lewacy
Lewacka „Niewolnica Izaura” – stare kino
Jeden pomysł na kampanię wyborczą mają lewackie kanapy skupione pod wspólnym szyldem „koalicja lewicowa”. Pomysł stary jak sam komunizm i sprowadza się do rewolucji. Wychodzą na ulicę machają rewolucyjnymi sztandarami, prowokują i usiłują szokować. W tym ostatnim aspekcie lewackiej aktywności tkwi cały ich problem. Otóż nie da się szokować, co tydzień tym samym, a właściwie od lat tym samym. Pewną nowością było wprowadzenie do sejmu panoptikum Palikota, ci wszyscy mordercy księży, udający teraz dziennikarzy, pachołek Urbana, stary komuch przebrany za babę, rzeczywiście szokowały.
Ideowe dzieci Michnika i Sierakowskiego wysadzają komisariaty
W przeciwieństwie do tych, którzy z definicji nie mogą zostać skazani, choćby nie wiem jak łgali, nie mogę rzucać słów na wiatr. Przypominam zatem kilku istotnych faktów, które zawsze zostają zakrzyczane przez „całą prawdę, całą dobę” i mowę miłości płynącą z innej znanej warszawskiej ulicy. Wszystkich nie dam rady, ale trzy fakty spróbuję krótko streścić, żeby nie daj Boże szczegółowym opisem nikogo nie urazić. Marsz Niepodległości w roku 2011 miał swoich głośnych „bohaterów”, była to niemiecka hołota zwieziona do Polski autobusami. Zwykłe bandziory biegające po ulicach z kijami bejsbolowymi, kastetami, łańcuchami itp. Wjechali do Warszawy bez najmniejszych problemów, nikt ich nie przeszukał nie pytał skąd i po co jadą z zaciśniętymi pięściami i w maskach na gębach. Zupełnie inaczej zostali potraktowani niż babcie z Torunia, które musiały wytłumaczyć się z różańców, czy aby nie służą do celów bojowych.
„Auschwitz Picnic”, czyli na Czerskiej bawimy się
Nie nudzi się „performerom” robienie sztuki z produktów przemiany materii, to i mnie się nie chce poszukiwać oryginalnych porównań podpartych świeżymi argumentami. Gdzie są granice wolności słowa, co jest sztuką, a co ramotą nie szczególnie mnie interesuje. Pomimo ateistycznej oceny rzeczywistości, od lat kieruję się Starym Testamentem, w życiu prywatnym i publicznym, do którego się nie pchałem, ale mnie wciągnięto. Kto mi zęba wyleczy dostanie więcej niż Bóg zapłać, kto w oczy nie na pluje, okularów wycierał nie będzie. Wojna zaczyna się po pierwszym splunięciu i celowaniu pięścią w szczękę, wtedy nie patrzę i nie liczę, mogę za jedno spluniecie oddać wiadro pomyj i za jednego mleczaka wybić wszystkie trzonowe. Bywa jednak, że zachowuję się górnolotnie, nieodpowiedzialnie i naiwnie, wówczas sięgam do nieco zmodyfikowanej wersji Nowego Testamentu: „Cokolwiek uczyniliście najmniejszemu z braci moich, mieście uczynili i… macie w zęby”.