Reklama

Tysiące razy słyszałem, że zajmuję się szczuciem, polowaniem na ludzi, hejtem i tak dalej, a czynię to wszystko dlatego, że nic innego w życiu nie potrafię. Niech i tak będzie, ale to też trzeba umieć, prawda? Można szczuć, hejtować i polować beznadziejnie albo można to robić wybitnie. Skoro jest to najczęściej powtarzany zarzut pod moim adresem, to czuję się profesjonalistą, zwłaszcza w polowaniu na ludzi. Znam dane Piotra S. z Niepołomic, wiem kim jest, gdzie mieszka, jaką prowadzi firmę. Znam dane córki, syna, brata Krzysztofa i bratowej, wszystkich upolowałem po wielu dniach biegania po sieci. Było to chyba najtrudniejsze zadanie, jakie do tej pory wykonywałem, oczywiście jeśli chodzi o ustalenie tożsamość anonimowej postaci, o której głośno zrobiło się w mediach.

Mógłbym znów zaistnieć w sieci „na ludzkiej krzywdzie” i narobić hałasu w stylu, który jest mi przypisywany przez ludzi przelewających własne projekcje na ekran. Nie postąpię tak, po pierwsze z tego powodu, że nigdy na nikogo nie polowałem, nikogo nie szczułem i nie hejtowałem, zawsze atakowałem lub broniłem się przed tymi, którzy gnoili innych i jednocześnie przerabiali się na świętych. Po drugie nie upublicznię danych, ani nieszczęśnika, który się podpalił, ani jego brata, dość znanej osoby publicznej, ani pozostałych członków rodziny, bo ta historia jest zupełnie inna niż się nam wszystkim wydawało. Gdybym nawet napisał kim jest Piotr S., to klasyczni poszukiwacze sensacji nie znajdą w Google nic poza jedną fotografią, nazwą firmy i jednocześnie adresem domowym dostępnym na Google Street.

Reklama

Człowiek nie ma konta na Facebooku i Twitterze, przynajmniej nie pod własnym nazwiskiem. Nie sposób też znaleźć żadnych śladów jego działalności politycznej, zero podpisanych deklaracji, żadnego udziału w marszach KOD. Czarna dziura. Dzieci Piotra S. również nie brylują w „społecznościówkach” i prawdę mówiąc po paru kliknięciach dałem sobie spokój, cóż mnie mogą obchodzić osobiste pasje i wpisy, bez związku z tym, czego się większość spodziewała, a więc oficjalnej przynależności politycznej. O ile mnie pamięć nie myli, to chyba nie było dotąd takiej sytuacji, aby po tak długim czasie w mediach albo chociaż w Internecie nie pojawiły się ustalenia kim jest osoba, o której przez parę dni mówiła cała Polska. Jestem z podobnymi historiami na bieżąco i coś takiego obserwuję po raz pierwszy. Z chwilą, gdy poczyniłem swoje ustalenia stało się dla mnie jasne dlaczego tak się dzieje.

W tej historii nic nie jest czarno-białe, ta historia wymyka się wszystkim stadnym odruchom i prostym diagnozom. List Piotra S. został powielony w milionach egzemplarzy, mam na myśli odbiór po publikacji w Internecie i w mediach. Jest to przedziwna lektura, niby jasna deklaracja, wręcz manifest polityczny, ale pisany językiem, który porównałem do instrukcji obsługi pralki. Być może wynika to z faktu, że Piotr S. ma ścisłe wykształcenie i od lat zajmuje się szkoleniami, a może nie pisał manifestu sam. W każdym razie nie znajdziemy w tym swoistym spisie politycznych marzeń charakterystycznych dla KOD czy Obywateli RP, nienawistnych haseł, nie ma tam też innych form żółci. Zwykły suchy katalog myśli spisany ze stoickim spokojem. Nie wiem dlaczego tak to wygląda, ale podejrzewam, że to zupełnie inny niż polityczny krzyk rozpaczy, dla którego polityka była jedynie wzmacniaczem. Psychika, kłopoty finansowe lub osobiste, zgubny wpływ „mentora”, bardziej pasują do zachowania Piotra S. niż polityczna desperacja.

Piotr S. nie mógł się tak obawiać PiS-u, jak pisał, choćby dlatego, że jego brat Artur jeśli nie jest „pisowcem”, to na pewno jest poetą z „ciemnogrodu”, który wymienia Rymkiewicza jako jednego z największych współczesnych poetów. Artur S. pisze, że jest wyznawcą teorii spiskowych i w jego przekonaniu są one potrzebne oraz oczyszczające. Artur S. poleca książki o GRU, przedstawia się jako patriota i katolik, a jego żona na Facebooku ucieka od polityki na drugi koniec świata. Jak widać nic nie pomogło grzebanie w życiorysach i nic tu do siebie nie pasuje, nie ma TW, nie ma wielkich lewych interesów, powiązań politycznych. Dlatego też nie widzę najmniejszego powodu, aby z tej czysto ludzkiej i wręcz szekspirowskiej tragedii Piotra S. i jego bliskich robić sensację i zarabiać na kliknięciach. Nawet dotarcie do dokumentu potwierdzającego, że Piotr S. wygrał jakiś lokalny przetarg na szkolenie, za takie sobie pieniądze, nie przekonało mnie do „hejtowania”.

Jedyną postacią, którą z imienia i nazwiska ujawnię jest przyjaciółka Piotra S., Anna Hejda z Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Swego czasu było bardzo głośno o tej fundacji i metodach pozyskiwania środków oraz z uwagi na fakt, że jej prezesem jest tak zwany „profesor” Jerzy Stępień. Ten jeden, jedyny przypadek osobowy nie ma w sobie żadnych tajemnic. Pani Hejda jest postacią absolutnie jednoznaczną, politycznie zdeklarowaną po stronie „faszyzm PiS” i „wolność KOD”. Jeśli wierzyć jej słowom, to miała bardzo częste kontakty z Piotrem S. i to ona odesłała dzieci i żonę Piotra S. do redakcji OKO Press. Czy i ewentualnie na ile przyjaźń z Anną Hejdą wpłynęła na decyzję Piotra S. nie wiem, ale wiem na pewno, że jej zaangażowanie i działanie po tragedii jest wyjątkowo brzydkie. Warto się też dokładnie przyjerzeć, czym się zajmuje Anna Hejda:

Jestem trenerką, facylitatorką, moderatorką, konsultantką, mentorką i doradczynią zawodową.

Źródło: http://www.promentor.pl/project/anna-hejda/

Z powyższego pseudonaukowego bełkotu wyłania się jeden fach – praczka mózgów. Może kiedyś się dowiemy co się naprawdę stało, ale teraz mam zupełnie inną refleksję i puentę. Chyba rzeczywiście w życiu nic nie jest takie proste, jakby się mogło, czy chciało nam wszystkim wydawać. Zgromadziłem o tej tragedii wystarczająco dużo informacji, aby więcej, w kontekście Piotra S i jego bliskich, nie pisać.

Reklama

16 KOMENTARZE