Reklama

Chyba paradoksalnie Bogu należy podziękować za przerwany proces sakralizacji Lecha Wałę

Chyba paradoksalnie Bogu należy podziękować za przerwany proces sakralizacji Lecha Wałęsy, który zmierzał w kierunku beatyfikacji za życia. Nie to, że zły chłop jest, mnie nie wadzi i nawet wdzięczny mu jestem za to i owo, ale histeria wokół Wałęsy jako żywego symbolu przeciąganego przez kolejne polityczne bojówki już mnie męczyła. Jako człowieka z gruntu świeckiego, cieszy mnie niezmiernie, że porządek ludzki nie miesza się już z porządkiem nadprzyrodzonym. Tym bardziej mnie cieszy, że rzecz się odbywa za sprawą samego niedoszłego świętego. Ów postanowił, że jeśli ktoś już ma z niego robić „obwoźne sado-macho” (cytat z klasyka), to niech przynajmniej za to zapłaci i pozwoli powiedzieć co się podoba. Były czasy piękne dla Lecha Wałęsy, nawrócony Adam Michnik już nie grzmiał w GW, że Lech Wałęsa nawoływał do ujawnienia Żydów, jeśli takowi w polskiej polityce coś znaczą. Bronisław Komorowski pisał wiersze, Stefan Niesiołowski swoim zwyczajem, gotów był wypalić ślepia i podgryźć grdykę każdemu, kto poważył się świętego męża tknąć złym słowem.

Reklama

Nad żywym symbolem patronat objął rząd znany z europejskości i poszanowania człowieka, jeśli nawet człowiekowi zdarzyło się mieć dziadka we wrogiej armii. Słowo krytyki pod adresem legendy kończyło się masowym wyjaśnianiem, że tak się Polakowi zachowywać nie godzi, że tak czynią kundelki, mohery i Cenckiewicze. Skoro już padło nazwisko Cenckiewicza, trzeba przypomnieć, że ten historyk przez kilka miesięcy służył wielu jako mop do wycierania nie tylko buzi, chociaż nie znalazł się w Polsce jeden fachowiec, który wykazałby, że książka historyka jest historycznym bublem. Nie zdarzyło się też Cenckiewiczowi, czy Gontarczykowi powiedzieć kiedykolwiek, jakiekolwiek brzydkie słowo pod adresem samego Lecha Wałęsy, powszechnie uznawanego za inwektywę, a co u Wałęsy w opisie obu panów było normą.

Zadrżały fundamenty najstarszej polskiej uczelni, gdy jeden z magistrów napisał najdłuższą pracę magisterską, od kiedy pracę magisterską można kupić w serwisach WWW. Techniczne prawdopodobieństwo oddania moczu przez ośmiolatka, do chrzcielnicy dwukrotnie wyższej od sikającego, zajmowały najtęższe umysły, wraz z umysłem dojrzałego już sikającego. Komisja miała ustalić co się dzieje na UJ, jak nisko musiała upaść ta szacowna uczelnia i jej standardy, że zamiast historią magistrzy zajmują się urologią profanującą żywe ołtarze narodowej dumy. W ostatniej chwili wycofane komisyjne sprawdzenie standardów, w ostatniej chwili przywrócono zaplanowane dotacje. Dymisja historyka Żaryna złagodziła ogólnonarodowy gniew, Lech Wałęsa przemówił na kongresie EPP w obecności wielkich tego kontynentu. Duma nas rozpierała, nikt nie pytał czy EPP zapłaciła za prelekcję legendy Solidarności, żeby nie urazić i nie robić wioski.

Gdy już wszystko szło w dobrym kierunku i lud krzyczał santo subito nasz Lechu, zgłosił się do niedoszłego świętego irlandzki szatan. Skusił naszą legendę, pomnik naszych czasów, europejskimi srebrnikami i tak jedyny rozpoznawalny w świecie Polak stał się twarzą Libertas, frakcji czynnych szatanów. Jak powszechnie wiadomo żywoty świętych mogą zawierać drobne wpadki, ale to nie dotyczy polskich świętych, tu wszystko musi być wielkie, wzniosłe i za darmo. Polska zapomniała o magistrze Zyzaku, PO odpuściła ustawę o IPN, Gazeta Wyborcza przypomniała sobie, że Wałęsa przejawiał cechy antysemickie. Gdy na skalny obraz świętego męża nałożyła się skaza finansowego zadośćuczynienia, redemptorysta Piotr Stasiński nie wytrzymał.

"Lech Wałęsa oddaje się Declanowi Ganleyowi jak kurtyzana" – oto słowo wiceszefa Gazety Wyborczej, Starego Testamentu naszej walki. Ku mojemu zdziwieniu, nie wszczęto żadnego procesu i nie było żadnej presji ze strony dziennikarskiego środowiska dotąd broniącego Wałęsy jak niepodległości, aby Stasiński za swoje słowa odpowiedział. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że swego czasu inny redemptorysta obraził słowem „czarownica” żonę obecnego prezydenta i wówczas Piotr Stasiński wydawał z siebie takie dźwięki, że w ostatniej chwili uniknął egzorcysty. Nie znam słowa bardziej obelżywego wypowiedzianego publicznie, przez osobę publiczną, pod adresem Lecha Wałęsy, niż „kurtyzana” w wykonaniu Stasińskiego.

Jako wieloletni obserwator wielu wypowiedzi i publikacji, byłem przekonany, że po tym słowie legenda Wałęsy zostanie zniszczona, bo oto kundelki szczekają na wielkiego Polaka. Nic takiego się nie stało, może dlatego, że Stasiński nie napisał książki na poziomie Cenckiewicza, czy nawet pracy magisterskiej na poziomie Zyzaka. Stasiński popisał się wypowiedzią na poziomie GW, a do tego to już wszyscy przywykli. Zarówno Stasiński jak i całe opiniotwórcze środowisko, musi sobie odpowiedzieć na proste pytanie. Czy to Lech Wałęsa upadł z cokołu pod latarnię, czy to Stasiński z kolegami z łamów do sutereny. Czy to Wałęsa jest upadłą kurtyzaną, czy Stasiński zawiedzionym alfonsem.

Reklama

27 KOMENTARZE

  1. Dobry wieczór.

    Mając w pamięci burzę po Palikotowym "prostytuowaniu się", trochę się zdziwiłam tą ciszą po Stasińskiej kurtyzanie. I zdziwiałam się drugie trochę, bo to przecież, panie dziejku, czyta się (również w GW) o brukowym stylu debaty publicznej. 

    Pozdrawiam. 

  2. Dobry wieczór.

    Mając w pamięci burzę po Palikotowym "prostytuowaniu się", trochę się zdziwiłam tą ciszą po Stasińskiej kurtyzanie. I zdziwiałam się drugie trochę, bo to przecież, panie dziejku, czyta się (również w GW) o brukowym stylu debaty publicznej. 

    Pozdrawiam. 

  3. Dobry wieczór.

    Mając w pamięci burzę po Palikotowym "prostytuowaniu się", trochę się zdziwiłam tą ciszą po Stasińskiej kurtyzanie. I zdziwiałam się drugie trochę, bo to przecież, panie dziejku, czyta się (również w GW) o brukowym stylu debaty publicznej. 

    Pozdrawiam.