Liberalizm gospodarczy to jest takie fiku miku
Liberalizm gospodarczy to jest takie fiku miku, które zakłada, że się wszystko samo zrobi, tylko jakby zapomniano, że kryzys też. Widać jednak zmianę kierunku myślenia i na przykład rodzimi obrońcy liberalizmu, i nie wiedzieć dlaczego, równocześnie zwolennicy populistyczno-socjalistycznego rządu Donalda Tuska, z domieszką chłopskiej myśli gospodarczej, zaczynają próbować myśleć. Kiedyś taki ślepo wierny miłośnik liberalizmu w wykonaniu socjalistyczno-chłopskiej koalicji był głęboko przekonany, że gdyby nie Kaczyński i Bugaj, to już od marca mielibyśmy w Polsce margarynę za 1,3 Euro i tym samym po kryzysie, gdyż na Słowacji jest Euro i tam nie ma wahań kursu. Dziś już siedzi cicho, bo wie, że ani kryzysu to nie wyleczy, ani szans na to nie ma. W między czasie okazało się parę rzeczy, na przykład takich, że Słowacja niemal umiera z głodu, a warunki jakie są wymagane dla korytarzea ERM2 spełnimy gdzieś na przełomie 2014 i 2015 roku, jak Bóg da. Przemożne przeświadczenie, że się samo zrobi, wystarczy nic nie robić podsumował Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, liberał pełną gębą:
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, wyraża duże uznanie dla polskich przedsiębiorców, w związku ze wzrostem PKB. – Nie bacząc na propagandę polityczną związaną z kryzysem, zaczęli znowu realizować swoje przedsięwzięcia – wyjaśnia ekspert. Jego zdaniem wyrazy uznania należą się też rządowi. – Ale to jest taka zasługa, jak skin headów, którzy uratowali życie staruszce, bo przestali ją kopać – mówi Sadowski.
Z takim liberałem to ja mogę pogadać, bo już od pierwszego zdania widać, że człowiek pisze mózgiem, nie klawiaturą i propagandą. Nie chce mi się natomiast gadać z doktrynerami, którzy śpiąc ze szmacianą kukiełką Kaczyńskiego naszpikowaną nie zdezynfekowanymi igłami. Tusk ze swoimi specami przyjął taktykę, w której się nie można pomylić. Sam i swoim specom zabronił robienia czegokolwiek, ponieważ każde działanie podlega recenzji, a już działanie w takich warunkach podwyższonego ryzyka jak kryzys, jest dla Tuska śmiertelnie niebezpieczne. Zamiast ryzykować, wystarczy wymyślić jak się ryzyka pozbyć i tak powstała strategia „mamy wszystko w dupie”.
Kryzysu się nie dotykamy i w związku z tym nic nam się nie da zarzucić. No a brak wysiłku, nic nie robienie, to nie zarzut? W przypadku takiego zarzutu nasza odpowiedź jest prosta. Jest kryzys, to po prostu trzeba przeczekać. Gdyby się jednak dalej czepiono, robimy propagandę. Powiedzmy, że PKB nam spada według prognoz europejskich. Wówczas mówimy w Polsce, że to totalna bzdura, natomiast w Anglii, że to całkiem możliwe. Wraca do nas pytanie po jakimś czasie i mamy dwie gotowe odpowiedzi. Przecież mówił Pan, że PKB spadnie, panie Rostowski. O, przepraszam bardzo panie redaktorze, mam tu przed sobą stenogram z konferencji z dnia X, gdzie wyraźnie podkreślam, że Europa się myli. Załóżmy, że PKB spadło. Panie redaktorze odsyłam pana do mojego wywiadu udzielonego brytyjskiej prasie, przewidywałem taki stan, no niestety mamy kryzys.
Moja żona dziś od rana wzięła się za porządkowanie chałupy, myje podłogi, okna, ściera kurze, walczy z garami. Zaczęła o 9.00 i wówczas rzuciłem cynicznym żartem, że życia jej nie starczy. Jest 11.30, żona prawie kończy, a ja z radością ogłaszam, że za moją sprawą chałupa lśni. Pod koniec sprzątania, rzuciłem do małżonki innym dowcipem: „Kochanie jesteś lepsza od Herkulesa, poleciałaś z tą stajnią jak błyskawica, jeszcze chwile i będziemy mogli sobie pogratulować czystej chałupy”. Łuuuup…. przepraszam na chwilkę….Po 20 minutach. Zaliczyłem ścierą, prosto w zakuty łeb, okazało się, że nie takie to śmieszne co mówiłem. Nie rozumiem jednak za Boga postawy mojej żony. Po pierwsze przewidziałem przecież, że posprząta szybciej niż jej się zdaję, uspakajałem ją, aby robiła swoje:
Kochanie jesteś lepsza od Herkulesa, poleciałaś z tą stajnią jak błyskawica, jeszcze chwile i będziemy mogli sobie pogratulować czystej chałupy
Po drugie nie zrobiłem niczego, aby utrudnić jej robotę, no może poza tym, że uznałem stan naszej chałupy za krytyczny i objęty głębokim kryzysem, co nie do końca było prawdą, ale na potrzeby dowcipu warto podkręcić skalę. W trakcie sprzątania, nie wydłubałem kozy i nie przykleiłem na blacie stołu. Nie rozlałem soku z czarnej porzeczki na sofę, nie nasikałem do zlewu i nie zbiłem żadnego naczynia. W ten sposób moja żona miała o połowę mniej roboty i wspólnie doprowadziliśmy chałupę do ładu. Co prawda trzymałem giczoły na pufie i małżonka musiała tańczyć ze ścierą wokół mnie. Wbrew prośbie Szanownej, nie wyszedłem z suką na dwór, aby sierść nie przyklejała się do świeżo umytej podłogi i trzeba było myć jeszcze raz.
Przyznaję, że od dwóch miesięcy nie chce mi się wymienić uszczelki w zlewie i korek puszcza, przez co małżonka z natury oszczędna musi wlewać wodę do miski, w misce szorować gary, potem wyszorować miskę i zwykle przy tej operacji coś się pochlapie, w efekcie blat kuchenny i podłoga nadają się do zmywania. Nie warto nawet w tym miejscu wspominać o wymarzonej zmywarce, która mogłaby rozwiązać połowę problemów żony. W każdym razie chałupa lśni, posprzątaliśmy na błysk. Mam ja teraz pytanie do wszystkich dowcipnisiów rozkładających retoryczne włosy na dziesięcioro, który z was potwórzy ten numer z własnymi żonami? Jest jakiś kozak? No to jak już z podkulonym ogonkiem, schowani pod pantoflem prosimy Boga o lepszy humor dla małżonki, mamy sporo czasu aby się zastanowić. Dlaczego nierobom z rozwalonymi na pufie giczołami, bezmyślnie jeden z drugim klepie brawa za to, że banda śmierdzących leni nie naszczała do zlewu?
A ja zauważyłem jedną rzecz:
A ja zauważyłem jedną rzecz: przeciąganie tego pseudopakietu antykryzysowego do granic możliwości (zdaje się, że w lipcu skończyli to uchwalać, gdy pojawiły się pozytywne oznaki w gospodarce). Oczywiście chodziło o oszczędzanie, o nie rozdawanie dużych pieniędzy choć i tak postanowili rozdawać (raczej niewiele, ale dla mnie to i tak za dużo). Mnie szlag trafia, że Boni ze swoimi pzygotował coś takiego jak pomoc w spłacie kredytów dla bezrobotnych do końca 2010 roku. Jestem wrogiem takich socjalistycznych rozwiązań. Pierwotnie miały być to pieniądze bez oddawania, ale na szczęście to będzie podlegało zwrotowi. Wg mnie cały ten pseudopakiet był przygotowywany tylko po to, aby opozycja nie darła japy zbyt głośno (na Zachodzie rozdają kasę a my co?). Co mamy dziś? – nie wiem jak to wyjdzie ze zmianami w umowach o pracę i urlopach przestojowych (to może nie takie głupie rozwiązanie), ale ja najchętniej pogadałbym o inwestycjach. W kwestii dróg – ucięli 10 mld przerzucając tą część na krajowy fundusz drogowy, aczkolwiek ponoć obligacje drogowe spotkały się z zainteresowaniem (nie wiem czy to już wystartowało, jak masz dane w tym temacie to wrzuć tutaj). Tzw. pakiet antykryzysowy był robiony “na sztukę”, dla odbębnienia i dobrze, że rząd nie poszedł drogą pompowania kasy w coś co nie wiadomo czy przyniesie efek, a na pewno zapewni wzrost zadłużeniat. Aha i jeden mały plusik dla Rostowskiego – za zlekceważenie komicznych pomysłów PSL z opcjami.
A ja zauważyłem jedną rzecz:
A ja zauważyłem jedną rzecz: przeciąganie tego pseudopakietu antykryzysowego do granic możliwości (zdaje się, że w lipcu skończyli to uchwalać, gdy pojawiły się pozytywne oznaki w gospodarce). Oczywiście chodziło o oszczędzanie, o nie rozdawanie dużych pieniędzy choć i tak postanowili rozdawać (raczej niewiele, ale dla mnie to i tak za dużo). Mnie szlag trafia, że Boni ze swoimi pzygotował coś takiego jak pomoc w spłacie kredytów dla bezrobotnych do końca 2010 roku. Jestem wrogiem takich socjalistycznych rozwiązań. Pierwotnie miały być to pieniądze bez oddawania, ale na szczęście to będzie podlegało zwrotowi. Wg mnie cały ten pseudopakiet był przygotowywany tylko po to, aby opozycja nie darła japy zbyt głośno (na Zachodzie rozdają kasę a my co?). Co mamy dziś? – nie wiem jak to wyjdzie ze zmianami w umowach o pracę i urlopach przestojowych (to może nie takie głupie rozwiązanie), ale ja najchętniej pogadałbym o inwestycjach. W kwestii dróg – ucięli 10 mld przerzucając tą część na krajowy fundusz drogowy, aczkolwiek ponoć obligacje drogowe spotkały się z zainteresowaniem (nie wiem czy to już wystartowało, jak masz dane w tym temacie to wrzuć tutaj). Tzw. pakiet antykryzysowy był robiony “na sztukę”, dla odbębnienia i dobrze, że rząd nie poszedł drogą pompowania kasy w coś co nie wiadomo czy przyniesie efek, a na pewno zapewni wzrost zadłużeniat. Aha i jeden mały plusik dla Rostowskiego – za zlekceważenie komicznych pomysłów PSL z opcjami.
Bardzo brawurowe porównanie ze sprzątającą żonką,
ale obawiam się, że chybione. Ja też użyję porównania.
Mamy pewne fizyczne prawo. Planujemy doświadczenie, które ma je potwierdzić. Doświadczenie jak doświadczenie – jest wykonaniem pewnej procedury składającej się z jakiś czynności przygotowawczych, wyzwolenia pewnego zjawiska i jego pomiarów. Jeśli nic nie pomieszamy, jeśli nic nie będziemy kombinować, jeśli nie będziemy przeszkadzać zjawisku, to doświadczenie się wykona – prawidło zostanie potwierdzone.
Dobrze obaj wiemy czego rząd Tuska nie robi. Jest tego dużo – 400 ustaw podobno. Cały dorobek Przyjaznego Państwa. Jest temat ubezpieczeń społecznych jako punktu wyjścia do reformy służby zdrowia. Potrzeba reforma szkolnictwa – trzeba w końcu coś zrobić z kartą nauczyciela, jest koniecznośc reformy finansów państwa, szczególnie jej części dotyczących wydatków, ale i w podatkach jest coś do zrobienia. Dużo by wyliczać, bardzo dużo, aż głowa boli.
Ale ekonomia akurat ma swe prawa. Prawa, którym nie można się przeciwstawiać, którym trzeba się podporządkować. Czasami więc wystarczy bierne przyglądanie się, aby osiągnąć sukces. Tym bardziej jak inni psują. Psują, bo w obliczu kryzysu panikują i łamią zasady wolnego rynku wykonując automagiczne ewolucje.
Na koniec powiem przewrotnie. Polska podobnie jak Chiny wychodzi z kryzysu obronną ręką dzięki rynkowi wewnętrznemu, dzięki jego popytowemu ssaniu. Jest to więc choć jedna zaleta 45cio letniego socjalistycznego eksperymentu, którego dieta tak wygłodziła konsumentów, że teraz wbrew kryzysowi, wbrew nawet rozsądkowi ciągle podsycają koniunkturę i konsumują odbijając sobie chude półwiecze lizania prawdziwych dóbr przez szyby Pewexów. Jak się doda do tego przysłowiową polską zaradność, dawanie sobie rady w każdych warunkach, to należało by się wręcz dziwić jeśli wynik byłby inny, niż ten jaki mamy.
Grisza
“Jak się doda do tego przysłowiową polską zaradność, dawanie sobie rady w każdych warunkach, to należało by się wręcz dziwić jeśli wynik byłby inny, niż ten jaki mamy. ”
Tak nadal jest? Dawniej ta zaradnosc oparta byla li i wylacznie na zlodziejstwie.
Uklon
Nie!
Rzemieślnicy, rolnicy i inni tak zwani prywaciarze skutecznie przeciwstawiali się sowietyzacji. Mówiło się, że warzywniaki są dowodem na funkcjonowanie gospodarki ryknowej w socjaliźmie. Uczyliśmy się kapitalizmu na Keleti i w Zachodnim Berlinie.
A co do kradzenia, za Gierka krążyła obiegowa opinia, że co się ukradnie, to się przynajmniej nie zmarnuje albo w kraju zostanie, jak na przykład cement przed olimpiadą w Moskwie.
Znamienne, prawda?
cement to nie kradziez?
Uczyliśmy się kapitalizmu na Keleti i w Zachodnim Berlinie.
Kiedy? Nauke zagraniczna pobieralismy w Belinie wschodnim. Tam byl business, czyli okradalismy sklepy z butow Salamander i po przebitce 1;5 sprzedawalismy w kraju.
Naturalnie zgadzam sie z panem, ze w w warunkach bezprawia (pomimo naszej przynaledznosci do ONZ), kradziej = zaradnosc. Mnie chodzilo o dzisiaj i polskich obywateli, nie tylko na miejscu, ale w tych Zachodnich Berlinach i londynach.
Uklon
faktycznie
policja stwierdza w statysstykach, że przestępczość dość istotnie spadła.
Znaczy się, zaradni z kraju jako pierwsi wyjechali.
Bardzo brawurowe porównanie ze sprzątającą żonką,
ale obawiam się, że chybione. Ja też użyję porównania.
Mamy pewne fizyczne prawo. Planujemy doświadczenie, które ma je potwierdzić. Doświadczenie jak doświadczenie – jest wykonaniem pewnej procedury składającej się z jakiś czynności przygotowawczych, wyzwolenia pewnego zjawiska i jego pomiarów. Jeśli nic nie pomieszamy, jeśli nic nie będziemy kombinować, jeśli nie będziemy przeszkadzać zjawisku, to doświadczenie się wykona – prawidło zostanie potwierdzone.
Dobrze obaj wiemy czego rząd Tuska nie robi. Jest tego dużo – 400 ustaw podobno. Cały dorobek Przyjaznego Państwa. Jest temat ubezpieczeń społecznych jako punktu wyjścia do reformy służby zdrowia. Potrzeba reforma szkolnictwa – trzeba w końcu coś zrobić z kartą nauczyciela, jest koniecznośc reformy finansów państwa, szczególnie jej części dotyczących wydatków, ale i w podatkach jest coś do zrobienia. Dużo by wyliczać, bardzo dużo, aż głowa boli.
Ale ekonomia akurat ma swe prawa. Prawa, którym nie można się przeciwstawiać, którym trzeba się podporządkować. Czasami więc wystarczy bierne przyglądanie się, aby osiągnąć sukces. Tym bardziej jak inni psują. Psują, bo w obliczu kryzysu panikują i łamią zasady wolnego rynku wykonując automagiczne ewolucje.
Na koniec powiem przewrotnie. Polska podobnie jak Chiny wychodzi z kryzysu obronną ręką dzięki rynkowi wewnętrznemu, dzięki jego popytowemu ssaniu. Jest to więc choć jedna zaleta 45cio letniego socjalistycznego eksperymentu, którego dieta tak wygłodziła konsumentów, że teraz wbrew kryzysowi, wbrew nawet rozsądkowi ciągle podsycają koniunkturę i konsumują odbijając sobie chude półwiecze lizania prawdziwych dóbr przez szyby Pewexów. Jak się doda do tego przysłowiową polską zaradność, dawanie sobie rady w każdych warunkach, to należało by się wręcz dziwić jeśli wynik byłby inny, niż ten jaki mamy.
Grisza
“Jak się doda do tego przysłowiową polską zaradność, dawanie sobie rady w każdych warunkach, to należało by się wręcz dziwić jeśli wynik byłby inny, niż ten jaki mamy. ”
Tak nadal jest? Dawniej ta zaradnosc oparta byla li i wylacznie na zlodziejstwie.
Uklon
Nie!
Rzemieślnicy, rolnicy i inni tak zwani prywaciarze skutecznie przeciwstawiali się sowietyzacji. Mówiło się, że warzywniaki są dowodem na funkcjonowanie gospodarki ryknowej w socjaliźmie. Uczyliśmy się kapitalizmu na Keleti i w Zachodnim Berlinie.
A co do kradzenia, za Gierka krążyła obiegowa opinia, że co się ukradnie, to się przynajmniej nie zmarnuje albo w kraju zostanie, jak na przykład cement przed olimpiadą w Moskwie.
Znamienne, prawda?
cement to nie kradziez?
Uczyliśmy się kapitalizmu na Keleti i w Zachodnim Berlinie.
Kiedy? Nauke zagraniczna pobieralismy w Belinie wschodnim. Tam byl business, czyli okradalismy sklepy z butow Salamander i po przebitce 1;5 sprzedawalismy w kraju.
Naturalnie zgadzam sie z panem, ze w w warunkach bezprawia (pomimo naszej przynaledznosci do ONZ), kradziej = zaradnosc. Mnie chodzilo o dzisiaj i polskich obywateli, nie tylko na miejscu, ale w tych Zachodnich Berlinach i londynach.
Uklon
faktycznie
policja stwierdza w statysstykach, że przestępczość dość istotnie spadła.
Znaczy się, zaradni z kraju jako pierwsi wyjechali.
Masz rację, rząd
Masz rację, rząd niewiele zrobił, poza tym, że nie przeszkadzał. Mam tylko jedno pytanie ( nie jestem zbyt wielkim fanem tego rządu, więc nie traktuj go jako obrony ) – co konkretnie rząd miał Twoim zdaniem zrobić?
Wykorzystać niepowtarzalny
Wykorzystać niepowtarzalny pretekst jakim był kryzys, do przeprowadzenia rewolucyjnych zmian ustrojowych i administracyjnych. Złapać za twarz całe towarzystwo łącznie z chłopskim koalicjantem i jechać po kolei z KRUS-ami, ZUS-ami, biurokracją itd. Tusk miał zrobić to o czym piszesz i wszyscy z mózgiem pod czaszką trąbią od lat. A te gnojki olały niepowtarzalną okazję i zalały propagandą brak działań. To są nygusy, ściemniacze traktujący PiS jako alibi. Większe sukinsyny od poprzedników, tamci po prostu byli głupi i nie potrafili, tym się nie chce, bo znaleźli łatwiejszy sposób.
Z tym akurat się zgadzam.
Z tym akurat się zgadzam. Konieczne są zmiany, takie jak reforma systemu ubezpieczeń, czy przyspieszenie prac nad wprowadzeniem budżetu zadaniowego. Potrzebna też będzie obniżka klina podatkowego, bo jeśli nadal będzie on tak wysoki jak dotychczas, to bezrobocie nawet w czasach najlepszej koniunktury nie spadnie poniżej 7-8%, czyli poziomu, który u nas uważany jest za niski, a np. w USA wywołuje panikę. Rozumiem, że rząd nie chciał ciąć podatków w kryzysie, bo takie cięcia przynoszą zyski budżetowi dopiero w dłuższej perspektywie, ale można było przynajmniej przygotować jakiś projekt na przyszłość, by łatwiej było go później wprowadzić w życie. Już teraz można zacząć wprowadzać drobniejsze zmiany, choćby obniżyć składki ZUS dla przedsiębiorców i powiązać je jakoś z dochodem – to co mamy teraz to absurd, który każe właścicielom firm zarabiać najpierw na ZUS, a dopiero potem na siebie i rodzinę. Gdyby rząd coś z tym zrobił, to budżet by nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie, więcej osób decydowałoby się na założenie własnej firmy, a tym, którzy już ją mają, byłoby łatwiej.
Wiele
Sorry Grisza & Ja. Otoz mogl np. zmienic bolszewickie prawo rozwodowe, ktore upowaznia sad do orzekania o winie. Pierze brudy prywatne, gorzej niz na spowiedzi ZAMIAST ustalic opieke pod dziecmi i podzial majatkowy. Nic wiecej.
Uklon
P.S. A obowiazek meldunkowy nadal istnieje?
Masz rację, rząd
Masz rację, rząd niewiele zrobił, poza tym, że nie przeszkadzał. Mam tylko jedno pytanie ( nie jestem zbyt wielkim fanem tego rządu, więc nie traktuj go jako obrony ) – co konkretnie rząd miał Twoim zdaniem zrobić?
Wykorzystać niepowtarzalny
Wykorzystać niepowtarzalny pretekst jakim był kryzys, do przeprowadzenia rewolucyjnych zmian ustrojowych i administracyjnych. Złapać za twarz całe towarzystwo łącznie z chłopskim koalicjantem i jechać po kolei z KRUS-ami, ZUS-ami, biurokracją itd. Tusk miał zrobić to o czym piszesz i wszyscy z mózgiem pod czaszką trąbią od lat. A te gnojki olały niepowtarzalną okazję i zalały propagandą brak działań. To są nygusy, ściemniacze traktujący PiS jako alibi. Większe sukinsyny od poprzedników, tamci po prostu byli głupi i nie potrafili, tym się nie chce, bo znaleźli łatwiejszy sposób.
Z tym akurat się zgadzam.
Z tym akurat się zgadzam. Konieczne są zmiany, takie jak reforma systemu ubezpieczeń, czy przyspieszenie prac nad wprowadzeniem budżetu zadaniowego. Potrzebna też będzie obniżka klina podatkowego, bo jeśli nadal będzie on tak wysoki jak dotychczas, to bezrobocie nawet w czasach najlepszej koniunktury nie spadnie poniżej 7-8%, czyli poziomu, który u nas uważany jest za niski, a np. w USA wywołuje panikę. Rozumiem, że rząd nie chciał ciąć podatków w kryzysie, bo takie cięcia przynoszą zyski budżetowi dopiero w dłuższej perspektywie, ale można było przynajmniej przygotować jakiś projekt na przyszłość, by łatwiej było go później wprowadzić w życie. Już teraz można zacząć wprowadzać drobniejsze zmiany, choćby obniżyć składki ZUS dla przedsiębiorców i powiązać je jakoś z dochodem – to co mamy teraz to absurd, który każe właścicielom firm zarabiać najpierw na ZUS, a dopiero potem na siebie i rodzinę. Gdyby rząd coś z tym zrobił, to budżet by nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie, więcej osób decydowałoby się na założenie własnej firmy, a tym, którzy już ją mają, byłoby łatwiej.
Wiele
Sorry Grisza & Ja. Otoz mogl np. zmienic bolszewickie prawo rozwodowe, ktore upowaznia sad do orzekania o winie. Pierze brudy prywatne, gorzej niz na spowiedzi ZAMIAST ustalic opieke pod dziecmi i podzial majatkowy. Nic wiecej.
Uklon
P.S. A obowiazek meldunkowy nadal istnieje?
Rząd mógł wstrzymać wprowadzenie
niższych podatków w 2009 roku i wrócić do poprzedniej stawki składki rentowej – były takie pomysły, a PSL i SLD raczej były “za”. To chyba też byłoby jedynie powstrzymywanie się od działań, ale dzięki takiemu “zabiegowi” budżet byłby bogatszy o jakieś 20-30 mld zł i deficytu pewnie mogłoby nie być. Oczywiście pieniądze te zniknęłyby z kieszeni konsumenta i PKB byłby niższy.
PS
Co do reform to chyba już większość zapomniała o emeryturach pomostowych.
PS2
Od eksperta Sadowskiego nie usłyszałem chyba jeszcze nic rozsądnego
@Duralex
Kiedy Cię nie było znalazłem ciekawy artykuł o przyczynach kryzysu. Nie dzisiejszego kryzysu, ale tego sprzed 80 lat:
http://grupy-dyskusyjne.money.pl/wielki;krach;1929;wg;jude;wanniski,watek,63637.html
Nie zgadzam się z Wanniskim w 100%, bo bańka jednak wtedy powstała, poza tym inwestorzy giełdowi ( Wanniski używa słów "rynek" i "giełda", jako synonimów, co niezbyt mi się podoba – rynek to przede wszystkim mechanizm podażowo-popytowy ), szczególnie drobni, ze słabym dostępem do informacji, nie zawsze zachowują się w pełni racjonalnie. Wanniski pisał też, że giełda "przewidziała" ustawę Smoota-Hawleya, choć to co opisuje wygląda raczej na zwyczajną reakcję na kolejne etapy jej uchwalania. Mimo tych wszystkich szczegółów autor ma moim zdaniem sporo racji. Ale najpierw przeczytaj, jeśli masz chwilę.
Dzięki, przeczytałem
i Twoje wnioski całkowicie popieram. Jego stwierdzenie, że rynek prawidłowo wycenił akcje to grube nieporozumienie w sytuacji, gdy na giełdzie ulokowano wtedy sporo “wydmuszek”. Klimat szalonych lat dwudziestych i życie na kredyt chyba po prostu musiały tak się skończyć i nie ważne co stanowiło zapalnik. Co do wpływu ceł na gospodarkę to też Ameryki nie odkrył i raczej wszyscy się z nim zgodzą.
Skoro przeczytałeś, to teraz
Skoro przeczytałeś, to teraz napiszę, w którym miejscu Wanniski ma, moim zdaniem, rację. Ma ją, gdy pisze, że informacje o przebiegu prac nad ustawą miały wpływ na zachowanie giełdy. Myślę, że rozpad koalicji przeciwko cłom miał spory wpływ na to, że krach nastąpił w tym, a nie innym momencie i że był tak silny. Oczywiście bańka zrobiła swoje i tak, czy siak musiałaby pęknąć, ale skutki tego pęknięcia nie musiały być zbyt długotrwałe. Najlepiej widać to tutaj:
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:1929_wall_street_crash_graph.svg&filetimestamp=20070926210017
Pierwsze odbicie nastąpiło już w listopadzie, a od grudnia do kwietnia trwał dość szybki wzrost. Ostateczne załamanie przyszło dopiero w czerwcu, tuż po tym jak Kanada "wyprzedzająco" podniosła cła i tuż przed tym jak Hoover podpisał ustawę. Zresztą nawet gdyby Wanniski mylił się tutaj całkowicie i gdyby prace nad ustawą nie miały żadnego wpływu na giełdę, to nie da się zaprzeczyć, że to właśnie z jej winy zwyczajny kryzys przekształcił się w Wielką Depresję. W końcu bańki ( czasem chyba nawet większe od tej z lat dwudziestych, jak choćby ostatnia ) pękały już w XVII wieku, a krachy na giełdzie są tak stare jak sama giełda, ale nigdy w historii żadna bańka, ani żaden krach nie doprowadziły do tak wielkiej recesji i do bezrobocia na poziomie 25%. To, że kryzys był wielki, było tylko i wyłącznie winą ustawy Smoota-Hawleya, a to, że wychodzenie z kryzysu trwało tak długo było spowodowane drugą tragiczną decyzją Hoovera, która została podtrzymana przez Roosevelta i o której pisał Wanniski, czyli wielką podwyżką podatków. Gdyby nie te dwie decyzje to kryzys z 1929 roku skończyłby się tak ( jeśli nie łagodniej ), jak kryzys z lat 1920-1921 – wtedy trwała ostra recesja, ale rząd nie przeszkadzał gospodarce i po półtora roku wszystko wróciło do normy. Potem Mellon dokonał kilku obniżek podatków i zaczął się boom – tutaj Wanniski ma znów ( przynajmniej częściowo ) rację – to był również realny rozwój, a nie tylko i wyłącznie sama bańka.
Rząd mógł wstrzymać wprowadzenie
niższych podatków w 2009 roku i wrócić do poprzedniej stawki składki rentowej – były takie pomysły, a PSL i SLD raczej były “za”. To chyba też byłoby jedynie powstrzymywanie się od działań, ale dzięki takiemu “zabiegowi” budżet byłby bogatszy o jakieś 20-30 mld zł i deficytu pewnie mogłoby nie być. Oczywiście pieniądze te zniknęłyby z kieszeni konsumenta i PKB byłby niższy.
PS
Co do reform to chyba już większość zapomniała o emeryturach pomostowych.
PS2
Od eksperta Sadowskiego nie usłyszałem chyba jeszcze nic rozsądnego
@Duralex
Kiedy Cię nie było znalazłem ciekawy artykuł o przyczynach kryzysu. Nie dzisiejszego kryzysu, ale tego sprzed 80 lat:
http://grupy-dyskusyjne.money.pl/wielki;krach;1929;wg;jude;wanniski,watek,63637.html
Nie zgadzam się z Wanniskim w 100%, bo bańka jednak wtedy powstała, poza tym inwestorzy giełdowi ( Wanniski używa słów "rynek" i "giełda", jako synonimów, co niezbyt mi się podoba – rynek to przede wszystkim mechanizm podażowo-popytowy ), szczególnie drobni, ze słabym dostępem do informacji, nie zawsze zachowują się w pełni racjonalnie. Wanniski pisał też, że giełda "przewidziała" ustawę Smoota-Hawleya, choć to co opisuje wygląda raczej na zwyczajną reakcję na kolejne etapy jej uchwalania. Mimo tych wszystkich szczegółów autor ma moim zdaniem sporo racji. Ale najpierw przeczytaj, jeśli masz chwilę.
Dzięki, przeczytałem
i Twoje wnioski całkowicie popieram. Jego stwierdzenie, że rynek prawidłowo wycenił akcje to grube nieporozumienie w sytuacji, gdy na giełdzie ulokowano wtedy sporo “wydmuszek”. Klimat szalonych lat dwudziestych i życie na kredyt chyba po prostu musiały tak się skończyć i nie ważne co stanowiło zapalnik. Co do wpływu ceł na gospodarkę to też Ameryki nie odkrył i raczej wszyscy się z nim zgodzą.
Skoro przeczytałeś, to teraz
Skoro przeczytałeś, to teraz napiszę, w którym miejscu Wanniski ma, moim zdaniem, rację. Ma ją, gdy pisze, że informacje o przebiegu prac nad ustawą miały wpływ na zachowanie giełdy. Myślę, że rozpad koalicji przeciwko cłom miał spory wpływ na to, że krach nastąpił w tym, a nie innym momencie i że był tak silny. Oczywiście bańka zrobiła swoje i tak, czy siak musiałaby pęknąć, ale skutki tego pęknięcia nie musiały być zbyt długotrwałe. Najlepiej widać to tutaj:
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:1929_wall_street_crash_graph.svg&filetimestamp=20070926210017
Pierwsze odbicie nastąpiło już w listopadzie, a od grudnia do kwietnia trwał dość szybki wzrost. Ostateczne załamanie przyszło dopiero w czerwcu, tuż po tym jak Kanada "wyprzedzająco" podniosła cła i tuż przed tym jak Hoover podpisał ustawę. Zresztą nawet gdyby Wanniski mylił się tutaj całkowicie i gdyby prace nad ustawą nie miały żadnego wpływu na giełdę, to nie da się zaprzeczyć, że to właśnie z jej winy zwyczajny kryzys przekształcił się w Wielką Depresję. W końcu bańki ( czasem chyba nawet większe od tej z lat dwudziestych, jak choćby ostatnia ) pękały już w XVII wieku, a krachy na giełdzie są tak stare jak sama giełda, ale nigdy w historii żadna bańka, ani żaden krach nie doprowadziły do tak wielkiej recesji i do bezrobocia na poziomie 25%. To, że kryzys był wielki, było tylko i wyłącznie winą ustawy Smoota-Hawleya, a to, że wychodzenie z kryzysu trwało tak długo było spowodowane drugą tragiczną decyzją Hoovera, która została podtrzymana przez Roosevelta i o której pisał Wanniski, czyli wielką podwyżką podatków. Gdyby nie te dwie decyzje to kryzys z 1929 roku skończyłby się tak ( jeśli nie łagodniej ), jak kryzys z lat 1920-1921 – wtedy trwała ostra recesja, ale rząd nie przeszkadzał gospodarce i po półtora roku wszystko wróciło do normy. Potem Mellon dokonał kilku obniżek podatków i zaczął się boom – tutaj Wanniski ma znów ( przynajmniej częściowo ) rację – to był również realny rozwój, a nie tylko i wyłącznie sama bańka.
Niestety nie znam dokładnie historii
Wielkiego Kryzysu, aby polemizować jednak kryzys z 1929 różnił się od poprzednich tym, że kredyt na akcje brali wszyscy – lekarz, piekarz, bankier, aptekarz, a kredyty te były bardzo mocno lewarowane. Przypominało to trochę obecne kredyty subprime. Nie wiem jak było poprzednio, ale rekord wszechczasów w skokach z drapaczy chmur pobito właśnie w październiku 1929. Ludzie i firmy masowo traciły cały swój majątek, a banki pieniądze, dlatego wg mnie za przymiotnik “Wielki” odpowiada nie tylko tragiczna ustawa celna.
Fakt, giełda bardzo się wtedy
Fakt, giełda bardzo się wtedy upowszechniła, ale wątpię, czy tamtą bańkę można porównać do tej najnowszej – w końcu w domy zainwestowało w ostatnich latach co najmniej tyle samo, jeśli nie więcej ludzi, niż w latach 20, poza tym 80 lat temu problem “derywatów” praktycznie nie istniał. Jeśli chodzi o spektakularne bankructwa, to już w 1907 roku upadło Knickerbocker Trust Company, doszło wtedy do paniki i wielu runów na banki. Mimo to tamten kryzys nie doprowadził do katastrofy, podobnie jak ostra recesja z początku lat 20. Zresztą z wykresu DJIA wynika, że giełda po wielkim krachu pozbierała się dość szybko i dopiero pół roku później znów zaczęła spadać. Nie twierdzę oczywiście, że czarne dni na Wall Street nie spowodowałyby same w sobie żadnej recesji – przeciwnie, do recesji doszłoby nawet bez ustawy Smoota-Hawleya, ale z całą pewnością nie byłaby to recesja trwająca 3,5 roku i pozbawiająca pracy 1/4 ludzi. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że tamta ustawa, to nie była zwykła podwyżka ceł, to było morderstwo na międzynarodowym handlu. Podniesiono cła na 21 tysięcy produktów o średnio 58%. Inne kraje odpowiedziały tym samym, Kanada już miesiąc przed podpisaniem Tariff Act przez Hoovera podniosła cła o 30%. W rezultacie ustawy import USA spadł o 66%, a import o 61%, w innych krajach było podobnie. O tym, że ustawa jest groźna wiedziano już wtedy – protestowało przeciwko niej ponad tysiąc ekonomistów, niektórzy przedsiębiorcy, jak Henry Ford, prosili Hoovera, by ją zawetował. Niestety podpisał, pogłębiając w ten sposób kryzys i wydłużając go.
Gratuluję gruntownego zgłębienia tematu
Musżę zapamiętać żeby się z Tobą w temacie Wielkiego Kryzysu nie spierać 🙂 Konkluzja tak, czy siak jest oczywista – protekcjonizm nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale dodatkowo je namnaża.
PS
Historia zna jednak przypadki udanych protekcjonizmów. Takim przypadkiem jest gospodarcza historia Korei Pd. Ten przypadek, chyba raczej mało znany, jest jednak nie do naśladowania, gdyż dotyczył państwa frontowego, które było pod kuratelą polityczną wielkich tego świata.
Dziękuję 🙂 Temat Wielkiego
Dziękuję 🙂 Temat Wielkiego Kryzysu zacząłem drążyć, bo nie bardzo wierzyłem w historię o tym, że pogłębił się on przez brak działań ze strony Hoovera. Tymczasem kryzys faktycznie stał się wielki z jego winy, ale nie przez brak działań z jego strony, lecz właśnie przez konkretne, złe działania.
O cłach w Korei nie słyszałem. Być może bywały w historii przypadki, że protekcjonizm przynosił komuś korzyści, ale z pewnością nie taki protekcjonizm jak na początku lat 30 i nie stosowany na globalną skalę. Zresztą argumenty zwolenników ceł obalił już w XIX wieku Bastiat, pisząc swoją “Petycję producentów świec”.
PS. Errata – w poprzednim komentarzu miało być “import spadł o 66%, a eksport o 61%”. Z rozpędu wstawiłem dwa razy “import”.
hola hola.
mówimy o gospodarce.
hola hola.
mówimy o gospodarce.