Reklama

http://www.teatry.art.pl/!rozmowy/glupiejemyw.htm

Reklama

92 KOMENTARZE

  1. Pozwolę sobie przypomnieć Mackiewicza
    „Cóż może nam, naszej kulturze grozić od takiego profesora, od takiej dziczy oficerskiej, od tego niechlujstwa, od zanieczyszczonych wanien, od mycia (się) w klozecie, od ukradzionego zegarka, od sołdatek, które bredzą, że nocne koszule to suknie balowe, jak to było w Wilnie. A niech sobie sądzą, na zdrowie. Natomiast fenomenem, jeżeli już o Lwowie mowa, fenomenem niespodziewanym, nieprzeczuwanym (…), a ważniejszym ponad wszystkie więzienia NKWD, fenomenem, od którego dziś prawdziwa łuna bije już na całą Polskę, jest rzecz inna. Tą rzeczą wydają mi się być drukowane

    Czasopismo w języku polskim na wysokim poziomie, w którym raptem obok Wasilewskiej i Putramenta, i innych komunistów, obok portretów Stalina, niekwestionowanego przez nikogo najeźdźcy, zajaśniały nazwiska literatów polskich (…) Boy (…).

    Tu nie chodzi o rozdzieranie szat, zwłaszcza wtedy nie chodziło, gdy kosztowały tak drogo. Ale nazwisko tego członka Akademii Polskiej, w takim czasie. (…) Dziwne uczucie, nieuchwytne uczucie, tak już? Tak zaraz. Gdy jeszcze (…) okupacyjna sołdateska łamała nasze meble, że już nie chcę być patetycznym i powiedzieć: nasze kości… zapewne każdy zrozumie, że nie o Boya tu chodzi i w ogóle nie o Boya. (…) Coś jest w tym powietrzu, w tym nowym zasięgu nowej władzy, czego nie tłumaczą ani niegramotnyje profesory, ani półdzicy oficerowie, ani rozumnie wykoncypowana spuścizna po Czyngis-chanie. Dlaczego te wszystkie konie nasze (…) stają się (…) drewnianymi końmi Brandysów i towarzyszy, bujającymi się raptem monotonnym rytmem hipnotycznym. To rzecz zupełnie nowa, widnokrąg nasz się rozszerzył: nie wiedzieliśmy, nie przeczuwaliśmy, że może być tak.
    Niech będzie to niechęć do przeszłości małomiasteczkowych, do gnieżdżenia, gzienia, intrygowania, pałkowania. Dobrze. Wszystko to won! Idą nowe czasy, nowi ludzie, nowe horyzonty. Piszemy deklaracje nie do Ozonu, a głębokie powieści psychologiczne. I w ogóle precz z Marszałkiem… Tylko dlaczego Marszałek Stalin ma być właśnie tapetowany jak nigdy nie był portretowany marszałek Piłsudski? (…) Rozumiem jeszcze milczenie: tamto było złe, a tego krytykować nie wolno. Cicho, grzecznie, zgodnie, obcasiki przy sobie i czapeczka w rączkach. Ale skąd się bierze to jednoczesne płaszczenie, to śliniaczenie poetów przed byle milicmajstrem, którego by się wstydził ostatni gorodaj starego regime’u. To szminkowanie wazeliną od rana do rana, ten genialny zasób pochwalnych przymiotników, ten wyścig w poniżenie i pozie (?), to szlachetne współzawodnictwo… Wszystko chciał oddać Majakowski regime’owi, tylko liry – powiada – nie oddam!…
    A ja i lirę!! – woła nasz Gałczyński – A ja i lirę oddam!! dam!! -Stachanowiec nasz kochany, rodzimy. (…) Otóż genezy tego rodzaju objawów niejako biologicznej natury, nie tłumaczy nam przeciętna literatura antysowiecka. Nie wiem dlaczego. Nie chce, czy nie umie. Jedno jest pewne, że nie rozszerza nowych widnokręgów, a często bardzo zawęża tylko stare.
    #################
    Cytat przytoczono w
    http://rekontra.salon24.pl/117827,powstanie-warszawskie-optymizm-nie-zastapi-nam-polski

    wytłuszczenia moje.

  2. Pozwolę sobie przypomnieć Mackiewicza
    „Cóż może nam, naszej kulturze grozić od takiego profesora, od takiej dziczy oficerskiej, od tego niechlujstwa, od zanieczyszczonych wanien, od mycia (się) w klozecie, od ukradzionego zegarka, od sołdatek, które bredzą, że nocne koszule to suknie balowe, jak to było w Wilnie. A niech sobie sądzą, na zdrowie. Natomiast fenomenem, jeżeli już o Lwowie mowa, fenomenem niespodziewanym, nieprzeczuwanym (…), a ważniejszym ponad wszystkie więzienia NKWD, fenomenem, od którego dziś prawdziwa łuna bije już na całą Polskę, jest rzecz inna. Tą rzeczą wydają mi się być drukowane

    Czasopismo w języku polskim na wysokim poziomie, w którym raptem obok Wasilewskiej i Putramenta, i innych komunistów, obok portretów Stalina, niekwestionowanego przez nikogo najeźdźcy, zajaśniały nazwiska literatów polskich (…) Boy (…).

    Tu nie chodzi o rozdzieranie szat, zwłaszcza wtedy nie chodziło, gdy kosztowały tak drogo. Ale nazwisko tego członka Akademii Polskiej, w takim czasie. (…) Dziwne uczucie, nieuchwytne uczucie, tak już? Tak zaraz. Gdy jeszcze (…) okupacyjna sołdateska łamała nasze meble, że już nie chcę być patetycznym i powiedzieć: nasze kości… zapewne każdy zrozumie, że nie o Boya tu chodzi i w ogóle nie o Boya. (…) Coś jest w tym powietrzu, w tym nowym zasięgu nowej władzy, czego nie tłumaczą ani niegramotnyje profesory, ani półdzicy oficerowie, ani rozumnie wykoncypowana spuścizna po Czyngis-chanie. Dlaczego te wszystkie konie nasze (…) stają się (…) drewnianymi końmi Brandysów i towarzyszy, bujającymi się raptem monotonnym rytmem hipnotycznym. To rzecz zupełnie nowa, widnokrąg nasz się rozszerzył: nie wiedzieliśmy, nie przeczuwaliśmy, że może być tak.
    Niech będzie to niechęć do przeszłości małomiasteczkowych, do gnieżdżenia, gzienia, intrygowania, pałkowania. Dobrze. Wszystko to won! Idą nowe czasy, nowi ludzie, nowe horyzonty. Piszemy deklaracje nie do Ozonu, a głębokie powieści psychologiczne. I w ogóle precz z Marszałkiem… Tylko dlaczego Marszałek Stalin ma być właśnie tapetowany jak nigdy nie był portretowany marszałek Piłsudski? (…) Rozumiem jeszcze milczenie: tamto było złe, a tego krytykować nie wolno. Cicho, grzecznie, zgodnie, obcasiki przy sobie i czapeczka w rączkach. Ale skąd się bierze to jednoczesne płaszczenie, to śliniaczenie poetów przed byle milicmajstrem, którego by się wstydził ostatni gorodaj starego regime’u. To szminkowanie wazeliną od rana do rana, ten genialny zasób pochwalnych przymiotników, ten wyścig w poniżenie i pozie (?), to szlachetne współzawodnictwo… Wszystko chciał oddać Majakowski regime’owi, tylko liry – powiada – nie oddam!…
    A ja i lirę!! – woła nasz Gałczyński – A ja i lirę oddam!! dam!! -Stachanowiec nasz kochany, rodzimy. (…) Otóż genezy tego rodzaju objawów niejako biologicznej natury, nie tłumaczy nam przeciętna literatura antysowiecka. Nie wiem dlaczego. Nie chce, czy nie umie. Jedno jest pewne, że nie rozszerza nowych widnokręgów, a często bardzo zawęża tylko stare.
    #################
    Cytat przytoczono w
    http://rekontra.salon24.pl/117827,powstanie-warszawskie-optymizm-nie-zastapi-nam-polski

    wytłuszczenia moje.

  3. Pozwolę sobie przypomnieć Mackiewicza
    „Cóż może nam, naszej kulturze grozić od takiego profesora, od takiej dziczy oficerskiej, od tego niechlujstwa, od zanieczyszczonych wanien, od mycia (się) w klozecie, od ukradzionego zegarka, od sołdatek, które bredzą, że nocne koszule to suknie balowe, jak to było w Wilnie. A niech sobie sądzą, na zdrowie. Natomiast fenomenem, jeżeli już o Lwowie mowa, fenomenem niespodziewanym, nieprzeczuwanym (…), a ważniejszym ponad wszystkie więzienia NKWD, fenomenem, od którego dziś prawdziwa łuna bije już na całą Polskę, jest rzecz inna. Tą rzeczą wydają mi się być drukowane

    Czasopismo w języku polskim na wysokim poziomie, w którym raptem obok Wasilewskiej i Putramenta, i innych komunistów, obok portretów Stalina, niekwestionowanego przez nikogo najeźdźcy, zajaśniały nazwiska literatów polskich (…) Boy (…).

    Tu nie chodzi o rozdzieranie szat, zwłaszcza wtedy nie chodziło, gdy kosztowały tak drogo. Ale nazwisko tego członka Akademii Polskiej, w takim czasie. (…) Dziwne uczucie, nieuchwytne uczucie, tak już? Tak zaraz. Gdy jeszcze (…) okupacyjna sołdateska łamała nasze meble, że już nie chcę być patetycznym i powiedzieć: nasze kości… zapewne każdy zrozumie, że nie o Boya tu chodzi i w ogóle nie o Boya. (…) Coś jest w tym powietrzu, w tym nowym zasięgu nowej władzy, czego nie tłumaczą ani niegramotnyje profesory, ani półdzicy oficerowie, ani rozumnie wykoncypowana spuścizna po Czyngis-chanie. Dlaczego te wszystkie konie nasze (…) stają się (…) drewnianymi końmi Brandysów i towarzyszy, bujającymi się raptem monotonnym rytmem hipnotycznym. To rzecz zupełnie nowa, widnokrąg nasz się rozszerzył: nie wiedzieliśmy, nie przeczuwaliśmy, że może być tak.
    Niech będzie to niechęć do przeszłości małomiasteczkowych, do gnieżdżenia, gzienia, intrygowania, pałkowania. Dobrze. Wszystko to won! Idą nowe czasy, nowi ludzie, nowe horyzonty. Piszemy deklaracje nie do Ozonu, a głębokie powieści psychologiczne. I w ogóle precz z Marszałkiem… Tylko dlaczego Marszałek Stalin ma być właśnie tapetowany jak nigdy nie był portretowany marszałek Piłsudski? (…) Rozumiem jeszcze milczenie: tamto było złe, a tego krytykować nie wolno. Cicho, grzecznie, zgodnie, obcasiki przy sobie i czapeczka w rączkach. Ale skąd się bierze to jednoczesne płaszczenie, to śliniaczenie poetów przed byle milicmajstrem, którego by się wstydził ostatni gorodaj starego regime’u. To szminkowanie wazeliną od rana do rana, ten genialny zasób pochwalnych przymiotników, ten wyścig w poniżenie i pozie (?), to szlachetne współzawodnictwo… Wszystko chciał oddać Majakowski regime’owi, tylko liry – powiada – nie oddam!…
    A ja i lirę!! – woła nasz Gałczyński – A ja i lirę oddam!! dam!! -Stachanowiec nasz kochany, rodzimy. (…) Otóż genezy tego rodzaju objawów niejako biologicznej natury, nie tłumaczy nam przeciętna literatura antysowiecka. Nie wiem dlaczego. Nie chce, czy nie umie. Jedno jest pewne, że nie rozszerza nowych widnokręgów, a często bardzo zawęża tylko stare.
    #################
    Cytat przytoczono w
    http://rekontra.salon24.pl/117827,powstanie-warszawskie-optymizm-nie-zastapi-nam-polski

    wytłuszczenia moje.

  4. Pozwolę sobie przypomnieć Mackiewicza
    „Cóż może nam, naszej kulturze grozić od takiego profesora, od takiej dziczy oficerskiej, od tego niechlujstwa, od zanieczyszczonych wanien, od mycia (się) w klozecie, od ukradzionego zegarka, od sołdatek, które bredzą, że nocne koszule to suknie balowe, jak to było w Wilnie. A niech sobie sądzą, na zdrowie. Natomiast fenomenem, jeżeli już o Lwowie mowa, fenomenem niespodziewanym, nieprzeczuwanym (…), a ważniejszym ponad wszystkie więzienia NKWD, fenomenem, od którego dziś prawdziwa łuna bije już na całą Polskę, jest rzecz inna. Tą rzeczą wydają mi się być drukowane

    Czasopismo w języku polskim na wysokim poziomie, w którym raptem obok Wasilewskiej i Putramenta, i innych komunistów, obok portretów Stalina, niekwestionowanego przez nikogo najeźdźcy, zajaśniały nazwiska literatów polskich (…) Boy (…).

    Tu nie chodzi o rozdzieranie szat, zwłaszcza wtedy nie chodziło, gdy kosztowały tak drogo. Ale nazwisko tego członka Akademii Polskiej, w takim czasie. (…) Dziwne uczucie, nieuchwytne uczucie, tak już? Tak zaraz. Gdy jeszcze (…) okupacyjna sołdateska łamała nasze meble, że już nie chcę być patetycznym i powiedzieć: nasze kości… zapewne każdy zrozumie, że nie o Boya tu chodzi i w ogóle nie o Boya. (…) Coś jest w tym powietrzu, w tym nowym zasięgu nowej władzy, czego nie tłumaczą ani niegramotnyje profesory, ani półdzicy oficerowie, ani rozumnie wykoncypowana spuścizna po Czyngis-chanie. Dlaczego te wszystkie konie nasze (…) stają się (…) drewnianymi końmi Brandysów i towarzyszy, bujającymi się raptem monotonnym rytmem hipnotycznym. To rzecz zupełnie nowa, widnokrąg nasz się rozszerzył: nie wiedzieliśmy, nie przeczuwaliśmy, że może być tak.
    Niech będzie to niechęć do przeszłości małomiasteczkowych, do gnieżdżenia, gzienia, intrygowania, pałkowania. Dobrze. Wszystko to won! Idą nowe czasy, nowi ludzie, nowe horyzonty. Piszemy deklaracje nie do Ozonu, a głębokie powieści psychologiczne. I w ogóle precz z Marszałkiem… Tylko dlaczego Marszałek Stalin ma być właśnie tapetowany jak nigdy nie był portretowany marszałek Piłsudski? (…) Rozumiem jeszcze milczenie: tamto było złe, a tego krytykować nie wolno. Cicho, grzecznie, zgodnie, obcasiki przy sobie i czapeczka w rączkach. Ale skąd się bierze to jednoczesne płaszczenie, to śliniaczenie poetów przed byle milicmajstrem, którego by się wstydził ostatni gorodaj starego regime’u. To szminkowanie wazeliną od rana do rana, ten genialny zasób pochwalnych przymiotników, ten wyścig w poniżenie i pozie (?), to szlachetne współzawodnictwo… Wszystko chciał oddać Majakowski regime’owi, tylko liry – powiada – nie oddam!…
    A ja i lirę!! – woła nasz Gałczyński – A ja i lirę oddam!! dam!! -Stachanowiec nasz kochany, rodzimy. (…) Otóż genezy tego rodzaju objawów niejako biologicznej natury, nie tłumaczy nam przeciętna literatura antysowiecka. Nie wiem dlaczego. Nie chce, czy nie umie. Jedno jest pewne, że nie rozszerza nowych widnokręgów, a często bardzo zawęża tylko stare.
    #################
    Cytat przytoczono w
    http://rekontra.salon24.pl/117827,powstanie-warszawskie-optymizm-nie-zastapi-nam-polski

    wytłuszczenia moje.