Reklama

Uważny obserwator amerykańskiej sceny politycznej może dzisiaj dojść do wniosku, że USA jest: „na kursie i na ścieżce”. Nie tak dawno supermocarstwo, przed którym drżał świat, dziś samo pogrążone jest w wewnętrznych konwulsjach. W kampanii wyborczej z 2008 r. Amerykanie postawili na młodego, gładkiego, przystojnego czarnego polityka wywodzącego się z lewicowej otchłani, który obiecał zaczarować niedoskonałość ówczesnej Ameryki i wprowadzić ją w złoty wiek prosperity. Dziś wygląda na to, że zaczarował on tylko wyborców…


Niestety ta bajka okazuje się trudniejsza do uwierzenia, od tej o Czerwonym Kapturku, głównie przez rosnącą liczbę niedowiarków, warchołów i kułaków, którzy plotkują o dużych zębach i uszach dobrotliwej zdawałoby się babci…

Reklama

Nawet część lewicowo nastawionych zjadaczy chleba poczyna zauważać, że to czy Barack Hussein Obama urodził się w USA, czy jest muzułmaninem, czy też lewakiem z krwi i kości nie ma takiego znaczenia jak coraz powszechniejsze podejrzenie, że jest on koniem w specjalnym wyścigu, na którego postawili panowie z Wall Street.

 Czyj, więc interes, jako polityk reprezentuje tak naprawdę Obama: człowieka pracującego, czy też interes rządzącej z cienia ponadnarodowej elity, której celem jest synchronizowanie zmian w poszczególnych państwach w kierunku pożądanym przez Nowy Porządek Światowy. Zostawmy te ogólne rozważania na inną okazję i spójrzmy, o co tak naprawdę chodzi w tymże rozdaniu, które jest przykładem zarządzania przez kryzys.

Obama najpierw otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, pomimo tego kontynuował dwie wojny, pozamiatał w Libii, poślizgnął się na Syrii i pośpiesznie wcisnął w gardło Amerykanom Reformę Służby Zdrowia (stanowiącą 1/6 całej ekonomii), którą oni jakoś nie mogą jeszcze przełknąć. Do tego od 17 października dochodzi jeszcze perspektywa niewypłacalności państwa, dlatego prezydent Obama domaga się od Kongresu podniesienia pułapu możliwości zadłużania USA, jednocześnie nie chce nawet słyszeć o postulowanej przez Republikanów redukcji wydatków.

Największym problemem USA jest gwałtownie zwiększający się poziom zadłużenia, który przy GDP $16 bln wkrótce przekroczy sumę $17 bln, co kładzie się tragicznym cieniem na poziomie życia przyszłych pokoleń Ameryki. Apel Obamy o bezwarunkowe podniesienie pułapu zadłużenia brzmi mało przekonywująco dla tych, co pamiętają jak w 2006 r. ówczesny senator Obama głosował przeciwko podniesieniu pułapu zadłużenia…

Przypomnijmy, że odpowiedzią na rozciąganie kontroli państwa nad kolejnymi sferami życia obywateli było samoorganizowanie się tradycyjnej części społeczeństwa w konserwatywno-libertyńską rebelię zwaną Tea Party. Jest ona federacją wielu samodzielnych współdziałających grup nawiązujących do konstytucji USA, której hasłem jest „nic o nas bez nas”.

Wracając do ObamaCare: według Obamy miała ona obniżyć wysokość składek i wydatków na opiekę zdrowotną dla każdego poprzez swoją powszechność i ujednolicenie standardów, jednocześnie obejmując i włączając również tych, którzy jej nie mieli.

Zaraz po wygranych wyborach 15 czerwca 2009 r. powiedział na spotkaniu American Medical Association:

„Jeżeli lubisz swojego lekarza, to możesz nadal być jego pacjentem.  Jeśli jesteś zadowolony ze swojego ubezpieczenia medycznego, będziesz mógł je zatrzymać.  Kropka.  Nikt Ci tego nie odbierze.  Bez względu na okoliczności.” 

ObamaCare miała zredukować rosnący deficyt, objąć opieką najbiedniejszych, obniżyć wydatki na opiekę zdrowotną, jednocześnie obniżając składkę tym, którzy posiadali już ubezpieczenie.
Kilka dni temu administracja Obamy hucznie otworzyła program zapisywania się na ObamaCare, sama akcja ogłoszona, jako wielki sukces stała się kompromitacją dla nieprzygotowanej administracji. Eksperci jednocześnie ujawnili, że stawki ubezpieczeń nie tylko nie spadną, ale wzrosną dla przeciętnego Amerykanina o około 42%. Wszystko, co wcześniej obiecywał Obama okazało się nieprawdziwe. Oczywiście mainstream media pieją z zachwytu i dzielnie przemilczają brak kompetencji i nieprzygotowanie rządu oskarżając głośno Republikanów o bojkotowanie wspaniałych pomysłów Obamy.

Prowadzona przez Republikanów, niższa izba Kongresu blokuje uchwalenie środków na realizację budżetu Obamy domagając się korekt oszczędnościowych głównie w programie ObamaCare. Głównym zarzutem kierowanym w kierunku Obamy jest to, że odroczył on na rok obowiązywanie ObamaCare dla biznesów, ale odrzuca postulat Republikanów, aby podobnie odroczyć działanie ustawy dla indywidualnie ubezpieczonych obywateli oraz zlikwidować 75% dofinansowania dla członków Kongresu ich rodzin i pracowników.

 Republikański Kongres przegłosował szereg ustaw regulujących wiele ważnych dziedzin gospodarki i życia społecznego, ustawy te giną w zamrażalce kontrolowanego przez demokratów Senatu, którym kieruje Harry Reid.  Reid i Obama mówią, że zainteresowani są tylko projektem w pełni finansującym ObamaCare w innym wypadku „paraliż” rządowy będzie trwał a winą obciążeni będą Republikanie.
Tak naprawdę to nie ma „paraliżu” całej pracy rządu, pracuje on w 83%, a paraliż dotyczy go tylko w 17%. Obserwatorzy zauważają, że administracja Obamy nakazała rozmyślnie pozamykać parki narodowe i miejsca pamięci tak, aby dać ludziom w skórę i używając mediów obarczyć odpowiedzialnością Republikanów.

W ciągu ostatnich 40 lat podczas przepychanek budżetowych „paraliż” rządowy miał miejsce aż 27 razy, ale nigdy nie zamykano parków, czy miejsc pamięci dla zwiedzających. Tak, więc za Reagana Demokraci „paraliżowali„ rząd 8 razy, zaś za Cartera Republikanie 5 razy.

Jednak ludzi najbardziej boli intencjonalne obcięcie przez Obamę wypłaty świadczeń (po $100 tys.) dla rodzin poległych żołnierzy w Afganistanie. Skandal ten wybuchł z niespotykaną siłą, jako oburzenie na sytuację, w której rząd Obamy odmówił nawet pokrycia kosztów pogrzebów swoich żołnierzy! Dotyczy to już rodzin 29 poległych żołnierzy wysłanych na wojnę w Afganistanie przez rząd Obamy.
W obliczu takiej sytuacji finansowanie pogrzebów jak i pozostałych świadczeń dla rodzin poległych przejęła prywatna organizacja Fisher House Fundation. Wskutek powszechnego oburzenia wczoraj Senat w końcu przegłosował uchwałę Kongresu rozwiązującą ten dylemat.

 Tydzień temu wybuchł skandal z grupą weteranów II w.ś. przybyłych na zwiedzanie poświęconego im miejsca pamięci. W związku z „paraliżem” rządowym zabroniono im wejść na teren upamiętnienia ich czynów pod groźba aresztu. Tego już było za wiele i 80-cio latkowie odepchnęli postawione barykady i strażników i weszli na zakazany teren. Tydzień później administracja Obamy wydała pozwolenie na wielotysięczny wiec „nielegalnych” w tym samym parku i to dla nich mimo „paraliżu” znalazły się pieniądze na zabezpieczenie imprezy…

Wreszcie z cienia wyszedł były prezydent Jimmi Carter krytykując stan państwa pod kierunkiem Obamy. Obama jest bezcennym darem dla Cartera, który uważany był dotąd za najbardziej nieudolnego prezydenta.

Trwa walka polityczna i obrzucanie się politycznym błotem. Sam Obama, Reid i ich tuby w mainstream mediach atakują Republikanów, a szczególnie konserwatystów z Tea Party, określając ich mianem ekstremistów, podpalaczy i anarchistów. Największym wrogiem Demokratów jest młody senator z Teksasu, kubański Latynos a pochodzenia Ted Cruz, lider Tea Party prawnik bezwzględnie wytykający potknięcia i błędy rządzącym Demokratom. Ted Cruz jest typowany na republikańskiego kandydata na prezydenta w wyborach 2016 r.

Można powiedzieć, że to Partia Herbaciana działająca w ramach Partii Republikańskiej, jest jedyną siłą przeciwstawiającą się lewicowemu kursowi Obamy. To oni nawołują do zmniejszenia podatków, zmniejszenia biurokracji i obniżenia długu publicznego i deficytu budżetowego. Zbiera ona poparcie społeczne w granicach 22-33%, jest reprezentowana w Kongresie przez 30-50 posłów i senatorów, ale jej wpływ jest większy, ponieważ często decyduje o wyniku prawyborów w republikańskim terenie.
Nie wszystko idzie Obamie gładko, w stanie Wisconsin, republikański gubernator Scott Walker nie pozwolił na zamknięcie parków, podobnie postąpiło kilku innych liderów. Zawrzało w społecznych mediach: SMS-y, Facebook i blogi krzyczą jednym głosem o jednym: kontroli obywateli przez coraz bardziej władczy rząd.

W miarę trwania „paraliżu” wzrasta zaniepokojenie Amerykanów, wśród których daje temu wyraz ok. 75% (tydzień temu 66%). Kongres cieszy się dobrą opinią jedynie 8% respondentów. Według sondażu AP poparcie dla Obamy po raz pierwszy spadło do 37%, negatywnie ocenia go 53%. Te liczby mówią nam, że obie strony wkrótce zasiądą do rozmów, aby powstrzymać spadek swoich notowań…

Obama i Demokraci raczej wygrywają to starcie z Republikanami (twardo odmawiając jakichkolwiek rzeczowych rokowań), którzy osłabiając jednak pozycję Obamy gromadzą siły na zmagania w sprawie podwyższenia pułapu zadłużenia państwa. Tu Republikanie spodziewają się odnieść sukces i podnosząc pułap zadłużenia na czas ograniczony (tydzień) utargować obniżenie rozchwianych wydatków administracji Obamy.

FED drukuje pieniądze, aby na procent „pożyczyć” je rządowi, który zadłuża w ten sposób przyszłe pokolenia Amerykanów. W tej grze jedynym zwycięzcą jawi się prywatna spółka FED. Amerykanie tak jakby zapomnieli, że w przeszłości wykończyli finansowo konkurujące z nimi o wpływy imperium sowieckie.  Oblicza się, że Obama w ciągu swoich dwóch kadencji podwoi zadłużenie Ameryki. Jakie będą tego długofalowe konsekwencje?

Jacek K. Matysiak

Reklama