Reklama

Wyobraź sobie Czytelniku 10 przypadkowych osób spotkanych, dajmy na to na przystanku autobusowym w większym mieście.

Wyobraź sobie Czytelniku 10 przypadkowych osób spotkanych, dajmy na to na przystanku autobusowym w większym mieście. Pośród tej dziesiątki ujrzysz: jedną piękną kobietę w ciekawym dla życia wieku, dwie ładne panie, dwóch przystojnych facetów. Reszta taka sobie całkiem przecięta, powiedzmy jak szary dzień przed wypłatą.

W budynku Państwowej Komisji Wyborczej w sali 314 na pierwszym piętrze wczoraj o 10:45 zostali zwołani członkowie Komisji w celu policzenia jednego tysiąca ważnych głosów niezbędnych aby zarejestrować komitet wyborczy.

Reklama

Wcześniej, punktualnie o godzinie dziewiątej, zjawiłem się z PKW z kompletem dokumentów. Po krótkiej procedurze kontroli i odnotowania moich danych w dzienniku wejść i wyjść, zostałem zaprowadzony do gabinetu sekretarza Państwowej Komisji Wyborczej, gdzie przyjął mnie dyrektor zespołu kontroli finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych pan Krzysztof Lorentz.

Pan dyrektor, działając z upoważnienia sekretarza PKW, Kazimierza Wojciecha Czaplickiego, skrupulatnie sprawdzał wszystkie przedłożone do sprawdzenia dokumenty. Po upływie około dwóch kwadransów wydał potwierdzenie złożenia zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego kandydata na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w wyborach zrządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r. Na 9:45 wyznaczył rozpoczęcie liczenia podpisów obywateli popierających kandydata.

W dokumencie opatrzonym pieczęciami PKW została również zawarta informacja, że zgodnie z art. 40d ust. 1 ustawy z dnia 27 września 1990 r. o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (tutaj właściwy dziennik ustaw), w terminie 3 dni od dnia złożenia zawiadomienia PKW rozpatrzy je i wyda postanowienie, które zostanie doręczone pełnomocnikowi komitetu wyborczego.

Już dobrze. Dość w tym urzędowym sztywniackim języku. Policzyli, pouśmiechali się, wypiłem wodę z prosto z Beskidu, zjadłem trzy ciasteczka, ładnie się ukłoniłem na pożegnanie i opuściłem, wpierw budynek, potem Plac Trzech Krzyży, a później Warszawę.

Wyobraź sobie Czytelniku 10 osób zebranych w sali 314 PKW. Pośród tej dziesiątki ujrzałem: jedną piękną kobietę w ciekawym dla życia wieku o oczach wypełnionych blaskiem życia (musi się jej dobrze wieść w miłości), dwie ładne panie, dwóch przystojnych facetów. Reszta taka sobie całkiem przecięta, powiedzmy jak szary dzień przed wypłatą, lub trzy dni po wypłacie, za którą, jak obliczył Kurak, można kupić ileś flaszek wódy i ileś kilogramów zwyczajnej kiełbasy. Jeden facet tak właśnie wyglądał i dwie panie podobnie całkiem. Amen

Dziś od rana miałem, oprócz normalnego urwania głowy sprawami ważnymi, niebywałą wręcz przyjemność prowadzenia rozmów telefonicznych i bezpośrednich z przedstawicielami mediów. Byli grzeczni. Ja (cudem) też.

Oczywiście znalazłem lukę, aby odwiedzić Adriana w szpitalu. Jest całkiem dobrze jak na Jego ciężki stan.

Reklama

4 KOMENTARZE

    • dziękuję
      powiem tylko: Urwanie głowy!
      Po co mi to było :))
      No ale potem będę drugim Mieciem Wachowskim i wtedy skończy się robienie po krzakach :))))
      Idę się do lustra przywitać ze sobą. Jeszcze dziś nie miałem okazji się widzieć. A to wielka strata nie pogadać choć przez chwilę z kimś równie inteligentnym 🙂

      Pozdrawiam

    • dziękuję
      powiem tylko: Urwanie głowy!
      Po co mi to było :))
      No ale potem będę drugim Mieciem Wachowskim i wtedy skończy się robienie po krzakach :))))
      Idę się do lustra przywitać ze sobą. Jeszcze dziś nie miałem okazji się widzieć. A to wielka strata nie pogadać choć przez chwilę z kimś równie inteligentnym 🙂

      Pozdrawiam