Reklama

Tak, głosowałem za II kadencją Andrzeja Dudy i mówię o tym wszem i wobec. Taka deklaracja wiąże się jednak w moim przypadku z ryzykiem (delikatnie rzecz nazwawszy) ostracyzmu społecznego z uwagi na moje miejsce zamieszkania (Gdańsk) i pracę na tamtejszej uczelni wyższej. Wpisuję się tutaj w definicję typowego "outlier-a" a jak powszechnie wiadomo, żywot odszczepieńca od stada nie bywa łatwy 😉 Pomimo tego, dawno temu życie nauczyło mnie żeby nie przejmować się opinią innych na swój a jedynie ważyć kontrargumenty, jakie wobec moich tez padają. Walczyć o swoje kiedy wiem, że mam rację i uznać rację innych kiedy widzę, że moje argumenty zostały obalone. No właśnie – argumenty. Poza nielicznymi wyjątkami (w tym przypadkami przyznania racji dyskutantom z przeciwnego obozu) tych jest ostatnio ogromny deficyt. Zastępują je emocje, przerzucanie się hasłami i złośliwościami. Generalnie wrzutki ad personam pod adresem mojej osoby spływają po mnie niczym woda po kaczce zgodnie z zasadą, iż wszelkie inwektywy świadczą o wypowiadającym, nie o adresacie ale mimo wszystko odczuwam smutek z powodu poziomu dysputy (i dyskutantów), z jakimi przyszło mi wchodzić w interakcje w ciągu tej kampanii wyborczej. Co gorsze, są to dyskutanci z półki, która powinna gwarantować pewien poziom merytoryczny. Niestety, rzeczywistość okazuje się odwrotna do teoretycznych założeń. Pozwólcie Państwo, że zilustruję to kilkoma przykładami.

 

Reklama

Przekonywanie przekonanych z własnej bańki światopoglądowej uważam za zajęcie bez większego sensu, w odróżnieniu of skonfrontowania się z potencjalnym adwersarzem / przeciwnikiem. A jako że środowisko skupione wokół mojej uczelni to w większości reprezentanci przeciwnego obozu, komentuję np. na FB przeróżne polityczne wątki podawane przez moich znajomych z pracy oraz ich znajomych. Medycy i zawody okołomedyczne to nie przymierzając ludzie, którzy odebrali nie tylko solidne wykształcenie zawodowe ale także filozoficzne czy z dziedziny szeroko pojętej etyki. Ponadto od takiej osoby wymaga się analitycznego i na wskroś logicznego myślenia a brak takowego stanowi realne zagrożenie dla pacjentów. I… tu ku mojemu zdziwieniu natknąłem się na jegomościa, który regularnie chwali się ile to i jakich książek nie przeczytał a po wymianie dwóch postów przechodzi to argumentacji, cytuję:

„a ja Pana nie szanuję bo jest Pan PiS-owcem, z definicji więc traktuję Pana jako skrzyżowanie idioty ze szmatą, nie wartą żadnej dyskusji”

Mimo tej wydawać by się mogło jasnej deklaracji, osobnik nie wykazuje się konsekwencją gdyż już za chwilę cytuje Tuwima specjalnie dla mnie: „ (…) nie powiem nawet jebał Cię pies, bo to mezalians byłby dla psa”. Wpis zbiera „lajki” od kolegów po fachu a nikt z pięciu setek obserwujących o gospodarzu nie wspominając nie reaguje w jakikolwiek sposób. Nie to żeby zależało mi na wsparciu od ww. bo jak wyjaśniłem wcześniej, inwektywy traktuję jako objaw nędzy intelektualnej adwersarza i jego poddanie się ale .. reakcja nastąpiła kilka dni później i przeszła moje najśmielsze oczekiwania J

Tym razem dyskusja dotyczyła tzw. „śmiercionośnych kopert” czyli pakietów wyborczych, które w pierwotnym zamyśle miały być doręczane przez pocztę na głosowanie 10 maja. Post profesora medycyny podtrzymujący tą narrację skwitowałem krótkim acz ironicznym komentarzem w stylu „a ja do skrzynki właśnie otrzymałem rachunki i zastanawiam się czy mnie zabiją czy może zabijają tylko pakiety wyborcze ?” Po wymianie argumentów o tym, jak to kurierzy w dobie pandemii nie wyrabiają się ze swoją robotą z uwagi na nawał doręczeń i że dzienna frekwencja w Biedronce czy Lidlu nierzadko znacznie przewyższa liczbę uprawnionych do głosowania w średniej wielkości komisji wyborczej, dyskusja zeszła w stronę konstytucyjności wyborów korespondencyjnych w ogóle. Jakkolwiek widzę tu pewne problemy, ośmieliłem się zauważyć że wybory korespondencyjne nie są żadną nowością i funkcjonowały z powodzeniem w poprzednich głosowaniach a sam fakt ich (nie)konstytucyjności nie może przecież zależeć od tego czy głosuje w ten sposób jedna czy milion osób. Tutaj do dyskusji włączyła się pani psycholog kliniczna i zaczęła imputować mi stan choroby psychicznej i potrzebę leczenia w związku z tym, że milcząco śledzi wszystkie dyskusje i widzi u mnie notoryczne bycie „przeciw” bez wykazania chęci kompromisu. Zapytałem zatem grzecznie czy jeśli rzeczywiście śledzi to czy z podobną „diagnozą” zwróciła się publicznie do opisanego wcześniej osobnika od „jebał Cię pies” i „skrzyżowania idioty ze szmatą” udzielającego się (mimo własnej deklaracji) także w rzeczonej dyskusji a także czy szczerość intencji i etyka zawodowa nie przeszkadza jej stawiać jakiejkolwiek diagnozy co do stanu drugiej osoby na forum publicznym zamiast w PM. Niestety odpowiedzi nie doczekałem się. Dodam, że były też inne kwiatki, które umknęły bacznej uwadze pani psycholog, mianowicie jeden pan anastezjolog, który uprzejmy był nieindagowany sam z siebie wyprodukować pod moim adresem komentarz „ciii.. bo zaraz gówno wypłynie”, zalajkowany przez trzech kolejnych medyków.

 

No dobra, myślę sobie że z jednej strony psychologia to tak pojemna dziedzina że praktycznie każdemu jest w stanie wynaleźć jakiś stan odbiegający do bliżej niezdefiniowanej normy a z drugiej zwykłe buractwo zdarza się po obywdu stronach politycznej barykady natomiast życie toczy się dalej. No więc miesiąc później urzędujący prezydent Andrzej Duda odbywa wizytę w USA, gdzie spotyka się z prezydentem Trumpem. Opisywane towarzystwo na FB ogólnie „kręci bekę” z wizyty, między innymi z zapowiedzi iż Polska zostanie włączona do programu badań nad szczepionkami przeciwko COVID-19 i w razie powodzenia dostanie do nich dostęp, w szczególności dla grup wysokiego ryzyka (seniorów). Akurat! A jeśli już to i tak zapłacimy miliardy! Dwa tygodnie później ma miejsce już nie „kręcenie beki” ale święte oburzenie na (zmanipulowaną) narrację o tym, jak to mamy prezydenta-antyszczepionkowca, który w rzeczywistości stwierdził, że jest przeciw obowiązkowej szczepionce na COVID-19 ale jest za tym aby była dobrowolna i jednocześnie darmowa dla seniorów. Lider opinii pisze dramatyczny post o tym, jak to antyszczepionkowiec w ramach troski o seniorów ich załatwi tak, że nie dożyją obiecanej emerytury. Kto „lajkuje” tego posta? Otóż ci sami ludzie, którzy dwa tygodnie wcześniej nabijali się z ustaleń Duda-Trump w kwestii szczepionek.

I tak sobie na chłodno myślę: licytowanie się, kto ma głupszych wyborców jest bez sensu bo prymitywy są i tu i tam, o czym świadczą setki filmów wrzucanych na YT i stanowiących paliwo pt. „zobacz, oni pójdą na wybory”. Gorzej, kiedy takie zachowania czy elementarny brak konsekwencji i krytycznego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość prezentują ci, którzy mają stanowić elitę Narodu. Najgorzej zaś jest wtedy, kiedy takiego stanu rzeczy nie kanalizują (a wręcz przeciwnie – podsycają) liderzy i autorytety. Niejeden z moich adwersarzy politycznych byłby w stanie obrazić się za krytykę Wałęsy, Frasyniuka i Tuska jako żywych ikon. Pierwszego z litości pominę, o drugim napiszę tyle, że po mistrzowsku zwieńczył w sobotę 11 lipca kampanię prezydencją RT (która zaczynała się od łączenia a nie dzielenia Polaków, tolerancji, szacunku i takich tam) słowami „***** ***” – (przyp. jebać PiS), ochoczo dołączanym do setek tysięcy profilówek w mediach społecznościowych. O trzecim może tylko tyle, że dzięki odezwie „bolszewika goń” ma spore zasługi w rzeczywistym zmobilizowaniu jeszcze żyjących oraz dzieci i wnuków tych, którzy rzeczywiście bolszewika kiedyś pogonili a na amnezję nie cierpią. Tyle tylko, że mobilizacja nastąpiła nie tam, gdzie mobilizujący chciał.

I jeszcze jedno, mili Państwo, mianowicie narracja przypisująca jednej ze stron brak wykształcenia, zacofanie, plan na życie polegający na inkasowaniu 500+ i figurę retoryczną „tępy rolnik z ryjem w zgniłych truskawkach” wyrażoną ustami autorytetu-politologa. Zastanówcie się dobrze, jeśli pretendujecie do miana elity. Nawet gdyby wasze szufladkowanie było prawdziwe (a nie jest, o czym zapewne dobrze wiecie) to zważcie na to, że żyjecie w XXI wieku czyli w erze specjalizacji ludzkich umiejętności posuniętych do niewyobrażalnych rozmiarów. Obawiam się, że po dłuższym odłączeniu prądu w waszych gniazdkach czy wody w waszych kranach egzystencja wielu z Was mogłaby się dramatycznie skończyć z powodu braku podstawowych umiejętności czy zaniku predyspozycji umożliwiających niegdyś przeżycie. Problemem nie do obejścia byłaby dla Was awaria zwykłej rury od kibla, o przerwaniu łańcucha dostaw zarówno żywności, paliwa jak i półproduktów przemysłowych i surowców nie wspominając.

Wy, którzy odkładacie miliony na emerytury nie mając czasu czy chęci na posiadanie dzieci, ewentualnie zastępujący je posiadaniem pieska lub kotka – poważnie chcecie szydzić z ludzi, którzy dzięki 500+ zaczęli wiązać koniec z końcem? Naprawdę się zastanówcie bo kiedyś ktoś będzie musiał zarobić na to, aby te wasze miliony miały jakąkolwiek wartość a jak przykład zachodnich sąsiadów pokazuje – niekoniecznie będą to goście skuszeni socjalem w ostateczności sponsorowanym i tak przez Was. Ktoś być może będzie musiał podać Wam szklankę wody a nawet tyłek podetrzeć. Ja mam trójkę dzieci. Mój brat ma trójkę dzieci. Moi znajomi mają trójkę, kuzynka ma czwórkę a mimo tego do prostej zastępowalności pokoleń jeszcze nam jako narodowi brakuje i to sporo. Tyle tylko, że ja zamierzam wychować swoje dzieci przede wszystkim na osoby asertywne czyli takie, które w życiu sobie poradzą. Oczywiście wpoję im poczucie szacunku do każdego ale wpoję też zasadę, że szacunek to coś, na co trzeba sobie zasłużyć. I uwierzcie mi, że nie będą Was kochać a może nawet i szanować kiedy Wy będziecie mnie i ich „jebać”. Dalej, wpoję im zasadę żeby być otwartym na wszelkie poglądy i ważyć wszelkie argumenty ale jednocześnie wpoję zasadę, że z idiotami nieużywającymi żadnych argumentów nie należy dyskutować ale się przed nimi bronić. I uwierzcie, że kiedy zaczną się bronić będziecie mieli prze…bane z prostej przyczyny – będzie ich więcej niż Was.

Dlatego miejcie świadomość (tu apel do obydwu stron barykady politycznej) że kiedy nazwiecie kogokolwiek bez próby zrozumienia np. „folksdojczem” lub dla odmiany „ruską onucą”, „bolszewikiem” lub dla odmiany „faszystą”, „tępakiem” lub dla odmiany „wykształciuchem”, „PISiorem” lub dla odmiany „Popaprańcem” to zaczynacie bardzo ryzykowną grę. Agresja często zaczyna się od słów a rowy wykopane nimi często są trudne do zasypania przez kilka pokoleń. Można przejawiać wykształcenie wyższe bez podstawowego, można z wykształceniem podstawowym nauczyć czegoś profesora. Można (niestety) robić za elitę prezentując rynsztok, można też z rynsztoku stać się elitą – kwestia pracy nad sobą 😉

Mniej zacietrzewienia politycznego życzę – wszystkim a także deeskalacji konfliktu na linii władza-opozycja a może przyjdzie czas, że spotkamy się przy piwie robiąc naprzemiennie szyderę z pasków TVP i TVN. Póki co, stan „elit” jaki zastałem napawa mnie przerażeniem i nic dobrego nie wróży.

 

 

 

Reklama