Reklama

Ratujcie mnie. Biją Polaka. Takie wezwania w nocnym Monachium, na lotnisku, w samolocie, wykrzykiwał w przestrzeń były poseł.

Ratujcie mnie. Biją Polaka. Takie wezwania w nocnym Monachium, na lotnisku, w samolocie, wykrzykiwał w przestrzeń były poseł. Usuwano go przemocą z samolotu bo? podobno Niemcy mają w sobie organiczną niechęć do Polaków. Przynajmniej niektórzy. Ci zaś, którzy pełnią policyjną służbę w nocnym Monachium, rzekomo szczególnie.

Wieziony przez polskiego, zawodowego kierowcę, polskim służbowym samochodem przejechałem pod Bramą Brandenburską w Berlinie. Policja nas natychmiast po przejeździe zatrzymała, uruchamiając w tym celu specjalne, pościgowe auto. Wyjaśniłem policjantom, że to nie wina kierowcy a moja, bo kazałem mu jechać za taksówką. Te, w odróżnieniu od innych samochodów, mogą pod Bramą przejeżdżać. Zakazu przejazdu polski kierowca nie zrozumiał bo był sformułowany po niemiecku. Policaje ze zrozumieniem rozłożyli ręce, zapytali, czy dalej wiemy jak jechać i życząc dobrej podróży przepadli, może kogoś innego ścigać. Zachowali się elegancko, uprzejmie i nieformalistycznie.

Reklama

Dlatego nie mogę pojąć, że rozzłoszczona czymś stewardessa – kapeluszy nie lubi(?) – kazała byłego parlamentarzystę wywalić z samolotu. Skąd wiedziała, że to Polak? Dlaczego się pan poseł uparł aby ze sobą fotele z samolotu zabierać? I na jakiej podstawie przypuszcza, że uwierzymy jakoby Niemcy swoją ksenofobię ogólnie a antypolonizm w szczególności postanowili demonstrować w sposób tak spektakularny?

Według relacji jakiegoś świadka poszło o to, że poseł nie mając biletu wyższej klasy próbował przynajmniej małżonki i swoje okrycia w lepszych warunkach przewieźć. Stewardessa nie wyrażała na to zgody i w odwecie za polskość(?) wezwała policję, która też antypolsko nastrojona założyła naszemu vipowi kajdanki. Za troskę o garderobę(?).

Sprawa na pewno nieprzyjemna dla byłego parlamentarzysty, ma silny, komiczny wymiar. Oto ktoś powszechnie znany i autorytatywnie się wypowiadający w kraju, nie bardzo jest za granicą rozpoznawany. A zachowuje się tam tak, jak by był u siebie. I styka się z takim traktowaniem, na jakie jest narażony każdy przeciętny obywatel, który rości sobie większe prawa od przeciętnego bliźniego.

Może by dobrze było żeby każdy były poseł a i aktualny też, co pewien czas taką próbę pokory przechodził. Może by to podniosło zarówno kulturę jak i jakość sejmowych debat, toczonych przez wybrańców. I ich zrozumienie dla losu zwykłego Kowalskiego.

Reklama

220 KOMENTARZE

  1. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  2. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  3. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  4. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  5. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  6. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  7. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  8. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  9. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  10. Wysłuchałam
    opowieści Rokity o zdarzeniu…czegóż tam nie było… i brutalni policjanci ź;e usposobieni do Polaków i anioł w osobie pani konsul i w ogóle najczarniejszy dzień w życiu Jana Marii . Oraz ostrzeżenie przed potworną machiną Lufhansy, która może połknąć LOT i rzucać nami o glebę…..
    Myślałam,że tylko Dorn jest uzdolnionym bajkopisarzem.., Jan Maria okazuje się też utlentowany…Mniszkówna po prostu.

  11. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  12. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  13. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  14. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  15. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  16. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  17. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  18. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  19. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  20. Markizie,
    rzecz odpowiada jednak stereotypowemu poglądowi na… cnotę oszczędności właściwą rzekomo Krakusom. I myślę, że samolotowa awantura o kapelusze ma jeszcze inne podłoże. Oto za granicą ośmielają się mniemać, że nie tylko tańsze flaki ale i w tańszej jadłodajni pan poseł jada.

  21. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  22. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  23. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  24. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  25. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  26. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  27. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  28. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  29. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam

  30. bardzo trafne spostrzeżenie:)
    sam bym na to nie wpadł, ale coś mi mówi, że trafiłeś w dziesiątkę… Rokita, który jeszcze nie tak dawno był tak blisko szczytów władzy – ba, pewnie sam siebie za wierzchołek tych szczytów uważał – musi teraz boleśnie przeżywać swój upadek, czyli stan nieważkości, albo jak ładnie się na to mówi – politycznego niebytu.

    Miał być premierem, a jest nikim. Nienajlepszym publicystą niepoważnego brukowca, którego nakład spada jak on sam coraz niżej. Przelot z Monachium do Krakowa w klasie ekonomicznej i to jeszcze ze świadomością, że mogą rozpoznać go wracający do kraju gastarbeiterzy, był dla niego z pewnością największym upadkiem.

    To jest dobry temat na psychologiczne opowiadanie pod tytułem “Powrót do kraju” albo “Przymusowe lądowanie”. Pewnie mdliło go na sama myśl, że następnego dnia Kraków będzie trząsł się od plotek, że widziano go z żoną wśród gastarbeiterów na najtańszych miejscach w samolocie. Dlatego odgrywał ten teatr. Biedak leciał w klasie ekonomicznej, ale chciał sprawiać wrażenie, że wykupił miejsce w klasie biznesowej. Stąd to spóźnienie. Podkreślanie swojej wyjątkowości i leniwe przechadzanie się po pokładzie, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, gdzie usiąść.

    Jak upadać, to z klasą, czyli wykłócając się ze stewardessą o prawo do miejsca w biznesklasie dla swoich płaszczy i kapeluszy.

    Niestety stewardessa nie wykazała się klasą. Nie dotarło do niej z jakiej klasy pasażerem ma do czynienia. To samo należy niestety także powiedzieć o kapitanie samolotu i monachijskiej policji.

    Żenujący brak klasy…

    pozdrawiam

      • Godziemba
        Na usprawiedliwienie Rokity można powiedzieć, że naprawdę bujał w oblokach (i to w tych najwyższych), co nie zmienia faktu, że zrobił z siebie idiotę. Szkoda, bo przez jakiś czas – do momentu, kiedy wykrzyknął “Nicea albo śmierć” – sprawiał wrażenie, że nim nie jest. Jego żałosne okrzyki z pokładu Lufthansy “ratujcie mnie” były w tej samej tonacji. Co za gamoń!

        W sumie dobrze się stało, bo wyszło szydło z worka. Uważam, że jako polityk jest po tym zajściu skończony.

        pozdrawiam