Reklama

Jesteśmy po serii „afer” PiS i aferze Neumana, pierwsze emocje oklapły, próby budowania wyborczej historii na „rzyganiu Tczewem” też nie przyniosły PiS rewelacyjnych wyników. Słowem potwierdziło się to, o czym pisałem wczoraj. Mamy do czynienia z obozami politycznymi skrajnie zantagonizowanymi i nie ma takiej możliwości, aby jakakolwiek afera mogła uruchomić masowy przepływ elektoratu z POKO do PiS i odwrotnie. Wszystkie publicystyczne tezy i dziennikarskie interpretacje można miedzy stare baśnie włożyć, zarówno te o roli Kuchcińskiego, Banasia i „Zniewolonej Emi”, jaki to ostanie potwierdzenie czym jest PO, a jest po prostu mafią.

Istnieją jeszcze tacy teoretycy, którzy roztaczają sensacyjne wizje i straszą ostatnim tygodniem przedwyborczym, bo zapewne jedni i drudzy coś sobie na koniec zostawili. Od dawna jestem przeciwnikiem tej bzdurnej wykładni politycznej. W ostatnim tygodniu można sobie wrzucić coś, co zmieni wynik przy wyrównanej walce łeb w łeb. Przy takiej różnicy jaka jest pomiędzy głównymi partiami, wojna atomowa połączona z plagami egipskimi nie odwróci trendu. Rzecz jasna trochę przesadzam, ale tylko trochę, co wynika z dwóch najważniejszych wskaźników. Po pierwsze „jakość” POKO odrzuca wszystkich poza fanatycznymi wyznawcami i otumanionymi nienawiścią do PiS, dla „normalsów” POKO jest niestrawne. Po drugie PiS się broni wynikami i to ludzie widzą, co oznacza, że „nawet jeśli kradną, to dzielą się z ludźmi”.

Reklama

W takim bardzo dużym i brutalnym skrócie da się opisać aktualny stan rzeczy i szkoda sobie zawracać głowę płomiennymi opowieściami, jak to nic jeszcze nie jest przesądzone. Wszystko jest przesądzone, poza jednym. Głównym czynnikiem napędzającym wynik wyborczy będzie frekwencja, która rzeczywiście jest w stanie wszystko wywrócić do góry nogami. Stara legenda obowiązująca przez lata głosi, że PiS na frekwencji traci. Pierwszy raz zniosłem ten mit przy wyborach prezydenckich w 2015 roku, wielu komentatorów od lewa do prawa pisało wówczas, że duża frekwencja w II turze da zwycięstwo Komorowskiemu, a ja się uparłem, że będzie odwrotnie. Potem mieliśmy wybory samorządowe i europejskie z rekordowymi frekwencjami i rekordowym wynikiem PiS. W zaistniałych okolicznościach przyrody, oświadczam co następuje.

PiS wybory wygrał, wynik powyżej 40% jest pewny, cała reszta zależy od wyborców, w tym miejscu można się pośmiać z mojej „błyskotliwości”, ale tylko do czasu, gdy padnie słowo: „liczba”. Jeśli liczba głosujących będzie oscylować na granicy 50%, co jest mało prawdopodobne, to wynik PiS będzie oscylował na poziomie 40%. Frekwencja bliższa 60%, czyli ta dość prawdopodobna, oznacza najmniej 45% dla PiS. A rekord frekwencyjny powyżej 60%, znów mało realny, choć nie fikcyjny, to zysk PiS w okolicach 50%. Na tym etapie wszystko zależy od liczby głosujących i pisząc o wszystkim ma na myśli nie tylko słupki głównych partii, ale los trzech pomniejszych koalicji.

Lewica, Kukizo-ZSL i Konfederacja, z zachowaniem proporcji, są bardzo wrażliwe na frekwencję. Praktycznie nie do ruszenia jest Lewica, oni w sejmie znajdą się na pewno, ale marzenia o „mijance”, czyli wyprzedzeniu POKO, co samo w sobie jest fikcją, zmienią się wraz z… liczbą wyborców. Na granicy progu wyborczego znajduje się Kukizo-ZSL, dla nich 55% może okazać się zabójcze. Konfederacji pozostaje liczyć na wielki cud, a tym byłaby frekwencja zbliżona do wyborów europejskich 44%, jednak i to oznacza słupek na poziomie 4-5%. I na koniec trzeba wskazać na największą moc frekwencji. W najlepszym dla PiS układzie w sejmie znajdą się trzy ugrupowania: PiS, POKO i Lewica. W mniej korzystnym dojdzie Kukizo-PSL, ale szybciej jako koło, niż klub poselski. Podsumowując! Największą aferą jest frekwencja, cała reszta to mieszanie herbaty bez dosypywania cukru.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Rzeczywiście wygląda na to że

    Rzeczywiście wygląda na to że frekwencja będzie kluczowa. Elektorat POKO nie jest w stanie pokonać dysonansu poznawczego, czyli zachowuje się jak sekta, której członków nikt i nic nie jest w stanie przekonać. Sekty zwykle mają stałą ilość członków. Wieksza frekwencja rozwodni ich udział wśród głosujących. Dla mniejszych partii większa frekwencja oznacza podniesienie progu wyborczego, jeżeli idzie o ilość oddanych na nich głosów. Oznacza to że przy masowym udziale w wyborach, Konfederacja i PSL mogą nie dostać się do Sejmu, co automatycznie powiększa ilość mandatów dla PiS. Dlatego jedyną wygrywającą taktyką opozycji jest zniechęcenie zwykłych ludzi do udziału w wyborach, co czynią wstawiając różne Jachiry na listy, by potencjalni wyborcy byli przekonani że Sejm to cyrk i nie warto ruszyć się z domu by zagłosować.

  2. Rzeczywiście wygląda na to że

    Rzeczywiście wygląda na to że frekwencja będzie kluczowa. Elektorat POKO nie jest w stanie pokonać dysonansu poznawczego, czyli zachowuje się jak sekta, której członków nikt i nic nie jest w stanie przekonać. Sekty zwykle mają stałą ilość członków. Wieksza frekwencja rozwodni ich udział wśród głosujących. Dla mniejszych partii większa frekwencja oznacza podniesienie progu wyborczego, jeżeli idzie o ilość oddanych na nich głosów. Oznacza to że przy masowym udziale w wyborach, Konfederacja i PSL mogą nie dostać się do Sejmu, co automatycznie powiększa ilość mandatów dla PiS. Dlatego jedyną wygrywającą taktyką opozycji jest zniechęcenie zwykłych ludzi do udziału w wyborach, co czynią wstawiając różne Jachiry na listy, by potencjalni wyborcy byli przekonani że Sejm to cyrk i nie warto ruszyć się z domu by zagłosować.