Reklama

Wszystko na to wskazuje, że KE podjęła już decyzję . Unijna komisarz ds.

Wszystko na to wskazuje, że KE podjęła już decyzję . Unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes zapowiedziała, że zaproponuje Komisji Europejskiej podjęcie negatywnej decyzji w sprawie polskich stoczni. Jeśli Bruksela nie zaakceptuje planów restrukturyzacji, zakłady będą musiały zwrócić pomoc publiczną, którą otrzymały po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, a to może oznaczać ich bankructwo. W/g RMF , KE proponuje aby stocznie ogłosiły bankructwo przed ogłoszeniem decyzji, co spowoduje, że nie będą musiały oddawać zaciągniętego długu publicznego w wysokości 7 miliardów złotych.
Jeszcze kilka godzin temu chodziły plotki o możliwości restrukturyzacji stoczni Gdańskiej, która jest najmniejsza i już sprywatyzowana, ale chyba nic z tego jednak nie będzie.
Minister Grad, wije się w bólach ze strachu przed związkowcami i opozycją, jakby to on był winny. Winni są wszyscy, politycy, którzy pompowali pieniądze w nie rentowne stocznie, związkowcy którzy skutecznie lobbowali przeciw prywatyzacji i zastraszali potencjalnych inwestorów, Rydzyk, który ukradł zebrane na ratowanie stoczni pieniądze i stoczniowcy.
Prawda jest tak , że to nie jedyne stocznie , które padną, takich stoczni jest wiele chociażby w Niemczech. Stocznie europejskie nie mają szans konkurować ze stoczniami Azjatyckimi, które wypuszczają ogromną liczbę nowych statków w bardzo przystępnej cenie. Po co ratować coś co nie przynosi zysku tylko same straty? Dla źle pojmowanego patriotyzmu? Przecież wiadomo stocznia Gdańska to kolebka Solidarności, jakże może jej nie być , a jednak. Stocznie rzeczywiście powinny upaść, i oddać te wszystkie nasze pieniądze, które zostały w nie włożone. Zapewne przydadzą się na jakże potrzebne inwestycje, które będą przynosiły społeczeństwu zysk.
Po stoczniach przyjdzie kolej na kopalnie i na rolnictwo. Sentymenty nie powinny i nie mogą odgrywać żadnej roli ,kiedy w grę wchodzi rozwój gospodarczy kraju. Pompowanie pieniędzy w nie rentowne kopalnie będzie miało taki sam finał jak ten ze stoczniami. Ciągłe ulgi dla rolników, którzy sami na siebie nie są w stanie zarobić to kpina. Nigdzie indziej w Europie nie ma gospodarstw , które miałyby po 50 ha i mniej. Tylko wielkie farmy po pegeerowskie mają szansę utrzymać siebie i nas. Niech państwo wspomaga tych rolników/biznesmenów , którzy się liczą w gospodarce, a nie małe nic nie dające skrawki ziemi, nazywane gospodarstwami rolnymi.Dosyć już tego wspomagania za nasze pieniądze, którego rezultaty są opłakane i prowadzą do niczego. Jak długo ten i kolejne rządy będą się bały i ustępowały hordom rozwścieczonych stoczniowców, górników , rolników i związkowców.
Czas aby rząd zabrał się szczególnie za związkowców, którzy buntują, straszą, namawiają zwykłych roboli do ataków na swoich współobywateli. Dla nich (związkowców) czas stanął w miejscu, oni wciąż myślą , że walczą z komuną , a nie zdają sobie sprawy , że tak naprawdę walczą z nami ,obywatelami, podatnikami, którzy z własnej kieszeni sponsorują upadające, nie rentowne zakłady czy gospodarstwa.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. hehe, Miki, juz mialem Cie za kryptokomuniste 🙂
    … a tu patrzcie Panstwo, LIBERAL, i to ekstremista 🙂

    Tylko widzisz Miki, my jeszcze dobrze nie wyszlismy z realsocjalizmu w wersji wschodniej (zreszta, co w sumie dosc zabawne, “obalajac” go przy pomocy zwiazkow zawodowych), to juz zglosilismy akces do prawie kapitalistycznej EU, ktorej glowne kraje maja ustawodawstwo socjalne oraz zwiazki zawodowe o takiej sile, ze nam sie o tym i za PRL nie snilo. W slad za tym idzie rowniez ugruntowany swiatopoglad znacznej czesci tamtejszych spoleczenstw.

    Nie zebym tej akcesji zalowal, sam za nia glosowalem, ale ze swiadomoscia ceny.

    Tak czy siak, gdybys wyglosil publicznie cos takiego, jak napisales wyzej, powiedzmy we Francji, tak, aby uslyszaly Cie 3 osoby, to zapewne jeszcze przed dojsciem do kropki plynalbys Sekwana, do ktorej wrzucilyby Cie 2 z tych 3 osob.
    W niektorych miastach czy dzielnicach mialbys na to niezla szanse juz wtedy, gdyby uslyszaly Cie 2 osoby…

    W Niemczech, nieco lepiej mi znanych, maja np. takie cos, co nazywa sie Mitbestimmungsgesetz – czyli ustawe, oddajaca zalodze (czyli zwiazkom zawodowym) znaczny zakres realnej wladzy w najzupelniej prywatnym przedsiebiorstwie.
    O szczegolach mozna poczytac w Wikipedii http://de.wikipedia.org/wiki/Mitbestimmung, krotsza wersja polska http://pl.wikipedia.org/wiki/Partycypacja_pracownicza_(Niemcy)

    Nad czyms podobnym (nawet nieco mocniejszym) kombinowali tez brytyjscy labourzysci – http://en.wikipedia.org/wiki/Co-determination, http://en.wikipedia.org/wiki/Bullock_Report_(Industrial_democracy), ale z Angole pomyslu wyprzegli w epoce Zelaznej Lady.

    Zob. tez: 5. Dyrektywa Komisji Europejskiej

    Pozdrawiam

    P.S. Kiedys byla taka zagadka:

    Czy socjalizm mozna wprowadzic w Wielkiej Brytanii?
    Owszem, mozna, ale po co?

    A czy socjalizm mozna wprowadzic w Liechtensteinie?
    Nie, to za duze nieszczescie jak na taki maly kraj.

    A dzis moze trzeba zadac sobie pytanie, czy Polske stac na to, by socjalizm nadal utrzymywac?

  2. Ostrożnie z tymi rolnikami
    Pamiętajmy, że tam są miliony, które jakoś tam wyżywiają się na swoim spłachetku, ale w przeważającej większości nie będą w stanie utrzymać się na wolnym rynku.

    Może się okazać, że to, co dokładamy z im do ubezpieczeń etc, to i tak grosze w porównaniu do zasiłków, które trzeba by im płacić. Zasiłek niby kiedyś się kończy, ale dalej co? Mają sobie radzić sami jak wszyscy inni? Nie poradzą – nie mają takich samych szans. A parę milionów zdesperowanych, głodnych ludzi to naprawdę poważny problem. Może nie dla Stalina, Chin albo Korei Północnej, ale nie wiem, czy zdążylibyśmy odpowiednio szybko wdrożyć tamtejsze metody.

    Co do szans tych milionów: o ile z głodu nie umierają, bo coś tam urośnie i coś się utuczy, to jednak pieniądza tam brakuje. Nawet biedak w mieście jest w stanie posłać swoje dzieci do jakiejś szkoły zawodowej – było nie było to niewiele kosztuje, a jak dzieciak ambitny, to i w jakimś McDonaldzie wieczorami dorobi. Beztalencia też jakąś pracę tam sobie znajdą. A na wsi? Do miasta daleko – żeby dojechać do szkoły, do pracy albo jej poszukać. PKSów/pociągów jak na lekarstwo, więc tanio ani szybko się nie da. Są jak za murem, którego wielu z nich nie przeskoczy nawet jakby mocno chcieli.

    Dlatego ostrożnie – tam jest duży problem. I może kiedyś zmaleje wraz z kierowaną tam pomocą i zachętami dla przedsiębiorczych. Oni poślą dzieci do szkół, zatrudnią innych – niejeden obibok za coś się weźmie, jak ma to blisko i widzi, że innym od tego żyje się lepiej. Praca u podstaw wciąż aktualna 🙂 Bo radykalnie to chyba nie można.

    • nie ma teorii wartej, by poswiecic dla niej praktyke
      Zadnym socjalista zdecydowanie nie jestem, ale gdyby tu byla taka opcja, to za ten komentarz dalbym Ci sporo gwiazdek.

      Jest jednak drobne “ale”, mianowicie uzalezniajacy charakter pomocy socjalnej. W opisany przez Ciebie sposob bardzo latwo postawy bierne i roszczeniowe utrwalic i doprowadzic do ich sukcesji.

      Dziwilem sie, dlaczego inwestorzy nie lokuja masowo swoich firm (zakladow pracy) w rejonach chronicznego bezrobocia, np. popegeerowskich, az mi to wyjasniono i pokazano pare naocznych przykladow: bo tam jest i tak wiecej miejsc pracy, niz ludzi zdolnych do jej podjecia i wykonywania…

      Poza tym nadmierna pomoc socjalna np. dla bezrobotnych nie dosc, ze kosztuje tych produktywnych (podatki itp.), to jeszcze radykalnie pogarsza ich warunki zarabiania (czesc ludzi trwale kieruje na zasilek, inna czesc – do pracy na czarno, bedacej nieuczciwa konkurencja dla tych, ktorzy ten system maja finansowac).

      Trzeba wiec bardzo uwazac, aby nie wylac dziecka z kapiela.

      Postulowana przez Ciebie sciezka wiec jest naprawde bardzo waska.

      Pozdrawiam

      • Ja też wolę dać wędkę niż rybę
        Jak najbardziej. I sam co nieco wiem o mentalności postpegieerowskiej – niektórym tam ciężko nawet utrzymać wędkę. Słyszałem opowiadanie z pierwszego źródła (pomoc społeczna, koszalińskie), jak to niektórzy nie chcieli wziąć kóz, bo to tylko dla nich kłopot, chociaż koszt utrzymania żaden (żre wszystko, wlezie nawet na dach po trawę), a mleko i dość pewny przecież przychówek w cenie. Taki odsetek zawsze zostanie, ale rąk wyciągnętych po wędkę też nie brakuje.