Reklama

Donald Tusk posiada wstydliwą, choć powszechnie znaną przypadłość. Nic nie napawa go takim obrzydzeniem, jak spełnianie obietnic.

Donald Tusk posiada wstydliwą, choć powszechnie znaną przypadłość. Nic nie napawa go takim obrzydzeniem, jak spełnianie obietnic. Zdawać by się mogło, że taka fobia jest uciążliwa w życiu zawodowym i prywatnym, chociaż okazuje się, że w naszych warunkach stanowić może ona znaczący przyczynek do rozwoju kariery politycznej. Bo obietnice, jak wiadomo, służą realizacji doraźnych celów politycznych (w szczególności wyborczych), natomiast konieczność ich realizacji stanowi toksyczny produkt uboczny, który należy jak najszybciej zneutralizować. Oczywiście proces ten nie może w żadnym razie zaszkodzić autorom takiej promesy, jeśli zaś przy okazji uda się obciążyć opozycję – można mówić o sukcesie. I taką właśnie strategię doradcy premiera opanowali do perfekcji. Czytelnik raczy wybaczyć ten przydługi wstęp, niemniej może on mieć pewne znaczenie w zrozumieniu strategii wykarmienia głodnego elektoratu.

Dziś przygotujemy popularne ostatnio wśród lemingów, a przy tym lekkie i pożywne danie: ustawę medialną.

Reklama

Składniki:
– kocioł polityczny,
– tłusta, niezrealizowana obietnica wyborcza,
– szczypta abonamentu,
– garść poprawek senackich,
– PR do smaku,
– głodne (sukcesu) lemingi.

Do kotła lejemy wodę. Dużo wody. Na tym etapie do stołu można zaprosić opozycję (proszę się nie obawiać, przed zaserwowaniem gotowego dania zostanie wyproszona, a jeśli się uda, to i wypatroszona). Obietnicę obieramy ze złudzeń i wrzucamy do kotła. Uwaga: nie gotujemy twierdząc z całą mocą, że w dobie kryzysu używanie gazu to zwykłe marnotrawstwo. Po uzyskaniu konsensusu z opozycją i delikatnym popijarowaniu zawartości kociołka nadchodzi najważniejszy moment, czas na poprawki senackie w takiej ilości, by danie okazało się niestrawne dla opozycji. Nie musimy się martwić, jeśli troszkę przesadzimy i naszym gotowaniem na zimno wyrażą zaniepokojenie instytucje europejskie. Lemingi i tak łykną to bez musztardy, najważniejsze by nie przeszło przez gardło lewicy (na wszelki wypadek dorzućmy jeszcze wspieranie wartości chrześcijańskich). Tym oto spsobem i elektorat będzie syty, i abonament cały. Na koniec należy mocno zamieszać. Voilà.

Drogie Lemingi, podano do stołu! Smacznego!

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. czesc wyklety
    kiedys popelnilem troche podobny tekst. Wklejam pod spodem, a co mi tam. Ciekawe, czy ludzie skojarza, o jakie wydarzenia tem zahaczam, bo tekscik troche starszy… . Euro byl wtedy po 3,35 i o male piwo firma by mi padla… . Ale mniejsza z tym…

    Gruszki na wierzbie

    Najpierw należy poszukać dorodnej wierzby w jakimś zaprzyjaźnionym, pewnym lesie.

    Proponujemy poprosić o pomoc Pana Marszałka Komorowskiego, z uwagi na jego szerokie kontakty z uczciwymi leśnikami, ze szczególnym uwzględnieniem tych z leśnictwa Niepołomice. Tam także powinno się znajdować rzeczone drzewo, nie ma to jak na swoim.

    Ponieważ uprawa narażona jest na akty dywersji ze strony wrogiej fauny i flory, teren musi zostać starannie przeczesany, najważniejsze jest wyplenienie największego wroga naszej hodowli, rydzyka pospolitego.

    Niemniej niebezpieczne jest drapieżne ptactwo, z którego najgroźniejsze są śmiercionośne Kaczory Nierozłączki, atakujące z powietrza. O zapewnienie bezpieczeństwa przestrzeni podniebnej postara się pan Minister Klich, mający spore doświadczenie w skrajnie kryzysowych sytuacjach związanych z Bardzo Groźnymi Obiektami Spadającymi z Nieba.

    Z bezpieczeństwem naziemnym poradzą sobie najlepiej niedawno odzyskani fachowcy ze służb, którzy świetnie radzili sobie kiedyś ze zwalczaniem uzbrojonych po zęby Pyjasów tego swiata.

    Zapewniwszy naszej uprawie niezbędne bezpieczeństwo, możemy przystąpić do czynności własciwych. Wyhodowanie gruszek na wierzbie wykracza daleko poza ramy klasycznej wiedzy sadowniczej, wymaga umiejętności magicznych, zaklęć, eliksirów, cudów.

    Obsadzenie stanowiska głównego cudotwórcy nie sprawi nam najmnieszego kłopotu, któż bowiem inny jak nie pan Premier Tusk powinien dostąpić tego zaszczytu?

    Ceremonię magiczną zaczynamy od recytacji Dziesięciu Świetych Obietnic, które zaraz potem zdejmujemy ze strony internetowej Partii Miłości, spopielamy i wsypujemy do uprzednio przygotowanego kociołka, ukradzionego w (ramach taniego państwa) przez pana Przewodniczacego Chlebowskiego z miejscowego złomowiska.

    Następnie bierzemy Reformę Finansów Publicznych, ukręcamy bestii łeb, dla pewności oblewamy jeszcze benzyną po 4,5 pln za litr i ponownie spopielamy. Popiół do kociołka. Wyjmujemy z portfela silną i potężną Złotówke (1 Euro = 3.35 pln), całujemy nabożnie w reszkę, wypowiadamy trzykrotnie zaklęcie ”rosnij w siłę”. Spopielamy petycję od eksporterów, spopieliny do kociołka. Zbieramy starannie miotełką i łopatką resztki eksporterów, którzy w akcie desperacji oblali się benzyną i spopieli sami. Do kociołka. Z planów Zniesienia Podatku Belki oraz Wprowadzenia Podatku Liniowego robimy przecier i oczywiście takze wrzucamy do kociołka.

    Bierzemy następnie Euro 2012, rozdrabniamy w moździerzu na miazgę, zalewamy kilkoma kroplami grubego siku, którym olewamy kibiców. Do kotła.

    Następnie bierzemy Supertajny Raport Pani Minister Pitery Julii w Sprawie CBA. Doprawiamy go szczyptą dokumentów na temat nielegalnego przejęcia przez Ojca Dyrektora portu na Wiśle. Jak wiadomo, dokumenty te wyjęli ze spalonego przez Macierewicza i Ziobrę samochodu Pani Julii dziennikarze Gazety Wyborczej. Spopielamy. Jak się da, to Ziobrę i Macierewicza też. Ale uwaga – mogą kopać i gryźć. W zadnym wypadku nie spopielamy dziennikarzy Gazety Wyborczej! Do kociołka.

    Teraz bierzemy Reformę Służby Zdrowia, posypujemy Białym Szczytem, mieszamy z Prywatyzacją Szpitali i trzykrotnie spluwamy przez lewe ramię, starając się trafić w pacjentów z ewakuowanych szpitali. Wymawiamy głośno zaklęcie „na zdrowie starej krowie!“. Reforma powinna przeistoczyć się w duże, kręcone lody. Wszystko to do kotła. Kroimy na drobne kawałki Plan Budowy Autostrad, dodajemy zmiksowany Projekt Powstawania Lotnisk, spopielamy i wsypujemy do kociołka.

    Zabieramy się za Sukcesy w Stosunkach Miedzynarodowych. Niezniesioną Wizę Amerykańską doprawiamy Wprowadzoną Wizą Rosyjską i zalewamy Udanymi Negocjacjami w Sprawie Tarczy Antyrakietowej. Mieszamy z Festiwalem Piosenki Radzieckiej. Jeszcze tylko wyciąg z Centrum Wypędzeń i przyprawa ze Zwrotu Mienia Żydowskiego i ostatni skladnik eliksiru gotowy.

    Bierzemy eliksir, podlewamy nim wierzbę, wypowiadając zaklęcie „niechaj lud głupi to wszystko kupi“. Dla pewności prosimy jeszcze posłankę byłą Sawicką o zroszenie wszystkiego łzami serdecznymi i szczerymi.

    O, już rosną, już są! Ta pierwsza, z buzią Pani Minister Kopacz i pachnąca lodami to gruszka zdrowotna, ta z pełnym miłości obliczem Pani Minister Pitery Julii to gruszka walki z korupcja, ta pachnąca asfaltem to grucha autostradowa. O tam jest jeszcze jedna, w kształcie złotówki, to gruszka wzrostu gospodarczego. A tam…., tak tam jest gruszka jak futbolówka, wiadomo, Euro 2012… . A ta z twarzą Pana Putina, o, z drugiej strony ma buzie Pani Merkel…A na tej gałęzi jest ich jeszcze więcej…!

    Gruszki na wierzbie należą do ulubionych przysmaków lemingów, jeleni, osłów patentowanych oraz innych żyjątek o rozmiarze mózgu jak u wiewiórek.

    Należy je podawać w sosie z wazeliny, życzliwie dostarczanej w dużych ilosciach przez dziennikarzy mediów wszelakich.