Reklama

Przychodzi baba do apteki… tak, wiem, zaczyna się jak dowcip z brodą dłuższą niż u Świętego Mikołaja. A nawet niż u Santa Clausa z reklamy Coca-Coli.

Przychodzi baba do apteki… tak, wiem, zaczyna się jak dowcip z brodą dłuższą niż u Świętego Mikołaja. A nawet niż u Santa Clausa z reklamy Coca-Coli. Ale cóż począć, czasem się babom zdarza zachorzeć. Przychodzi więc baba do apteki i prosi o coś na chorobę prezydencką. Pigularz, myśląc mało-wiele, czym prędzej podaje jakąś smectę, stoperan, czy co tam daje się babom cierpiącym z powodu rozwolnienia, baba uszczęśliwiona – i w tym momencie włącza się kolejny pacjent ze stojącego przed okienkiem ogonka:
– Panie magister, ale ja to bym uważał. Ona już sama nie wie czego chce.
– ???
– Bedzie ze trzy lata, jak tak samo prosiła o alkaprim dla Józka, kiej se popił.
Kolejka w śmiech, aptekarz walczy o utrzymanie zawodowej powagi, i widać że przegrywa, baba czerwona niczym świeżo ugotowany rak, dzień jak codzień w małej apteczce na zadupiu…

Reklama