Reklama

Ostatnio przetoczyła się dyskusja na temat płatnego, drugiego kierunku. Abstrahując już od samej ustawy, to Lechu ją zawetuje i tym samym zjedna sobie studentów.

Ostatnio przetoczyła się dyskusja na temat płatnego, drugiego kierunku. Abstrahując już od samej ustawy, to Lechu ją zawetuje i tym samym zjedna sobie studentów. PiS złapał wiatr w żagle i stworzył nawet stronę dla studentów o uczelniach wyższy. Powiem szczerze, że merytoryczność tej strony mnie zaskoczyła. Nie mogę zrozumieć tylko czemu taki koniunkturalista sondażowy jak Tusk pozwolił aby odpłynęło mu elektoratu, czy może jest to test na ilość betonu wśród studentów. Być może jakiś geniusz, który doradza Tuskowi zza kurtyny musiał określić ile wynosi ta zmienna.

Abstrahuje od samej ustawy, gdyż jej znaczenie jest bardziej marginalne niż się wydaje. Co innego na płaszczyźnie symbolicznej. Nie posądzałbym Tuska o chęć równania całego narodu w dół. Raczej chodzi o szpagat między “liberałami” i/lub nieudacznikami co pracują za 1000 zł w Tesco, którzy być może liberami nie są, ale czemu ktoś ma mieć lepiej niż ja. Nie będę pisał takich banałów, że ktoś w Skandynawii policzył, że każda złotówka wydana na edukację zwraca się wielokrotnie.

Reklama

Studenci wybierają uczelnie humanistyczne, gdyż studia na nich są łatwiejsze niż na technicznych. Dodatkowo komuś przeszkadzało, że Polacy byli wybitnymi matematykami, informatykami, więc ograniczono ilość godzin matematyki w liceum. Śmiejemy się krzywych bananów a ten sam typ myślenia jest w nas samych. Tak się składa, że na rynek jest produkowanych tylko połowa inżynierów z tego co potrzeba. Dopiero, gdy ktoś przeliczył to na PKB “humanistom” zaczęto przepraszać matematykę, że potraktowano ją tak bez czułości. Na niektórych uczelniach dochodzi do tego, że za niektóre kierunki płaci się studentom 1000 zł miesięcznie, oczywiście pod paroma warunkami. UE finansuje remonty uniwersytetów z chemią, matematyką, informatyką , fizyką oraz politechniki. Sytuacja zaczęła robić się paląca. W kontekście tej sytuacji drugi fakultet może być płatny, gdyż ciężko jest ciągnąć dwa kierunki na renomowanych uczelniach technicznych a humanistów i tak jest za dużo.

Dysproporcja to jedno. Nie sądzę, żeby dało się ludzi po liceum przekonać patriotyzmem czy nawet zarobkami. Jednak jest wiele rzeczy, które szwankują i które da się zrobić. Jednak, żeby zabrać się za państwa w państwie trzeba mieć jaja, których Tusk nie ma. Pierwszy lepszy przykład z brzegu to możliwość doktoryzowania się na tej samej uczelni, którą się skończyło. Na zachodzie nie ma takiej możliwości, gdyż w ten sposób tworzą się kółka wzajemnej adoracji lub bardziej na polski profesorowie wyszukują sobie wafli, którzy podcierają im dupę w zamian za doktora, albo to wafle wyszukują sobie profesorów? ciężko powiedzieć. Kolejnym naszym mankamentem jest fakt, że uczelnie często się nie lubią. Pewnie to rektorzy mają ze sobą na pieńku, ale czemu przekłada się to na nabór kadr. Być może jest tak, że gdy trzeba walczyć o każdą złotówkę to sentymenty się nie liczą. W krajach zachodnich często uczelnie wyższe współpracują ze sobą nad różnymi projektami. W Polsce jest tak, że potworzyły się pewne sojusze. Objawia się to tym, że rotacja wykładowcami, doktoryzowanie, wymiana projektami zachodzi w wąskich grupach. Wewnątrz samych uczelni też nie jest lepiej. Procedury przetargowe są śmieszne. Czy wiecie, że jeszcze nie dawno nie można było określić producenta sprzętu w przetargu. Załóżmy, że dodanego komputera pasuje tylko rzutnik firmy X. O ile ten przepis zmieniono nadal pozostaje pół roczne czekanie w przetargu.
Wiecie co trzyma magistrów inżynierów na uczelniach ? Nie, nie pensja. Możliwość prowadzenia badań naukowych. Generalnie średni czas zanim świeży wykładowca, który naładowany jest pozytywną energię będzie miał wszystko w dupie wynosi jeden rok, pi razy oko. Jak można np. powiedzieć komuś, że gdy zniszczył mu się monitor w pracowni(tzw. kanciapa) to musi czekać pół roku na przetarg na nowy, albo przynieść sobie z domu.
Kolejnym ewenementem polskich uczelni to wykładowcy chorzy psychicznie. Żeby nie było to ja dużo bardziej cenie tych wymagających, bezkompromisowych, sprawiedliwych? niestety starej daty niż nowych. Natomiast zdarzają się też wśród tych starych ludzie którzy wyzywają studentów od debili, idiotów, kretynów. Fakt, że mają profesora powoduje, że są nie do ruszenia. Generalnie problemów na uczelniach publicznych jest ogromna ilość. Nie ma sensu się dalej rozpisywać. Jest z tego pewien morał. Jeśli komuś się wydaje, że to wszystko pozostaje bez wpływu na umysł absolwenta to się bardzo myli. Można sobie pisać, że dzięki temu, że studenci są traktowani jak gówno to się uczą. To prawda, ale druga strona tego medalu wygląda tak, że później ci studenci dorastają, stają się politykami i oni traktują nas jak gówno. Są jednostki, które nie dają się złamać, albo przynajmniej zachowują zdroworozsądkowy dystans. Sądzę, że niską frekwencję zawdzięczamy wśród młodych, wykształconych z miasta wpierdolem na uczelni. Uczelnie muszą wyrobić statystyki, student ma ściągać, kupować prace, aby wszystko było w papierach bez zarzutów. Zresztą wszyscy wykładowcy mówią, że nie ma nic złego w ściąganiu, ale w tym, że student dał się złapać.
Jeśli o mnie chodzi to mnie to nie ziębi ani nie grzeje. Tylko nie mogę później słuchać wyżalania się np. jacy to architekci, budowlańcy, informatycy to krętacze. Można to napisać w ten sposób, że ci klienci to frajerzy, bo dali się oszukać. Ludzie sami są sobie winni, nikogo nie obchodzi co się dzieje na uczelniach wyższych to czemu mają później prawo wymagać, aby innych obchodził ich los. To tak jak wtedy, gdy widzimy, że ktoś dostaje przekopkę na ulicy i nic nie robimy a później sami dostajemy i się oburzamy na apatię.

Na zachodzie uczelnie wyższe wyglądają całkowicie inaczej. Tam wykładowcy sami piszą maile do studentów. Sami przysyłają zadania. Tam jest porządek a nie burdel. Z drugiej strony nie ma krętactwa. Student miał pół roku na zrobienie projektu, jeśli nie zrobił to wypad.

Rektorzy prywatnych uczelni poczuli wiatr w żagle i chcą, aby państwo częściowo płaciło im za studentów. To jest dopiero śmieszne. Uczelnie prywatne, które trzymają poziom jest kilkanaście w Polsce. Niech sobie będą, wiadomo, że ktoś kto robi za wózek w Tesco lepiej, żeby miał wyższe niż średnie, gdyż przynajmniej zmniejsza się szansa, że będzie wybierał idiotów do sejmu. Po drugie zwiększenie podaży na studia płatne zmniejszy podaż na publiczne. Przy wszystkich wadach tych drugich, te pierwsze nie mają racji dostania nawet złotówki z budżetu.

Reklama

9 KOMENTARZE

    • nie ma letko
      1. Na głowę jednego ?uczonego? wypada kilkuset studentów do wyszkolenia i ocenienia, do tego sześciu do ośmiu dyplomantów w semestrze. Te liczby załatwiają sprawę poziomu kształcenia.
      2. Doktoraty robi się taśmowo, bo za studia doktoranckie płaci ministerstwo. W efekcie poziom prac doktorskich jest niższy niż magisterskich z przed 10 lat.
      3. Z nauki nikt nie wyżyje, ?uczony? ma jeszcze etat w szkole, knajpę albo choć rodzinny stragan z grzebieniami. To wszystko bardzo absorbuje czas. Nie da się rzucić tego w diabły i wyjechać aby zdobywać doświadczenie w innej uczelni jako element ?mobilności kadr naukowych?
      4. Stosunek student ? nauczyciel opiera się na tym, że każdy student jest na wagę złota. Nie wolno go stresować bo odejdzie, i wtedy uczelnia i nauczyciel pójdą do kasacji.

    • nie ma letko
      1. Na głowę jednego ?uczonego? wypada kilkuset studentów do wyszkolenia i ocenienia, do tego sześciu do ośmiu dyplomantów w semestrze. Te liczby załatwiają sprawę poziomu kształcenia.
      2. Doktoraty robi się taśmowo, bo za studia doktoranckie płaci ministerstwo. W efekcie poziom prac doktorskich jest niższy niż magisterskich z przed 10 lat.
      3. Z nauki nikt nie wyżyje, ?uczony? ma jeszcze etat w szkole, knajpę albo choć rodzinny stragan z grzebieniami. To wszystko bardzo absorbuje czas. Nie da się rzucić tego w diabły i wyjechać aby zdobywać doświadczenie w innej uczelni jako element ?mobilności kadr naukowych?
      4. Stosunek student ? nauczyciel opiera się na tym, że każdy student jest na wagę złota. Nie wolno go stresować bo odejdzie, i wtedy uczelnia i nauczyciel pójdą do kasacji.

    • nie ma letko
      1. Na głowę jednego ?uczonego? wypada kilkuset studentów do wyszkolenia i ocenienia, do tego sześciu do ośmiu dyplomantów w semestrze. Te liczby załatwiają sprawę poziomu kształcenia.
      2. Doktoraty robi się taśmowo, bo za studia doktoranckie płaci ministerstwo. W efekcie poziom prac doktorskich jest niższy niż magisterskich z przed 10 lat.
      3. Z nauki nikt nie wyżyje, ?uczony? ma jeszcze etat w szkole, knajpę albo choć rodzinny stragan z grzebieniami. To wszystko bardzo absorbuje czas. Nie da się rzucić tego w diabły i wyjechać aby zdobywać doświadczenie w innej uczelni jako element ?mobilności kadr naukowych?
      4. Stosunek student ? nauczyciel opiera się na tym, że każdy student jest na wagę złota. Nie wolno go stresować bo odejdzie, i wtedy uczelnia i nauczyciel pójdą do kasacji.