Reklama

Kiedy staram się promować liberalizm, często ze strony środowisk katolickich słyszę zarzut, że ideologia ta narzuca człowiekowi “skrajny indywidualizm” rozumiany jako wręcz moralny zakaz patrzenia dalej, niż czubek własnego nosa. Może nie jest to zawsze aż tak radykalnie formułowane, ale wymowa zarzutu mniej więcej tak wygląda.

Niestety takie myślenie nie tylko urąga logice i współczesnej wiedzy naukowej (z wielu dziedzin od nauki o rodzinie przez socjologię, historię i ekonomię aż po antropologię kulturową), lecz także oficjalnej nauce Kościoła Katolickiego. A to w wydaniu działaczy katolickich i katolickich publicystów skłaniać może do zadziwienia, że o bardziej zdecydowanych aktach protestu nie wspomnę.

Reklama

Nauka o rodzinie zarówno tradycyjna obejmująca ród, czy rodzinę wielopokoleniową, aż po współczesną koncentrującą się na rodzinie jako wspólnocie tylko rodziców i dzieci, jednoznacznie określa człowieka jako istotę ze swej natury społeczną. Socjologia, historia i ekonomia dają takiemu poglądowi uzasadnienie empiryczne, a antropologia kulturowa stwierdza, że tyczy się to wszystkich ludzi na świecie. Nauka katolicka potwierdza to natomiast w Katechizmie Kościoła Katolickiego:


“Wszyscy ludzie są wezwani do tego samego celu, którym jest sam Bóg. Istnieje pewne podobieństwo między jednością Osób Boskich a braterstwem, jakie ludzie powinni zaprowadzić między sobą, w prawdzie i miłości. Miłość bliźniego jest nieodłączna od miłości Boga.
Osoba ludzka potrzebuje życia społecznego. Nie jest ono dla niej czymś dodanym, lecz jest wymaganiem jej natury. Przez wymianę z innymi, wzajemną służbę i dialog z braćmi człowiek rozwija swoje możliwości; w ten sposób odpowiada na swoje powołanie.
Społeczność jest grupą osób powiązanych w sposób organiczny zasadą jedności, która przekracza każdą z nich. Społeczność, zgromadzenie widzialne i zarazem duchowe, trwa w czasie; dziedziczy przeszłość i przygotowuje przyszłość. Każdy człowiek staje się dzięki niej "dziedzicem", otrzymuje "talenty", które wzbogacają jego tożsamość i których owoce powinien pomnażać. Słusznie więc każdy człowiek jest zobowiązany do poświęcania się na rzecz wspólnot, do których należy, i do szacunku wobec władz troszczących się o dobro wspólne.
Każdą wspólnotę określa jej cel, a zatem kieruje się ona własnymi regułami. Jednak "osoba ludzka jest i powinna być zasadą, podmiotem i celem wszystkich urządzeń społecznych".
Niektóre społeczności, takie jak rodzina i państwo, odpowiadają bardziej bezpośrednio naturze człowieka. Są dla niego konieczne. Aby umożliwić jak największej liczbie osób uczestnictwo w życiu społecznym, należy zachęcać do tworzenia zrzeszeń i instytucji wybieralnych "dla celów gospodarczych i społecznych, kulturalnych i rozrywkowych, sportowych, zawodowych i politycznych. Są to społeczności albo o zasięgu krajowym, albo międzynarodowym". Taka socjalizacja jest także wyrazem naturalnego dążenia ludzi do zrzeszania się, by osiągnąć cele, które przerastają ich indywidualne możliwości. Rozwija ona zdolności osoby, a zwłaszcza zmysł inicjatywy i odpowiedzialności. Pomaga w zagwarantowaniu jej praw.
Socjalizacja niesie także pewne niebezpieczeństwa. Zbyt daleko posunięta interwencja państwa może zagrażać osobistej wolności i inicjatywie. Nauczanie Kościoła wypracowało zasadę nazywaną zasadą pomocniczości. Według niej "społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej powinna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych, dla dobra wspólnego".
Bóg nie chciał zatrzymać dla samego siebie sprawowania wszelkich władz. Każdemu stworzeniu powierza zadania, które jest ono zdolne wypełniać stosownie do zdolności swojej natury. Ten sposób rządzenia powinien być naśladowany w życiu społecznym. Postępowanie Boga w rządzeniu światem, świadczące o ogromnym szacunku dla wolności ludzkiej, powinno być natchnieniem dla mądrości tych, którzy rządzą wspólnotami ludzkimi. Powinni oni postępować jak słudzy Opatrzności Bożej.
Zasada pomocniczości jest przeciwna wszelkim formom kolektywizmu. Wyznacza ona granice interwencji państwa. Zmierza do zharmonizowania relacji między jednostkami i społecznościami. Dąży do ustanowienia prawdziwego porządku międzynarodowego.” (KKK 1878-1885).

Pominąwszy już fakt, że fragment powyższy po raz kolejny akcentuje zasadę pomocniczości, którą nietrudno jest interpretować w duchu liberalnego “państwa minimum” (a nawet taka interpretacja niejako sama się narzuca), to Kościół wprost nazywa w nim społeczność zarówno potrzebą człowieka, jak i wymogiem samej jego natury. Logicznie już wynika z tego fakt, że ludzie pozostawieni sami sobie (czyli zgodnie z ideą liberalną nie pozostający w mocy żadnych zakazów za wyjątkiem zakazu popełniania przestępstw) będą spontanicznie dążyli do wspólnego działania i tym samym budowania społeczności. A nie jest to przecież – tego nie można nam zarzucić – zakazane w liberalizmie…

Teraz więc będzie – uwaga Bracia Katolicy! – “z grubej rury”. Właśnie udowodniłam tezę, że z nauczania Kościoła wynika interpretacja liberalizmu jako ideologii promującej społeczność w każdym wymiarze i wspólnotowe działanie, w tym także w ekonomii jako najbardziej podstawowej i naturalnej działalności każdego normalnego człowieka i każdej ludzkiej wspólnoty.

Skąd więc nagle wśród katolików przekonanie, że jeżeli państwo nie nakaże ludziom zrzeszania się, to oni nie będą tego czynili? I że bez tego nakazu wytworzy się swoista moralna “powinność” działania tylko w pojedynkę? Jedynym wytłumaczeniem, jakie tu przychodzi na myśl jest, że oni sami nie wierzą w to, czego Kościół naucza!

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. dobrze że główka pracuje
    Widzę że kontynuujesz wyjaśnianie pojeć i przywracanie definicji.
    Teraz na widelcu aż dwa: "katolicyzm" i "liberalizm". Trochę jednak za mało tutaj o tym drugim.
    Liberalizm to nie jest samorzutne tworzenie  kólek samopomocy sasiedzkiej, zwiazanych dodatkowo, (lub nie) intensywną pobożnością. 
    Nadal nie wiem co to takiego, tych liberalizmów jest tyle że można się pogubić.

  2. dobrze że główka pracuje
    Widzę że kontynuujesz wyjaśnianie pojeć i przywracanie definicji.
    Teraz na widelcu aż dwa: "katolicyzm" i "liberalizm". Trochę jednak za mało tutaj o tym drugim.
    Liberalizm to nie jest samorzutne tworzenie  kólek samopomocy sasiedzkiej, zwiazanych dodatkowo, (lub nie) intensywną pobożnością. 
    Nadal nie wiem co to takiego, tych liberalizmów jest tyle że można się pogubić.