz jak najbardziej dotyczy wszelkich redakcji, może tych antymichnikowskich jeszcze bardziej. Wszystkie redakcje wypuszczają na ring znane nazwiska, które się kompletnie nie znają na rurach. Zadaniem tych redakcyjnych bokserów jest wspieranie tego co powiedzą ulubione nazwiska i nokautowanie nazwisk zakazanych. Rura w tym pojedynku jest najmniej ważna, czytelnik w ogóle się nie liczy.

Powyżej opisana scenka rodzajowa jest jedną z głównych przyczyn, dla których nie czytam gazet i unikam dziennikarskich analiz gospodarczych, o politycznych już nie wspomnę. Rzucę czasem okiem na akapit Piotra Semki, Rafała Ziemkiewicza, ale też Jacka Żakowskiego i Piotra Gadzinowskiego i już po paru zdaniach, nawet taki laik jak ja widzi, że on jeden z drugim redaktor się na tej ?kukukurwa rururze nie zna? i że im nie za to płacą, żeby się znali. Im się płaci za to, żeby rura była po właściwej stronie sporu. Mnie się jeszcze nie zdarzyło przeczytać, żeby Piotr Semka przyznał rurę Tuskowi, a Jacek Żakowski Kaczyńskiemu. Bronię się od razu przed niesprawiedliwymi atakami i informuję, że kilka razy przyznałem rurę Kaczyńskim i parę razy odebrałem Tuskowi, też się nie znam na rurze, ale jak widzę jakiś ewidentny kawałek rury, który się należy, staram się dzielić uczciwie. Żeby nie być gołosłownym w poznawaniu racji poda przykład. Przykład na przykład taki. Uważałem i uważam, że surowa ocena mediów wyrażana przez Kaczyńskiego jest oceną sprawiedliwą, tylko kryteria tej oceny są idiotyczne. Uważałem i uważam, że tak zwana zdecydowana polityka zagraniczna jest kierunkiem właściwym, tylko ludzie i narzędzia żałosne.

Wszyscy sobie zdajemy pytanie dlaczego nasze społeczne egzystowanie jest takie jakie jest. Ono jest takie, ponieważ za całokształt odpowiadają politycy, politycy dziennikarze i politycy właściwi. Byliście kiedyś w mlecznym barze? Pewnie, że byliście, każdy był, nie się czego wstydzić. Każdy kto był w mlecznym barze, ten wie, że nie można zadać głupszego pytania przed blaszanym kontuarem, niż pytanie następującej treści: ?A z czym są te ruskie pierogi i kompot z czego??. Takie pytania w mlecznych barze wywołują politowanie na twarzy pani za kontuarem i twarzach stałych klientów baru mlecznego. Analogicznie jest z polską polityką i mediami, trzeba mieć świadomość, że się wchodzi do mlecznego baru i głupich pytań w gatunku: ?z czym się je tę rurę?, klient nie powinien zadawać. Kto chce może sobie za parę złotych kupić mleczne danie, usiąść w kąciku, przeżuć co mu zaserwowane i po konsumpcji grzecznie oddać naczynia do okienka zwrotów. I raczej należy się spieszyć, bo inni też są głodni mlecznych informacji i czekają w ogonku na swoje ulubione danie i tak im smakuje, że nie pytają z czego jest przyrządzone.

Reklama

5 KOMENTARZE

  1. technologia wyrobu parówek
    i polityki, to nie jest coś, co zwykli ludzie powinni znać. To zdaje się zdanie Bismarcka (a może i nie). Po cóż więc pisać o rurze merytorycznie? Rura jest jak i cała polityka – daleko od obywateli. Już lepiej niech się zajmują IPNem i czystką w PZPNie.

    A ponieważ coś napisać trzeba (publiczność czeka), to można zrobić wszystko: użyć jej (rury) w bieżącym sporze politycznym, napisać o niej poemat heroiczny lub podać 5 najlepszych przepisów na rurę w sosie słodko-kwaśnym z sajgonkami.

  2. Rura
    Bo to jest ” bublicystyka”….. tak na prywatny uzytek nazywam artykuły na rózne tematy.Czytam jednak, choćby wyrywkowo, żeby sprawdzić co w trawie piszczy i czy coś sie zmieniło… Dla jednago tygodnika robię wyjątek, ale nie dla wszystkich tam piszących:)
    Zresztą, czytelnictwo ma coraz mniejsze znaczenie…pospolicie ogląda się telewizję i też wystarczy. Gdyby ktos miał watpliwości, to wystarczy obejrzeć nakłady naszej prasy….

  3. pytanie wprost Cycuś tańczy na rurze, mianowicie
    Ileż to trzeba stracić aby zyskać takie cudo jak w USA obecnie? A i kto to tak?

    Głosy kolegów gdy minie oszołomienie (cycusiem i rurą) rozkładają się równo:
    — Żydzi (bez cyklistów)
    — Demokraci
    — Chińczycy (ante portas)

    To kto. Ale ile?
    Pytanie do admina: badanie opinii publicznej czyli jakieś drobne głosowanko można przeprowadzić?

  4. Czy to czasy się zmieniły, czy dziennikarze?
    Wspólczesny dziennikarz zobowiązany jest prawnie lub ekonomicznie do przestrzegania linii programowej macierzystej redakcji. W coraz większym stopniu traci swą podmiotowość, stając się tylko dodatkiem do jednego z coraz mniej licznych, ale za to coraz większych konglomeratów medialnych.
    My, odbiorcy też zmieniliśmy się.Wchłaniamy filmy, doniesienia o zbrodniach,rozrywkę.Nie ma aktywnego, produktywnego uczestnictwa, nie ma wspólnego jednoczącego doświadczenia. Nie ma zaufania do dziennikarzy, którzy (podejrzewam) literaturę światową
    poznali ze streszczeń i opracowań.