Reklama

Lemingi podobno wstydzą się swego wiejskiego pochodzenia. Tego nie rozumiem. Cała moja rodzina, po wszystkich mieczach i kądzielach jest ze wsi. Rodzina matki mojej matki miała dobra w okolicach dolnego biegu Wkry, po lewej stronie, rodzina ojca mojej matki podobnie, tylko po prawej stronie, rodzina ojca mego ojca miała ziemie nieco dalej na północ, nad Wisłą, a rodzina matki mego ojca na Litwie i u nich była domieszka krwi Bałtów.

Te dobra topniały na skutek różnych zawieruch dziejowych, braku umiejętności gospodarowania w ogóle, braku umiejętności gospodarowania w zmieniających się warunkach. Albo po prostu z czasem stawało się tego za mało, aby podzielić między liczne potomstwo. W przewidywaniu takiego przypadku potomstwo należało kształcić, wysyłano synów, ale czasem i córki do miast, gdzie robili matury, nieraz studiowali i tak stawali się młodymi, wykształconymi z dużych (i mniejszych) miast.
O czym to ja mówiłam? O ziemiach. Ja już ich nie widziałam. Poza resztówką, która pozostawała w rękach wuja Franciszka. Właściwie wujem to on był dla mojej matki. Dla mnie był dziadkiem. Ale utarło się nazywać go Wuj Franciszek. Ta resztówka, to był dworek, ogród, jakiś skrawek pola, lasek brzozowy, kawałek łąki. Ogród składał się z części parkowej od frontu, dalej przechodził w sad i jeszcze dalej warzywnik. Od tyłu były zabudowania gospodarcze. Stajnia, ale konia już nie pamiętam, bryczka za to była. Obora ale krowa tylko jedna, stodoła pełna siana, chyba był tez chlewik, a na pewno kurnik ze wszystkim ptactwem, jakie tylko było możliwe. Były psy i koty.
Wuj był miejscowym lekarzem. Pierwszego kontaktu, drugiego i ostatniego. Leczył choroby zakaźne, odbierał trudniejsze porody, dokonywał operacji chirurgicznych, jak była taka potrzeba to wykonywał analizy w domu, przy pomocy mikroskopu. W końcu był doktorem nauk medycznych. Nie wiem, na jakiej zasadzie ta resztówka w tamtych czasach mu została. Może zbyt na uboczu, może nie podskoczono mu z powody pozycji, jaką zajmował w miejscowej społeczności. Bo miejscowi czapki zdejmowali, a moją matkę i ciotkę tytułowano panienkami.

Reklama

Wuj był wysoki, bardzo szczupły, nosił się elegancko. Nieżonaty. Gospodarstwo prowadziła mu niezamężna siostra. Wuj się nie ożenił, ponieważ uważał, że jest chory i wkrótce umrze. Z tym przeświadczeniem dożył osiemdziesiątki. Swoje bratanice kochał i wspierał, do nas, następnego pokolenia w liczbie pięć sztuk, nie miał już takiej cierpliwości. Ale kilka wakacji zdążyliśmy tam spędzić. Telewizor miał pierwszy w rodzinie. Tam oglądaliśmy z wypiekami emocji na twarzach angielski serial kryminalny „Człowiek do wynajęcia” którego bohaterem był agent MI5, John Drake. Jeśli czegoś nie pokręciłam. Ale chyba nie :

Po co ja to wszystko pisze i zanudzam? Bo według mnie taki świat, jaki znamy ginie. Zmiany są nieodwracalne. Mało tego. Dla mnie ten proces zaczął się nie teraz, a dużo wcześniej. Dla wuja Franciszka jeszcze wcześniej. To, co teraz obserwujemy i czemu chcemy się przeciwstawić jest tylko postępującą degrengoladą. Dla mnie. Bo dla tych młodych, wykształconych to jest postęp. We właściwym kierunku. A było kiedy inaczej?

Reklama

26 KOMENTARZE

    • A propos rewolucji genomowej
      Słabi i wadliwi wymierają. Nie jest to prościej i taniej? Kiedyś dożyć podeszłego wieku mogli tylko bezbłędni. Czyli prezentacja genomu nie byłaby konieczna, bo jak ktoś żyje, to znaczy, że jest w porządku. Poza kasą dla firmy Resnick innych zalet w gmeraniu w chromosomach nie widzę.

      • Wyobraż sobie, masz hodowlę szympansów co banany Ci zbierają.
        Posługiwanie się Excelem opanowałaś, czyż nie? Co-Jeżeli albo cosik podobne :), max przychodów i min kosztów znaczy się. Pewność i zaufanie, dookoła Irokezy jakieś. Masz dobre serduszko, ale…
        Kumasz?

        • Z moim kumaniem
          To jest tak, że zależy ono od tego po jak ciężkim dniu jest wieczór. Dzisiejszy jest nienajlepszy. Ale spróbuję. Sama natura eliminuje jednostki ułomne. Ciekawe jest to, że tylko ułomne fizycznie. Możliwe, że liczy na to, że jednostki ułomne psychicznie, mentalnie, umysłowo się same wyeliminują. Ciekawe jest to, że w drugą stronę rzecz nie działa, czyli cherlawi fizycznie geniusze nie mają szans. I tu jest pole dla matki (rodzica)
          Któż kocha tak jak matka
          Choć dziecię jest niebystre?
          Któż marzy, że po latkach
          Okaże się ministrem?
          Zdarzają się wypadki
          Ziszczenia takich złud
          I tylko serce matki
          Przeczuje taki cud.
          “Medea, moja sympatia” J.Przybora

    • A propos rewolucji genomowej
      Słabi i wadliwi wymierają. Nie jest to prościej i taniej? Kiedyś dożyć podeszłego wieku mogli tylko bezbłędni. Czyli prezentacja genomu nie byłaby konieczna, bo jak ktoś żyje, to znaczy, że jest w porządku. Poza kasą dla firmy Resnick innych zalet w gmeraniu w chromosomach nie widzę.

      • Wyobraż sobie, masz hodowlę szympansów co banany Ci zbierają.
        Posługiwanie się Excelem opanowałaś, czyż nie? Co-Jeżeli albo cosik podobne :), max przychodów i min kosztów znaczy się. Pewność i zaufanie, dookoła Irokezy jakieś. Masz dobre serduszko, ale…
        Kumasz?

        • Z moim kumaniem
          To jest tak, że zależy ono od tego po jak ciężkim dniu jest wieczór. Dzisiejszy jest nienajlepszy. Ale spróbuję. Sama natura eliminuje jednostki ułomne. Ciekawe jest to, że tylko ułomne fizycznie. Możliwe, że liczy na to, że jednostki ułomne psychicznie, mentalnie, umysłowo się same wyeliminują. Ciekawe jest to, że w drugą stronę rzecz nie działa, czyli cherlawi fizycznie geniusze nie mają szans. I tu jest pole dla matki (rodzica)
          Któż kocha tak jak matka
          Choć dziecię jest niebystre?
          Któż marzy, że po latkach
          Okaże się ministrem?
          Zdarzają się wypadki
          Ziszczenia takich złud
          I tylko serce matki
          Przeczuje taki cud.
          “Medea, moja sympatia” J.Przybora

  1. Ziemia jest już tematem zamierzchłym niestety
    bądź jest traktowana jako zbędne obciążenie, balast i harówa, która prowadzi donikąd. Nie przypominam sobie współczesnej powieści ni nawet filmu w Polsce mówiących o szacunku do ziemi, również jako własności. Myślę, że jest to celowy zabieg wtedy, kiedy następują wielkie grabieże, a z ludzi robi się uciekinierów w miejsca, gdzie nie będą mieli nic lub bardzo niewiele.

  2. Ziemia jest już tematem zamierzchłym niestety
    bądź jest traktowana jako zbędne obciążenie, balast i harówa, która prowadzi donikąd. Nie przypominam sobie współczesnej powieści ni nawet filmu w Polsce mówiących o szacunku do ziemi, również jako własności. Myślę, że jest to celowy zabieg wtedy, kiedy następują wielkie grabieże, a z ludzi robi się uciekinierów w miejsca, gdzie nie będą mieli nic lub bardzo niewiele.

  3. Cała moja rodzina też jest ze wsi
    Też się nigdy tego nie “wstydziłam”, przeciwnie, mówiłam to otwarcie powodując, że co poniektórzy też zaczynali się “przyznawać”… W moim równieśniczym otoczeniu w Warszawie było obciachem być ze wsi, ale to była młodzież, która mimo pochodzenia rodziców, chciała być bardziej warszawska niż sama Warszawa.

    Po przyjeździe do Ameryki, ba, do Kalifornii, zobaczyłam, że Amerykanie takiego problemu nie mają. Mówią skąd i dlaczego pochodzą. Kolega z pracy (doktor nauk ścisłych) hoduje owce, Niemiec z pochodzenia. Kto ma ogródek ten go uprawia, niechby malutki był, to choćby trochę kwiatów.
    Recepcjonistka w pracy złamała sobie nogę i nie było jej przez 6 tygodni. Wróciła i wystawiła koszyk z tym, co robiła przez czas zagipsowany – poduszeczki do igieł. Dzieła to były prawdziwe, każda inna, starannie wyszyta, wyhaftowana, piękna ręczna robota. Nie było wstydu w takiej “wiejskiej” robocie, rozeszło się wszystko jak świeże bułeczki.

    Czego się te polskie duże bachory w SUVach wstydzą? Świata nie widziały i mają o nim wyobrażenia dyktowane przez okładki magazynów.

    Idę wyparzać słoiki, jutro kolejny zbiór ogóreczków.

  4. Cała moja rodzina też jest ze wsi
    Też się nigdy tego nie “wstydziłam”, przeciwnie, mówiłam to otwarcie powodując, że co poniektórzy też zaczynali się “przyznawać”… W moim równieśniczym otoczeniu w Warszawie było obciachem być ze wsi, ale to była młodzież, która mimo pochodzenia rodziców, chciała być bardziej warszawska niż sama Warszawa.

    Po przyjeździe do Ameryki, ba, do Kalifornii, zobaczyłam, że Amerykanie takiego problemu nie mają. Mówią skąd i dlaczego pochodzą. Kolega z pracy (doktor nauk ścisłych) hoduje owce, Niemiec z pochodzenia. Kto ma ogródek ten go uprawia, niechby malutki był, to choćby trochę kwiatów.
    Recepcjonistka w pracy złamała sobie nogę i nie było jej przez 6 tygodni. Wróciła i wystawiła koszyk z tym, co robiła przez czas zagipsowany – poduszeczki do igieł. Dzieła to były prawdziwe, każda inna, starannie wyszyta, wyhaftowana, piękna ręczna robota. Nie było wstydu w takiej “wiejskiej” robocie, rozeszło się wszystko jak świeże bułeczki.

    Czego się te polskie duże bachory w SUVach wstydzą? Świata nie widziały i mają o nim wyobrażenia dyktowane przez okładki magazynów.

    Idę wyparzać słoiki, jutro kolejny zbiór ogóreczków.