Reklama

Gazeta Polska, od której Michnik zaczyna i kończy dzień, dumnie ogłosiła koniec „narracji” tegoż Szechtera, a to z tej niby okazji, że czmychnął syn Ozjasza i nie udzielił odpowiedzi na trudne pytanie dotyczące „Żołnierzy Wyklętych”. Byłoby śmieszne, gdyby nie było katastrofalnie przygnębiająco. Na początek sam się muszę przyznać do wstydu, że jeszcze dwa lata temu co najwyżej się domyślałem o kogo może chodzić, gdy była mowa o „Żołnierzach Wyklętych” i zapewniam, że do dziś co dziesiąty Polak, będzie wiedział o kim mowa. Michnik niczego nie przegrał, on się obawia i owszem, ale tego co się może stać, bo z tego co się dzieje ma parawan pancerny. Proponuje zejść na ziemię i popatrzeć na tak zwaną popkulturę, czyli naukowo mówiąc „świadomość zbiorową”. Najbardziej znana produkcja filmowa o „Żołnierzach wyklętych”, to komedia ulubieńca Kremla, Andrzeja Wajdy, pod tytułem „Popiół i diament”. W komedii widzimy „sfrustrowaną” młodzież z AK, która nieświadoma ideologicznej manipulacji, po szklance spirytusu rzuca się na ciepłego, starszego pana, sekretarza Szczukę walczącego o to, by polski chłop miał pole, a polski robotnik obiad z dwóch dań, bo dość już tego szaleństwa narodowego i katolickiego. Za tę bezsensowną zbrodnię „bandyta z lasu” symbolicznie i dosłownie ląduje na śmietniku historii. Film wzrusza i uznawany jest za dzieło, za klasykę „kina niepokornego”, podobnie jak nieśmiertelny przebój Czerwonych Gitar pobrzmiewający we wszystkich rozgłośniach i wyciskający łzy. Rzewna pieśń, o tym jak szli do lasu i pozostał po nich tylko „Biały krzyż” porusza skamieniałe serca trzeciego pokolenia i jak w śląskim dowcipie o wojnie: „mój opa był pod Stalingradem”, nikt nie pyta po, której stronie? „Biały krzyż” zdobywał laury na festiwalach, współcześnie pieśń o dzielnych ubekach polujących na żołnierzy Polski Walczącej – nie żadnych wyklętych, utrzymuje się na topie „Złotych przebojów”.

Dziś się dowiaduję, że Jan Pospieszalski i kamera VOD GP, przywrócili Żołnierzom Polski Walczącej miejsce w historii. Nie to jest druga wielka tragedia, ta żałosna prywata, ta chwilowa satysfakcja z dokopania Michnikowi, który nota bene odszczeknął się w biuletynie żydowskich komunistów, pięcioma szmatławymi publikacjami. Tak się z „narracją” nie wygrywa, tak nie walczą o pamięć Polacy, ale gówniarze. Za chwilę będzie 70 lat od tragedii, która nastąpiła w 1945, a nawet rok wcześniej, 22 lipca, i do dziś nie ma jednego filmu, jednej znanej książki, jednej pieśni, która „bandytom z lasu” przywróciłaby należne i wyjątkowe miejsce w historii. Ściganiem Michnika po korytarzach historii się nie prostuje, to tylko pocieszenia, chwilowe satysfakcje i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to wszystko, cała odpowiedź na „Biały krzyż”, cała riposta dla „Popiołu i diamentu”, pełna przeciwwaga dla „bandytów z lasu”. Mnie ręce opadają od samej nomenklatury „Żołnierze wyklęci” ta frazeologia brzmi niczym bohater zbiorowy horroru klasy „B”. Jeśli tych, najbardziej niezłomnych, po 70 latach zamiast bohaterami, nadal tytułuje się „wyklętymi”, to Michnik i cała reszta niczego nie przegrała. Szacunek i prawda nie może się opierać na słowie, które jest antonimem uznania i świętości, że o: „Wyklęty, powstań ludu ziemi, Powstańcie, których dręczy głód”, nie wspomnę.

Reklama

Wyklęci, czyli odrzuceni z przekleństwem na wieki? Rozumiem, że dla Israela Gutmana i Shmeula Krakowskiego, wybitnych historyków, którzy „udowodnili” zbrodnię na 120 Żydach, wyklęcie żołnierzy podziemia jest nadal aktualne. Wydaje mi się jednak, że dla Polaków znających historię, ta niemoc historyczna i terminologia powinna być hańbą, nie chwałą. Wszelkie liczby żydowskich ofiar spisane przez żydowskich historyków na wstępie trzeba podzielić przez dwa, potem prostować kolejne kłamstwa. Wyobrażam sobie Niemca, który napisał pracę o „Powstańcach Warszawskich”, ukazując ich jak „germanofobów” zabijających bez litości. Panowie żydowscy historycy w swoim stylu dobitnie pokazują gdzie i jak się wygrywa historię. Użyli powyższej analogii i nawet nikt się nie śmieje, chociaż wiadomo, że co najwyżej 60 „ofiar” żydowskich zginęło, ponieważ wcześniej zostali wylegitymowani z esbeckich papierów i przepustek. Żydowscy bandyci z MBP i SB nadal są ofiarami i żeby było bezczelniej instytut Yad Cashem pisze im hagiografie, natomiast nasz instytut (IPN), przeprasza za Jedwabne i Ozjasza Szechtera. Do wygranej z tubylczą i światową „narracją” mamy tak daleko, jak daleko wygłupili się redaktorzy z GP, którzy swoje prywatne satysfakcje pomylili z przemysłem służącym do wygrywania każdej narracji.

O Bohaterach Polski Walczącej od półwiecza oglądamy komedię „Popiół i diament”, o Katyniu tragifarsę „Katyń”, o PRL satyrę „Psy”, o żydowskich bandytach z MBP i SB, western „Pokłosie”. Muzykę do filmów skomponowały, nomen omen, „Czerwone Gitary” i niekoniecznie te z Klenczonem i Krajewskim w składzie. Słowa pieśni „Ballada o Janku Wiśniewskim” spisane przez TW Cholewę, jako swój hymn pijacki odśpiewali ubecy, niosąc na drzwiach pijanego w trzy dupy kumpla i było zabawnie, „polski Tarantino”. Trudno się dziwić, bo ktoś dziś pamięta, że nie Janek tylko Zbyszek i nie Wiśniewski, ale Godlewski i nie padł lecz został zabity, w dodatku przez wiecznych bohaterów i ich dowódcę Wojciecha Jaruzelskiego, pseudonim NKWD „Wolski”. Zbyszek Godlewski miał 18 lat w pamiętnym roku 1970 i jego śmierć kojarzona jest z popkulturową kpiną, a historyczna kpina zwana „komandos Michnik” zrodziła Pierwszego Opozycjonistę. W ciemnej kiszce jesteśmy, a nie na podium historii. Gdzie filmy, gdzie pieśni, gdzie świadomość? Panowie z GP zajmują się pierdołami, zamiast zająć się fundamentami. Proponuję zacząć od przywrócenia godności bohaterom na tym podstawowym poziomie, poziomie słowa. „Żołnierze wyklęci” brzmią trochę lepiej od „bandytów z lasu”, ale w „świadomości zbiorowej” kojarzą się mniej więcej tak jak Stadion Narodowy „Osram”. Niby nie o takie „osram” chodzi, ale obsrywa się tak, czy inaczej.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. Jest jeszcze komedia “Pułkownik Kwiatkowski”
    w reżyserii Kutza, z Kondratem w roli głównej udającego pracownika MBP. Nie ma co – świetnie wyreżyserowany i zagrany kawałek naszej historii.
    "Jednocześnie przypadkowo zaczepia go nieznajoma kobieta, błagająca o pomoc w uwolnieniu uwięzionego syna, młodego żołnierza AK. W toku zakładu z Krysią Kwiatkowski zobowiązuje się oswobodzić AK-owca, w zamian za dziewczyna deklaruje zakochać się i związać z Kwiatkowskim. Po udanej akcji "pułkownik" Kwiatkowski postanawia rozwinąć swoje działanie i wraz z zaangażowanymi do tego celu przyjaciółmi (jako jego "podlegli żołnierze") rozpoczyna akcje pozorowanych "kontroli" na placówki UB wywierając na nie wpływ skutkujący zwolnieniami z aresztów więźniów politycznych."

    No po prostu boki zrywać. Kondratowi też trzeba będzie łeb ogolić.

  2. Jest jeszcze komedia “Pułkownik Kwiatkowski”
    w reżyserii Kutza, z Kondratem w roli głównej udającego pracownika MBP. Nie ma co – świetnie wyreżyserowany i zagrany kawałek naszej historii.
    "Jednocześnie przypadkowo zaczepia go nieznajoma kobieta, błagająca o pomoc w uwolnieniu uwięzionego syna, młodego żołnierza AK. W toku zakładu z Krysią Kwiatkowski zobowiązuje się oswobodzić AK-owca, w zamian za dziewczyna deklaruje zakochać się i związać z Kwiatkowskim. Po udanej akcji "pułkownik" Kwiatkowski postanawia rozwinąć swoje działanie i wraz z zaangażowanymi do tego celu przyjaciółmi (jako jego "podlegli żołnierze") rozpoczyna akcje pozorowanych "kontroli" na placówki UB wywierając na nie wpływ skutkujący zwolnieniami z aresztów więźniów politycznych."

    No po prostu boki zrywać. Kondratowi też trzeba będzie łeb ogolić.

  3. Może nie jest tak źle?
    Na  obchodach  dzisiejszego  święta  większość  to  ludzie  młodzi. A  że    na  łamach  GW  stopień zajadłości  szczególny? To  paradoksalnie  może  być  przejawem  czegoś  pozytywnego, czegoś, na  co  pismaki  i ich  Nadredaktor  reagują  newralgicznie.

    Cześć  i  chwała  Bohaterom!

    🙂

    ps. Przypominam  o  genialnym  filmie  "Generał  Nil".

  4. Może nie jest tak źle?
    Na  obchodach  dzisiejszego  święta  większość  to  ludzie  młodzi. A  że    na  łamach  GW  stopień zajadłości  szczególny? To  paradoksalnie  może  być  przejawem  czegoś  pozytywnego, czegoś, na  co  pismaki  i ich  Nadredaktor  reagują  newralgicznie.

    Cześć  i  chwała  Bohaterom!

    🙂

    ps. Przypominam  o  genialnym  filmie  "Generał  Nil".

  5. nazwa to podstawa myślenia
    Coś jest w tym sprytnym nazewnictwie, bo ja, kiedy je kiedyś usłyszałem z miejsca straciłem zainteresowanie tematem. Uznałem że chodzi o zwykłych bandziorów powojennych (a była ich jednak spora masa) którzy teraz potrzebują kombatanckich papierów jakby służyli w AK, a nie po prostu rabowali co popadnie.

  6. nazwa to podstawa myślenia
    Coś jest w tym sprytnym nazewnictwie, bo ja, kiedy je kiedyś usłyszałem z miejsca straciłem zainteresowanie tematem. Uznałem że chodzi o zwykłych bandziorów powojennych (a była ich jednak spora masa) którzy teraz potrzebują kombatanckich papierów jakby służyli w AK, a nie po prostu rabowali co popadnie.

  7. czuję  o  czym  piszesz  MK..
    czuję  o  czym  piszesz  MK…;-)
    aleeee…
    sam  napisałeś,  że  o  tym 
    cytat :
    Na początek sam się muszę przyznać do wstydu, że jeszcze dwa lata temu co najwyżej się domyślałem o kogo może chodzić, gdy była mowa o „Żołnierzach Wyklętych” i zapewniam, że do dziś co dziesiąty Polak, będzie wiedział o kim mowa.

    dowiadujesz  się  dopiero  we  własciwy  sposób  …-  teraz..;-)
    i że  TO   TERAZ…- szło  bardzo  długo,  gdyz  mieliśmy  takich  wajdów, michników,  szczuk-środowych…i  reszty  tej  spółki…;-(
    ale,  na  dziś  już  mamy  TERAZ…-  i  z  tego  nalezy  sie  bardzo,  ale  to  bardzo  cieszyć..-  i  wiem,  że  już  czujesz bluuuussssaaa…;-)
    to  TERAZ…jest  pięknym  zaskoczeniem  PRAWDY   w  młodym  wszak  pokoleniu…-  wreszcie  można  by  rzec  …"Wykleci  WYGRALI"…- odbierając  młodych  i  starszych  też…-   z  objęć  propagandy  /70-letniej/  …;-)
    podobnie  jak  Tobie  na  kanwie  prywatności  procesowej ….siebie  wszak  nazwanego  "trędowatym"..-  życzę  wygrania…;-)
    pozdrawia  "trędowata"……-  może  już  nie  długo  "trędowata"…-  bo  tamto  "TERAZ"  ma  przyśpieszenie  do   poprawnego…..- wróóóóććć…-  normalnego   POTRKTOWANIA  sprawy  prawd….NORMALNOŚCI…;-)
    a  póki  co…to  pozdrawiam,  trzymając  kciuki  za  wygraną..;-)
    bebe.
    ——–
    ps.
    cieszę  się  z   Twego  niezadowolenia/ niecierpliwości   do  nazwania  normalnego  –  po  odpowiednim  honorowym  imieniu  :  Żołnierzy  "Wyklętych "    w  cudzymsłowie /!!!!/ … na  POLSKICH…;-)  NIEZŁOMNYCH..;-)

  8. czuję  o  czym  piszesz  MK..
    czuję  o  czym  piszesz  MK…;-)
    aleeee…
    sam  napisałeś,  że  o  tym 
    cytat :
    Na początek sam się muszę przyznać do wstydu, że jeszcze dwa lata temu co najwyżej się domyślałem o kogo może chodzić, gdy była mowa o „Żołnierzach Wyklętych” i zapewniam, że do dziś co dziesiąty Polak, będzie wiedział o kim mowa.

    dowiadujesz  się  dopiero  we  własciwy  sposób  …-  teraz..;-)
    i że  TO   TERAZ…- szło  bardzo  długo,  gdyz  mieliśmy  takich  wajdów, michników,  szczuk-środowych…i  reszty  tej  spółki…;-(
    ale,  na  dziś  już  mamy  TERAZ…-  i  z  tego  nalezy  sie  bardzo,  ale  to  bardzo  cieszyć..-  i  wiem,  że  już  czujesz bluuuussssaaa…;-)
    to  TERAZ…jest  pięknym  zaskoczeniem  PRAWDY   w  młodym  wszak  pokoleniu…-  wreszcie  można  by  rzec  …"Wykleci  WYGRALI"…- odbierając  młodych  i  starszych  też…-   z  objęć  propagandy  /70-letniej/  …;-)
    podobnie  jak  Tobie  na  kanwie  prywatności  procesowej ….siebie  wszak  nazwanego  "trędowatym"..-  życzę  wygrania…;-)
    pozdrawia  "trędowata"……-  może  już  nie  długo  "trędowata"…-  bo  tamto  "TERAZ"  ma  przyśpieszenie  do   poprawnego…..- wróóóóććć…-  normalnego   POTRKTOWANIA  sprawy  prawd….NORMALNOŚCI…;-)
    a  póki  co…to  pozdrawiam,  trzymając  kciuki  za  wygraną..;-)
    bebe.
    ——–
    ps.
    cieszę  się  z   Twego  niezadowolenia/ niecierpliwości   do  nazwania  normalnego  –  po  odpowiednim  honorowym  imieniu  :  Żołnierzy  "Wyklętych "    w  cudzymsłowie /!!!!/ … na  POLSKICH…;-)  NIEZŁOMNYCH..;-)

  9. Biały Krzyż, chyba jednak się z Tobą nie zgodzę.

    Nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałem. Twój tekst może być jednak opacznie zrozumiany.
    Krzysztof Klenczon autor tej piosenki to wielka, a wg mnie nawet wybitna postać muzyki tamtych, czyli '60 lat,  smutnych komunistycznych czasów. A jego przebój, pięknie zaaranżowany i wykonany  Biały Krzyż powinien być muzyczną ilustracją wczorajszego, szczególnego dnia.

    Na dowód tego cytuję garść wspomnień spisanych przez rozmówcę komozytora Lesława Dudkowskiego:
    "Ojciec (Klenczona), były AK-owiec, ukrywał się przed UB przez 10 lat, zaszczepił w Krzysztofie wielki patriotyzm. Gdy artyście przyszło wyjechać z Polski i osiąść na stałe w USA, bardzo tęsknił za ojczyzną, co wyrażał w napisanych na emigracji piosenkach. (…)
    Tata Klenczona był bardzo muzykalny i zaraził syna miłością do muzyki. Uczył go piosenek, wspierał jego muzyczne dążenia. W podzięce Krzysztof napisał piosenkę "Biały krzyż", którą zadedykował ojcu i żołnierzom walczącym za niepodległą Polskę"

    • Wszystko ciekawie powiedziane
      Wszystko ciekawie powiedziane, ale “Biały krzyż” w roku 1969 otrzymał nagrodę Ministra Kultury i raczej nie za cześć i pamięć dla “Łupaszki”, czy “Ognia”. To było to samo, co “Popiół i diament”, a “Biały krzyż” w polu stał w najlepszym razie dla Armii Ludowej i “tego, który się kulom nie kłaniał”. Natomiast zgoda, co do Klenczona, to był zupełnie inny muzyk i człowiek niż Krajewski. Nie jestem zwolennikiem radykalizmu, nie było moją intencją atakowanie Klenczona, on miał i ma swoją legendę.

      • O ile Biały Krzyż ma wymowę uniwersalną
        i każdy może usłyszeć to co chce, o tyle film Wajdy jest jednoznaczny, tym bardziej, że książka kończy się inaczej, Maciek ginie na ulicy w trakcie przypadkowej strzelaniny z patrolem wojskowym, nie na śmietniku. Do tego dodajmy drugie "arcydzieło" Srajdy "Lotna" – cięcie szablą szalonego ułana w lufę czołgu. Każdy kto zna historię ten wie, że konie polskiej kawalerii służyły do przemieszczania się, a Polacy we Wrześniu 39 wyposażeni byli w rusznice ppanc. Niemieckie czołgi w 1939 to nie były jakieś Tygrysy czy pantery.
        Hej, hej ułani polska kawaleria
        coś tam, coś tam, coś tam
        i tak dalej, et cetera

      • Zostawmy Klenczona i “Biały
        Zostawmy Klenczona i “Biały krzyż”, bo to rzeczywiście i po latach można czytać inaczej, ale wówczas naprawdę było takie jakie było i dostało laur taki, jaki dostało. Dziś można mieć przed oczami dowolną tragedię i dowolnie się wzruszać. Podobnie jest z Andrzejewskim, mało kto wie, że niejaki Urban był jego zięciem i nazwał Andrzejewskiego pedałem, to tak a propos bieżących wydarzeń. Równie dramatycznie wyglądały losy Nałkowskiej, rzeczywiście przeszła piekło Auschwitz, ale po wojnie była pierwszą funkcjonariuszką stalinizmu.

        Dwuznaczności jest więcej. Gdzieś czytałem, że do syna Pileckiego zgłosili się Żydzi i chcieli sfilmować historię ojca, ale warunek był jeden – pokazać antysemicką polską gębę. Syn odmówił i tak ginie legenda człowieka, którego życiorys jest fenomenem, niespotykanym w kinie, tym bardziej w życiu. O tym chciałem napisać, nie o Klenczonie i “Białym krzyżu”.

  10. Biały Krzyż, chyba jednak się z Tobą nie zgodzę.

    Nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałem. Twój tekst może być jednak opacznie zrozumiany.
    Krzysztof Klenczon autor tej piosenki to wielka, a wg mnie nawet wybitna postać muzyki tamtych, czyli '60 lat,  smutnych komunistycznych czasów. A jego przebój, pięknie zaaranżowany i wykonany  Biały Krzyż powinien być muzyczną ilustracją wczorajszego, szczególnego dnia.

    Na dowód tego cytuję garść wspomnień spisanych przez rozmówcę komozytora Lesława Dudkowskiego:
    "Ojciec (Klenczona), były AK-owiec, ukrywał się przed UB przez 10 lat, zaszczepił w Krzysztofie wielki patriotyzm. Gdy artyście przyszło wyjechać z Polski i osiąść na stałe w USA, bardzo tęsknił za ojczyzną, co wyrażał w napisanych na emigracji piosenkach. (…)
    Tata Klenczona był bardzo muzykalny i zaraził syna miłością do muzyki. Uczył go piosenek, wspierał jego muzyczne dążenia. W podzięce Krzysztof napisał piosenkę "Biały krzyż", którą zadedykował ojcu i żołnierzom walczącym za niepodległą Polskę"

    • Wszystko ciekawie powiedziane
      Wszystko ciekawie powiedziane, ale “Biały krzyż” w roku 1969 otrzymał nagrodę Ministra Kultury i raczej nie za cześć i pamięć dla “Łupaszki”, czy “Ognia”. To było to samo, co “Popiół i diament”, a “Biały krzyż” w polu stał w najlepszym razie dla Armii Ludowej i “tego, który się kulom nie kłaniał”. Natomiast zgoda, co do Klenczona, to był zupełnie inny muzyk i człowiek niż Krajewski. Nie jestem zwolennikiem radykalizmu, nie było moją intencją atakowanie Klenczona, on miał i ma swoją legendę.

      • O ile Biały Krzyż ma wymowę uniwersalną
        i każdy może usłyszeć to co chce, o tyle film Wajdy jest jednoznaczny, tym bardziej, że książka kończy się inaczej, Maciek ginie na ulicy w trakcie przypadkowej strzelaniny z patrolem wojskowym, nie na śmietniku. Do tego dodajmy drugie "arcydzieło" Srajdy "Lotna" – cięcie szablą szalonego ułana w lufę czołgu. Każdy kto zna historię ten wie, że konie polskiej kawalerii służyły do przemieszczania się, a Polacy we Wrześniu 39 wyposażeni byli w rusznice ppanc. Niemieckie czołgi w 1939 to nie były jakieś Tygrysy czy pantery.
        Hej, hej ułani polska kawaleria
        coś tam, coś tam, coś tam
        i tak dalej, et cetera

      • Zostawmy Klenczona i “Biały
        Zostawmy Klenczona i “Biały krzyż”, bo to rzeczywiście i po latach można czytać inaczej, ale wówczas naprawdę było takie jakie było i dostało laur taki, jaki dostało. Dziś można mieć przed oczami dowolną tragedię i dowolnie się wzruszać. Podobnie jest z Andrzejewskim, mało kto wie, że niejaki Urban był jego zięciem i nazwał Andrzejewskiego pedałem, to tak a propos bieżących wydarzeń. Równie dramatycznie wyglądały losy Nałkowskiej, rzeczywiście przeszła piekło Auschwitz, ale po wojnie była pierwszą funkcjonariuszką stalinizmu.

        Dwuznaczności jest więcej. Gdzieś czytałem, że do syna Pileckiego zgłosili się Żydzi i chcieli sfilmować historię ojca, ale warunek był jeden – pokazać antysemicką polską gębę. Syn odmówił i tak ginie legenda człowieka, którego życiorys jest fenomenem, niespotykanym w kinie, tym bardziej w życiu. O tym chciałem napisać, nie o Klenczonie i “Białym krzyżu”.