Reklama

Dla środowisk narodowych i wolnościowych, to zdecydowanie wydarzenie i wiadomość dnia, a może nawet ostatnich kilku tygodni. Kiedy pierwszy raz próbowano uskutecznić taki sojusz, niestety nie wyszło. Ale jak to w znanym powiedzeniu się wykłada: co się odwlecze, to nie uciecze! Do koalicji Partii Wolność, Ruchu Narodowego oraz Piotra "Liroya" Marca, dołączył Grzegorz Braun z zapleczem personalnym stworzonej przez niego organizacji "Pobudka" oraz tzw. "Konfederacji Gietrzwałdzkiej". O tym jak ważne było dołączenie tak barwnej postaci do narodowo-wolnościowej koalicji, mogliśmy się z cicha dowiedzieć ze słów Krzysztofa Bosaka, który kilka tygodni temu w jednym z wywiadów stwierdził, że dołączenie Grzegorza Brauna byłoby, cytuję: "petardą".

Grzegorz Braun, to znany reżyser filmów dokumentalnych. Swoje portfolio wypełnione ma niemal po brzegi produkcjami wręcz genialnymi. Chyba nikt, kto bacznie śledzi życie społeczno-polityczne w naszym kraju, nie może nie znać twórczości filmowej tego wyjątkowego reżysera. "TW Bolek""Towarzysz generał""Eugenika", na stałe zapisały się w historii polskiego dokumentu ostatnich dekad jako jedyne, które potrafiły rozpalać do czerwoności debatę publiczną. Obok nich fantastyczny cykl pt. "Transformacja", a ostatnio także prze wybitny "Luter i rewolucja protestancka", to zdecydowanie ścisła elita z tej branży.

Reklama

Dołączenie do narodowo-wolnościowej koalicji tak barwnej postaci jaką bez wątpienia jest Grzegorz Braun, to dla celów jakie ona sobie zakłada faktycznie istna "petarda", istne "plus tysiąc do skilla". Mając na barykadach tak kwiecistą w mowie postać, której zbitki słowne w sekundę po wypowiedzeniu stają się legendarnymi, na gruncie retorycznym w Parlamencie Europejskim ściągnie na siebie uwagę, "bez kozery powiem" … całego świata. Dotychczas, to Janusz Korwin-Mikke skutecznie budował swoją światową sławę przemowami na salach plenarnych UE. Jednak nie oszukujmy się, JKM w ciężkiej orce, to zaledwie pług. Grzegorz Braun w tej mierze będzie jak ciężki hardkorowy kombajn wjeżdżający z impetem w euro-kołchozowe żyto. Mając na uwadze to, że w instytucji Parlamentu Europejskiego serca i skuteczność zdobywa się za pomocą siły słownego przekazu (vide Nigel Farage i w konsekwencji Brexit), trzeba jasno stwierdzić, że ewentualny sukces budującej się na naszych oczach narodowo-wolnościowej i jak sami siebie określają "pro-polskiej" inicjatywy, może przynieść naprawdę wiele dobrego w walce z unijnym totalitaryzmem, który to totalitaryzm przede wszystkim w umysłach Europejczyków ma zwyczaj odciskać swe zbójeckie piętno.

Reklama