Reklama

Odbyło się plenum Komitetu C

Odbyło się plenum Komitetu Centralnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ech co to była za impreza. Z pompą była to impreza, zaproszono młodzież i kombatantów, którym zdrowie odmawiało posłuszeństwa, dlatego weteran Miler przyszedł na kolanach, a weteran Oleksy czołgał się przy samej ziemi. Partia zwiera szeregi, odpuszczane są wszystkie winy i towarzyskie nieporozumienia. Partia już nie pamięta kto i kiedy pił, nie chce pamiętać kto jak zaczynał i kto czyją żonę porównał do bezy. Partia ma teraz sens, który się przyśnił białemu murzynowi, pastorowi agnostykowi Kwaśniewskiemu. W tym śnie wszyscy w partii są dla siebie mili, wszyscy zachowują się godnie, akuratnie i to zachowanie w pewnym momencie dostrzega elektorat głodny konkretów i zmęczony jakością debaty. Elektorat dostaje kilka zapewnień, od kombatantów dostaje gwarancję, że już nie będą podskakiwać, rozwierać szeregów i w związku z tym proszą o rozpatrzenie wniosku, celem powrotu na łono. Od młodych elektorat dostał pamięć o wszystkich wersjach Ojczyzny naszej i tu przewodniczący Napieralski stanął na wysokości zadania, zapewniając wszystkich emerytowanych brygadzistów i kierowników działu, którzy w czynie społecznym odgruzowali Warszawę, że PRL był realnie socjalistyczny i w sercach pozostanie piękny. Ktoś odśpiewał sto lat, żeby wzniosłej chwili nie było końca, reszta nie zwracała uwagi na nuty, mimo że pieśń przypominała słynne wykonanie mazurka przez Jarosława Kaczyńskiego. W końcu ku zaskoczeniu wszystkich plenum postanowiło, że kandydatem na prezydenta Sojuszu Lewicy Demokratycznej zostanie kolega Wilecki Tadeusz.

Reklama

Wilecki Tadeusz będzie miał za zadanie połączyć nowoczesność starych członków partii, co to wprowadzili nas do UE i NATO, z sentymentalną młodzieżą, która nie da sobie splugawić przeszłości peerelowskiej i dla której stan wojenny na zawsze będzie porównywalny z Powstaniem Listopadowym, a generał Wolski Wojciech z dyktatorem Trauguttem. Kolega Wilecki Tadeusz przyśnił się białemu murzynowi, pastorowi agnostykowi Alkowi Kwaśniewskiemu, kiedy ów spał u boku swojej pięknej żony, twarzą do ściany, żeby nie chuchać. Wilecki Tadeusz daje wiarę, że odrodzi się lewica w Polsce i dalej to już pójdzie międzynarodówkowo. Wilecki Tadeusz jest też gwarantem, że PiS nie wróci do władzy, a Polska otrzyma alternatywę w postaci tego trzeciego. Cała sala uroczyście zatwierdziła nominacje kolegi Wileckiego, radosnym i trzykrotnym hip hip hura, po czym odśpiewano jakąś pieśń, ale taką dykcją, że słowa nie były zrozumiałe. Tak oto narodziła się nowa biała, murzyńska, agnostyczna, nowoczesna i sentymentalna tradycja. Owocem tradycji jest oczywiście kolega Wilecki Tadeusz, który teraz na pewno wygra o ile reszta kolegów będzie głęboko wierzyć w ten cud co się przyśnił koledze Alkowi Kwaśniewskiemu. Pokazała to wszystko telewizja, nie wiem dlaczego, w każdym razie plenum nie zatarło urządzeń telemetrycznych i nie odbiło się szerokim echem.

Dwadzieścia lat trzeba było czekać na to, aby partia, której nie powinno być doczekała się należnego miejsca w szeregu. Symbolem tego miejsca jest pozycja sondażowa kolegi Wileckiego, który swoją osobą zachwycił cały jeden procent populacji, w przedziale wiekowym 60 do 93 lat. Teraz wszystko jest kwestią wiary, jeśli koledzy Oleksy i Miler głęboko będą wierzyć w to, że odzyskają legitymacje członkowskie i po odzyskaniu uwierzą, że to co się śni Alkowi Kwaśniewskiemu jest jawą, będzie Wilecki Tadeusz prezydentem Polski o wszystkich skrótach nie wyłączając PRL. Taki prezydent jest gwarantem Polski świeckiej, białej i murzyńskiej, gdzie każdy generał może z racji na wiek i zasługi spać spokojnie obok powstań i Traugutta, natomiast młodzież nie wstydzi się swojego dzieciństwa i pewnie powierza przyszłość powracającym na łono kombatantom. Oferta kompletna, wszystko dla każdego, co mu się nawet nie śniło. Zapowiada się długi pościg kolegi Wileckiego Tadeusza za czołówką bez alternatywy, to z kolei pachnie wysoką frekwencją, gdyż po zgłoszeniu kandydatury kolegi Wileckiego, znów w narodzie zawrzało od nadziei na lepsze jutro, bez zapominania skąd przyszliśmy wczoraj.

PS Chyba się pomyliłem i ten co ze starymi naprzód musi iść, by kpić z młodzieży szkiełka i oka, nazywa się Szmajdziński Józef. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wygra Polska nie pojedynczy kolega .

 

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. Kiedy skacowany Olek wyzywał Józka od kretynów i to

    ,,ostatecznych" napisałem,że jeszcze kiedyś – za jednym prezydialnym stołem – usiądą te trzy zgrane czerwone mordy : Miller.Kwaśniewski i Oleksy. Bo ten dzisiejszy , wielki comeback Leszka – co nie wie kiedy skończyć i Józka – co zazdrości Olkowi milionów i zegarka, nadaje sens Twoim wcześniejszym tekstom i pokazuje logiczny ciąg tych jakby odległych zdarzeń.Otóż jest coś,co trzyma tych ludzi razem bardziej niż manifest Marksa i dzieła Lenina.Są jak prawdziwa , stara mafia , gdzie żaden capo di tutti nie może udawać ,,skruszonego" ani nawet w podwarszawskiej wersji – świadka koronnego.Tylko oni wiedzą gdzie skitrana jest zrabowana forsa ale również gdzie zakopane trupy i narzędzia zbrodni.Szachują się nawzajem ,tak jak szachują się starzy mafioso na emeryturze -taśmami,papierami i diabli wiedzą gdzie ukrytymi sejfami. Nie mają już cyngli na zawołanie,to nie te czasy,nie mają też tylu żołnierzy by samodzielnie opanować miasto – więc padli sobie w ramiona,by uratować chociaż to , co jeszcze się da. Te uściski i całusy to taka stara bandycka tradycja , kiedyś oznaczała kulę za drzwiami,ale dzisiaj już tylko splunięcie za plecami albo fuck środkowym paluchem.Chcieliby tylko podzielić schedę po starych dobrych czasach , spalić we wspólnym ognisku kompromitujące papiery i nie dopuścić do powrotu komendanta Kaczora i proroka Zbyszka.

  2. Kiedy skacowany Olek wyzywał Józka od kretynów i to

    ,,ostatecznych" napisałem,że jeszcze kiedyś – za jednym prezydialnym stołem – usiądą te trzy zgrane czerwone mordy : Miller.Kwaśniewski i Oleksy. Bo ten dzisiejszy , wielki comeback Leszka – co nie wie kiedy skończyć i Józka – co zazdrości Olkowi milionów i zegarka, nadaje sens Twoim wcześniejszym tekstom i pokazuje logiczny ciąg tych jakby odległych zdarzeń.Otóż jest coś,co trzyma tych ludzi razem bardziej niż manifest Marksa i dzieła Lenina.Są jak prawdziwa , stara mafia , gdzie żaden capo di tutti nie może udawać ,,skruszonego" ani nawet w podwarszawskiej wersji – świadka koronnego.Tylko oni wiedzą gdzie skitrana jest zrabowana forsa ale również gdzie zakopane trupy i narzędzia zbrodni.Szachują się nawzajem ,tak jak szachują się starzy mafioso na emeryturze -taśmami,papierami i diabli wiedzą gdzie ukrytymi sejfami. Nie mają już cyngli na zawołanie,to nie te czasy,nie mają też tylu żołnierzy by samodzielnie opanować miasto – więc padli sobie w ramiona,by uratować chociaż to , co jeszcze się da. Te uściski i całusy to taka stara bandycka tradycja , kiedyś oznaczała kulę za drzwiami,ale dzisiaj już tylko splunięcie za plecami albo fuck środkowym paluchem.Chcieliby tylko podzielić schedę po starych dobrych czasach , spalić we wspólnym ognisku kompromitujące papiery i nie dopuścić do powrotu komendanta Kaczora i proroka Zbyszka.