Reklama

Zaledwie dziesięć dni temu napisałam, że ze swoim pomysłem kastrowania pedofilów Donald Tusk przestrzelił.

Zaledwie dziesięć dni temu napisałam, że ze swoim pomysłem kastrowania pedofilów Donald Tusk przestrzelił. Że trzonowi wiernego elektoratu PO trudno będzie premierowi wybaczyć zawężenie definicji człowieczeństwa. I że pijarowskie intencje, które nim kierowały są ewidentne, w związku z czym nikt się na tani populizm byłego liberała nie nabierze. Tymczasem opublikowane dziś przez GW wyniki sondażu popularności partii politycznych stoją w absolutnej kontrze do moich intuicji. Gdyby wybory odbyły się w miniony weekend PO zdobyłaby 58% głosów. Takiego wyniku nie osiągnęła w analogicznym okresie żadna z dotychczas rządzących partii. Populizm jednak popłaca – komentuje większość obserwatorów. Oczywiście oprócz postulatu farmakologicznej kastracji pedofilów przywołują inne poczynania platformersów, trafiające w gust publiczności. Zwracają też naturalnie uwagę na rosnącą bezalternatywność. Nad czym ciężko pracują partie opozycyjne, głównie PiS, ale także SLD, czy ogólnie lewica. Są to obserwacje trywialne. I tylko dziwić może brnięcie opozycji, szczególnie PiS-u w ślepą uliczkę. Jakby rzeczywiście wierzyli w przesłanie wodza o decydującym wpływie na kształtowanie opinii publicznej przez liberalne media. Jest akurat na odwrót. O czym kwestia kastracji świadczy dobitnie. Wedle mojej wiedzy żadnego z wpływowych liberalnych dziennikarzy premier do swoich racji nie przekonał. Coraz częściej też wraże w opinii Kaczyńskiego media dworują sobie z ustawodawczej niemocy koalicji rządzącej, z przerostu formy nad treścią, z chaosu komunikacyjnego czy z ewidentnych wpadek, żeby nie powiedzieć braku kompetencji poszczególnych funkcjonariuszy rządu i partyjnych władz Platformy. Tymczasem sondaż …

Po kolei. Dzień wcześniej, już nie pamiętam gdzie, zdaje się że chodziło o sondaż zamówiony przez Rzepę, wyczytałam: Platformie spada, PiS-owi rośnie. Zakładając rzetelność dobierania próby przez wszystkie ośrodki badania opinii, stosowanie przez każdy z nich tych samych metod w kolejnych badaniach (bo tylko wtedy ma sens porównywanie wyników, mówienie że komuś rośnie czy spada) należałoby zwrócić uwagę na to, kiedy dokładnie dany sondaż został przeprowadzony. Często wpływ na polityczne nastroje respondentów może mieć jeden konkretny fakt. Z moich obserwacji wynika, na przykład, że szczególnie boleśnie uderzyło w PiS upublicznienie ich usprawiedliwień z nieobecności. I to nie tylko ich treść, na którą nie pozwoliłby sobie żaden sztubak, ale przede wszystkim fakt, że mimo nieobecności każdy poseł oczekuje wypłacenia 300-złotowej diety.

Reklama

Ważniejsza od różnicy między wynikami poszczególnych ośrodków badania opinii jest stała tendencja w rozkładzie głosów. Przynajmniej dwukrotna przewaga PO nad PiS-em i wyniki na granicy progu pozostałych dwóch frakcji parlamentarnych. Mam wrażenie, że istotne są tutaj dwa czynniki. Coraz więcej wyborców za niemoc rządu obwinia mniejszego koalicjanta. Medialna dyskusja nad nienaruszalnością KRUS-u znakomicie podsyciła te nastroje. Obrazowe przykłady, np. 50-hektarowego Leppera płacącego składkę kilkakrotnie niższą niż ledwo wiążący koniec z końcem właściciel warsztatu szewskiego, robią rzeczywiście duże wrażenie. No a druga sprawa to zanikająca nadzieja liberałów, socjalliberałów i innych socjaldemokratów na wyłonienie nowej jakości na lewo od PO. Prawdę mówiąc ów "potencjalnie lewicowy elektorat", który zdaniem wielu usycha z tęsknoty za swoją partią i z braku takowej musi głosować na PO, jest wewnętrznie bardzo zróżnicowany. I nawet znacznie zdolniejszemu liderowi niż Napieralski trudno byłoby ich wszystkich zaspokoić.

W PO liberalizmu, na przykład, jest już znacznie mniej niż owe 60% deklarowanych kiedyś przez Tuska. Na zmiany w sprawie aborcji, zapłodnienia in vitro, uznania związków partnerskich czy ukrócenie uprzywilejowanej roli Kościoła katolickiego pod tymi rządami nie ma co liczyć. Jednak nawet radykalni zwolennicy takich zmian swój rozum mają. Z jednej strony wiedzą, że mogłoby być znacznie gorzej, o czym codziennie słyszymy nie tylko na falach radiomaryjnego eteru. Z drugiej, pamiętają, że obecne status quo we wszystkich tych sprawach zostało przyklepane przez tych, którzy rzekomo mieli ich reprezentować. Jeśli zaś chodzi o tzw. lewicę socjalną, dystrybucyjną, tutaj w gruncie rzeczy standardy wyznacza UE. Nawet jeśli nie podoba się to stoczniowym związkowcom, inni wydają się być zadowoleni, że silni nie będą dlużej doić państwa ich, podatników kosztem. Tak więc lewica, oprócz problemów personalnych, ma trudny orzech do zgryzienia. Na co postawić? I czy w ogóle jest potrzebna?

Polska pod rządami PO-PSL dryfuje – narzekają rozmaici bezstronni komentatorzy. Jest w tym dużo racji. Ale wygląda na to, że do radykalnej zmiany kursu nie tęsknimy? W korekty tu i ówdzie nadal wierzymy?Tylko należy sobie życzyć, aby nie nastąpiło tąpnięcie i bujający się na falach statek nie poszedł na dno.

Reklama

1 KOMENTARZ