Reklama

Wyczekiwanie na rewolucyjnego Godota ma swój groteskowy wymiar, wystarczy sięgnąć do archiwów wypowiedzi, nie wyłączając moich felietonów, aby wiedzieć, że nie wszystko wygląda tak, jak się w analizach przedstawiało. Jakie warunki muszą być spełnione, żeby ludzie powiedzieli dość? Wiele czynników ma na to wpływ, czasami całkowicie irracjonalnych, gdy się popatrzy na światowe protesty, na przykład w USA poszła fala po śmierci jednego czarnoskórego bandziora. Istnieją jednak pewne generalia, które są uniwersalne rewolucyjnie. Wskazałbym na trzy podstawowe: emocje wywołane działaniem władzy, brak środków do życia, impuls. Na jakim etapie jesteśmy w tej chwili? W mojej ocenie na pierwszym i to tak w połowie, no może „większej połowie”.

Nie tak dawno NBP podał dane dotyczące obiegu gotówki i okazało się, że bijemy rekordy oszczędności, w portfelach Polaków jest ponad 305 miliardów i to dosłownie w portfelach, nie w bankach. Oszczędności na kontach również biją rekordy, w czerwcu było 1,65 biliona złotych. Co to oznacza? Zabrzmię trochę jak minister propagandy, ale wniosek może być tylko jeden. Owszem rząd PiS robi wszystko, aby padały małe i średnie firmy, jednak Polacy nauczeni przeszłością zabezpieczają swój byt i nie wydają pieniędzy, tylko trzymają na „czarną godzinę”. Taki stan rzeczy powoduje, że drugi warunek rewolucyjny przeciąga się w czasie i będzie się przeciągał dopóki w skarpecie albo na koncie nie zobaczymy dna. Na szczęście nie jest tak, że wszystkie warunki muszą być spełnione, do masowych protestów wystarczy w zasadzie ostatni, czyli impuls, dwa pozostałe są bazą, nie wymogiem. Takich impulsów widzieliśmy już klika, co prawda na niewielką skalę, ale warto je odnotować. Ludzie tłumnie wyjeżdżali „biznesowo” w góry i nad morze, żeby odpocząć od medialnej paranoi nakręcanej „pandemią”. Stoki narciarskie wypełniły się sankami, a balkony fajerwerkami na Sylwestra.

Reklama

Doszło też do pierwszych odważnych ruchów w gastronomii, gdzie sanepid zawsze miał szczególne możliwości i bez „pandemii”. Na początku były to akcje prowincjonalne, w Cieszynie na przykład, swoją drogą restauracja pod szyldem „U trzech braci” działa do dziś, a w Cieszynie otwierają się kolejne. Wczoraj w Zakopanem nastąpił kolejny przełom, bo właściciele otworzyli restaurację na Krupówkach, to poważny impuls dla pozostałych lokali w najbardziej znanych miejscach. O ile restauracji w Cieszynie z dziwnych powodów odpuszczono, o tyle lokal na Krupówkach od razu wywołał masową histerię wśród przedstawicieli władzy i mediów. Dlaczego? Za bardzo kłuje w oczy, za bardzo pokazuje, że można sobie kpić z „pandemii” i idiotycznych działań rządu doprowadzających ludzi do bankructwa i wyczerpania psychicznego. Na takie obrazki żadna władza nie może sobie pozwolić, ale jak dotąd mamy do czynienia wyłącznie z apelami o rozsądek, przeplatanymi z pogróżkami, że to grozi karą 30 000 zł. Władza ma jeszcze jeden problem, mianowicie przed restauracją na Krupówkach ustawiła się trzy razy większa kolejka, niż przed ośrodkami zdrowia po szczepionkę.

Z trzech warunków rewolucyjnych najbardziej wypełniony jest pierwszy i cały czas będzie się dopełniał. Gdy do pierwszego dojdzie trzeci, wtedy będzie można sobie wypowiedzieć kultowe zdanie: „tej siły już nie powstrzymacie”. PiS, ani żadna inna władza nie poradzi sobie z masowym lekceważeniem idiotycznego prawa, czy też bezprawia, po prostu nie wsadzą milionów Polaków i nawet nie odeślą do sanepidu. Z ostrożności analitycznej nie napiszę, że impuls z Krupówek rozleje się na całą Polskę, ale na pewno jest to nowa sytuacja, otwierająca nowe możliwości. Restauratorzy nie zrobią nic bez klientów, przełamanie strachu i otwarcie lokali nie ma najmniejszego sensu, jeśli stoliki będą stały puste. Teraz cała gastronomia zobaczyła, że z frekwencją problemów nie będzie, od Cieszyna po Krupówki ludzie chcą normalnie żyć. Gdyby jeszcze na odwagę zebrało się jakiejś Gessler albo Grycanowi, to impuls gwałtownie zamieniłby się na falę!

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Gromadzenie dużej ilości

    Gromadzenie dużej ilości gotówki jest oznaką tego, że gospodarka (oraz ludność) przeszła w tryb survivalowy. Taki sam, jak podczas Wielkiego Kryzysu w latach trzydziestych. Skutki będą też takie same: upadki calych sektorów przemysłu i usług, bezrobocie i nędza. Spowolnienie tempa cyrkulacji pieniądza i spadek zaufania gospodarczego to najgorsze, co może stać się w ekonomii napędzanej przez pieniądz fiducjarny. A teraz mamy z tym do czynienia.

    Morawiecki – historyk, którego błędnie uważa się za ekonomistę, myśli że znalazł na to remedium w postaci funduszy z pożyczki europejskiej. Jest to tylko miraż. Morawieckiemu pomachano plikiem euro, by zgodził się na wprowadzenie NWOwskich porządków i wykrwawił kraj. Nie wie biedaczyna, że te obiecane środki będą mu odebrane pod byle pretekstem, np brakiem "praworządności". Teraz gorliwie niszczy kraj, by zobaczyć figę z makiem.

  2. Gromadzenie dużej ilości

    Gromadzenie dużej ilości gotówki jest oznaką tego, że gospodarka (oraz ludność) przeszła w tryb survivalowy. Taki sam, jak podczas Wielkiego Kryzysu w latach trzydziestych. Skutki będą też takie same: upadki calych sektorów przemysłu i usług, bezrobocie i nędza. Spowolnienie tempa cyrkulacji pieniądza i spadek zaufania gospodarczego to najgorsze, co może stać się w ekonomii napędzanej przez pieniądz fiducjarny. A teraz mamy z tym do czynienia.

    Morawiecki – historyk, którego błędnie uważa się za ekonomistę, myśli że znalazł na to remedium w postaci funduszy z pożyczki europejskiej. Jest to tylko miraż. Morawieckiemu pomachano plikiem euro, by zgodził się na wprowadzenie NWOwskich porządków i wykrwawił kraj. Nie wie biedaczyna, że te obiecane środki będą mu odebrane pod byle pretekstem, np brakiem "praworządności". Teraz gorliwie niszczy kraj, by zobaczyć figę z makiem.

  3. Trochę mnie raziło, ale i

    Trochę mnie raziło, ale i bawiło otwieranie biznesów przy jednoczesnym podkreślaniu przez przedsiębiorców, jak to jest przez nich przestrzegany reżim sanitarny. To nic innego jak dawne poczciwe "Socjalizm tak, wypaczenia nie!". Oczywiście, w oczach pis-władzy to nie jest żadna okoliczność łagodząca, bo komuna wie, że musi mieć albo 110% rządu dusz albo zginie. Stąd w pohukiwaniach i siłowo-mundurowych demonstracjach władzy nie chodzi o żadne sanitarne bezpieczeństwo, tylko o wymuszanie posłuchu na poziomie tresury. Zatem dobrze, że oraz więcej zbuntownych przedsiębiorcow i wspierających ich klientów traktuje sanitarną ściemę instrumentalnie, ale nie bierze tego na poważnie.

    Ten zdrowy odruch przypomina mi, coś sam kiedyś przepowiadałem, aż dopiero teraz się żachnąłem, że zamiast ciągle główkować, warto wrócić do tego, co już się wymyśliło. My w Polsce nie potrzebujemy otwartych buntów. To jest dobre dla prymitywnych narodów Europy Zachodniej. Oni muszą mieć reguły wypisane na czarno na białym i spójne. Neurotycznie dążą do układania wszystkiego w jakimś logicznym porządku, a w swoim mentalnym ograniczeniu nie potrafią sobie wyobrazić życia obok oficjalnego systemu. Ich uliczne nawalanki to walki desperatów będących na skraju szaleństwa, wtrąconych w rzeczywistość, gdzie nie ma zdrowego rozsądku.

    Nam natomiast prawo w życiu nie przeszkadza. Jeżeli jest dobre i odpowiada naszym społecznymn potrzebom, to świetnie. Taki stan jest pożądany. Ale nie jest dla nas konieczny. Bo jeżeli jakakolwiek władza ma zapędy zamordystyczne, co zawsze wyraża się w tworzeniu prawa a priori i próby wtłoczenia społeczeństwa w swoje chore systemowe spekulacje, zawsze znajdziemy jakieś obejście. Kijem Wisły nie zawrócisz. My tam nie będziemy się nadaremno buntować. Załatwimy to tak, jak zawsze robili nasi przodkowie. Olejemy durnowate regulacje, ograniczymy prawo sanitarne do fasady i będziemy dalej żyć po swojemu, aż przeprowadzimy erozję reżimu. Wszyscy pamiętają, kiedy wprowadzono stan wojenny. A kto pamięta, kiedy został zakończony? No właśnie, mało kto, bo to już był tylko ostatni ruch mopem, nikogo to nie obchodziło. Obyśmy tylko nie zapomnieli tym razem przeprowadzić dekomunizacji, czyli depisizacji (ależ ten wymyślił sobie nazwę partii…).

  4. Trochę mnie raziło, ale i

    Trochę mnie raziło, ale i bawiło otwieranie biznesów przy jednoczesnym podkreślaniu przez przedsiębiorców, jak to jest przez nich przestrzegany reżim sanitarny. To nic innego jak dawne poczciwe "Socjalizm tak, wypaczenia nie!". Oczywiście, w oczach pis-władzy to nie jest żadna okoliczność łagodząca, bo komuna wie, że musi mieć albo 110% rządu dusz albo zginie. Stąd w pohukiwaniach i siłowo-mundurowych demonstracjach władzy nie chodzi o żadne sanitarne bezpieczeństwo, tylko o wymuszanie posłuchu na poziomie tresury. Zatem dobrze, że oraz więcej zbuntownych przedsiębiorcow i wspierających ich klientów traktuje sanitarną ściemę instrumentalnie, ale nie bierze tego na poważnie.

    Ten zdrowy odruch przypomina mi, coś sam kiedyś przepowiadałem, aż dopiero teraz się żachnąłem, że zamiast ciągle główkować, warto wrócić do tego, co już się wymyśliło. My w Polsce nie potrzebujemy otwartych buntów. To jest dobre dla prymitywnych narodów Europy Zachodniej. Oni muszą mieć reguły wypisane na czarno na białym i spójne. Neurotycznie dążą do układania wszystkiego w jakimś logicznym porządku, a w swoim mentalnym ograniczeniu nie potrafią sobie wyobrazić życia obok oficjalnego systemu. Ich uliczne nawalanki to walki desperatów będących na skraju szaleństwa, wtrąconych w rzeczywistość, gdzie nie ma zdrowego rozsądku.

    Nam natomiast prawo w życiu nie przeszkadza. Jeżeli jest dobre i odpowiada naszym społecznymn potrzebom, to świetnie. Taki stan jest pożądany. Ale nie jest dla nas konieczny. Bo jeżeli jakakolwiek władza ma zapędy zamordystyczne, co zawsze wyraża się w tworzeniu prawa a priori i próby wtłoczenia społeczeństwa w swoje chore systemowe spekulacje, zawsze znajdziemy jakieś obejście. Kijem Wisły nie zawrócisz. My tam nie będziemy się nadaremno buntować. Załatwimy to tak, jak zawsze robili nasi przodkowie. Olejemy durnowate regulacje, ograniczymy prawo sanitarne do fasady i będziemy dalej żyć po swojemu, aż przeprowadzimy erozję reżimu. Wszyscy pamiętają, kiedy wprowadzono stan wojenny. A kto pamięta, kiedy został zakończony? No właśnie, mało kto, bo to już był tylko ostatni ruch mopem, nikogo to nie obchodziło. Obyśmy tylko nie zapomnieli tym razem przeprowadzić dekomunizacji, czyli depisizacji (ależ ten wymyślił sobie nazwę partii…).

  5. “Pacjent zmarł po podaniu

    "Pacjent zmarł po podaniu szczepionki? Rzecznik MZ: czekamy na weryfikację, mężczyzna był schorowany"

    Był schorowany i podaliście mu szczepionkę? Do piekła diabły wcielone!

    I jeszcze to:

    "Pacjent z Oleśnicy, który zmarł kilka dni temu, został ujęty w rządowym raporcie dotyczącym niepożądanych odczynów poszczepiennych. – Nie ma obecnie potwierdzenia, by śmierć była spowodowana COVID-19. Czekamy na ostateczną weryfikację przez lekarza – powiedział rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz". A dowiemy się, jak się nazywa "lekarz", który dopuścił schorowanego człowieka do szczepienia?

  6. “Pacjent zmarł po podaniu

    "Pacjent zmarł po podaniu szczepionki? Rzecznik MZ: czekamy na weryfikację, mężczyzna był schorowany"

    Był schorowany i podaliście mu szczepionkę? Do piekła diabły wcielone!

    I jeszcze to:

    "Pacjent z Oleśnicy, który zmarł kilka dni temu, został ujęty w rządowym raporcie dotyczącym niepożądanych odczynów poszczepiennych. – Nie ma obecnie potwierdzenia, by śmierć była spowodowana COVID-19. Czekamy na ostateczną weryfikację przez lekarza – powiedział rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz". A dowiemy się, jak się nazywa "lekarz", który dopuścił schorowanego człowieka do szczepienia?