Reklama

W 2010 roku, tuż po Smoleńsku, napisałem tekst dla inteligentnych ludzi, który miał zwracać uwagę na ówczesną piętę achillesową PiS, czyli beznadziejny przekaz medialny ze szczególną nieudolnością w prezentacji wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. Artykuł w sposób oczywisty, przynajmniej dla każdego rozgarniętego człowieka, był zabiegiem retorycznym zwracającym uwagę na potrzebę profesjonalnego prowadzenia kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Sugerowałem by PiS w końcu zatrudnił fachowca z zewnątrz, który nie będzie się bawił w dopieszczanie prezesa i przebijanie się przez coraz głupszych doradców, ale skupi się na brutalnej, w stylu PO, skuteczności. Na fachowca prowokacyjnie wyznaczyłem samego siebie, żeby podkreślić skalę problemu, bo skoro niszowy bloger potrafi zdefiniować problemy i podrzucić parę konkretnych rozwiązań, to co w sztabie Kaczyńskiego robią takie „tuzy”, jak: Kurski, Dudziński, Kamiński i Bielan. Tekst zrobił furorę w sieci, miał kilkadziesiąt tysięcy odsłon, a najbardziej tęgie głowy blogerskie zadawały na Twitterze pytania Bielanowi, czy PiS rzeczywiście zwariował i zatrudnił Kurkę w sztabie. Trzeba również pamiętać, że w 2010 roku byłem w fazie przejściowej, już mi rozum wracał, ale jeszcze ciągle kojarzono mnie z krwistym „antykaczostą”, słusznie, ponieważ zasługi na tym polu mam wstydliwe i niemałe. Tak czy siak, Bielan odpowiadał Katarynie, że to oczywiście żart Kuraki, ale do dziś idioci wszelkiego autoramentu rozsyłają po sieci linki „dokumentujące”, że Matka Kurka dostał 100, czy 300 tysięcy, bo nie pamiętam ile sobie „zażyczyłem”, za prowadzenie kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Poszła fama poniesiona przez idiotów, że Kurka się sprzedał i z jednej strony świadczy to niezbicie, że zjawisko zwane pochodem lemingów nie jest wymysłem, ale smutnym faktem, z drugiej oczywiście nie mam zamiaru epatować swoją przenikliwością, tylko namalowałem powyższe tło, aby przejść do bohaterów pierwszego planu.

Reklama

Biuletyn żydowskich komunistów opublikował listę płac PO i PiS, na której znaleźli się rozmaici dziennikarze i fachowcy od PR z odcinkami swoich wypłat. No i zaczął się moralny i merytoryczny bajzel zbudowany na: sprostowaniach, oświadczeniach oraz wszelkich deklaracjach niezależności, apolityczności i obiektywizmu dziennikarskiego. Stan obłędu w tym obszarze osiągnął taki pułap, że nawet redaktorzy gazetek reklamowych i klubowych folderów „Żylety” uważają się za niezależnych i obiektywnych. Ze wszystkich stron słyszę wzajemne zarzuty kto komu płaci i na czyim ten, czy ów chadza pasku. Żałość się niesie po monitorach, ekranach i szpaltach, która czasami bawi, innym razem nudzi, ale najczęściej wku…a. Pogodzę Skowrońskiego z Żakowskim, Karnowskich z Lisem i Blumsztajna z Sakiewiczem. Proszę wybaczyć prostotę i dosadność stwierdzenia, ale z powodów wymienionych powyżej, nie bardzo mam ochotę bawić się w subtelności. Prawda moi zwaśnieni zawodowcy jest taka, że KAŻDY z was bierze kasę umoczoną politycznie, KAŻDY bez wyjątku i wasze wzajemne przepychanki wobec tej oczywistej oczywistości nadają się jedynie jako materiał na psią budę. Po brutalnie wyłożonej prawdzie mam pocieszenie, przynajmniej dla niektórych – nie ma się czego wstydzić, tak jest na całym świecie. Dziennikarze biorą kasę od koncernów i firm ściśle powiązanych z polityką, sponsorzy i reklamodawcy z pierwszej półki bez wyjątku siedzą po uszy w polityce. Wreszcie same partie mają swoich redaktorów na utrzymaniu, mniej lub bardziej oficjalnie, także gdybyście mieli odrobinę obiektywizmu, to dalibyście sobie spokój z pluciem pod wiatr na niezależność.

Problem nie leży w tym, kto wam płaci, ale w tym jak wy do siebie i swojej roboty podchodzicie. Rozsądne warunki wstępne przyjmowania ofert są naprawdę klarowne, o ile piszesz to co uważasz za mądre i w związku z tym szukasz lub dostałeś ofertę od pracodawcy, którego sposób widzenia świata jest podobny, to jesteś prawie wolnym człowiekiem. Natomiast jeśli podchodzisz do tematu od dupy strony, czyli najpierw bierzesz kasę, a potem się dowiadujesz za co wziąłeś, to jesteś lepiej lub gorzej opłacanym wyrobnikiem. Wszystko. Wydaje się, że mało skomplikowaną regułą da się przerwać wszelkie dywagacje, ale by tak się stało potrzeba jeszcze jednej rzeczy, mianowicie czegoś na obraz i podobieństwo mojej niegdysiejszej zabawy w sztabowca PiS. Potrzeba jaj i otwartego mówienia o tym kto płaci i za co oraz z kim za żadne pieniądze dziennikarz do roboty nie pójdzie, bardziej elegancko nazywa się to przejrzystość i uczciwość zawodowa. Mnie nie przeszkadza, że Michnik jest wyrobnikiem zmieniających się przedstawicieli władzy, wyłonionej z jednego kotła, mnie przeszkadza, gdy Michnik z siebie robi, a ze mnie usiłuje zrobić idiotę twierdzeniem, że jest niezależny, obiektywny i merytoryczny. Mało mnie interesuje, że Skowroński wziął od PiS ponad 100 tysięcy, ale bardzo mi przeszkadza, że w kampanii na szefa SDP przedstawiał się jak Michnik. Powiewa mi komu w dupę wchodzi Lis, on się sam pewnie w labiryncie kanałów pogubił, ale odbija mi się żółcią, gdy słyszę o „misji telewizji publicznej” z ust włazidupa. Niech sobie Karnowscy znajdują sponsora gdzie chcą, tylko po co te kpiny z reklamy parówek Orlenu z budki zarządzanej chwilowo przez PO, skoro Karnowscy chodzą do okienka SKOK-ów, należących do wiceprezesa PiS. Sakiewicz ma prawo sprzedawać udziały komu chce, ale nie może mieć pretensji do łatki z logo PiS, skoro Michnikowi słusznie przypisuje łatkę Agory wzniesionej za kasę żydokomuny, rodzimej i nowojorskiej.

Panowie i Panie, obiektywnie i niezależnie, profesjonalnie i apolitycznie proponuję wam byście skończyli z obwąchiwaniem własnych tyłków i zajęli się na poważnie tym, za co wam politycy i sponsorzy polityków płacą. Wszyscy jesteście zatrudnieni na tych samych warunkach i żaden z was się nie wychyli poza stanowisko polityczne i finansowe sponsorów, reklamodawców, udziałowców, co jest normalne w relacjach pryncypał pracownik. To nie wstyd brać kasę od PiS, czy PO, wstyd brać kasę obojętnie od kogo i za byle co. Jeśli PiS zaproponowałby mi kasę za pisanie artykułów na temat RPIII, to oczywiście obie strony mogą być spokojne o swoją godność i efekt pracy, bo tu nie ma zagrożeń. Ale gdyby PiS zaproponował mi pisanie felietonów na temat niebotycznego potencjału intelektualnego posła Suskiego, musiałbym spytać Orlenu, czy przypadkiem nie są zainteresowani artykułem oddającym wrażenia po zjedzeniu hot doga z musztardą chili. Nie ma takich pieniędzy, które skłoniłby mnie do napisania czegokolwiek wbrew rozumowi i chociaż nie narzucam własnych standardów, to delikatnie sugeruję, gdzie rozgościła się śmieszność w waszych wzajemnych przepychankach kto komu i za ile. Nie inaczej rzecz się ma z tym całym SDP, co to mi się kojarzy ze Związkiem Literatów Polskich, ale skoro już „środowisko” czuje potrzebę budowania kolektywu, to i tutaj w regule nic się nie zmienia. Skowroński może sobie pisać co chce i brać kasę od kogo chce, ale ma rację każdy krytyk, który nazwie Skowrońskiego „umową zleceniem” PiS i nie dlatego krytyk ma rację, że inni są inni, bo inni są tacy sami, ale dlatego, że Skowroński będąc szefem SDP robił w SDP „Tomasza Lisa na żywo” – próbował ludzi swoim „obiektywizmem” przerobić na idiotów. Jak dla mnie proste kryteria, ale rzecz jasna spodziewam się mnóstwa analiz ukazujących wyższość moralną kasy z partyjnej skarbonki nad marżą z hot dogów i odwrotnie, w zależności od niezależności. Innymi słowy spodziewam się kontynuacji obwąchiwania tyłków jednocześnie dziwię się, że ktokolwiek komukolwiek chce za to płacić.

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Matko Kurko, proszę usiąść zanim przeczytasz to co poniżej
    Od dłuższego czasu, a konkretnie od czasu wydania pierwszego "Uważam Rze", regularnie kupuję i czytam tygodniki, określające same siebie eufemistycznie niezależnymi. Po przejęciu "Uważaka" przez PO, zacząłem kupować "Sieci", a trochę później "Do rzeczy". Jako, że dwa, trzy razy w tygodniu spędzam w pociągu jakieś dwie i pół godziny, czytam tam prawie wszystko, od deski do deski. Od około miesiąca zaczynam mieć duże wątpliwości czy robię słusznie wydając miesięcznie prawie cztery dyszki na oba tygodniki. Tak pisać mogę i ja. Teksty są miałkie, nudne i na jedno kopyto.
    Nie znalazłem tam chyba ani razu, może oprócz tekstów Zaremby, nic co mogłoby konkurować z Twoimi tekstami.
    Między Tobą, a "niezależnymi" jest zasadnicza różnica, ty nie musisz nic pisać, masz ten przywilej, że piszesz o czym i o kim uważasz. Po prostu jesteś niezależny. Szkoda, że twój talent leży odłogiem, a te cwaniaki, niewielkim wysiłkiem niedużego intelektu za chwilkę może rozsiądą się wygodnie na posadkach w telewizji i radio. W sumie za nic.

  2. Matko Kurko, proszę usiąść zanim przeczytasz to co poniżej
    Od dłuższego czasu, a konkretnie od czasu wydania pierwszego "Uważam Rze", regularnie kupuję i czytam tygodniki, określające same siebie eufemistycznie niezależnymi. Po przejęciu "Uważaka" przez PO, zacząłem kupować "Sieci", a trochę później "Do rzeczy". Jako, że dwa, trzy razy w tygodniu spędzam w pociągu jakieś dwie i pół godziny, czytam tam prawie wszystko, od deski do deski. Od około miesiąca zaczynam mieć duże wątpliwości czy robię słusznie wydając miesięcznie prawie cztery dyszki na oba tygodniki. Tak pisać mogę i ja. Teksty są miałkie, nudne i na jedno kopyto.
    Nie znalazłem tam chyba ani razu, może oprócz tekstów Zaremby, nic co mogłoby konkurować z Twoimi tekstami.
    Między Tobą, a "niezależnymi" jest zasadnicza różnica, ty nie musisz nic pisać, masz ten przywilej, że piszesz o czym i o kim uważasz. Po prostu jesteś niezależny. Szkoda, że twój talent leży odłogiem, a te cwaniaki, niewielkim wysiłkiem niedużego intelektu za chwilkę może rozsiądą się wygodnie na posadkach w telewizji i radio. W sumie za nic.