Reklama

Nowy wsiadł gdzieś w połowie trasy. Usiadł naprzeciwko niego, tyłem do kierunku jazdy.
Przyjrzał się jemu, nie wiadomo dlaczego, dość uważnie.

Nowy wsiadł gdzieś w połowie trasy. Usiadł naprzeciwko niego, tyłem do kierunku jazdy.
Przyjrzał się jemu, nie wiadomo dlaczego, dość uważnie.
Tamten mógł mieć około 60-65 lat. Niewysoki, krępej budowy ciała. Twarz łagodna, ale jednocześnie o dość konkretnej zabudowie wyraźnych rysów. Dłonie niewielkie, mocne. Nogi muskularnej budowy. Ubrany w sposób schludny, ale bez zbędnej przesady. Na głowie sportowa czapeczka z daszkiem w białym kolorze.

Zamknął oczy. Starał się wyobrazić sobie, że oto nie widzi, że jest niewidomym człowiekiem od…

Reklama

Przed oczami pojawił się obraz z dzieciństwa.
Mieszkali na obrzeżach robotniczego miasteczka, przy ulicy, która kończyła się urwiskiem.
Na dnie tego niewielkiego urwiska (zimą zawsze była frajda – można było zjeżdżać sankami aż na tory) był wielki plac rozładunkowy dla towarowych pociągów.
Jesienią prawie cały ten plac zajęty był wielką stertą buraków cukrowych, które zwożono w pobliskich okolic. Tam na dole zawsze ruch był spory.
Obok wagi wozowej był sporej wielkości dół z gaszonym wapnem.
Dokładnie nie pamięta dlaczego tamtej niedzieli poszedł z młodszym bratem tam na dół i nie pamięta też, dlaczego zaczęli rzucać w ten dół burakami z ułożonej pryzmy.
Kiedy podszedł bliżej dołu, brat rzucił raz jeszcze wielkim burakiem, który wybił w górę potężny wulkan rozbryzganej gęstej białej mazi. Wapno zachlapało jego twarz, dostało się do oczu.

– Gdzie jest woda! – krzyknął sycząc z bólu i dodał – ja nic nie widzę. – Nie ma czystej wody odpowiedział przerażony brat i złapał starszego za rękę. – Chodź idziemy do domu, mama ci umyje oczy…

Nie widział kilka dni. Oczy miał przewiązane jakimiś bandażami, które mama często zmieniała. Wtedy był przestraszony, myślał, że już więcej nie zobaczy świata. Miał chyba 14 lat.

Teraz kiedy siedział w tramwaju naprzeciwko tamtego, wyobrażał sobie, że nie zna świata, że go nie widział od tamtych młodzieńczych lat, kiedy wapno dostało się do jego oczu.
Że nie widział na własne oczy gigantycznych budowli i Mostu Pokoju przez który przejeżdżał akurat tramwaj. Że nie widział wielu rzeczy: szybkich sportowych aut, ludzi na ulicach i w parkach, bawiących się dzieci, mknących po niebie odrzutowców i nagich kobiet…
Kiedy to sobie wyobrażał na chwilę odczuł lęk, tak jak wtedy.

Ten z naprzeciwka zapytał: Czy to jest już Plac Grunwaldzki? – Tak, to już plac – odpowiedział i otworzył oczy.
– Pomóc panu wysiąść? – Nie, dziękuję – odpowiedział tamten i wprawnym ruchem laseczki rozpoznał drogę do drzwi wyjściowych przy kabinie motorniczego.

Przyjrzał się jemu raz jeszcze, po czym z większą uwagą zaczął przypatrywać się wszystkiemu w około.

Copyright © 2003-2009 MarekPl

Reklama

2 KOMENTARZE