Reklama

Zbliża się 39 rocznica najdłuższego i największego strajku w Polsce, a nawet w Europie, mam na myśli okupacyjny strajk studencki w Łodzi (i dalej w Polsce) ze stycznia i lutego 1981 r. Spójrzmy na sytuację w jakiej znalazło się środowisko studenckie tuż przed strajkiem. Kiedy latem 1980 roku wybuchły strajki w zakładach pracy, aby następnie rozlać się po całej Polsce, środowisko studenckie w swojej masie smacznie spało. W PRL-u funkcjonowało wtedy 91 wyższych uczelni zapełnionych rzeszą ok. 450,000 studentów.

  https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn%3AANd9GcSvv0IXsRGhnuy6UsfAT6ESCYzkcFQOq5nsrapIJooMsPdpJhaq 

Reklama

Autonomia uczelni jaką cieszyło się środowisko studenckie po odwilży w 1956 r. została zdławiona w wyniku wypadków marcowych 1968 r. Na uczelni królował rektor, który wdrażał zarządzenia ministra Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, studenci wpadali w tę maszynkę produkującą magistrów i przy dobrych wiatrach wypadali z niej po 4-ch latach. Tym ministrem od 1978 r. był były rektor Uniwersytetu Łódzkiego, prof. Janusz Górski, oczywiście człowiek PZPR, ale nie twardogłowy.

 

Na wyższych uczelniach od 1973 r. pod przewodnią opieką PZPR działał Socjalistyczny Związek Studentów Polskich (SZSP) skupiający w Łodzi ok. 70% wszystkich studentów, mocno zbiurokratyzowany będący pasem transmisyjnym dla przyszłych społecznych  “elit”. Do samej PZPR należało ok. 4,5% łódzkich studentów. Łódź była szóstym co do wielkości ośrodkiem studenckim w Polsce skupiającym w siedmiu uczelniach ok. 31,000 studentów.

 

Z boku tego nurtu kwitło życie w duszpasterstwach akademickich, klubach studenckich oraz w wąskim wymiarze w organizacjach opozycyjnych takich jak Ruch Młodej Polski, KOR, KPN, ROPCIO, Ruch Wolnych Demokratów, czy Studenckie Komitety Solidarności. Okazjonalnie wpadały nam w ręce egzemplarze “Opinii” (ROPCIO, u nas miał dostęp Karol Kozłowski , od swojego brata Łukasza), “Pulsu” (KOR, Józef Śreniowski, Tomasz Filipczak, Witold Sułkowski), czy “Bratniaka” (RMP, Jacek Bartyzel i studenci z Wybrzeża), czy “Aspektu” (RWD, mec. Karol Głogowski)…

 

Oczywiście wybuch strajków w roku 1980 i umacnianie się NSZZ “Solidarności” zmieniło sytuację w środowisku studenckim, powstające (i korzystające z poparcia Solidarności) Niezależne Zrzeszenie Studentów jeszcze przed naszym strajkiem skupiało ok. 10- 20% studentów, natomiast szeregi SZSP gwałtownie stopniały do ok. 20-30% studentów. Trzeba przyznać, że samo powstanie NZS i spełnianie konkurencyjnej roli wobec SZSP pomogło tej ostatniej  zradykalizować się i lepiej reprezentować oczekiwania i potrzeby lewicowej części studenckiego środowiska. Wyrazem tego było plenum ZG SZSP w Uniejowie w październiku 1980 r., które postawiło m.in. sprawę dostępu studentów do paszportów, wyższych stypendiów i reformy służby wojskowej dla studentów.

 

NZS podobnie jak pracownicza Solidarność, przyjął na siebie obowiązek walki z systemem komunistycznym w celu wprowadzenia demokratycznych zasad, tak na uczelni jak i w szerzej widzianym porządku społecznym. Już 28 IX 1980 r. w mieszkaniu rzecznika RMP Jacka Bartyzela powołano Międzyuczelniany Komitet Założycielski NZS Łodzi. W grudniu w szkole filmowej miał miejsce strajk  (“solidarne czekanie”, wybory nowego rektora), powoli temperatura nastrojów zaczęła się podnosić…

 

SZSP szybko traciła wpływy wśród łódzkich studentów, prawie zanikła w szkole plastycznej i filmowej, wyjątkiem była Akademia Medyczna, gdzie obydwie organizacje NZS i SZSP  pracowały wspólnie i razem powołały studencki samorząd .

 

Siedziba uczelnianego NZS UŁ mieściła się na wydziale Prawa i Administracji, gdzie organizacja była najsilniejsza, 23 XII 1980 r. NZS wsparty przez uczelnianą Solidarność (dr Jerzy Kropiwnicki) wystąpiła do rektora UŁ o zniesienie egzaminu z PNP (Podstawy Nauk Politycznych), jednak prorektor d/s studenckich T. Krzemiński zbył ten wniosek milczeniem.

 

6 stycznia 1981 na Prawie i Administracji odbył się wiec, na którym zdecydowano o “Solidarnym Czekaniu”. Tak więc od godz. 17.00, po zajęciach rozpoczynała się akcja strajku okupacyjnego budynku, którą kierował 20 osobowy Studencki Komitet Jedności  -SKJ (NZS, SZSP i niezrzeszeni). Strajkujących wsparli pracownicy naukowi pomagając w redagowaniu postulatów. Domagano się zniesienia egzaminu z Podstaw Nauk Politycznych, zniesienia cenzury, zniesienia szkolenia wojskowego dla studentek i ograniczenia do 3 m-cy dla studentów, przedłużenia studiów do 5 lat, udziału studentów w senacie uczelni (⅓ składu), zniesienia praktyk robotniczych dla studentów 1-go roku, dostępu do paszportów, dostępu do niedostępnych prohibitów, zamknięcia dostępu SB do uczelni, swobodnego wyboru tematów prac magisterskich itp…

 

7-go stycznia rektor prof. Romuald Skowroński i prorektor doc. Tadeusz Krzemiński przybyli na negocjacje, w których dominowali pracownicy naukowi jako doradcy studentów. Negocjacje przyniosły rozczarowanie i wykazały brak przygotowania studentów. Ogłoszono przeniesienie rozmów na sobotę 10 stycznia, do budynku Filologii, ul. T. Kościuszki 65, tym razem już bez pośredników.

 

Strajkujący nie chcąc korzystać z doradców zależnych od rektora zaczęli szukać ich na zewnątrz, zostali nimi dwaj prawnicy powiązani z opozycją: mec. Karol Głogowski (z którym później nasza grupa utrzymywała bliski kontakt) i Tadeusz Grabowski, pomagał również mgr Rafał Kasprzyk (późniejszy kolega z ZK Łowicz). Rada Uczelniana SZSP, która potępiła decyzję o Solidarnym Czekaniu na Prawie i Administracji spotkała się z krytyką swoich strajkujących członków (!).

 

Kolejne wydziały pracowały nad listami swoich postulatów, które przesyłano na Filologię gdzie pracowała Międzywydziałowa Komisja Studencka, w której NZS miał ok ⅔ składu.  MKS liczyła ok. 30 osób, z dużych wydziałów po 5 osób, z mniejszych po 3. Z ramienia NZS rej wodził Wojtek Walczak (psychologia, mój późniejszy kolega z celi w ZK Kwidzyn), z SZSP Kazimierz Olejnik (z prawa, od 1980 r. czł. PZPR, późniejszy z-ca Prokuratora Generalnego w latach 2003-06). Wyłoniono 8 osobową grupę negocjującą.

 

Na UŁ, studenci okupowali aż 9 budynków koordynowanych przez SKJ UŁ (31 osób: 20 NZS, 7 SZSP, 4 niezrzeszone). Na UŁ w 9 komitetach strajkowych, w trzech dominował NZS, w dwóch SZSP, w reszcie po równo. MKP  liczyła 11 członków: 6 z NZS, 3 niezrzeszone i 2 SZSP. Łączność i codzienne konsultacje odbywały się za pośrednictwem komisarzy strajkowych mających dostęp do wszystkich strajkujących gmachów. Mieli oni prawo zwoływania wieców, a nawet odwoływania wydziałowych przedstawicieli w MKP, która współpracowała z Uczelnianym Komitetem Strajkowym UŁ (8 osób: 7 NZS i 1 niezrzeszona).

 

Jak ta studencka gorączka rozwijała się w moim macierzystym Instytucie Historii UŁ? Z ocalałych materiałów, które posiadam mogę przywołać dokument zatytułowany “Komunikat”, który podaje:

“Na zebraniu  w IH w dniu 10.01.1981 r. o godz. 14.00 przybyli studenci tego kierunku wyłonili spośród siebie KOMITET SOLIDARNEGO CZEKANIA w składzie: 1. Andrzej Martula, 2. Karol Kozłowski, 3. Andrzej Plesiak, 4. Władysław Dymitruk, 5. Jacek Matysiak, 6. Piotr Siczek, 7. Zbyszek Natkański. Oraz jako przedstawiciele innych kierunków Wydziału Filozoficzno – Historycznego: Dariusz Rządziński-pedagogika, Andrzej Oborzyński – filozofia. Sekretarz – Krzysztof Tarczyński”.

Dalej jest informacja o wyłonieniu sekcji z podaniem ich składów, były to sekcje: porządkowa (10 osób, sami mężczyźni), sekcja propagandy (6 osób, 5 studentów, jedna studentka), sekcja aprowizacji (8 osób, skład żeński), oraz finanse: Małgorzata Kajdos.

 

Z powyższego wynika, że na Wydziale H-F byliśmy organizacyjnie przygotowani na strajk okupacyjny już 10 stycznia. Szefem strajkujących wybraliśmy naszego kolegę z roku Karola Kozłowskiego (do niedawna dyrektor szkoły chyba w Zelowie, k/Bełchatowa). Naszym reprezentantem do rozmów z władzami na Filologii został inny kolega z roku Darek Matysiak, ponieważ wygrał w losowaniu. Darka, który potrafił robić dobre wrażenie, dobrze poznałem wcześniej, kiedy z powodu “ładnego” nazwiska powierzyłem mu opiekę nad naszym kabaretem w studenckim klubie “Zaścianek” w VII DS-ie, którym kierowałem. Przypomina mi się, również strajkujący z naszego roku mocno lewicujący Sławek Broniarz, dzisiejszy boss ZNP…

 

Następny “KOMUNIKAT KSC IH UŁ” informuje, że:

“w dniu 11.01.1981 r. o godz. 12.00 została rozpoczęta w IH UŁ akcja solidarnego czekania, dla poparcia akcji innych wydziałów i w związku z mającymi się odbyć rozmowami z władzami uczelni”. Dalej w komunikacie zawarta jest informacja o przerwaniu protestu 12 stycznia “w następstwie podpisania częściowego porozumienia i określenia trybu przyjęcia pozostałych postulatów/przyjazdu komisji z Warszawy w dn. 20.01.1981 r.” I dalej: “W następstwie nie podpisania części postulatów KSC IH UŁ będzie funkcjonował do czasu przyjęcia wszystkich postulatów studentów UŁ i IH. Za KSC IH UŁ: A. Martula, K. Kozłowski, J. Matysiak i Z. Natkański. Łódź, dn.13.01.1981 r.”

 

Powróćmy jednak do szerszej perspektywy, w sobotę 10 stycznia o godz. 12.00 na Filologii rozpoczęły się rozmowy między władzami UŁ, a reprezentacją studentów. Rozmowy miały dotyczyć aż 56 postulatów, jednak skupiono się głównie na postulatach dotyczących autonomii uczelni jako, że rektor nie miał uprawnień do prowadzenia negocjacji postulatów ogólnospołecznych. Na zakończenie rozmów rankiem 11 stycznia Wojtek Walczak zapowiedział, że studenci będą czekać do 20 stycznia na bardziej kompetentną delegację z ministerstwa. Strony podpisały komunikat dotyczący negocjowanych postulatów. Na wydziałach, na których jeszcze nie strajkowano powstawały Komitety “Gotowości Protestacyjnej”.

 

12 stycznia na rozmowy z ministrem J. Górskim pojechała studencka delegacja: W. Walczak, D. Matysiak, Z. Żołnierczyk i M. Malisiewicz. Komisje problemowe formułowały nasze postulaty, które 15 stycznia dostarczyli ministrowi w Warszawie R. Krauze, M. Sobieszczański i M. Perliński.

 

Wreszcie 21 stycznia do Łodzi przyjechała delegacja z wiceministrem prof. Stanisławem Czajką. Na negocjacyjny stół wróciły wcześniejsze postulaty, w Prezydium SKJ: W. Walczak, M. Perliński, P. Gniazdowski. Sprawami informacji kierowało Centralne Biuro Prasowe, Grzegorz Grabowski i Marzena Rybicka, które wydawało komunikaty z prowadzonych negocjacji, roznoszone przez kurierów, łączników (również nagrania audio i video) na strajkujące wydziały. Na strajk przybył też OKZ NZS z Jackiem Czaputowiczem, Piotrem Bikontem i Małgorzatą Drewiczewską. Rozmowy rozbiły się jednak o brak zgody Czajki na możliwość wyboru obcego języka, czyli chodziło o pozycję języka rosyjskiego, prawo do strajku i warunki rejestracji NZS. Wojtek Walczak i Wiesiek Urbański (vice szef KU NZS UŁ) ogłosili okupacyjny strajk.

 

Na osiedlu studenckim pracujące radio KIKS (w którym działali m.in. Mirek Kuliś, Marek Palczewski, Robert Luft) podawało informacje o załamaniu się rozmów jak również o strajku okupacyjnym. Trzeba przyznać, że krytyka postawy ministerstwa była powszechna, krytykę przypuściła Solidarność, UK SD UŁ, a nawet KU PZPR!  O uzgodnionym czasie zameldowaliśmy się ze śpiworami, książkami, przyborami do osobistej higieny i posiadanymi zapasami żywności w Instytucie Historii, który (żeby było śmieszniej) mieścił się przy ul. Mariana Buczka 27A (dziś Harcmistrza Aleksandra Kamińskiego).

 

Oczywiście atmosfera na strajku była niezwykła, coś jakby skrzyżowanie towarzyskiego pikniku, festiwalu z uczestnictwem w pielgrzymce kościelnej. Pełną parą zaczęły funkcjonować służby porządkowe, straż strajkowa, służby żywieniowe, informacyjne, a nawet medyczne, które składały się z studentów Akademii Medycznej i lekarzy  z “S”.

 

Będę szczery i przyznam, że jeśli ktoś obudziłby mnie w środku nocy i zapytał co tak naprawdę nieprzyjemnego najbardziej wryło mi się w pamięć i podświadomość z tego strajku, to musiałby powiedzieć: paniczna reakcja delikatnych obszarów ciała na akt mycia się w lodowatej styczniowej wodzie, bo był czas, kiedy  ciepłą nam odcięli. Tego nigdy nie zapomnę… 

 

Strajkującym najbardziej we znaki dawała się straż strajkowa, nasza rodzima SB, tzw. bramkarze, czy “powstańcy”, gwardia. Romantycznie mówiąc na strajku byli panami życia i śmierci, u nas  na ich czele stał M. Bonusiak. To w ich posiadaniu były listy strajkujących i tych co mieli prawo do wychodzenia i wychodzenia. To oni regulowali przypływy i odpływy strajkujących udających się na przepustki kontrolując wszelaki ruch z zewnątrz, w tym wizyty łączników, dziennikarzy, kurierów, gości, w tym np. rodziców i bliskich strajkujących studentów, czy pracowników naukowych. Niestety gasili nawet nam światła!   

 

Generalnie przepustki wydawane były przez komitety strajkowe i uczelniane KS, w obrębie budynku takie przepustki mogli również wydawać szefowie gwardii. W czasie kryzysów i przesileń przepustek nie wydawano. Na Historii były przepustki rotacyjne, jedna dla 3-5 osób, ludzie potrzebowali je aby się uczciwie wykąpać, odespać, odwiedzić rodzinę. Zwyczajowo na przepustki wypuszczano nie więcej niż 20% stanu strajkujących.

 

Straże stały nie tylko przy drzwiach budynku, ale jak pamiętam już w bramie ogrodzenia. Gwardia bywała okrutna, nieugięta i nieprzekupna. Obowiązywał całkowity zakaz spożywania i posiadania alkoholu. Kolega, który wrócił z przepustki ze swoich urodzin, czy imienin, chciał wnieść “odrobinę” wódki dla kolegów. Niestety został przez gwardię zrewidowany i z żalem patrzył jak jego koledzy z roku wylewają  drogocenną ciecz z “piersiówki” na zwały śniegu…

 

Straże spełniały również funkcje informacyjne. Kierowały odwiedzających, czy też darczyńców przynoszących nam żywność, papier toaletowy, a nawet gotówkę!  Niezbędne do strajkowego życia dobra dostarczały osoby prywatne, "Solidarność" z zakładów pracy, czasem przybywali okoliczni patriotycznie nastawieni rolnicy, a nawet zakonnice z gorącą zupą!  Niektórzy ludzie przychodzili pogadać. Pamiętam w późniejszym okresie strajku do naszej redakcji dostarczył bardzo patriotycznie wzniosły list jeszcze przedwojenny nauczyciel historii, mam go gdzieś w archiwum. Również za napisanie "patriotycznego"  artykułu chyba o zbrodni katyńskiej w dowód wdzięczności jakiś łódzki odlewnik wręczył mi odlane przez siebie popiersie marsz. Józefa Piłsudskiego, które mam ciągle jeszcze w swojej bibliotece w Kalifornii.

 

Jak wyglądał strajk od wewnątrz? Brać studencka była ożywiona przekonaniem, że uczestniczy w czymś specjalnym, czymś co jest ważne tu i teraz i będzie ważne w przyszłości. Co więcej, uważaliśmy, że to jest nasz wkład w szerszy pejzaż budowanej przez "Solidarność"  nowej Rzeczypospolitej. Nasza działka, satysfakcja i nadzieja. Sytuacja zmieniła się o tyle, że dotąd mieliśmy sporadyczne spotkania na zajęciach i w poszczególnych grupach na ćwiczeniach, teraz obcowaliśmy ze sobą całodziennie w zupełnie innej sytuacji. Więc bladły stare gwiazdy, rodziły się nowe.  Oczywiście był bałagan, improwizacja, ciągłe dyskusje, pokorne wsłuchiwanie się w nagrania z rozmów, roztrząsanie wypowiedzi i akcentów, spory, życie w grupach towarzyskich i wspólne oglądanie dotąd nieosiągalnych filmów…

 

Strajk był również swoistym festiwalem z łakociami, muzycznie utalentowani śpiewali do dźwięków gitary popularne piosenki, inni próbowali szczęścia w oswajaniu co wdzięczniejszych i piękniejszych studentek, jeszcze inni w zaciszu wkuwali podręczniki do zbliżającej się sesji egzaminacyjnej. Co kilka godzin wpadał kolejny łącznik z kolejnym komunikatem, wszyscy porzucaliśmy dotychczasowe zajęcia i zamieniliśmy się w słuch. Dziewczyny przyrządzały przepyszne kanapki, oczywiście obdarowanie powłóczystym, pełnym uwielbienia uśmiechem z dodaniem kilku słodkich komentarzy zapewniało dodatkowe pyszności…

 

Ale wróćmy do sytuacji ogólnej, w ciągu 3 dni liczba strajkujących łódzkich studentów sięgnęła 3,150!  23 stycznia Ogólnopolski Komitet Założycielski (OKZ) NZS wezwał swoich członków w kraju do informacyjnego wspomagania i przystąpienia do strajku. Studencki Komitet Jedności i Międzyuczelniana Komisja Porozumiewawcza ostro ruszyły do pracy, przygotowano 40 postulatów, z czego 15 ogólnospołecznych. Postulaty dotyczyły jak już wyżej wspomniałem autonomii uczelni oraz ograniczenia cenzury, zaprzestania represji z powodów politycznych i przywrócenie wyrzuconych z pracy nauczycieli, rejestracja NZS etc…

 

25 stycznia wystąpił kryzys, do Łodzi przybył OKZ NZS (Bikont (później kolega z więzienia), Cieśla, Osiński, Bogaczyk, Kozłowska) i poddał ostrej krytyce dotychczasowy układ sił kierownictwa strajku przypuszczając totalną krytykę na SZSP. Padły określenia “koń trojański”, “Front Jedności Narodu” itp. Doszło do tego, że OKZ zagroził czarną propagandą i odebraniem poparcia dla strajkujących. Celem tych ataków było również wysunięcie na pierwszy plan postulatów ogólnospołecznych. Niewątpliwie OKZ miał również wielki apetyt na przejęcie kierownictwa całym strajkiem.

 

Na poszczególnych wydziałach SKJ zarządziła wiece na których strajkujący studenci potwierdzili, że na pierwszym miejscu stoi autonomia uczelni, strajkujący jednocześnie uznali wagę postulatów ogólnospołecznych. W ferworze sporów ZU NZS UŁ (W. Walczak, W. Urbański, J. Kozieł, T. Mysłek, J. Michaluk- późniejszy mój kolega z ZK Łowicz i ZK Kwidzyn) ostro potępił destrukcyjne działania spadochroniarzy z OKZ. W nocy doszło do prewencyjnego aresztowania niedoszłych “zamachowców” z OKZ przez szefa służb porządkowych strajku Wojtka Dyniaka (później kolega z ZK Łowicz i Kwidzyń), który odciął ich od kontaktów ze światem zewnętrznym. “Stan wyjątkowy” zakończył się następnego dnia, okazało się, że jeden z “internowanych” (Leszek Pieniężny), zdołał uciec przez okno, po dachu na wolność i dotarł do  siedziby Zarządu Regionalnego "Solidarności" w Łodzi. Sytuację załagodził cieszący się autorytetem Benedykt Czuma (ROPCIO).

 

Powstały bałagan i kryzys zaufania postanowiła wykorzystać SZSP, przystępując do ataku na OKZ NZS. W konsekwencji kiedy kurz opadł, z SKJ usunięto K. Olejnika, którego następnie z ramienia SZSP zastąpił Rysiek Podladowski (znany mi z II DS-u, członek KPN-u), zaś na jego miejsce w MKP wysunięto W. Potocznego z NZS. W skład SKJ wchodziło 31 osób: 21 z NZS, 6 z SZSP i 4 niezrzeszonych. W dodatku siejąc popłoch rektor R. Skowroński ogłosił rozpoczęcie zimowej sesji egzaminacyjnej już 26 stycznia!  Po prośbach i groźbach rozszerzenia strajku, rektor odroczył termin do zakończenia strajku. Ogólnie biorąc podobnie jak i na innych strajkujących wydziałach mieliśmy dobre, a nawet serdeczne stosunki z nasza kadra naukową, co podobno nie podobało się ministerstwu…

 

Na naszym wydziale Filozoficzno-Historycznym  również były gorące chwile, wieczorem 27 stycznia  na wiecu (ktoś porównał atmosferę do sejmików szlacheckich) poparliśmy postulaty ogólnospołeczne i uchwaliliśmy wotum nieufności dla Marka Malisiewicza, tym samym odwołując go z SKJ. Związany z PAX-em Malisiewicz, który był jednym z założycieli NZS i w SKJ reprezentował skrzydło umiarkowane, zbytnio zbliżył się do stanowiska SZSP, dlatego utracił nasz mandat zaufania.

 

28 stycznia Komitet Wykonawczy Rady Naczelnej SZSP otwarcie wystąpił z poparciem strajku (nawet przedtem spornych postulatów ogólnospołecznych), w sumie popierał nas cały kraj! W samej akademickiej Łodzi w 5-ciu uczelniach strajkowało już ok. 10 000 studentów!

 

Wreszcie 29 stycznia do strajkujących studentów z wielkim szumem i pompą przybyła z Warszawy delegacja na czele której stał były łódzki profesor i rektor UŁ, minister NSWiT prof. Janusz Górski. Negocjacje w barwnym stylu trwały do 31 I minister, który operował bardzo kwiecistym, bez mała “gazdowym”  językiem stał się tematem setek dowcipów, komentarzy, plakatów, satyr, wierszy i piosenek. W rozmowach nastąpił impas głównie z powodu statusu języka imperialnego, czyli rosyjskiego i służby wojskowej. Górski poprosił o zawieszenie strajku, na co nie uzyskał zgody. Ogłoszono, że II tura rozmów rozpocznie się 3 lutego…

 

Przypominam sobie pewien epizod z życia strajkowego. Otóż nasza silna grupa (Karol Kozłowski, Marek Goździkowski (“Kojak”), Zbyszek Natkański (“Prezydent”), Andrzej Martula i ja) po krótkiej nocy schodziła na dół po schodach, pewnie jeszcze “niedomyci”, potargani i hałaśliwi raptem stanęliśmy jak wryci, porażeni niecodziennym widokiem nie z tej ziemi. Na dole klatki schodowej otworzyły się drzwi i stanął w nich uśmiechnięty  facet w średnim wieku nienagannie ubrany w czarny garnitur, śnieżnobiałą koszulę ze sporego rozmiaru muszką w grochy, w lśniących czarnych lakierkach. Przez kilka sekund zamarliśmy w absolutnej ciszy, z niedowierzaniem, mrużąc oczy czy nie śnimy, mężczyzna uśmiechnął się i z zadowoleniem ruszył ku nam w górę. Za chwilę jednak porażony histeryczną salwą trudnego do opanowania śmiechu, biedny padł potknąwszy się na pierwszym schodku. A my wprost rycząc pokładaliśmy się, nie mogąc poradzić sobie z współistnieniem ze sobą tych dwu tak diametralnie różnych światów. Naszego i tegoż eleganckiego gościa, który podniósł się, otrzepał  i zrezygnowany cicho zamknął drzwi zostawiając nas w naszym rewolucyjnym świecie studenckiego strajku. To było nasze pierwsze spotkanie z Januszem Korwin-Mikke…

 

Oczywiście, że tak długi strajk groził nudą. Byłem przez koleżanki i kolegów trochę rozpieszczany, na ścianach instytutu na obszernych arkuszach papieru dziewczyny wypisywały i wieszały aforyzmy mędrców, jak i moje fraszki, które z nudów pisywałem. Chyba 28 stycznia nasz kolega z roku, szalony zgrywus o niepospolitym poczuciu humoru, Andrzej Martula (niestety już ś. p), przyniósł jakąś gazetkę strajkową z jednego ze strajkujących wydziałów. Naturalnie rozpoczął próbę agitowania w celu stworzenia podobnej, ale lepszej gazetki na naszym wydziale. Widząc, że nie ma z nami wielkich szans (chcieliśmy czytać, mieć spokój), sam wyprodukował satyryczne prowokacyjne pisemko w kilku egzemplarzach, chyba pod nazwą “Mały Kolaborant”. Był śmiech, krytyczne uwagi i sugestie i tak powoli daliśmy się namówić na stworzenie strajkowej gazetki, którą ochrzciliśmy (po konkursie) imieniem “NOWSZE DROGI”. Nazwa nawiązywała do organu wewnętrznego biuletynu KC PZPR “Nowe Drogi” i tytuł rozpościerał się na leżącym poziomo znaku dolara przeciętego dwiema drogami w lepszą przyszłość. Pamiętam jeden z pierwszych podtytułów: "Zabrania się zabraniać" (zapachniało francuską rewoltą studencką z 1968 r)…

 

29 stycznia wypuściliśmy pierwszy 10 stronicowy numer, a w nim komentarze, materiały strajkowe i moje fraszki z grafiką Bolka Samiec-Domińskiego. Blisko 40% numeru zajmował “Prowokator” zupełnie niezależny dodatek Martuli. Czego tam w nim nie było!  Od totalnej krytyki strajku (z pozycji komunistycznych!) przez ideologicznie zatroskanych i oburzonych obywateli Łodzi, przez złośliwe informacje i ogłoszenia, niektóre antysowieckie: “Agencja TASS otrzymała światowy znak jakości “Q”. Należy pamiętać, aby nazwę tego znaku stawiać zawsze przed nazwą agencji…”. Jako redaktor naczelny pozwalałem mu na wszystko, ceniłem jego głęboki sarkazm, trącający wizjonerstwem, jednocześnie skomponowany w absurdalnym stylu. 

 

Głównym motywem “Prowokatora” w każdym z dziesięciu strajkowych numerów "Nowszych Dróg" była relacja z burzliwej działalności rzekomo powołanego przez Martulę KPIR-u, czyli Komitetu Poparcia Islamskiej Rewolucji w Polsce, na którego czele stanął sam inicjator przyjąwszy imię imama  El – Martulau. Nie miejsce tu na cytownie rewelacyjnego programu wysłannika Teheranu, który miał zaprowadzić pokój społeczny w Lechistanie i przekształcić go w wolną od wieprzowiny i alkoholu, jednak doceniającą rozrodczość republikę islamską. Kiedy ktoś dzisiaj czyta te barwne kreacje będąc świadom zagrożeń w Europie ze strony islamu, to może zobaczyć drugie dno. Oto kilka ogłoszeń:

“W związku z planowaną przebudową Instytutu Historii na meczet poszukuje się wykonawców dokumentacji technicznej oraz przedsiębiorstwa budowlanego wyspecjalizowanego w budownictwie sakralnym. KPIR”. 

Oto inne:

“Poszukuję dużego, reprezentacyjnego budynku nadającego się na harem.  KPIR”.

To tylko próbka z pierwszego numeru Nowszych Dróg, wszystkie numery (22) i inne druki ulotne zdeponowałem w BUŁ-le (biblioteka  UŁ, nasza świątynia zagłady ignorancji)…

 

Niespodziewanie, dziwnym zrządzeniem losu przyjąłem odpowiedzialność za coś co niesamowicie pochłaniało czas i energię, co stało się już później patriotycznym obowiązkiem, aż do stanu wojennego. Redagowanie, organizowanie materiału i ludzi, zdobywanie informacji, matryc najpierw białkowych, później “blach”, zdobywanie papieru, wypad na miasto do zakładowych "Solidarności" w poszukiwaniu drukarni, drukowanie, następnie składanie, kolportowanie po odległych strajkujących budynkach Uniwersytetu, Politechniki i innych uczelni, nawiązywanie znajomości, wymiana strajkowej prasy. Zajmowaliśmy się na poważnie strajkiem, ale przecież wiedzieliśmy o stresie i zmęczeniu strajkujących i z obowiązku chcieliśmy też dostarczyć rozrywki, tak aby tekst przynosił też czasem uśmiech. 

 

W redakcji współdziałało wiele osób: Andrzej Martula, Gosia Ziarek (Oracz), Bolek Samiec-Domiński, Ewa Żurek, Zbyszek Natkański, Marek Goździkowski, Elżbieta Pawłowska, Mirek Wasiewicz, Andrzej Budziłło, Wojtek Barczak, Krzysztof Tarczyński, Jola  Babińska, Z. Wdowiak, Kasia Kurowicz, Bogusław Maryniak, Janusz Frenkiel, Andrzej Staroń i inni. Drukowaliśmy zwykle późnym wieczorem obydwaj z Martulą w Marchlewskim (dzisiejsza Manufaktura!), dzięki życzliwości ś.p. Jurka Dłużniewskiego, szefa zakładowej Solidarności. Matryce, czy papier, a nawet pieniądze zdobywaliśmy u braci Hemplów, w Fonice, ZPB im. “Harnama”, ZPB “Feniks”, ZAE “Ema-Elester”, ZPB “Lido” i innych zakładach pracy…

 

Kiedyś podejmę się przejrzenia “Nowszych Dróg” i ich omówienia.  Po zakończeniu strajku wróciłem do ludzi z którymi współpracowałem w innych przedsięwzięciach, którym ufałem i wtedy stworzyliśmy dobrze pracującą rzeczywiście niezależną redakcję, a byli to głównie studenci Prawa, m.in: Andrzej Goździkowski (dziś polski i nie tylko, magnat kurczakowy+), Darek Sowiński, Jan Widuliński i inni…

 

Wracając na strajk, 30  stycznia na plenum Komitetu Łódzkiego PZPR wystąpił czołowy przedstawiciel komunistycznego betonu z najwyższej półki Stefan Olszowski z BP KC PZPR. W czasie obrad elity komunistycznej padło słynne: “głodem wziąć skurwysynów”. Zawsze nas uczono, że konflikt klasowy zaostrza się w miarę postępu socjalizmu…

 

W budynku Historii (2 lutego) 29 pracowników wydziału Filozoficzno-Historycznego UŁ wystosowało apel do rządowej Komisji Międzyresortowej i studenckiej MKP o rzeczowe rozmowy i szybką konkluzję. Zaprosiliśmy do współpracy i pomocy w negocjacjach jako konsultantów prof. Zofię Libiszowską (cudowna kobieta, szlachcianka z Opoczna), doc. Krystynę Śreniowską (piękna patriotka, lwowianka, zawsze przeciw komunie) i prof. Jerzego Wróblewskiego. Na naszym wydziale była silna grupa niezależnych do której wchodzili głównie studenci Filozofii: M. Godycki-Ćwirko, K. Gowin, M. Jerzmanowski, P. Pieniążek,K. Koriat, B. Martyniak, M. Kwaśny i A. Oborzyński). Grupa ta była bardzo aktywna przy układaniu postulatów kładąc nacisk na postulaty o autonomii uczelni, mniej na ogólnospołeczne. Można powiedzieć, że grupa ta była trzecią siłą obok NZS i SZSP, jej lider Godycki-Ćwirko podczas kryzysu 15 lutego wziął udział w rozmowach z wicepremierem M. Rakowskim.

 

Od 3-7 lutego obradom po stronie studenckiej przewodniczył Marek Perliński (student psychologii i filozofii, formalnie z SZSP, ale z dobrej strony mocy, dziś chyba Szwecja)), stronie rządowej przedstawiono szereg postulatów dotyczących tak autonomii uczelni jak i ogólnospołecznych.  Od postulatu uwolnienia braci Kowalczyków (skazanych po "ułaskawieniach" na 25 lat za wysadzenie auli WSP w Opolu w 1971 r., przed uroczystościami dla SB), po cenzurę i ukarania sprawców kolejnych narodowych tragedii. Minister Górski: "ja i trawę kosiłem", wykonywał pokazowe piruety słowne, posługując się często przysłowiami ludowymi, aby tylko rozbić podnoszone zagadnienia. 6 lutego mec. K. Głogowski, doradca studenckiej grupy negocjującej przeniósł się do szpitala (chore nerki), na jeden dzień przerwano rozmowy, zastąpił go Adam Wojciechowski z ROPCIA.

 

Doszły nas informacje, że UAM w Poznaniu rozpoczął solidarnościowy strajk okupacyjny, w stolicy Akademia Medyczna i wiele ośrodków akademickich ogłosiło pogotowie strajkowe.  Do poszczególnych ośrodków akademickich docierali wysłannicy ze strajkującej Łodzi. I tak do Poznania (UAM) i Warszawy (AM) udał się jeden z liderów strajku Wiesiek Urbański. Nadchodziło poparcie z regionów Solidarności, a nawet od Wałęsy, najmocniej popierali nas Andrzej Gwiazda i Andrzej Słowik, oraz oczywiście Kościół i Prymas Wyszyński. Obradujące 7 lutego Biuro Polityczne KC PZPR wyraziło obawę, że łódzki strajk może ogarnąć cały akademicki kraj, wobec tego min. Górski otrzymał nowe dyrektywy i pozwolenie na zmianę dotychczasowego sztywnego stanowiska.

 

Następna dwudniowa runda rozmów rozpoczęła się 9 lutego ponownie przeciąganiem liny argumentów i unikami Górskiego, ale już z lepszymi rezultatami. Minister obiecał zarejestrowanie NZS 14 lutego. Postanowiono, że eksperci obydwu stron opracują roboczy tekst porozumienia (z protokołem rozbieżności), które zostanie przedstawione strajkującym studentom na wiecach. W nocy z 10 na 11 lutego na burzliwych wiecach strajkujący w większości odrzucili formę porozumienia i postanowili strajkować, aż do zwycięstwa.

 

Wieczorem 11 lutego wznowiono rozmowy z twardym stanowiskiem strony studenckiej, strona rządowa była wyraźnie zaskoczona przebiegiem wydarzeń. Nowym premierem został gen. Jaruzelski, który 12 lutego zaapelował o 90 dni spokoju, wydaje się, że on nakazał przyspieszenia zakończenia negocjacji i niewygodnego strajku…

 

Kolejna partia rozmów rozpoczęła się 14 lutego, kiedy to Górski zaskoczył stronę studencką  koniecznością wpisania do preambuły statutu NZS uznanie, jeśli nie kierowniczej roli PZPR, to chociaż Konstytucji PRL co wprowadziło spore zamieszanie.  Nastąpił wyraźny, ostry kryzys. Na umówione spotkanie z Górskim w Łodzi (rozmowy o statucie) spóźniła się OKZ NZS.

 

Minister się wściekł i odjechał do Warszawy. Natomiast my z zadowoleniem przyjęliśmy decyzję rektora Skowrońskiego o 10 dniach wolnych od zajęć od chwili zakończenia strajku i przedłużenia sesji zimowej do 30 V 1981 r.

 

Kryzys pogłębił się w nocy z 15/16 lutego można było zauważyć dezorientację wśród zmęczonych już strajkiem studentów, na spóźnioną delegację OKZ posypały się gromy krytyki. Sporo ludzi opuściło gmach wydziału Filozoficzno-Historycznego, niektórzy zabrali już śpiwory i rzeczy osobiste do DS-ów, czy swoich domów. Oczekiwaliśmy, że to jest ostatni dzień strajku…

 

Zaczęły się problemy w samej MKP, wybuchły oskarżenia, przedstawiono wotum nieufności: M. Maciejewskiemu, W. Potocznemu i M. Sobieszczańskiemu.  Obradująca w naszym instytucie głośna grupa niezależnych i umiarkowanych z M. Godyckim-Ćwirko obawiała się załamania strajku. Aby ratować sytuację do Warszawy wyjechali: W. Walczak, M. Perliński, M. Godycki-Ćwirko i prof. Jan Lutyński. Skrzydło radykalne obawiając się uległości wysłanników, w ślad za nimi wysłało jastrzębi W. Potocznego i M. Maciejewskiego. Delegację studentów następnego dnia przyjął wicepremier M. Rakowski, S. Ciosek i min. J. Górski.

 

Do akcji przystąpił SZSP w Instytucie Historii wydając oświadczenie (z 16 lutego) o manipulacji strajkujących przez OKZ NZS i MKP, z drugiej strony jednak poparli strajk licząc na szybkie jego zakończenie. Komitet Wykonawczy  Rady Naczelnej SZSP wydał apel do strajkujących o zaniechanie dalszego strajku i podpisanie już wynegocjowanego porozumienia bez rejestracji NZS (!). SZSP kolportował wśród strajkujących ulotkę “Quo vadis NZS?” na którą odpowiedział ulotką “O działalności SZSP” lider łódzkiego NZS-u Wiesiek Urbański (Prawo), przypominając tradycje bojówek SZSP. Do akcji wkroczyły “partyjne i państwowe” gazety w Łodzi siejąc zwątpienie, zamęt i defetyzm.

 

17 lutego zaczyna być gorąco, MKP odwołała swój wcześniejszy apel o powstrzymanie się od strajków solidarnościowych w Kraju, co spotkało się z entuzjazmem wśród członków NZS przystępujących do strajku w całym Kraju. W odpowiedzi min. J. Górski wieczorem 17 lutego zarejestrował NZS(!).

 

Następnego dnia, 18 lutego w wypełnionej strajkującymi studentami olbrzymiej sali Górski podpisuje długo oczekiwane porozumienie. Jedynie prosi o przesunięcie stołu tak, aby nie siedział na tle krzyża, również prosi o wpuszczenie przedstawicieli reżimowych mediów, którzy wcześniej rozpowszechniali kłamliwe informacje o strajku. Rozlegają się długie brawa i zebrani śpiewają: “Jeszcze Polska , nie zginęła…”, później wybucha nagłośniona pieśń Jana Pietrzaka: “Żeby Polska była Polską”. Wszyscy świętują zwycięstwo. Wszędzie rozlega się popularna piosenka strajkowa przebój Olka Grotowskiego: “Górski, Górski, miły bracie…”. Nazajutrz aresztowana zostaje Linda Winsh (właściwie Lenka Cvrckova), Czeszka wspomagająca strajk. Na murach pojawiają się plakaty, zostaje ona jednak wydalona do Czechosłowacji…

 

Strajk zakończył się po 44 dniach trwania akcji protestacyjnej  i 29 dniach strajku okupacyjnego. W jego rezultacie wywalczyliśmy w dużej części większą autonomię dla uczelni oraz nagłośniliśmy postulaty ogólnospołeczne, a nade wszystko odbudowaliśmy studencką więź skutecznie walcząc o swoje prawa. Uczelnie bardzo zmieniły się z ⅓ przedstawicieli studentów w Senacie, czy prawem do strajku. Jako młodzi ludzie też dorośliśmy po szansie głębszego spojrzenia w rzeczywistość. Po tym wszystkim było już nam trudniej patrzeć, ale nie widzieć ugładzonej czerwonej zarazy, której sowiecka pępowina dusiła nasze ambicje i aspiracje, a dawała życiodajną promocję tym, którzy polubili i otępiali na zapachy totalitarnego postsowieckiego szamba. To był kształt Polski, który trudno było pogodzić z naszą wspaniałą przeszłością i aspiracją Polaków, którzy już odrzucili sowieckie okowy i poczuli się wolni.

 

W tej rundzie konfliktu między powstałą poprzedniego roku Solidarnością, a władzą komunistyczną walka zeszła na teren świata akademickiego. W tym starciu dotychczasowy sojusznik PZPR w tej przestrzeni jakim był SZSP poniósł druzgocącą klęskę. SZSP biorąc częściowo udział w strajkach i próbując w momentach kryzysowych zdewaluować rolę i znaczenie NZS, przetrwała głównie dzięki materialnemu wsparciu PZPR, dramatycznie tracąc pokaźny percent członków.  Totalitarna władza musiała uznać NZS, który zarejestrował ok. 80 tys. członków, sojusznika "Solidarności" i autentyczną organizację reprezentującą studenckie interesy. Właśnie to strajkowe organizacyjne doświadczenie przygotowało kadry zdeterminowanego nowego pokolenia patriotycznie usposobionych wykształconych ludzi do dalszej walki o odnowę moralną i polityczną Polski na kolejnych historycznych zakrętach. Porozumienie łódzkie między komunistycznym rządem, a środowiskiem akademickim lśni na kartach historii obok wcześniej podpisanych porozumień "Solidarności" w Gdańsku, Jastrzębiu i Szczecinie.

 

Przed nami była sesja egzaminacyjna, pełna nadziei wiosna, politycznie gorące lato 1981 r., solidarnościowy strajk z WSI w Radomiu na przełomie listopada i grudnia. Tak dobrze zapowiadający się festiwal wolności zamrożony został desperackim stanem wojennym i w węższym już gronie, naszym ostatnim już strajkiem okupacyjnym 14-15 grudnia w budynku Prawa i Administracji UŁ. Przeżyliśmy wiele i nikt chyba nie powie, że mieliśmy nudną i pozbawioną emocji młodość, wszak owiał nas sam wzniosły wiatr Historii…

 

Jacek K. Matysiak

LUTY, 2020

Reklama