Reklama

Prolog konkursowy.


Prolog konkursowy.

Reklama

Po co Kluzik i Poncyliusz spotkali się z Palikotem? Pytanie dla wszystkich, którzy czują się intelektualnie bardziej sprawni, niż gosposia polskiej blogosferycznej analizy, anonimowa prezesowa kataryna. Nagrodą jest satysfakcja, podrasowane ego, czyli wszystko czego człowiek rozpaczliwie potrzebuje i się wstydzi. Odpowiedź jest prościutka i sprowadza się do parlamentarnej formalności. Tyle mogę podpowiedzieć.

Mamy niezwykle zabawny stan rzeczy. Gdzie jest Donald Tusk? Wszyscy się zastanawiają kto te wybory wygrał i WSZYSCY LIDERZY partyjni odtrąbili wielki sukces. A gdzie jest Tusk? Taki wielki sukces i nie ma przed kamerami pierwszego zapiewajły wszelkich sukcesów? Strażnika parlamentu i dopalaczy? Gdzie jest obrońca wałów? Gdzie jest chirurg plastyczny od organów płciowych? Zabawne, ale niestety nadal rządzące. Pytanie czy Tusk musi się pokazywać i tłumaczyć? Nie musi, a Tusk jak czegoś nie musi, to znaczy, że za niego robotę odwalił Kaczyński, mecenas władzy PO. Jak to zrobił? Zacznę od spektakularnych zdrad lub rozłamów w trakcie wielkich kampanii wyborczych. Oto Donald Tusk zdradza Geremka, Mazowieckiego, a więc i Michnika i idzie budować wielką partię PO. Po tym akcie UW znika z politycznej sceny, PO jeszcze daleko do sukcesu. Kolejna. PO idzie do wyborów parlamentarnych, a żona Rokity zdradza z PiS. PO wygrywa wybory, Rokita znika z polityki. Oto Grzegorz Napieralski idzie do parlamentarnych wyborów, a towarzysze: Kalisz, Jaruzelski, Urban, w końcu Cimoszewicz wbijają mu nóż w plecy. Mimo wszystko, otrzymuje niezły wynik i nawet triumfuje. Co łączy te wszystkie sprawy i dlaczego nie ma tu sprawy z ostatniej chwili, czyli zdrady Kluzik? Nie ma tu sprawy Kluzik, ponieważ te wszystkie sprawy łączy jedno. W żadnym wypadku zdradzeni nie tłumaczyli swoich porażek knowaniem, spiskiem, przemyślaną akcją wrogów politycznych, czy to wewnętrznych, czy zewnętrznych. W każdym razie nikt tego nie czynił histerycznie i nie podawał jako główną i w zasadzie jedyną przyczynę porażki. W żadnym wypadku przegrani nie analizowali tajnych zdjęć i nie nakręcali się krasnoludkami co szczają do mleka. W żadnym wypadku byłych kolegów nie szmacili, nie poniewierali, nie zarzucali najcięższych kalibrów wiarołomstwa, w tym zdrady racji stanu, patriotyzmu, wiary w Boga, polskości i tak dalej. Nie robili tego z prostego powodu, ponieważ w polityce, takich rzeczy się nie robi. W profesjonalnej polityce takie rzeczy robią tylko polityczni populiści, z góry skazani na marginalne poparcie. Profesjonaliści, partie z ambicjami sięgającymi władzy, mogą podobne NATURALNE PROBLEMY polityczne, potraktować na kilka sposobów: po prostu olać, lekceważyć zjawisko, zachować tak zwaną klasę jak uczynił to Rokita i Mazowiecki, albo zagrać na emocjach z tym, że skutecznie zagrać i na rzecz zwycięstwa, co zrobił Napieralski, kiedy było mu „po ludzku przykro”. Zabrakło w tym zestawieniu ostatniego wydarzenia w PiS, ponieważ w przeciwieństwie do wymienionych przykładów na profesjonalne zachowanie polityczne, zgodne z logiką politycznego postępowania, Kaczyński zachował się jak zupełny amator.

Wejdźmy na chwilę w skórę betonowego elektoratu PiS i załóżmy, że prezes faktycznie, w genialności swojej wykrył spisek, co więcej w przed dzień wyborów, ale już po zamknięciu list wyborczych. Co robi profesjonalny polityk kierujący się logika polityczną, nie emocją i to w dodatku emocją, którą można nazwać „kultem porażki”? Profesjonalny polityk udaje, że nie ma sprawy, nie wywala w środku kampanii zdrajców, tym bardziej, że tak naprawdę zdrajcy wręcz go o to błagają, jak posłanka Jakubiak, która się ukorzyła do granic nieprzyzwoitości. Jest oczywiste, że wywalenie zdrajców w trakcie kampanii, to nadanie im nobilitacji, pokazanie, że są groźni, a zatem silni. Prezes zachowuje się jak amator polityczny i wywala „zdrajców”, ponieważ pękają mu emocjonalne szwy. Wywalić należało po wyborach, ponieważ ta grupa dla wyborów samorządowych nie stanowiła ŻADNEGO zagrożenia. Jeśli nawet działali tak, żeby wprowadzić swoich ludzi, a potem ich wyciągnąć do swojej partii, to przecież łatwo można było temu zapobiec po wyborach. Czy jakiś szaleniec z tych co się dostanie do władzy z list partii, która mu władzę dała, będzie skłonny pójść do partii, która nie daje żadnej gwarancji? Mało tego, nie ma prostszego narzędzia, aby oddzielić ewentualnych zdrajców, niż poczekanie, aż się ujawni cała grupa. A przegranych niech sobie przegrani odbijają, nic prostszego jak wyśmiać takie działania, pod warunkiem, że wynik w wyborach jest przynajmniej przyzwoity. Partia ludzi przegranych, ten argument jest nieśmiertelny i zawsze działa. Prezes tego nie pojął i zrobił wszystko, aby przegrać wybory i rozproszyć ewentualnych zdrajców wśród wyborczej zawieruchy, a przegranych przez głupotę prezesa, skłonić do przejścia na stronę „zdrajców”. Pierwszy spektakularny przykład na polityczne amatorstwo, pod dyktando emocji „kultu porażki”.

Co robi prezes po wyborach? Przed wyborami mieszał się w chaotycznych działaniach najpierw nazywając grupę posłów marginalną, następnie nobilitował ich wyrzuceniem, by znów nazwać ich nieistotnymi zdrajcami na poziomie Palikota. Powiedzmy, że nadał status tym ludziom, status nieistotnych, na siłę powiedzmy, bo faktycznie tego nie zrobił. Powtórzę pytanie. Co robi prezes po wyborach? Znów nobilituje i reklamuję grupę zdrajców, inaczej jego słów wskazujących na przyczynę sromotnej porażki, którą ma być działanie „nieistotnej, marginalnej grupy”, wytłumaczyć się nie da. Prezesowi znów puszcza postronek i czyni kolejną politycznie niewytłumaczalną rzecz, nie dość, że reklamuje i nadaje rozłamowej grupie zdolność politycznego wpływu na poziomie kilkunastu procent (różnica miedzy wynikiem z I tury wyborów prezydenckich i wynikami sejmików), to jeszcze się ośmiesza jako klasyczna „beksalala”. Jest tylko jeden lider i jedna partia w Polsce, która przyczyny swoich porażek szuka w zdradzie zewnętrznej i wewnętrznej. Tym nieuleczalnym przypadkiem jest prezes Kaczyński i partia PiS. Tutaj to jeszcze można mówić o jako takiej przytomności umysłu. Przypomnę, że prezes wygadywał już takie rzeczy jak porażka z Mitami i Faktami. Bardziej skompromitować się nie można, bardziej ośmieszyć się nie można, bardziej amatorsko politycznie zachować się nie można. Jeśli PiS jest partią, której dupę może skopać byle lewacki brukowiec i dwie kobity, no to jaką jest ta partia, jakim jest jej lider i jacy są wyborcy? Po kolei należy odpowiadać: partia porażka, lider porażka, wyborcy porażki.

Narracja Kaczyńskiego jest narracją człowieka porażki, dla utrzymania pozycji partii porażki, ponieważ takie są oczekiwania wyborców porażki. Kult porażki jest jedynym emocjonalnym argumentem PiS i Kaczyńskiego. Już byśmy wygrali, tym razem na pewno byśmy wygrali, ale niestety: „Balcerowicz nie odszedł”, „Żydzi żądzą Polską”, „Komunistów trzeba wyrżnąć”. Nieprzypadkowe hasła padły, hasła LiS-u, wcześniej LPR-SO i PC. Nawiasem mówiąc, każde hasło zawiera niemałą dawkę prawdy i racji. Prezes nie działa logiką polityczną, prezes działa emocją elektoratu. Skąd taki wybór? Wybór jest stąd, że Kaczyński w ambicjach politycznych jest dokładnie taki sam jak Tusk. Wróć! Słabiej niż Tusk. Kaczyńskiemu wystarczy, że dostarczy paliwa swoim wyborcom ustawionym na „anty” i wie, że na tym paliwie będzie miał pełną gwarancję dla silnej partii opozycyjnej. Tusk przy pomocy tych samych narzędzi utrzymuje władzę. Taki podział może satysfakcjonować mało ambitnego Tuska, ale fakt, że satysfakcjonuje Kaczyńskiego, zdawałoby się, że z przerostem ambicji, pozbawia złudzeń. Kaczyński może mieć pełen komfort psychiczny, może być sobą, nie musi udawać jak każdy polityk i będzie miał swój gwarantowany udział w podziale politycznym. Udział, który nigdy nie da mu władzy, ale też nigdy nie pozbawi silnej pozycji po opozycyjnej stronie.

Tak jest w każdym demokratycznym kraju, że ugrupowania ekstremalne mają swój elektorat z tym, że w krajach zmagających się z demokracją, takich egzotycznych połączeń jak endecko-katolicka LPR z peerelowską SO nie ma. Jest na przykład narodowa Steinbach i lewaccy Zieloni, ale nie ma mowy, aby te dwa elektoraty się połączyły pod jednym szyldem. SO była partią skrajnie lewicową, maksymalny populizm lewicowy, żal za dawnym PGR i cenami masła regulowanymi przez państwo. Luźna obyczajowo, panienki, wino, Hummery. LPR-owcy byli skrajnymi narodowcami i katolikami, obyczajówka na poziomie zakonu, pod tym względem zbliżeni do PC, chociaż nie do końca. Jak Kaczyński połączył te dwa wydawałoby się skrajnie różne elektoraty? Narracją porażki! Kultem porażki złączył te dwa elektoraty i wiecznej opozycji wobec sił zła okradających Polskę. Dla SO wskazał liberałów złodziejów, Balcerowicza Kaczyński nie trawi jak Lepper i wszystkich „bogaczy” takoż. A za narodowe hasła robi kondominiów i zamach Putina na samolot, co i elektoratowi PC leży. Kult porażki obsługuje żelazny elektorat PiS i co więcej wpisuje się w charakter Kaczyńskiego. Zarówno betonowy elektorat PiS, jak i Kaczyński potrzebuje wrogów, do dwóch celów. Po pierwsze wróg jest pokazywany jako program polityczny, idziemy do władzy, bo jak przegra wróg, stanie się światłość. Po drugie przebiegłość wroga i niewyobrażalna siła, bo cięgle nie wiadomo, kto się wrogiem okaże, nieustannie dostarcza usprawiedliwienia dla porażek.

Napisałem, że Kaczyński nie kieruję się logiką polityczną, ale emocją, w dodatku emocją negatywną, bo kult porażki trudno nazwać pozytywną podnietą. Muszę się poprawić. Kaczyński może się kierować logiką polityczną, nie wierzę w to, ale analizując na chłodno nie można wykluczyć takiej ewentualności i nawet są ku temu adekwatne przesłanki. Tyle tylko, że jest to logika politycznego minimalizmu, jest to logika zachowania silnej pozycji opozycyjnej. Logika, która wyklucza zdobycie władzy, z definicji wyklucza, ponieważ nawet na tak egzotycznym połączeniu jak połączenie skrajnej lewicy ze skrajną prawicą, choć trzeba przyznać, że spoiwem obu tych grup jest socjalizm, władzy zdobyć się nie da. Jeśli Kaczyński kieruje się logiką polityczną, jest to logika politycznej porażki, pewnej ciepłej opozycyjnej posadki. Bez zaryzykowanie utraty części skrajnego elektoratu, na rzecz pozyskania elektoratu centrum, PiS nigdy nie odzyska władzy. Natomiast jeśli Kaczyński kieruje się polityczną emocją, efekt uzyska ten sam, należy się pozbyć złudzeń, że Kaczyński przy tak amatorskim politycznym działaniu kiedykolwiek odzyska władzę, wykluczając jakieś ekonomiczne i polityczne kataklizmy. Zatem mamy dwa obrazy Kaczyńskiego i PiS. Albo mamy do czynienia z logiką politycznej porażki, kultu porażki, czyli minimalizmem politycznym, gwarantującym pewne i stałe miejsce na opozycji. Albo mamy do czynienia z niekontrolowaną emocją polityczną, która grzebie wszelkie polityczne strategie i nadzieje na uzyskanie władzy. Tudzież możemy mówić o wariacjach w różnych proporcjach między tymi diagnozami. Patrząc na działania Kaczyńskiego dwie rzeczy możemy wykluczyć na pewno: Kaczyński nie kieruje się logiką politycznego zwycięstwa, Kaczyński nie generuje innych politycznych emocji, niż emocje kultywujące porażkę. Morał? Nieustannie ten sam. Głosując na Kaczyńskiego, oddajesz władzę Tuskowi, albo Napieralskiemu i Pawlakowi, albo dowolnym konfiguracjom POSLDPSL.

Reklama

28 KOMENTARZE

  1. Nie doceniecie przenikliwości umysłowej Jarosława
    On wie coś, czego nie wie nikt. Że świat czeka totalna gospdarcza rozpierducha. UE posypie się. Przejawy już mamy. Napierw Węgry i Grecja, teraz Irlandia, a w kolejce już czekają Portugalia, Włochy i Hiszpania. No i Polska nie czarujmy się, to tylko kwestia czasu. Jarosław wie i dlatego odesłał do lamusa twórców “Krainy łagodności”. Jarkacz wie, że nadchodzą czasy protekcjonizmu i końca UE. Jego niskość czuje pismo nosem, że przychodzi pora na rządy autokratyczne. Jego żelazny elektorat, jak twierdzą naiwni, to tylko 20%. No to ja się pytam, z jakim poparciem Adolf zdobył władzę? Popracie dla AH, gwarantowane przez wierne hufce Sturmabteilung oscylowało początkowo w granicach 15-20%. Dopiero terror skłonił kolejne kilkanaście procent do wsparcia NSDAP, tak na wszelki wypadek. W 1933 r. Adolf dostał raptem około 40%. Nie twierdzę, że JK=AH, bynajmniej. Żadnego holocaustu nie będzie. Co najwyżej jakaś mała Bereza Kartuska z pacjentem Nr 1, czyli Dr G.

    Jarosław wyciąga właściwe wnioski z lekcji historii.Wielki umysł ma Jarosław, więc wie, że w nadchodzących czasach autorytarnych rządów podstawą sprawowania władzy jest wróg wewnętrzny i zewnętrzny. Wprawkę już robi, co opisał Kurak. Ma więc swoich Zinowiewów, Kamieniewów i Trockich. Ale spokojnie. Jarosław to nie Józek Słoneczko. Krwi bratniej przelewać nie będzie, za bardzo kocha tę Polskę, miłością może i dziwną, ale szczerą. Jak już weźmie władzę, pozwoli rozłamowcom złożyć samokrytykę i tym się będzie napawać.

    Idą ciekawe czasy jak przeklinają Chińczycy.

  2. Nie doceniecie przenikliwości umysłowej Jarosława
    On wie coś, czego nie wie nikt. Że świat czeka totalna gospdarcza rozpierducha. UE posypie się. Przejawy już mamy. Napierw Węgry i Grecja, teraz Irlandia, a w kolejce już czekają Portugalia, Włochy i Hiszpania. No i Polska nie czarujmy się, to tylko kwestia czasu. Jarosław wie i dlatego odesłał do lamusa twórców “Krainy łagodności”. Jarkacz wie, że nadchodzą czasy protekcjonizmu i końca UE. Jego niskość czuje pismo nosem, że przychodzi pora na rządy autokratyczne. Jego żelazny elektorat, jak twierdzą naiwni, to tylko 20%. No to ja się pytam, z jakim poparciem Adolf zdobył władzę? Popracie dla AH, gwarantowane przez wierne hufce Sturmabteilung oscylowało początkowo w granicach 15-20%. Dopiero terror skłonił kolejne kilkanaście procent do wsparcia NSDAP, tak na wszelki wypadek. W 1933 r. Adolf dostał raptem około 40%. Nie twierdzę, że JK=AH, bynajmniej. Żadnego holocaustu nie będzie. Co najwyżej jakaś mała Bereza Kartuska z pacjentem Nr 1, czyli Dr G.

    Jarosław wyciąga właściwe wnioski z lekcji historii.Wielki umysł ma Jarosław, więc wie, że w nadchodzących czasach autorytarnych rządów podstawą sprawowania władzy jest wróg wewnętrzny i zewnętrzny. Wprawkę już robi, co opisał Kurak. Ma więc swoich Zinowiewów, Kamieniewów i Trockich. Ale spokojnie. Jarosław to nie Józek Słoneczko. Krwi bratniej przelewać nie będzie, za bardzo kocha tę Polskę, miłością może i dziwną, ale szczerą. Jak już weźmie władzę, pozwoli rozłamowcom złożyć samokrytykę i tym się będzie napawać.

    Idą ciekawe czasy jak przeklinają Chińczycy.

  3. Rymkiewicz
    Joanna Lichocka: Gdy spotkaliśmy się trzy lata temu, mówił pan, że Jarosław Kaczyński jest postacią historyczną, bo ugryzł żubra w dupę. Żubr, symbol Polski, spał pod lipą, prezes PiS podszedł, ugryzł go i obudził. Ale ten żubr chyba uciekł Kaczyńskiemu?

    Jarosław Marek Rymkiewicz: Przecież było wiadomo, że ugryziony żubr gdzieś ucieknie, no i uciekł, gdzieś pomknął. Ale ja w tej rozmowie mówiłem też, że żubr galopuje w jakąś nieznaną przyszłość. Teraz to już widać trochę lepiej, a moja koncepcja Polski postkolonialnej pozwala to lepiej zrozumieć – żubr przez jakieś straszne ostępy, chaszcze, zarośla galopuje ku niepodległości.

  4. Rymkiewicz
    Joanna Lichocka: Gdy spotkaliśmy się trzy lata temu, mówił pan, że Jarosław Kaczyński jest postacią historyczną, bo ugryzł żubra w dupę. Żubr, symbol Polski, spał pod lipą, prezes PiS podszedł, ugryzł go i obudził. Ale ten żubr chyba uciekł Kaczyńskiemu?

    Jarosław Marek Rymkiewicz: Przecież było wiadomo, że ugryziony żubr gdzieś ucieknie, no i uciekł, gdzieś pomknął. Ale ja w tej rozmowie mówiłem też, że żubr galopuje w jakąś nieznaną przyszłość. Teraz to już widać trochę lepiej, a moja koncepcja Polski postkolonialnej pozwala to lepiej zrozumieć – żubr przez jakieś straszne ostępy, chaszcze, zarośla galopuje ku niepodległości.