Reklama

Ulubiona „argumentacja” postępowych środowisk europejskich, to teorie spiskowe i oszołomy. Takimi stwierdzeniami obrzucani są ludzie usiłujący racjonalnie tłumaczyć sobie poszczególne wydarzenia. I co to się nagle dzieje? Oto redaktor Lis, ale i wielu innych marzących o pokonaniu Andrzeja Dudy, od dwóch dni zachowują się jak oszołomy poszukujące spisków. Wczorajsza demonstracja „tęczowej zarazy” jeszcze przed zapowiedzią, że się odbędzie, została okrzyknięta podstępem PiS. Wspomniany redaktor osobiście firmował tę hipotezę, a za nim poszły tłumy zwolenników i aktywistów POKO. Doszło do takiej tragifarsy, że pan Poniedziałek, bardziej znany z tego, że jest „gejem” niż aktorem, wydał specjalnie oświadczenie.

W treści oświadczenia, przełomowego w dziejach polskiej lewicy i nowoczesnych liberałów, czytamy o tym, że pan „gej” osobiście zna aktywistów, którzy tańczyli przed Pałacem Prezydenta RP i zaręcza, że żaden z nich do PiS-u nie należy. Podobne stanowisko zajął marksista Zandberg, ale te gesty niewiele pomogły. Zaplecze Trzaskowskiego nadal uważa, że tęczowe disco było spiskiem i prowokacją, zmieniono jedynie kierunek spisku i tak oszołomami zostali lewaccy działacze. Niemal w tym samym czasie, ten sam Lis, powoli wyrastający na samozwańczego lidera kampanii kandydata PO, publicznie pochwalił członka Konfederacji, dotąd partii „naziolskiej” i sojusznika, jakby inaczej, „faszystowskiego” PiS. Za co? Za sojusz robotniczo chłopski, wyrażający się w deklaracji poparcia dla Trzaskowskiego, którą to deklarację złożył konfederata Jacek Wilk. Czuję się jak bajkopisarz snujący nieprawdopodobne historie, jakie się wydarzyły za siedmioma górami i siedmioma rzekami, ale to nie bajka, to polityczna rzeczywistość w oblężonej twierdzy.

Reklama

Zastanawia mnie tylko jak to się stało, że samozwańczy lider kampanii Trzaskowskiego, który z czystym sumieniem może sobie przypisać spory kawałek porażki Komorowskiego, nie zauważa oczywistej autokompromitacji. Nawet nie chodzi o to, że Lis popiera „nazioli”, a za obciach uznaje „tęczowych”, ale o sam mechanizm „tajnej” suflerki. Lis nagłaśnia w jaki sposób należy kłamać i udawać głupiego, aby oszukać wystarczającą liczbę wyborców, która zdecyduje o zwycięstwie Trzaskowskiego. Treści publikowane przez Lisa krzyczą wprost, że na czas kampanii trzeba udawać kogoś zupełnie innego, a dopiero po wyborach przemalować Polskę na tęczowo i rozprawić się z „faszystami”. Wygląda to mniej więcej tak, jakby w trakcie włamania jeden z włamywaczy wziął megafon i z całych płuc krzyczał, w jaki sposób majstrować wytrychem przy zamku. Co więcej cały ten instruktaż ma miejsce w biały dzień, w obecności tłumów, nie wyłączając policji. Nie trzeba być specjalnie wybitnym, aby wiedzieć, że słowa Lisa są odczytywane przez wszystkich i co za tym idzie przez sztab PiS również.

W normalnych okolicznościach sztaby płacą ciężkie pieniądze albo umieszczają swoich informatorów w obozie konkurencji. Lis i zdeterminowane zaplecze Trzaskowskiego oddają to wszystko za darmo i jeszcze przypominają na każdym kroku, że przynieśli prezenty. W zaistniałych okolicznościach przyrody, wypada podziękować i grzecznie poprosić o więcej. Jak dla mnie redaktor Lis może codziennie składać raport z konkretnych oszustw i kłamstw wyborczych Trzaskowskiego. Takie demaskowanie propagandowych mechanizmów jest wybitnie pożyteczną robotą, chociaż nie ukrywam, że w wykonaniu wyborców Trzaskowskiego niezmiernie mnie dziwi. Drugą wartością tych przedziwnych zachowań i pomysłów na wygranie wyborów jest demaskacja prawdziwych przekonań. Od dawna piszę, że „elitom” jest naprawdę wszystko jedno, w co wierzą i popierają. Za PRL szczuli „lawendowych”, za III RP idą z nimi pod rękę albo chowaj w piwnicy, gdy zajdzie taka potrzeba.

Dla „elit” służenie tej, czy innej ideologii jest tylko i wyłącznie narzędziem do zdobycia władzy, sławy, pieniędzy, stanowisk w redakcjach. Gdyby Trzaskowski straszył z zapałem ustawą 447 albo zaczął słuchać Radia Maryja, Lis i cała reszta z takim samym fanatyzmem przekonywaliby, że to słuszne wybory. Wisienką na torcie rozpaczliwych akcji okazał się casting, jaki ogłosił sztab Trzaskowskiego. Poszukiwani są aktorzy, którzy będą wiarygodnie udawać autentycznych Polaków. Dlaczego PO nie nakręci spotu z prawdziwymi Polakami, to pytanie retoryczne. Uda się takimi groteskowymi metodami wygrać wybory? W krajach o „ukształtowanej liberalnej demokracji”, pewnie by się udało, Polska na szczęście jeszcze do tego świata nie należy.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. Czy nie odnosicie wrażenia,

    Czy nie odnosicie wrażenia, że ekipie NWO zagnieżdżonej w rządzie jest bardziej po drodze z Trzaskowskim, niż Dudą? Dlatego obawiam się że tuż przed drugą turą wyborów zostanie uruchomiona jakaś akcja, na przykład zaostrzenie obostrzeń pod pozorem walki z koronawirusem. Cios byłby celny – nie dość że pokaże że PiS sobie nie radzi, to jeszcze wystraszy dużą część pisowskich wyborców skutecznie sformatowanych przez TVP we wczesnej fazie "zajoba".

    Jak dotąd, to najlepszy sztab wyborczy Trzaskowski ma w MZ. Ten nominalny może się składać nawet z dyletantów, bo to i tak nie ma większego znaczenia.

  2. Czy nie odnosicie wrażenia,

    Czy nie odnosicie wrażenia, że ekipie NWO zagnieżdżonej w rządzie jest bardziej po drodze z Trzaskowskim, niż Dudą? Dlatego obawiam się że tuż przed drugą turą wyborów zostanie uruchomiona jakaś akcja, na przykład zaostrzenie obostrzeń pod pozorem walki z koronawirusem. Cios byłby celny – nie dość że pokaże że PiS sobie nie radzi, to jeszcze wystraszy dużą część pisowskich wyborców skutecznie sformatowanych przez TVP we wczesnej fazie "zajoba".

    Jak dotąd, to najlepszy sztab wyborczy Trzaskowski ma w MZ. Ten nominalny może się składać nawet z dyletantów, bo to i tak nie ma większego znaczenia.

  3. Polski wyborca generalnie

    Polski wyborca generalnie jest konserwatywny, tylko rozgrywany na zasadzie wojen plemiennych. O tym, kto podniesie który totem często decydują antypatie, albo najpierw przypadek a potem wdrukowane antypatie. Kierowanie się przy wyborach systemem wartości czy poglądami nie jest częste, a o znajomości programów ugrupowań można spokojnie zapomnieć. Ta właściwość naszego społeczeństwa nie pojawiła się wraz z duopolem PO-PiS, ale jest gdzieś w genach. Najbardziej wyrazistego przykładu wcale nie widziałbym w ostatnich czasach, ale hen, w latach dziewięćdziesiątych i początku dwutysięcznych.

    Wtedy Kwaśniewski i kolejne wcielenia partii post-PZPR brały wszysko dzięki wyborcom zachowawczym i religijnym. Jak najbardziej mieściło się w głowie słuchać Radia Maryja i głosować na Kwacha, bo sympatyczny i płaszcz ma, a przede wszystkim był znany, oswojony i "ja zawsze głosuję na lewicę, bo nie zmieniam poglądów". Echa tego trwają do naszych czasów, bo chociaż "stare" SLD jest konserwtywne obyczajowo i jakoś tam wykształcone i nie bardzo mu po drodze z postępowymi półgłówkami, ale plemię być musi. To samo zjawisko jest fundamentem PSL.

    Przyjmując, że sztab Trzaskowskiego jest profesjonalny, to wolta, jakiej jesteśmy świadkami bardzo mnie cieszy. W stronę Konfederacji wcale nie ciążą tylko dotychczasowi wyborcy PiS ale też prawicowi z PO. Być może ta nie pierwsza próba udawanego flirtu z tej strony jest wynikiem informacji z partyjnych badań nastrojów. Rośnie Konfederacja, to na pewno. Są jeszcze inni kandydaci, jak najdalsi od bezczeszczenia świąt religijnych. Ludzie mają dość partii głównego nurtu i może wreszcie zaczynają wsłuchiwać się w siebie samych. Jak najbardziej w najbliższych wyborach każdy powinien oddać głos na to, co mu jest najbliższe, bez kalkulacji. To jest TYLKO pierwsza tura i co więcej, TYLKO prezydent. Kalkulacje i gierki to na drugą turę, a zmiana rządu to przecież nie te wybory. Nie jednemu z nas otworzą się oczy, jak powinien wyglądać układ polskiej sceny politycznej.

  4. Polski wyborca generalnie

    Polski wyborca generalnie jest konserwatywny, tylko rozgrywany na zasadzie wojen plemiennych. O tym, kto podniesie który totem często decydują antypatie, albo najpierw przypadek a potem wdrukowane antypatie. Kierowanie się przy wyborach systemem wartości czy poglądami nie jest częste, a o znajomości programów ugrupowań można spokojnie zapomnieć. Ta właściwość naszego społeczeństwa nie pojawiła się wraz z duopolem PO-PiS, ale jest gdzieś w genach. Najbardziej wyrazistego przykładu wcale nie widziałbym w ostatnich czasach, ale hen, w latach dziewięćdziesiątych i początku dwutysięcznych.

    Wtedy Kwaśniewski i kolejne wcielenia partii post-PZPR brały wszysko dzięki wyborcom zachowawczym i religijnym. Jak najbardziej mieściło się w głowie słuchać Radia Maryja i głosować na Kwacha, bo sympatyczny i płaszcz ma, a przede wszystkim był znany, oswojony i "ja zawsze głosuję na lewicę, bo nie zmieniam poglądów". Echa tego trwają do naszych czasów, bo chociaż "stare" SLD jest konserwtywne obyczajowo i jakoś tam wykształcone i nie bardzo mu po drodze z postępowymi półgłówkami, ale plemię być musi. To samo zjawisko jest fundamentem PSL.

    Przyjmując, że sztab Trzaskowskiego jest profesjonalny, to wolta, jakiej jesteśmy świadkami bardzo mnie cieszy. W stronę Konfederacji wcale nie ciążą tylko dotychczasowi wyborcy PiS ale też prawicowi z PO. Być może ta nie pierwsza próba udawanego flirtu z tej strony jest wynikiem informacji z partyjnych badań nastrojów. Rośnie Konfederacja, to na pewno. Są jeszcze inni kandydaci, jak najdalsi od bezczeszczenia świąt religijnych. Ludzie mają dość partii głównego nurtu i może wreszcie zaczynają wsłuchiwać się w siebie samych. Jak najbardziej w najbliższych wyborach każdy powinien oddać głos na to, co mu jest najbliższe, bez kalkulacji. To jest TYLKO pierwsza tura i co więcej, TYLKO prezydent. Kalkulacje i gierki to na drugą turę, a zmiana rządu to przecież nie te wybory. Nie jednemu z nas otworzą się oczy, jak powinien wyglądać układ polskiej sceny politycznej.