Reklama

Plan na dziś, a być może na całą kadencję, wyprowadzić w końcu siebie na prostą, a ludzi na ulice. Charyzmą więc i pracą od podstaw skrzyczałem sąsiadów ze wszystkich pięter i zagoniłem na parter. Zgromadziliśmy się tutaj, bo mi się nazbierało. Zebrało mi się po sam wiec. Kto głosuje przeciw, ręce do góry! Chyba przedwcześnie wystrzeliłem z armaty… Od samego początku chcą mnie zgładzić, ryknąłem, bo wystraszyłem się finki nad moją głową, której cały czas nie spuszczałem z oka, ale wnet sobie uzmysłowiłem, że to moja własna ręka, zawieszona w widocznym miejscu na czas głosowania. Zrobiło mi się głupio i dobrze, tym bardziej zgłupiałem co robić.
Postanowiłem zrobić coś lub przynajmniej tyle, żeby nie machać bezradnie finką w towarzystwie ciekawskich wyborców, których wzburzenie nie zostało jeszcze odpowiednio ukierunkowane, ale błogostan spodziewanego zwycięstwa nie uznał ustanku. Aby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń, zaimprowizowałem niby część artystyczną, wywijając jakieś znaki w powietrzu, jakbym się modlił do głosu rozsądku, jakieś ósemki czy coś w tym rodzaju, mrugając i puszczając oko mówiące: chyba się rozumiemy, co przez to się rozumie samo przez się. Dla jasności i żeby wykluczyć manipulację przekazem, przekręciłem się o 359 stopni upewniając się przy tym, czy ktoś nie zauważył niedoróbki. Zużywając całą swoją wyobraźnię gimnastyczną, która nabywałem śledząc w każdy weekend podnieboskłonne tańce astralne, kreśliłem trójwymiarowe piruety nieszczęsnym nożykiem, to w dół, to w górę – przeklinając w myślach, że akurat dzisiaj mnie licho podkusiło na wiarę w moc samoobrony – już nie tylko nad swoją głową, ale w różnych miejscach, czasem nawet tuż nad ziemią, tworząc meksykańską falę i klękając wtedy, jakbym co najmniej przyjmował pierwszy raz komunię w usta. Nie ma się czego bać, nie ma się czego bać, dodawałem sobie otuchy, zauważywszy, że tłum zaczął przebierać nogami w moją stronę lub w stronę noża, który po wyprostowaniu ręki zaczął się oddalać ode mnie na coraz bezpieczniejszą odległość. To co, ruszamy w drogę, zaproponowałem i zmieniłem temat, chcąc wykorzystać zbliżający się impet dla wspólnej sprawy. Dziękuję bardzo, Państwa uwaga wystarczyła, o liczbę mnogą z uwagi na skromność prosić nie będę, była to specjalnie i wyjątkowo na tę okoliczność przygotowana część artystyczno-sportowa, jakże bliska mojemu sercu oraz walce, którą dla wszystkich stoczę albo i ona mnie po drodze… Czemu ci ludzie się nie zamkną, gdy rozwieram dla nich światy słowami? Chodźcie za mną, cała sala, poprowadzę was w miejsca, które dla was wyśniłem; na miejscu, gdy wyczerpiemy podróż, pierwszorzędny postój umysłu… Pieska szminka mchem w dół zaciągnięta, co dalej, gdzie teraz, z przymiotnikami czy raczej bez opisów przyrody? Jeszcze nie ruszyliśmy, a zgromadzenie gęstnieje i stawia nieuzgodnione żądania… Na początek chciałbym podziekować, że wyszli państwo przed klatkę bez wcześniejszego zawiadomienia z mojej strony, ale pomysł narodził się z rozpaczy i jest jak i państwo tutaj rozwojowy. Wszyscy mamy dość, tylko akurat nie tego, o co chodzi. No właśnie. Każdy, kto chce wiedzieć, o co chodzi, powinien postać tu ze mną i z tymi wszystkimi, którym posuwanie się do przodu jest bliskie i poniekąd przyrodzone. Nasz czas nadszedł albo po prostu po nas przyjdzie, w zależności co nam do głowy, ale spokojna, niech was o to nie boli, zostawcie wszystko na mojej. Uwaga, nie jestem dobrym mówcą i kwiatów ustami nie rozrzucę, choć niejeden wianek się rozwiało, jeśli dobrze się rozumiemy. Uważam wszakże i każdemu zalecam, że należy odrzucić jako obcy świat, gdzie prawda zależy od elokwencji mówiącego, gdzie rację ma ten, kto ją najpiękniej opowie. Moje podejście jest naukowe. Jest jak jest – i koniec. Reszta to narośl. Nie słowo się liczy, ale prawda, nawet najbardziej niewysłowiona. Dlatego proszę wszystkich pokojowo zgromadzonych o wymowne uczczenie jej minutą ciszy. Dziękuję, a teraz, choć proszę się jeszcze nigdzie nie ruszać, przejdźmy może z prawdą ciut dalej, na przykład tutaj gdzie ja stoję. Widać od razu, że nie jest łatwo. Moja sytuacja jest trudna, dlatego proszę o wsparcie i oddanie głosu, może być paszczą, byle czytelnie, żeby potem żaden wał czy nie wał niczego był nie sfałszował. Głos paszczą jest w gruncie bardziej osadzony w tradycji niż się milczącym wydaje, w istocie zamieszkuje ducha samego narodu, który pochodzi z ludzkości i bywa nią podejdzie; nie wstydzi się jej, może tylko czasem za nią… Proszę na chwilę wybaczyć zamroczenie, ale program rozwija mi się przed oczami tu na waszych oczach, możecie sami zobaczyć, mam nadzieję, że media już są i wszystko notują. Proszę tylko nie ściemniać i dla pozorów jasności nie mamić fleszami. Błysku w oku byle flesz nie zgasi, w odpowiedzi na wasz flesz ja oczu nigdy nie przymknę. Flesz to wesz. Obiecuję solennie. W którą stronę mam to przysiąc?

Tak, jestem i pozwolę sobie powiedzieć za ogół, że wszyscy jesteśmy, także tu i po to, a nie dlatego, by wywijać w powietrzu cyferki jak harcerz w powstaniu warszawskim, czy gdzie mu tam sanitariuszką namiot postawiono, ale jako druch zuch drużyny! I nie będę przepraszał za wykrzyknik, zresztą jedyny dzisiaj z gardła, gdyż wrażliwości na pamięć dokonań nie da się zakrzyczeć, o tym zawsze będzie przy mnie głośno. Tym bardziej musimy czuwać, w hałasie, najsłuszniejszym choćby i z najsłuszniejszych pobudek, znacznie łatwiej o przymiarkę falsyfikacji imperatywu naszego paradygmatu. Ludzie, nie dajmy się sfałszować. Bądźmy naturalni, dlatego prosiłbym Panie w pierwszym rzędzie, bo u mnie Panie zawsze pierwsze, o ściągniecie makijażu z twarzy, przynajmniej proszę ściągnąć tyle, żeby było coś widać, tak na dobry początek i zagajenie atmosfery. Cokolwiek z Pań po roztarciu zostanie, będą Panie, co niniejszym uroczyście ogłaszam, p r e k u r s o r k a m i nowego otwarcia i kobiecego rozdania, idiotyczne to zresztą słowo, podobnie jak profesorka czy inna psycholożka; co za idiotka je wymyśliła? Na pewno jej tu nie ma, wystraszona głosem rozsądku. Przejdźmy zatem do głosowania. Kto jest za, niech przejdzie do przodu. Kto przeciw, z czym do ludzi?
Jak już powiedziałem, niestety jest jak jest i kto o tym nie wie, niech wie, że tak być nie może. Naszym celem jest, aby było jak jest, lecz zupełnie inaczej. Nie lepiej czy gorzej, bo gorzej być nie może, a lepiej już było i nie będziemy do tego wracać, lecz inaczej niż dotychczas. A skoro nie można zmienić tego jak jest, bo mądry prawdy nie zmieni, a głupiemu tylko radość, pozostaje nam zmienić siebie. Proszę zacząć teraz i beze mnie, ja poczekam aż zmienią się wszyscy. Ktoś ze starego porządku, kto ten porządek zna na wylot, to znaczy, kto zna porządek prawdy od podszewki do kolebki i się z nim nie zgadza, musi pozostać sobą, żeby porównać i ocenić, czy zmiany zaszły, a jeśli tak, to czy zaszły w pożądanym innym kierunku. Jak już będzie po wszystkim, poświęcę się i zostane sobą, pokrzyżuję i wypcham się na sprawę, żeby i mnie było łatwiej wypchać wyznawcom wszelkiej maści i bez wazeliny i obwozić jako ikonę starego, niewzruszonego porządku, gdzie prawda jest stała, a ja sobie obok i w jej miejsce.

Reklama
Reklama

20 KOMENTARZE

  1. Skąd Pan wiedział?
    Dobry wieczór u Pana. Czytam ten tekst, czytam, i tak mi się ciśnie na usta, że jakbym nie wiedział, że Pan na Wyspach, to bym powiedział, że stał Pan w jakimś dyskretnym zakątku siedziby PKW i opisał wszystkie ewolucje, które się tam wyprawiały podczas tych wyborów, różne kręcenia ósemek, może i w powietrzu, apele, kontrapele, wezwania do ludności i inne takie. Tylko proszę mi jeszcze napisać, czy tej finki nad głową nie pożyczył Pan czasami od niejakiego Damoklesa? Wiem, że gdyby, to byłaby pewnie większa nieco, ale cóż, sorry, taki mamy klimat i finka musi wystarczyć.

    Takie ikony starego, niewzruszonego porządku mamy, proszę serdecznie obok nich nie stawać, obwoźnie ani w żadnym innym charakterze. 

    I tym akcentem zakończę pierwsze wrażenia, życząc zdrowia, jak zwykle; mam nadzieję, że stać Pana na więcej niż ten jeden wykrzyknik i proszę sobie połączyć jedno z drugim, żeby mnie i ewentualnie innych Czytelników uspokoić.

    Pański Q

    • Dzień dobry,
      pod niezłe popołudnie,
      Proszę wybaczyć, ale odpisywanie Panu w niedzielę wciąż sprawia pewne trudności, trauma na słabym długo się goi.
      Dziekuję nad wyraz i się zgadzam, Pan nawet nie wie, ile się wie i skądże znowu.
      Żeby nie być gołosłownym, przedstawiam próbkę z serii Q&A, gdzie Pan to Q, a A to ja.

      Q. – Kiedy PiS wygra wybory z PO?

      A. – Gdy narracja ,, może i złodzieje, ale przynajmniej nie oszołomy” przegra z ,,być może oszołomy, ale bynajmniej nie złodzieje”.

      Q.- Ile uścisków ręki dzieli yo lę od Franka Zappy?

      A. – Dwa.

      Q. – Co się dzieje z nami po śmierci?

      A. – W większości przypadków jesteśmy chowani zgodnie z obowiązującym w danej kulturze obrządkiem.

      Q. – Kiedy będzie następne całkowite zaćmienie Słońca widzialne w Europie?

      A. – Jeśli nic się nie zmieni, na przykład nie nastapi spodziewany koniec świata, to już w marcu przyszłego roku, 20 dnia miesiąca. W Polsce będzie do zobaczenia jedynie jako zaćmienie częściowe i proporcjonalne, bo wyborcy zachowali się pobożnie i zagłosowali w wystarczającym stopniu na PSL, czyli Partię Słońca Ludowego.

      Q. – Skąd pewność, że nic nie jest pewne?

      A. – Z przekory.

      Q. – Bardzo dziękuję za rozmowę, to wiele wyjaśnia.

      A. – Bardzo dziekuję za rozmowę, że wiele wyjaśniłem.

      • W tym wywiadzie
        zaskoczyło mnie tylko jedno (mimo że to ja go przeprowadzałem, skoro Pan tak mówi) – ten Zappa. Może Pan przybliżyć temat, czy to jednak bardziej dyskretna sprawa?

        Poza tym zgadzam się z wszystkimi pytaniami, a nawet odpowiedziami i ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że taki wywiad z Panem bym autoryzował!

        • Z przyjemnością
          odpowiadam. Z Zappą sprawa wygląda prozaicznie, czyli nie tak, że jest to zwyczajne zastosowanie teorii głoszącej, iż jednego człowieka od drugiego dzieli co najwyżej kilka uścisków dłoni. Po prostu  po warszawskim koncercie King Crimson w 2000 r. Młażonka podała dłoń Adrianowi Belew, który z Zappą koncertował i nagrał z nim parę płyt.
          Dziękuję za wyczerpujące pytanie i dobranoc, co oczywiście nie oznacza, że więcej na żadne już nie odpowiem. Kłaniam się Panu brawami.

  2. Skąd Pan wiedział?
    Dobry wieczór u Pana. Czytam ten tekst, czytam, i tak mi się ciśnie na usta, że jakbym nie wiedział, że Pan na Wyspach, to bym powiedział, że stał Pan w jakimś dyskretnym zakątku siedziby PKW i opisał wszystkie ewolucje, które się tam wyprawiały podczas tych wyborów, różne kręcenia ósemek, może i w powietrzu, apele, kontrapele, wezwania do ludności i inne takie. Tylko proszę mi jeszcze napisać, czy tej finki nad głową nie pożyczył Pan czasami od niejakiego Damoklesa? Wiem, że gdyby, to byłaby pewnie większa nieco, ale cóż, sorry, taki mamy klimat i finka musi wystarczyć.

    Takie ikony starego, niewzruszonego porządku mamy, proszę serdecznie obok nich nie stawać, obwoźnie ani w żadnym innym charakterze. 

    I tym akcentem zakończę pierwsze wrażenia, życząc zdrowia, jak zwykle; mam nadzieję, że stać Pana na więcej niż ten jeden wykrzyknik i proszę sobie połączyć jedno z drugim, żeby mnie i ewentualnie innych Czytelników uspokoić.

    Pański Q

    • Dzień dobry,
      pod niezłe popołudnie,
      Proszę wybaczyć, ale odpisywanie Panu w niedzielę wciąż sprawia pewne trudności, trauma na słabym długo się goi.
      Dziekuję nad wyraz i się zgadzam, Pan nawet nie wie, ile się wie i skądże znowu.
      Żeby nie być gołosłownym, przedstawiam próbkę z serii Q&A, gdzie Pan to Q, a A to ja.

      Q. – Kiedy PiS wygra wybory z PO?

      A. – Gdy narracja ,, może i złodzieje, ale przynajmniej nie oszołomy” przegra z ,,być może oszołomy, ale bynajmniej nie złodzieje”.

      Q.- Ile uścisków ręki dzieli yo lę od Franka Zappy?

      A. – Dwa.

      Q. – Co się dzieje z nami po śmierci?

      A. – W większości przypadków jesteśmy chowani zgodnie z obowiązującym w danej kulturze obrządkiem.

      Q. – Kiedy będzie następne całkowite zaćmienie Słońca widzialne w Europie?

      A. – Jeśli nic się nie zmieni, na przykład nie nastapi spodziewany koniec świata, to już w marcu przyszłego roku, 20 dnia miesiąca. W Polsce będzie do zobaczenia jedynie jako zaćmienie częściowe i proporcjonalne, bo wyborcy zachowali się pobożnie i zagłosowali w wystarczającym stopniu na PSL, czyli Partię Słońca Ludowego.

      Q. – Skąd pewność, że nic nie jest pewne?

      A. – Z przekory.

      Q. – Bardzo dziękuję za rozmowę, to wiele wyjaśnia.

      A. – Bardzo dziekuję za rozmowę, że wiele wyjaśniłem.

      • W tym wywiadzie
        zaskoczyło mnie tylko jedno (mimo że to ja go przeprowadzałem, skoro Pan tak mówi) – ten Zappa. Może Pan przybliżyć temat, czy to jednak bardziej dyskretna sprawa?

        Poza tym zgadzam się z wszystkimi pytaniami, a nawet odpowiedziami i ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że taki wywiad z Panem bym autoryzował!

        • Z przyjemnością
          odpowiadam. Z Zappą sprawa wygląda prozaicznie, czyli nie tak, że jest to zwyczajne zastosowanie teorii głoszącej, iż jednego człowieka od drugiego dzieli co najwyżej kilka uścisków dłoni. Po prostu  po warszawskim koncercie King Crimson w 2000 r. Młażonka podała dłoń Adrianowi Belew, który z Zappą koncertował i nagrał z nim parę płyt.
          Dziękuję za wyczerpujące pytanie i dobranoc, co oczywiście nie oznacza, że więcej na żadne już nie odpowiem. Kłaniam się Panu brawami.

  3. finka komusza za PRL
    Nareszcie coś śmiesznego.
    Motyw nie znanej obecnie finki również mnie dał do myślenia. Kiedyś finki kupowało się w Składnicy Harcerskiej, dwa typy oprawne w bakelit: ostrze aluminiowe, lub blaszane. To “coś w co się wsuwa” finkę, było początkowo z grubej skóry, póżniej w miarę uprzemysłowienia, coraz cieńszej.

    • Dziękuję za doping
      i strawę do myślenia i rzecz jasna biorę sobie uprzejmość Chlora za dokładny opis rzeczywistości. Chciałem, aby było inaczej, wyszło mi jak zwykle, co po upadku można by terapeutycznie i na wyrost uznać za jakiś tam postęp. Taki postęp na miarę możliwości, i nie jest to moje ostatnie słowo. Pozdrowienia

  4. finka komusza za PRL
    Nareszcie coś śmiesznego.
    Motyw nie znanej obecnie finki również mnie dał do myślenia. Kiedyś finki kupowało się w Składnicy Harcerskiej, dwa typy oprawne w bakelit: ostrze aluminiowe, lub blaszane. To “coś w co się wsuwa” finkę, było początkowo z grubej skóry, póżniej w miarę uprzemysłowienia, coraz cieńszej.

    • Dziękuję za doping
      i strawę do myślenia i rzecz jasna biorę sobie uprzejmość Chlora za dokładny opis rzeczywistości. Chciałem, aby było inaczej, wyszło mi jak zwykle, co po upadku można by terapeutycznie i na wyrost uznać za jakiś tam postęp. Taki postęp na miarę możliwości, i nie jest to moje ostatnie słowo. Pozdrowienia