Reklama

Do napisania tekstu, zainspirowała mnie dyskusja pod innym wpisem, gdzie pojawiły się wątki PRL-u, a szczególnie jeden z jej filarów – cena butelki wódki.


Do napisania tekstu, zainspirowała mnie dyskusja pod innym wpisem, gdzie pojawiły się wątki PRL-u, a szczególnie jeden z jej filarów – cena butelki wódki.

Reklama

Moja opowieść,oparta jak to się mawia w komisjach śledczych, o “prawdę materialną”, obejmuje 3 zasadnicze obszary:

1. Dyskryminacja klasowa
2. Wkład szeroko rozumianej Straży Pożarnej w podtrzymywaniu morale społeczeństwa
3. Spektakularne ustawienie priorytetów w gospodarowaniu budżetem przez głównego bohatera opowieści

1. Czy wiecie co to Studencki Hufiec Pracy ? Autor tekstu miał autentyczną przyjemność w tym projekcie uczestniczyć (połowa lat 80-tych), świadcząc przez rok niskopłatną pracę na rzecz Uniwersytetu Warszawskiego. SHP było reakcją obronną Uniwersytetu wobec narzuconych reguł rekrutacji, preferujących osoby pochodzenia robotniczego i chłopskiego. Np, na Wydziale Psychologii UW na 30 miejsc, ubiegało się 300 kandydatów. Wprowadzono zasadę, że w pierwszej kolejności na studia przyjmowane są Wszystkie osoby o w/w pochodzeniu, które zdały egzaminy. Jak coś zostanie, to przyjmujemy najlepszych “inteligentów”. Istotnie, kilku się zdołało załapać.

Poza burtą zostało wielu mądrych i zdolnych ludzi (np. jak autor :), czy też jego partnerka życiowa, przy której potencjale intelektualnym, autor czuje się jak ameba:)). No i Uniwersytet wpadł na genialny pomysł, by osoby te “uszlachetnić” przez pracę, otwierając boczną furtkę do elitarnej (chociaż już egalitarnej:)) edukacji. Stąd też SHP, gdzie przez rok pracę łączyło sie ze studiami (wybrane elementy z pierwszego roku).

2. Autor dzięki SHP poznał wiele tajników Uniwersytetu “od kuchni”. Praca ta dostarczała mu wiele satysfakcji i zabawy, choć “pierwszy przydział” był dramatyczny. Tzw. “komando”, czyli grupa porządkowa – robota od 7 do 15 tej, zero luzu, zamiatanie, odśnieżanie, noszenie starych mebli, itp. Już po kilku dniach jasne było, że trzeba to jakoś rozegrać. Najłatwiej poprzez uzyskanie przeciwskazań lekarskich do tego typu pracy. Autor skorzystał z faktu, że miał przyjemność ukończyć szkołę morską (średnią) i trafnie zaargumentował, że dlatego na statkach nie pływa, bo mu świeże powietrze szkodzi. Tak więc praca fizyczna jak najbardziej, ale …w pomieszczeniu. Lekarka przychyliła sie do tej sugestii.

Skierowano mnie do pracy w magazynie Wydawnictwa Uniwersytetu, do pomocy dwóm przemiłym Paniom. Już przywitanie było wielce “obiecujace”, gdyż na pytanie o której mam sie stawić następnego dnia do pracy (rozmowa odbywała się po południu, zaraz po wizycie lekarskiej), po mojej nieśmiałej sugestii 8:00 (pamiętacie, że poprzednio było to o 7-mej).usłyszałem :
“o ósemej to ja śpię, wstaję o dziewiątej a mieszkam w Wołominie (30 km od W-wy), więc przyjdź na 10:30” . Cudownie, nieprawdaż ?

W czasie pracy w w/w miejscu, poznałem “Strażaka”. Pełnił on funkcję Inspektora PPoż na Uniwersytecie i jak się okazało rzeczywiście zajmował się gaszeniem. Oczywiście nie pożarów, lecz ludzkich pragnień 🙂 Prowadził on regularną melinę “na telefon”. Gdyby w tym czasie prowadzono billingi rozmów, toby się pewnie okazało, że jego telefon był bardziej “popularny” od telefonu rektora 🙂

Zamówienie miało krótką formę:
“Cześć Strażak, Waldek mówi – dwie !!”
Nic dziwnego, produkt był absulutnie wystandaryzowany – pół litra “Żytniej” z Pewexu.
Obrót był bezgotówkowy, rozliczenie “zeszytu” następowało na koniec miesiąca po wypłacie.
Lecz był pewien wyjątek i o tym w części trzeciej.

3. W zamówieniach przodowała jednostka organizacyjna pod nazwą ZKiN – Zakład Konserwacji i Napraw. Malarze, elektrycy, hydraulicy – słowem “sól ziemii”. W Zakładzie tym swe “praktyki” w ramach SHP, odbywał mój serdeczny kolega. I on jest właśnie źródłem informacji o pewnym jakże szlachetnym, lecz niestandardowym zachowaniu jednego z fachowców.
Mianowicie udało mu się zarobić parę groszy na boku – zrobił fuchę, kładąc instalację w domku jednorodzinnym i zarobił ok. 70 000 zł (jedna “porządkująca” uwaga – butelka u Strażaka, kosztowała jakieś 1000 zł).
Następnie udał się z całą w/w kwotą do naszego eksperta ppoż, mówiąc :

“Masz tu Strażak trochę kasy. Będziesz mi we flaszkach wypłacał. Bo jeszcze na jakieś głupoty wydam !!”

Czapki z głów !!!

Reklama

9 KOMENTARZE