Reklama

Kiedy pod koniec stycznia br. w reakcji na słynny reportaż stacji TVN24 o “urodzinach Hitlera” w górnośląskich krzakach, w jednym ze swoich blogowych wpisów roztoczyłem wizję ostatecznej rozprawy ze środowiskami narodowymi, której finałem miał być tegoroczny Marsz Niepodległości, nie sądziłem, że obecna władza aż w tak paskudnym stylu będzie do tego dążyła. Owszem, było dla mnie jasne, że narodowcy ze względu na swój ciężar ideowy oraz siłę buntu cechującą młodzież, z której w większości się to środowisko składa, to w rzeczywistości trudna opozycja, z którą władza musi się prędzej czy później rozliczyć; ale z drugiej strony zakładałem równocześnie, że przecież obecnie rządzący Polską obóz nie jest tą formacją, która gotowa by była na stosowanie knajackich zagrywek na poziomie towarzysza Sienkiewicza. Ostatni tydzień i to w jaki sposób próbuje ona rozegrać napięta atmosferę wokół Marszu Niepodległości pokazuje jednak, że Lord Acton stwierdzając swego czasu, że “(…) władza absolutna korumpuje absolutnie” trafnie wychwycił demoralizujący potencjał władzy politycznej.

Naiwnością jest sądzić, że wszystko, co czyni w ostatnich dniach nasza polityczna elita władająca Polską, wywołane jest li tylko niespodziewaną decyzją prezydent Warszawy i ma charakter pełnej spontaniczności. Już dziś można bez cienia wątpliwości stwierdzić, że Marsz Niepodległości zorganizowany jak co roku przez środowiska narodowe, w tym roku dla obecnej władzy stał się scenariuszem nie do przyjęcia, a nad tym jak rozwiązać ten problem władza główkowała od kilku miesięcy. Po wydawałoby się chaotycznym charakterze jej działań, a dokładniej rzecz ujmując po tym, że wszystko czynione jest na ostatnią chwilę, widać wyraźnie, że postanowiono zastosować metodę na tzw. “rympał”. Jest rzeczą oczywistą, że gdyby konsultacje pomiędzy władzą, a środowiskami narodowymi rozpoczęłyby się kilka miesięcy wcześniej, co przecież wydaje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem takiego konfliktu interesów, ci drudzy otrzymaliby ogromną przestrzeń manewru, dzięki której umiejętnie rozgrywając wszystko na gruncie narracyjnym, mieliby możliwość zmobilizować przeciwko pomysłom władzy znacznie bardziej skuteczny opór ze strony społeczeństwa. Do ostatniej chwili wszystko wskazywało na to, że Marsz Niepodległości w żaden sposób nie zostanie zakłócony. Zaś wcześniejsze jakoby “konsultacje” Kancelarii Prezydenta z przedstawicielami Stowarzyszenia “Marsz Niepodległości” wydają się teraz być już niczym innym jak tylko pierwszą i jedyną próbą Kancelarii do załatwienia sprawy bezboleśnie. Jednak ówczesna, stanowcza postawa przedstawicieli narodowców spowodowała, że musiał zostać uruchomiony plan “B”, i to, co w ostatnich dniach widzimy, ten niebywale żałosny i obrzydliwy spektakl w wydaniu władzy, jest tego planu realizacją. Posunięto się nawet, co można odczytać z doniesień Wirtualnej Polski, do prymitywnej zagrywki i straszenia przedstawicieli Marszu Niepodległości wojskiem. Ta jednoznaczna perswazja ma dać do zrozumienia organizatorom Marszu Niepodległości, że władza przed nimi niczego nie odpuści, a za sobą ma nie tylko swój majestat, ale także monopol na przemoc. Czy to nie perfidne? Nawet Amerykanie chyba po koleżeńsku włączyli się do sprawy. Bo cóż niby miałby oznaczać ten dziwaczny komunikat Ambasady Amerykańskiej przestrzegający przyjezdnych Jankesów przed Marszem Niepodległości? Kolejna próba insynuowania, że jeśli narodowcy nie zgodzą się na warunki, to czeka ich "piekło"?

Reklama

Wielu zastanawia się dlaczego do tak godnego pożałowania spektaklu musiało dojść. Często pojawia się teza, że władza próbuje przejąć na dobre Marsz Niepodległości. Nie sposób odmówić tej tezie trafności. Ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Marsz Niepodległości, to tylko najlepsza okazja dla władzy, aby załatwić sprawę dużo grubszą. Jest tak, że każdy z nas tegoroczny dzień 11 listopada chce wykorzystać do świętowania rocznicy odzyskania w 1918 roku przez Polskę niepodległości. Trzeba jednak przypomnieć, że po stronie władzy wygląda to nieco inaczej, a wszystkim, pewien tego kluczowy aspekt po prostu umyka. My Polacy może i świętujemy setną rocznicę odzyskania niepodległości, ale władza świętuje coś więcej. Władza do swojego świętowania dołożyła bowiem jeszcze świętowanie siedemdziesiątej rocznicy powstania państwa Izrael, a właśnie dzień 11 listopada miał być tym dniem, w którym wspólne świętowanie tych dwóch rocznic, w wydaniu państwa, miało dać o sobie znać w sposób wyjątkowy. To właśnie to szczególne “braterstwo” powoduje, że w tym roku Marsz Niepodległości musiał stać się obiektem perfidnych intryg. Dla obecnej władzy – chyba nie trzeba do tego nikogo przekonywać – nadrzędna pozycja środowisk narodowych w organizowaniu najważniejszego wydarzenia tej rocznicy, była po prostu nie do przyjęcia. Przypomnijmy, że ten godny poświęcenia życia cel jakim jest niezłomna budowa Rzeczpospolitej Przyjaciół, to coś, co z natury wyklucza jakiekolwiek prawo do posiadania przez środowiska narodowe statusu ludzi o równych co reszta społeczeństwa prawach. Zaś same środowiska narodowe stają się dla tego projektu dokuczliwym problemem. Przejęcie Marszu Niepodległości na tym tle, staje się dla obecnej władzy podstawową misją do wykonania. W ten oto sposób narodowo zorientowanym organizacjom odbierze się najgroźniejszy oręż, dzięki któremu w polskim społeczeństwie posiadają jeszcze jakąś polityczną pozycję. Bez niego droga do roli nic nieznaczącej politycznie zbieraniny staje się dla nich już tylko nieubłaganą konsekwencją. Chyba czas zdać sobie sprawę z tego, że to już od dawna nie jest państwo polskie.

 

“Wracam do określenia Rzeczpospolita Przyjaciół.” 

Andrzej Duda

 

 

Reklama