Reklama

Czyjś koszt, to dla drugiej strony dochód. Dlatego zarobek każdego z nas pochodzi z wydatków innej osoby. Aktywa finansowe jednej osoby/instytucji są jednocześnie zobowiązaniem finansowym dla kogoś innego. Warto mieć świadomość, że aktywa finansowe, nie będące jednocześnie niczyim zobowiązaniem, po prostu nie istnieją. Pieniądz cały czas krąży…
Dla przykładu, jeśli wydasz 1000 zł, to dokładnie o taką sumę wzrośnie dochód kogoś innego, lub kilku innych podmiotów, dając sumarycznie właśnie taką kwotę. Te 1000 zł nie zniknie ze świata,  ile oczywiście ich nie spalisz. Z punktu widzenia mikroekonomii, niestety pieniądze zniknęły z Twojego portfela, jednak patrząc na poziomie makro, po prostu przewędrowały do portfela innej osoby.
Rozważmy hipotetyczną sytuację, że na cały świat składają się tylko dwa byty: Ty i cała „reszta”. Zawsze, kiedy wydasz 1000 zł, to dochód/oszczędności całego świata „poza” Tobą wzrosną o 1000 zł. A z drugiej strony, kiedy uzyskasz dochód 1000 zł, t będzie znaczyło, że świat „poza” tobą poniósł wydatki w wysokości tego 1000 zł właśnie.
Załóżmy dalej, że na całym świecie istnieje tylko 100 000 zł. Kiedy Ty zarobisz 2000 zł i jednocześnie wydasz tylko 1000, a pozostały 1000 zaoszczędzisz, to zasoby reszty świata zmaleją do 99 000 zł. Wyobraź sobie, że tak co miesiąc oszczędzasz po 1000 zł. Wtedy po 100 miesiącach twoje oszczędności wzrosną d 100 000 zł. Jednocześnie jednak zasoby pieniężne „reszty” świata będą równe 0 zł. Ty jednak nadal chcesz oszczędzać, wtedy „reszta” świata musi jakoś zdobyć gotówkę. Albo pożyczy ją d Ciebie, albo „światowy bank centralny” dodrukuje tych pieniędzy, w celu zwiększenia ilości gotówki na świecie. Przecież banknot (pieniądz) formalnie jest długiem (pasywa) banku centralnego.
(Precyzyjnie mówiąc – banknot nie jest prawdziwym długiem, ponieważ bank centralny nie ma obowiązku jego spłaty. Jednak formalnie – banknot jest właśnie zobowiązaniem banku centralnego.)
Z powyższego eksperymentu myślowego wyraźnie widać, że wzrost czyjegoś poziomu oszczędności, skutkuje tym, że „reszta” świata ma mniej pieniędzy – musi zmniejszyć swój poziom oszczędności lub zaciągnąć dług. Logiczne? Logiczne!
A teraz podzielmy świat na dwa podmioty: rząd i wszystko poza rządem (społeczeństwo). Załóżmy, na całym świecie, ludzie oszczędzają miesięcznie po 500 zł „na głowę”. Wówczas dług rządów na całym świecie wzrasta  350 miliardów zł miesięcznie. (7,000,000,000 osób x 500 zł) Mamy wówczas sytuację, kiedy w ścisłym tego słowa znaczeniu „zadłużenie finansowe netto” rządów na całym świecie rośnie. (Zadłużenie finansowe netto, określa się jako „czysty dług”, czyli wartość długu pomniejszona ewentualne aktywa finansowe, jak akcje i depozyty. Analogicznie „aktywa finansowe netto” to wartość aktywów finansowych minus zobowiązania, czyli dług.)
Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2010 roku, zadłużenie finansowe netto rządów na całym świecie sięgało kwoty 28,750 bilionów dolarów . Innymi słowy, oznacza to, że 28,750 bilionów dolarów znajduje się w zasobach aktywów finansowych prywatnych ludzi na całym świecie. Aktywa finansowe sektora prywatnego i finansowy dług netto rządów na całym świecie bilansują się (równają się).
Wyobraźmy sobie teraz, co takiego stałoby się, gdyby przed rządami na całym świecie postawić jedno zadanie: należy zmniejszyć dług poprzez robienie oszczędności. Ten, kto prześledził wcześniejszy eksperyment myślowy już wie, że wzrost oszczędności jednej strony oznacza, że u kogoś innego urósł dług. Rząd może oszczędzać tylko pozbawiając kogoś dochodu.
Czyli jeżeli rządy na całym świecie dążą do spłacenia swojego zadłużenia, to musi się to odbyć kosztem zmniejszenia poziomu oszczędności, bądź nawet zwiększenia poziomu zadłużenia, sektora prywatnego – ludzi. Podkreślam, jeżeli obowiązkiem rządu staje się wypracowanie nadwyżki budżetowej, to oznacza dla sektora prywatnego zmniejszenie poziomu oszczędności lub wzrost zadłużenia. Tak przy okazji takie właśnie kuriozalne zapisy istnieją w konstytucji Singapuru i w Niemczech. Co gorsza Niemcy wezwały inne kraje Unii Europejskiej do wpisania w swoje konstytucje obowiązku zrównoważenia budżetu.
Gdy faktycznie do tego dojdzie, będzie to oznaczało że, w celu zrównoważenia budżetu rządowego, całe społeczeństwo danego kraju, będzie musiało pozbywać się swoich oszczędności lub nawet zadłużać. Czyli wszyscy przeciwnicy zadłużenia rządowego, muszą zaakceptować zadłużenie własne. Gdyż aktywa finansowe sektora prywatnego i finansowy dług netto rządów na całym świecie bilansują się.
We współczesnym systemie ekonomicznym, ze stosunkowo dojrzałą gospodarką, ludzie mogą sobie pozwolić na stopniowy wzrost własnych oszczędności. A to oznacza mechanizm, w którym zawsze wzrasta dług rządu. Jeżeli natomiast absolutnie nie akceptujemy wzrostu poziomu zadłużenia rządowego, to trzeba przyjąć system, w którym to sektor prywatny nie może oszczędzać.  Coś za coś. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Alternatywą jest zbudowanie społeczeństwa wysokiego dobrobytu, jak w krajach północnej Europy (Szwecja, Norwegia). Tam nawet osoby bez jakichkolwiek oszczędności mają przez rząd zagwarantowane bezpieczeństwo.
Reasumując, zanim rozpocznie się bezwzględną krytykę deficytu budżetowego, warto najpierw przemyśleć, jakiego rodzaju społeczeństwo chcemy zbudować i jakie powinny być cele funkcjonowania państwa.
Dług, bądź deficyt fiskalny kraju sam w sobie jeszcze nie jest wielkim problemem. Jakby na to nie patrzeć, stan deficytu budżetowego jest… normalny. Raczej powinniśmy martwic się od kogo rząd pożyczył pieniądze, w jakiej walucie, i przede wszystkim – na co je wydał. Innymi słowy, naprawdę godne uwagi, bo niebezpieczne jest to, czy pieniądze, które pożyczył rząd nie wypływają z kraju?

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. Singapur ma sie calkiem dobrze
    w odroznieniu od bankrutujacej Japonii na przyklad… Moze wlasnie dzieki temu jak to nazwales kuriozalnemu zapisowi.
    Bzdury piszesz Kolego, reklamujesz je jako apolityczne wynurzenia gospodarcze, a w rzeczywistosci siejesz komunistyczna propagande na skomplikowanych wywodach wyciagajac kolejne kroliki z kapelusza. Przedstawiasz zarazony dzuma swiat i dajesz recepty, jak zyc z ta zaraza. Zamiast leczenia symbioza we wspolnej gnojowce…
    Oszczednosci rzadow nie polegaja na odkladaniu pieniedzy w skarpecie, bilansowanie budzetu polega na nie wydawaniu pieniedzy ponad to, co sie ma, unikanie zbednych kosztow i nie wchodzenie rzadu sfery, ktore nie naleza do pola jego dzialania.
    Jak sama nazwa wskazuje rzad rzadzi, a nie prowadzi dzialalnosc gospodarcza w najszerszym, bo narodowym zakresie. Stad zreszta bierze sie wiekszosc patologii, kiedy wlasnie rzad zaczyna wchodzic w gospodarke, wszystkie te powiazania polityczno gospodarcze generuja jedynie problemy. Bo wyobrazmy sobie, jezeli to my moglibysmy kreowac prawo, a jednoczesnie sterowac firma to jasna rzecza jest, ze prawo naginaloby sie na potrzeby naszej firmy. Taka juz natura ludzka.
    Dlug, badz deficyt kraju sam w sobie jest olbrzymim problemem, Kolego. Bo nawet jesli wezmiemy za przyklad cudowna Japonie, ktora na rachunku bierzacym jakos tam sobie radzi to co to oznacza? Jedynie tyle, ze sprzedala za granice wiecej niz kupila. Co z tego wynika? Tylko tyle, ze nasi wierzyciele nie przebywaja z agranica. Niestety, nie daje to obrazu sytuacji gospodarczej kraju, nie mowi nic, czy sprzedajac towary aby ten bilans dodatni otrzymac nie dolozylismy do kazdego komputera Vaio paruset jenow. Natomiast obraz kraju z dlugiem okolo 250% pkb to juz jest calkiem solidny obraz. Oznacza on, ze od wielu lat wydaje sie w tym kraju troche wiecej nizli zarabia. Co oznacza, ze wiekszosc tego dlugu jest w rekach japonskich? Jakias stabilizacje czy cos w tym stylu? Owszem, ale pozorna. Zapadalnosc dlugu japonskiego jest kilkuletnia. Dlug jest wykupiony glownie jako zabezpieczenie emerytalne i nalezy do firm japonskich oraz bankow, ale caly czas z przeznaczeniem zabezpieczenia emerytalnego. Rzut oka na dane statystyczne spoleczenstwa japonskiego daje nam obraz ludzi, ktorzy za chwile beda chcieli z tego zabezpieczenia emerytalnego, ktore odkladali latami, skorzystac. Z drugiej strony firmy japonskie wykupywaly papiery dluzne inwestujac w smiecie gdyz nie chcialy dopuscic do zalamania rynku. Drugim powodem moze byc chec posiadania pewnej formy nacisku, ktora przekladala by sie na rzad japonski. Ta forma nacisku jest posiadanie duzych ilosci papierow dluznych skarbu panstwa. Pisales wczsniej, ze w Japonii nie ma inflacji i w zasadzie jakas niewielka dobrze by zrobila. Nie wiem, czy zauwazyles, ale jest problem, bo w zwiazku z zapadalnoscia papierow dluznych wszyscy boja sie cokolwiek w tej sprawie zrobic. Jesli bedzie tak, jak sie spodziewa wiekszosc, czyli emeryci zaczna domagac sie i realizowac swoje oszczednosci, na rynku pojawi sie duuuuuzo extra kasy, bo papiery dluzne trzeba bedzie wykupic. Jesli zbiegloby sie to z jakimkolwiek inflacyjnym dzialaniem rzadu mogloby sie okazac, ze ruszyla lawina. Efekt mozna by porownac do tego z bajki Andersena… Dziecko krzyknie "krol jest nagi!" i buuuuum! Papiery odpowiadajace 250% pkb wyladuja na stole. Nie musimy szczesciem sie spierac, wystarczy poczekac maksimum 5 lat i porownac sytuacje z dzisiejsza. Jesli bedzie gorsza, a wedlug mnie tak wlasnie bedzie, oznaczac to bedzie, ze system powiekszania dlugu publicznego na rynku wewnetrznym nie zdal egzaminu, zreszta identycznie jak i sprzedaz dlugu na rynku zewnetrznym. Oznaczac to bedzie, ze nalezy budzet bilansowac.

    • tylko biedne kraje muszą być biedne i zrównoważone
      Niby tak, ale np niemiecki minister finansów pytany o to kiedy Niemcy spłacą swój dług, odpowiedział, że nigdy. Nie mają takiego zamiaru.
      Zrównoważenie tamtejszego budżetu musiało by polegać na obniżeniu średniego standardu życia gdzieś do poziomu 1000 euro miesięcznie.

      • Bo i nie maja takich mozliwosci…
        Nikt sie nawet nie bedzie specjalnie staral, a nawet jezeli to jak wyzej… W ogolnym rozrachunku Niemcy sa calkiem niezlym liderem jesli chodzi o zadluzenie i nigdy sie nim specjalnie nie przejmowali, ale taki to juz los pieniadza opartego na systemie dluznym; ile kto ma i ile jest winien jest tylko kwestia wiary wierzycieli. Stad rozumiem nazwa wierzyciel… Wykreowac pieniadz w naszej szemranej rzeczywistosci nie jest trudno, a ile on jest wart, to sie ustali przy stoliku, gdzie graja chlopaki z ligi, a nie trampkarze z podworka.
        Ich niedosciglym wzorem sa jak rozumiem Stany Zjednoczone, ktore kompletnie olaly sprawe zadluzenia opierajac sie na pomysle stworzenia panstwa militarnie najsilniejszego, a reszta to furda. Niemiaszkom tez jakos to wychodzi w mniejszym lub wiekszym stopniu, ale tak zwanej Europie Zjednoczej i strefie Euro swietlanej przyszlosci to raczej nie wroze. Maluchy czekaja, co bedzie, jak sie sytuacja polepszy, to ciagna dalej, jesli nie, to ktos wreszcie nie wytrzyma i wylozy karty na stol i powie, ze chce do domu. Wbrew pozorom taki kraj jak Dania moze byc ciekawym pomyslem na gospodarke, ale do tego trzeba by jeszcze dojrzec, zmadrzec i porzadnie sie wzbogacic…
        Pozdrawiam Chlorze i chyle czola za wielokrotnie niezwykle celne komentarze do naszych ulubionych tekstow MK

  2. Singapur ma sie calkiem dobrze
    w odroznieniu od bankrutujacej Japonii na przyklad… Moze wlasnie dzieki temu jak to nazwales kuriozalnemu zapisowi.
    Bzdury piszesz Kolego, reklamujesz je jako apolityczne wynurzenia gospodarcze, a w rzeczywistosci siejesz komunistyczna propagande na skomplikowanych wywodach wyciagajac kolejne kroliki z kapelusza. Przedstawiasz zarazony dzuma swiat i dajesz recepty, jak zyc z ta zaraza. Zamiast leczenia symbioza we wspolnej gnojowce…
    Oszczednosci rzadow nie polegaja na odkladaniu pieniedzy w skarpecie, bilansowanie budzetu polega na nie wydawaniu pieniedzy ponad to, co sie ma, unikanie zbednych kosztow i nie wchodzenie rzadu sfery, ktore nie naleza do pola jego dzialania.
    Jak sama nazwa wskazuje rzad rzadzi, a nie prowadzi dzialalnosc gospodarcza w najszerszym, bo narodowym zakresie. Stad zreszta bierze sie wiekszosc patologii, kiedy wlasnie rzad zaczyna wchodzic w gospodarke, wszystkie te powiazania polityczno gospodarcze generuja jedynie problemy. Bo wyobrazmy sobie, jezeli to my moglibysmy kreowac prawo, a jednoczesnie sterowac firma to jasna rzecza jest, ze prawo naginaloby sie na potrzeby naszej firmy. Taka juz natura ludzka.
    Dlug, badz deficyt kraju sam w sobie jest olbrzymim problemem, Kolego. Bo nawet jesli wezmiemy za przyklad cudowna Japonie, ktora na rachunku bierzacym jakos tam sobie radzi to co to oznacza? Jedynie tyle, ze sprzedala za granice wiecej niz kupila. Co z tego wynika? Tylko tyle, ze nasi wierzyciele nie przebywaja z agranica. Niestety, nie daje to obrazu sytuacji gospodarczej kraju, nie mowi nic, czy sprzedajac towary aby ten bilans dodatni otrzymac nie dolozylismy do kazdego komputera Vaio paruset jenow. Natomiast obraz kraju z dlugiem okolo 250% pkb to juz jest calkiem solidny obraz. Oznacza on, ze od wielu lat wydaje sie w tym kraju troche wiecej nizli zarabia. Co oznacza, ze wiekszosc tego dlugu jest w rekach japonskich? Jakias stabilizacje czy cos w tym stylu? Owszem, ale pozorna. Zapadalnosc dlugu japonskiego jest kilkuletnia. Dlug jest wykupiony glownie jako zabezpieczenie emerytalne i nalezy do firm japonskich oraz bankow, ale caly czas z przeznaczeniem zabezpieczenia emerytalnego. Rzut oka na dane statystyczne spoleczenstwa japonskiego daje nam obraz ludzi, ktorzy za chwile beda chcieli z tego zabezpieczenia emerytalnego, ktore odkladali latami, skorzystac. Z drugiej strony firmy japonskie wykupywaly papiery dluzne inwestujac w smiecie gdyz nie chcialy dopuscic do zalamania rynku. Drugim powodem moze byc chec posiadania pewnej formy nacisku, ktora przekladala by sie na rzad japonski. Ta forma nacisku jest posiadanie duzych ilosci papierow dluznych skarbu panstwa. Pisales wczsniej, ze w Japonii nie ma inflacji i w zasadzie jakas niewielka dobrze by zrobila. Nie wiem, czy zauwazyles, ale jest problem, bo w zwiazku z zapadalnoscia papierow dluznych wszyscy boja sie cokolwiek w tej sprawie zrobic. Jesli bedzie tak, jak sie spodziewa wiekszosc, czyli emeryci zaczna domagac sie i realizowac swoje oszczednosci, na rynku pojawi sie duuuuuzo extra kasy, bo papiery dluzne trzeba bedzie wykupic. Jesli zbiegloby sie to z jakimkolwiek inflacyjnym dzialaniem rzadu mogloby sie okazac, ze ruszyla lawina. Efekt mozna by porownac do tego z bajki Andersena… Dziecko krzyknie "krol jest nagi!" i buuuuum! Papiery odpowiadajace 250% pkb wyladuja na stole. Nie musimy szczesciem sie spierac, wystarczy poczekac maksimum 5 lat i porownac sytuacje z dzisiejsza. Jesli bedzie gorsza, a wedlug mnie tak wlasnie bedzie, oznaczac to bedzie, ze system powiekszania dlugu publicznego na rynku wewnetrznym nie zdal egzaminu, zreszta identycznie jak i sprzedaz dlugu na rynku zewnetrznym. Oznaczac to bedzie, ze nalezy budzet bilansowac.

    • tylko biedne kraje muszą być biedne i zrównoważone
      Niby tak, ale np niemiecki minister finansów pytany o to kiedy Niemcy spłacą swój dług, odpowiedział, że nigdy. Nie mają takiego zamiaru.
      Zrównoważenie tamtejszego budżetu musiało by polegać na obniżeniu średniego standardu życia gdzieś do poziomu 1000 euro miesięcznie.

      • Bo i nie maja takich mozliwosci…
        Nikt sie nawet nie bedzie specjalnie staral, a nawet jezeli to jak wyzej… W ogolnym rozrachunku Niemcy sa calkiem niezlym liderem jesli chodzi o zadluzenie i nigdy sie nim specjalnie nie przejmowali, ale taki to juz los pieniadza opartego na systemie dluznym; ile kto ma i ile jest winien jest tylko kwestia wiary wierzycieli. Stad rozumiem nazwa wierzyciel… Wykreowac pieniadz w naszej szemranej rzeczywistosci nie jest trudno, a ile on jest wart, to sie ustali przy stoliku, gdzie graja chlopaki z ligi, a nie trampkarze z podworka.
        Ich niedosciglym wzorem sa jak rozumiem Stany Zjednoczone, ktore kompletnie olaly sprawe zadluzenia opierajac sie na pomysle stworzenia panstwa militarnie najsilniejszego, a reszta to furda. Niemiaszkom tez jakos to wychodzi w mniejszym lub wiekszym stopniu, ale tak zwanej Europie Zjednoczej i strefie Euro swietlanej przyszlosci to raczej nie wroze. Maluchy czekaja, co bedzie, jak sie sytuacja polepszy, to ciagna dalej, jesli nie, to ktos wreszcie nie wytrzyma i wylozy karty na stol i powie, ze chce do domu. Wbrew pozorom taki kraj jak Dania moze byc ciekawym pomyslem na gospodarke, ale do tego trzeba by jeszcze dojrzec, zmadrzec i porzadnie sie wzbogacic…
        Pozdrawiam Chlorze i chyle czola za wielokrotnie niezwykle celne komentarze do naszych ulubionych tekstow MK