Reklama

Motto:
"Zdro­wy rozsądek to zbiór up­rzedzeń na­bytych do osiem­naste­go ro­ku życia."
Albert Einstein

Do tego artykułu bezpośrednio sprowokowało mnie "wypadnięcie pajacem" u naszego gospodarza, a podłożem wszystkiego była niezgoda rodziców na nieakceptowane przez nich działania medyczne wobec ich dziecka…

Teza 1 (poboczna): Medycyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Reklama

Właściwie to truizm – aby go zilustrować krótki przykład.:
W latach '80 XX wieku środowisko lekarskie nie było w stanie zaakceptować faktu, że wrzody żołądka powodowane są przez bakterię. Odkrywcom tej bakterii nikt nie chciał uwierzyć – Warren był patologiem w prowincjonalnym szpitalu, a Marshall internistą na stażu. "Środowisko" poważnych lekarzy traktowało ich prace z niedowierzaniem i przymrużeniem oka. Ze swoimi badaniami (potwierdzonym klinicznie), nie byli w stanie przebić się do głównego nurtu medycyny do '84, kiedy to Marshall wypił wodę zakażoną bakteriami Helicobacter pylori aby spowodować u siebie rozwój choroby i jednoznacznie potwierdzić swoje odkrycie.20 lat później, za to odkrycie dostali nagrodę Nobla.

To nie jest historia z "mroków średniowiecza" – to wydarzyło się w ostatnich 40 latach.

Lekarze, traktujący swoją misję poważnie, przyznają, że "tak naprawdę", to współczesna medycyna raczkuje. Nie wiemy jeszcze o tylu mechanizmach rządzących ciałem człowieka, że w olbrzymiej ilości przypadków zarówno diagnoza jak i samo leczenie to loteria.
Wniosek: nie możemy bezgranicznie wierzyć skodyfikowanej wiedzy medycznej. 

Teza 2 (rozrywkowa): Lekarze to też ludzie.

(Wiadomo, że na studiach się pije. Ale takich imprez jak przeżyłem w akademikach medycznych, to nie pamiętam z żadnego innego miejsca.)

Swoje przypadki spotkań z niedouczonymi/zmęczonymi/przepracowanymi lekarzami opisałem we wpisie "A jeśli się mylą", ale każdy z nas z pewnością słyszał o historiach niesolidności/głupoty/przemęczenia objawiającymi się, a to złą diagnozą, a to niewłaściwie wykonanym zabiegiem. Shit happens, a solidarność środowiska lekarskiego jest porównywalna (o ile nie większa) od solidarności środowiska prawniczego.

Jednak – o ile w przypadku błędu prawnika jest jeszcze jakaś możliwość dochodzenia sprawiedliwości w czasie, to w przypadku błędu lekarskiego pozostaje nam już tylko ubieganie się o kwotę z ubezpieczenia.
Te błędy są nieodwracalne.
Wniosek: nie możemy bezgranicznie wierzyć lekarzom

Teza 3 (anty-socjalistyczna): Moje dzieci są moje.

W mojej podstawówce na całą ścianę wymalowano hasło: "Wszystkie dzieci są nasze" – "Uspołeczniane" wychowywanie dzieci było jedną z kluczowych teorii marksizmu. O eksperymentach przeprowadzanych w kibucach, czy w powojennej Austrii, mających na celu wychowanie "społeczne" bez rodziców bardzo ładnie opowiada pan Karoń w swoim Programie Wiedzy Społecznej. Nie udało się. Co więcej, przyniosło nieodwracalne szkody. Otwarte rodziny z trzema tatusiami i dwoma mamusiami (jak np. w Szwecji) też się nie sprawdzają. Jak dotąd jedynym sprawdzonym i dobrym rozwiązaniem jest rodzina z jednym ojcem i jedną matką – rodzicami odpowiedzialnym za swoje dzieci. Tak, oczywiście zdarzają się patologie, krzywa Gaussa jest bezlitosna wraz ze wzrostem populacji, ale zasada pozostaje zasadą: moja rodzina – moja odpowiedzialność. A reszta może komentować, ale dopóki działam w granicach obowiązującego prawa, niech się nie wpier***dalają.
Wniosek: rodzice wiedzą najlepiej co jest dobre dla ich dzieci

Teza 4 (monteskiuszowska): Nie słowa się karze, a popełniony czyn

Każdy lekarz badający uzależnienia potwierdzi, że o początkach alkoholizmu możemy mówić już w sytuacji, kiedy z picia alkoholu tworzymy sobie systematyczny, powtarzalny rytuał (i jest to zupełnie niezależne od ilości). Obserwując więc twittera Matki Kurki (zwłaszcza w niedzielne popołudnia) możemy dojść do przekonania, że znajduje się on na progu (o ile tego progu już nie przekroczył) choroby alkoholowej. W trosce o jego rodzinę (a także jego samego) należałoby wystąpić do jakiejś Instytucji, która przerwała by ten rytuał i zapobiegła dalszemu staczaniu się naszego Gospodarza w otchłań alkoholizmu i patologii ("Bo każdy pijak to złodziej").
Bzdura, prawda?
Ale w sumie dlaczego nie?
Skoro o losie obcych dzieci mogą decydować obcy ludzie, tylko dlatego, że z ich praktyki (przypominam, że medycyna nie jest nauką ścisłą) wynika, że tak może być lepiej, to dlaczego mamy się ograniczać tylko do dzieci? Przecież niektórzy dorośli zachowują się mniej odpowiedzialnie od nich, więc przymus powinien dotyczyć wszystkich osób, co do poczytalności których można mieć wątpliwości.

Kto to będzie oceniał? Nooo – fachowcy –  wyłoni się jakieś ciało i już. Ciało na podstawie zdarzeń przeszłych oceni prawdopodobieństwo występowania ich w przyszłości i zdecyduje np. o ograniczeniu wolności wobec osób, których Ciało uzna za głupszych niż ustawa przewiduje.

Podoba się? Mnie – nie i dlatego postuluję
Wniosek: ch***w du*ę wszelkim cenzorom, którzy wcześniej wiedzą lepiej i prewencyjnie ukarzą mnie dla mojego dobra

Teza 5 (cywilizacyjna): Samosąd to domena Buszmenów

Ale jest jeszcze gorzej. Nasz Robespierre ze Złotoryi nawet nie potrzebuje Fachowego Ciała. MK zbulwersował się moim komentarzem do swoich słów, że on nie miałby wątpliwości. Cyt.MK:„Zdzirę, która wyrzuca dziecko do śmietnika, zatłukłbym na miejscu, podobnie skur..a, katującego niemowlę. A Ty?”

System prawny, w którym funkcjonujemy jest niedoskonały, realizowany często przez nieudolnych bądź skorumpowanych urzędników, ale na razie jest jedynym, który mamy. Trzeba (i na szczęście można) go zmieniać.

Ale jeśli ktoś uznaje się za stającego ponad nim „bo wie lepiej”, to staje w jednym szeregu z KODziarstwem, byłymi cenzorami i innymi pomiotami marksizmu kulturowego, albo przedstawicielami Szariatu

Bardzo mi przykro Kurka, ale tym tekstem zapisałeś się do lepiej-więdzących rewolucjonistów, głoszących swoją nieomylność. No i teraz jest problem, bo badania mówią, że przeświadczenie o własnej nieomylności jest odwrotnie proporcjonalne do ilorazu inteligencji. Co do inteligencji Gospodarza nie mam wątpliwości (in plus). Dlaczego więc pisze głupoty? Czyżby potrzeba bycia kontrowersyjnym była silniejsza od logiki? Kasa, misiu, kasa?

Epikryza

Mam fatalną zasadę – jeśli się na kimś zawiodę, to raczej nie daję drugiej szansy. Ten portal był kiedyś miejscem ożywczych pomysłów, ciekawych spostrzeżeń i wymiany myśli. Niestety – jak mawiał Lenin wraz z postępami rewolucji walka klasowa zaostrza się. Naszemu Gospodarzowi coraz częściej zdarza się prezentować tezy nie tyle kontrowersyjne, co po prostu głupie, a potem bronić je z zacietrzewieniem godnym lepszej sprawy. Bez możliwości dyskusji. A to pachnie jednym z najbrzydszych słów świata: hipokryzją.

Tak więc po kilku latach żegnam się z Kontrowersjami, tradycyjnym już zwrotem: Wypad, Pajacu.

Reklama