Reklama

Obudziłem się o w pół do 5-tej, ubrałem po cichutku i zapiałem jak kogut.

Obudziłem się o w pół do 5-tej, ubrałem po cichutku i zapiałem jak kogut. Kazik zerwał się z łóżka na równe nogi i zawołał w moją stronę – wstawaj, już kogut pieje!!! Poranną kawę przekąsiliśmy bundzem, wsiedliśmy w autko i pojechaliśmy parę kilometrów w stronę miasteczka. Tak jak wieczorem ustaliliśmy. Ostatnio głos wewnętrzny mówił mi: jedź tam, jedź tam, jedź tam. No to pojechaliśmy w ten bajkowy las, który zapamiętałem z ubiegłego roku, jak wracałem do domu i gdzie przystanąłem na chwilkę. Rosną tam z rzadka prastare drzewa, umożliwiające spokojny spacer po mchu. Wymarzone miejsce dla grzybów. Okazało się jednak, że grzyby o tym wymarzonym miejscu nic nie wiedziały, więc wróciliśmy po 2 godzinach do domu z paroma sitakami.

Reklama

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/1859249bf0d4709a.html


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/190e06382f2a085d.html

O 7-mej ruszyliśmy do naszego, właściwego lasu, oddalonego od domu o 50 metrów i ciągnącego się kilometrami na północ, wschód i zachód. Najbliższa wioska znajduje się na południe i trzeba sporo czasu na dotarcie do niej. Kazik ma 5 psów ale jak zwykle ruszył z nami tylko Azor. Dziwię się, że nie nauczył go jeszcze wyszukiwania prawdziwków i kozaczków. Dawanie do wąchania młodemu psu szlachetnych grzybów, chowanie ich przed nim, skłanianie potem do szukania i po znalezieniu nagradzanie cukierkiem, wydaje się być dziecinnie proste. Kazik na to jeszcze nie wpadł i pies służy mu najprawdopodobniej do chodzenia jego śladem i trafiania w ten sposób z powrotem do chałupy. Technika zbierania jest bardzo prosta. Idzie się a właściwie kluczy do miejsc, gdzie zawsze rosną. Następnie oblatuje się tereny gdzie często bywają a na końcu wpada tam, gdzie od czasu do czasu trafił się kiedyś ładny egzemplarz. Prawdziwy grzybiarz chroni swoje ulubione i bogate w okazy miejsca w ten sposób, że nie zostawia śladów po sobie. Po odcięciu powyżej zabrudzenia ziemią, przykrywa biały ślad korzenia liśćmi, trawą, listowiem albo mchem. Dobrze jest też odejść sporo kroków od miejsca znaleziska i tam pozostawić część korzenia z prawdziwka czy maślaka dla zmylenia konkurencji i ochrony swoich praw autorskich do grzybodajnych terenów. Darem natury dla grzybiarza są oczy. Kto ma małe, takie świńsko-świdrowate, wygrał los na loterii. Niektórzy czują grzyba przez skórę. Przystają, przymykają powieki i nozdrza zaczynają im drgać. Wpadają w pewien rodzaj ekstazy i po ustaniu drgawek bezbłędnie wskazują miejsce ukrycia się grzyba. Ja należę do trzeciej kategorii. Zrywam gałązkę brzozy i trzymając ją w ręku, łażę sobie to tu i tam, nie zawracając sobie dupy głupimi grzybami. Co jakiś czas zatrzymuję się i patrzę w której ręce mam gałązkę. Jeżeli dzierżę ją w lewej ręce, nawet się nie schylam. Spalona ziemia. Nic nie rośnie wokół mnie na sto procent. Jeżeli gałązka dziwnym trafem znajduje się w mojej prawej ręce, grzybów w zasięgu wzroku mam pod dostatkiem. U mnie się to sprawdza ale do dzisiaj nie wiem dlaczego. Nazbieranie dwóch 10-cio litrowych wiaderek w ciągu czterech godzin do południa nie było dla nas jak dotąd żadnym problemem.


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/290ce40ba7ecc23e.html

13 krasnoludków


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/26068ea381864828.html

Tatuś, mamusia i synek


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d8b1ac5333030812.html

4 kozaczki i 2 borowiki najwyżej


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/9abbf74ff50f3157.html

Trójeczka


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f58f9c4dc2766039.html

Takoż

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/9a17747f500a9701.html
Jak wyżej

Krótka drzemka i start popołudniowy, to jak poprawiny po weselu. Znowu obchód miejsc w których do południa nie byliśmy, znowu chwile wzruszenia i szczęścia. W pewnym momencie zauważyłem, że brzozowa gałązka tkwi w mojej prawej ręce. Rzuciłem okiem w koło i zobaczyłem dwa dojrzałe jak kobiece piersi prawdziwki. Wyjąłem aparat, położyłem się na ziemi i zrobiłem pstryk.

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/772b6f103d6ede51.html

Odłożyłem go po chwili i myślą zawładnęły wspomnienia. Położyłem prawą rękę na wypukłości jednego, lewą na wypukłości drugiego i rozkleiłem się zupełnie. Oczka zaszły mi mgłą. Resztką świadomości zapamiętałem, jak lewą nogę zarzuciłem na prawe ramię, prawą na lewe i … eh, co to była za kobieta! Potem chyba straciłem czucie w kręgosłupie. Pamiętam tylko, że jak się obudziłem w lesie, to już świtało a z oddali słychać było pianie. Do dziś nie wiem, czy to był kogut, czy też Kazik rewanżujący się za poranną pobudkę.

Reklama

44 KOMENTARZE

  1. Też musiałem się wybrać na
    Też musiałem się wybrać na grzybobranie. Wklejasz zdjęcia normalnie przez ikonę obrazka, w edytorze graficznym. Tylko musisz podać adres zdjęcia nie odnośnik na fotosik.pl. Mówiąc krótko klikasz na te linki co podałeś, następnie prawym klaiszem na pokaż obraz i pojaw Ci się sam obrazek i ten link trzeba skopiować, a potem wkleić.

  2. Też musiałem się wybrać na
    Też musiałem się wybrać na grzybobranie. Wklejasz zdjęcia normalnie przez ikonę obrazka, w edytorze graficznym. Tylko musisz podać adres zdjęcia nie odnośnik na fotosik.pl. Mówiąc krótko klikasz na te linki co podałeś, następnie prawym klaiszem na pokaż obraz i pojaw Ci się sam obrazek i ten link trzeba skopiować, a potem wkleić.

  3. To nie był sen…
    Zacznę swoją opowieść od tego,że kocham las.Potrafiłam nie spać całą noc żeby tylko rodzina wiedząca,że siedzę zazwyczaj do świtu,nie zostawiła mnie w domu “za karę” gdyby akurat tuż przed wyjazdem udało mi się zasnąć.Nie ważne czy cokolwiek znajdę.Ważne jest samo grzybobranie i łykanie tamtej atmosfery.Odpoczywam,ładuję akumulatory…Ważne info o mnie.Nigdy nie ćpałam,nie wąchałam,nie dawałam w żyłę i robić tego nie zamierzam.Nigdy też się nie upijałam,choć alkoholem nie gardzę.

    Kilka lat temu…

    Czas kiedy noc spotyka się z dniem.Jesień.Za oknem szaro,buro i ponuro ale jedziemy!Hip hip hura!Nic to,że mżawka.
    Po półgodzinie docieramy na miejsce.
    Po lewej stronie pole,po prawej lasek.Nigdy tu wcześniej nie byłam ale pewnie warto skoro tu jesteśmy.Moją uwagę przyciąga mężczyzna z koszyczkiem,pustym,malutkim,takim jak do święconki.Mama też go widzi.Nie zamieniam z nim ani słowa.Po zorientowaniu się,że szkoda czasu jedziemy dalej.I tu niespodzianka.Widzę tego samego mężczyznę.Jechaliśmy samochodem.Nie widzieliśmy wcześniej nawet roweru.Jak się tak szybko przemieścił?

    Inne miejsce.I znowu coś dziwnego.Jak wszyscy grzybiarze mamy swoje ulubione miejsca.Do jednego z nich się udaję.Rozczarowanie.Nic nie znalazłam.Wracam na leśny dukt.Mama mnie pyta z kim rozmawiałam.NIKOGO nie widziałam.Widzę kogoś ubranego identycznie jak tata.Dziwię się po co tam idzie,przecież tam nigdy nie ma grzybów,chyba,że gąski ale na nie za wcześnie.Tym razem widzę ja,mama nie.Miałam zamiar iść za “tatą” ale mój rodzony właśnie nadszedł z zupełnie innej strony.

    To wszystko był wstęp do…Boję się,że Was zanudzę.:)Nie umiem pisać tak ciekawie jak autor wątku do którego się przykleiłam.:)JEŚLI chcecie wiedzieć co było dalej,dajcie znać.:)Nie obrażę się jeśli nie.:)Z zasady się nie obrażam,bo albo nie mam za co,albo nie mam na kogo.:)I tego się trzymam.:)

    • Co prawda jeszcze nie
      Co prawda jeszcze nie nadrannie ale ciąg dalszy owego pamiętnego dnia nieuchronnie nadciąga.

      Miejsce 3-e w którym nastąpi kulminacja wydarzeń.

      Ufff, nareszcie.Jesteśmy w moim ulubionym lesie.Znam go na pamięć. Za chwilę zapomnę o tym co mnie wcześniej spotkało. Było mi tak jakoś. Czas odetchnąć pełną piersią i zająć się tym co uwielbiam od zawsze.

      Wszyscy troje wchodzimy do lasu, ustalamy po jakim czasie spotykamy się w umówionym miejscu. Mam co najmniej 2 godziny. Chyba,że nic nie znajdziemy, to wracamy.
      Kątem oka widzę mamę, stojącą kilka metrów ode mnie, słyszę głos taty. Rozglądam się wypatrując. Wyjmuję paczkę paierosów. Nową. Niby szczegół ale bardzo ważny jak się potem okaże. Gęste chmury dotykające czubków najwyższych drzew. Nadal mży.Zaciągam się, schylam głowę, a nuż jakiegoś w końcu ujrzę. Grzyba oczywiście.
      Kiedy podnoszę głowę przeżywam szok. Nie wiem gdzie jestem. Wokół mnie martwy las. Pod stopami trzeszczą suche gałęzie. Absolutna niewyobrażalna wręcz cisza. TAM zapachy, dźwięki, TU nic. Straciłam świadomość i doszłam tak daleko, że trafiłam w miejsce w którym nigdy nie byłam? Możliwe. Jednak nie. W mojej dłoni tli się papieros jakby przed chwilą zapalony. Wyjmuję paczkę i liczę. Brakuje tylko tego jednego.
      Duża jestem, poradzę sobie. Rozglądam się.
      Tam gdzie kończy się martwy las, bardzo blisko, widzę Raj. Środek Lipca, takiego jak to drzewiej bywały. Ptaszki świergolaszki, motylki, rozwiecona łąka, uśmiechnięte Słoneczko, baranki baraszkujące po niebie. Jednym słowem iddylla. Dostrzegam też ścieżkę między krzewami. Zaprasza mnie żeby nią pójść. Bardzo chcę ale jednocześnie zalewa mnie powódź myśli. A jeśli nie uda mi się wrócić? Co pomyślą rodzice, ile cierpienia przysporzy moje tajemnicze zniknięcie wszyskim którzy mnie kochają…Bardzo chcę, kusi. Jeszcze nie teraz, stwierdzam. Tylko jak stąd wyjść w znane mi rejony, przecież nadal nie mam pojęcia gdzie jestem.
      Zamykam oczy i zaczynam się modlić, proszę o pomoc. Ja, bywająca w kościele z okazji ślubów, chrztów i pogrzebów modlę się żarliwie jak nigdy dotąd. Nie otwieram oczu, idę przed siebie. Nie potykam się, nie trzeszczą deptane suche gałęzie. Po jakimś czasie otwieram oczy. Już wiem gdzie jestem.
      Powrót, biegiem, zajmuje mi około godziny. W końcu słyszę nawoływania rodziców. Ewa! Tak mi dano na imię, prawda, że ładnie? 😉 Szukali mnie. Przecież NIGDY nie zagubiłam się w lesie, tym bardziej zrozumiały był ich niepokój. Nie było mnie ponad 4 godziny.

      Całe to wydarzenie tato skwitował jednym zdaniem. Złe Cię po lesie goniło.

      KONIEC

  4. To nie był sen…
    Zacznę swoją opowieść od tego,że kocham las.Potrafiłam nie spać całą noc żeby tylko rodzina wiedząca,że siedzę zazwyczaj do świtu,nie zostawiła mnie w domu “za karę” gdyby akurat tuż przed wyjazdem udało mi się zasnąć.Nie ważne czy cokolwiek znajdę.Ważne jest samo grzybobranie i łykanie tamtej atmosfery.Odpoczywam,ładuję akumulatory…Ważne info o mnie.Nigdy nie ćpałam,nie wąchałam,nie dawałam w żyłę i robić tego nie zamierzam.Nigdy też się nie upijałam,choć alkoholem nie gardzę.

    Kilka lat temu…

    Czas kiedy noc spotyka się z dniem.Jesień.Za oknem szaro,buro i ponuro ale jedziemy!Hip hip hura!Nic to,że mżawka.
    Po półgodzinie docieramy na miejsce.
    Po lewej stronie pole,po prawej lasek.Nigdy tu wcześniej nie byłam ale pewnie warto skoro tu jesteśmy.Moją uwagę przyciąga mężczyzna z koszyczkiem,pustym,malutkim,takim jak do święconki.Mama też go widzi.Nie zamieniam z nim ani słowa.Po zorientowaniu się,że szkoda czasu jedziemy dalej.I tu niespodzianka.Widzę tego samego mężczyznę.Jechaliśmy samochodem.Nie widzieliśmy wcześniej nawet roweru.Jak się tak szybko przemieścił?

    Inne miejsce.I znowu coś dziwnego.Jak wszyscy grzybiarze mamy swoje ulubione miejsca.Do jednego z nich się udaję.Rozczarowanie.Nic nie znalazłam.Wracam na leśny dukt.Mama mnie pyta z kim rozmawiałam.NIKOGO nie widziałam.Widzę kogoś ubranego identycznie jak tata.Dziwię się po co tam idzie,przecież tam nigdy nie ma grzybów,chyba,że gąski ale na nie za wcześnie.Tym razem widzę ja,mama nie.Miałam zamiar iść za “tatą” ale mój rodzony właśnie nadszedł z zupełnie innej strony.

    To wszystko był wstęp do…Boję się,że Was zanudzę.:)Nie umiem pisać tak ciekawie jak autor wątku do którego się przykleiłam.:)JEŚLI chcecie wiedzieć co było dalej,dajcie znać.:)Nie obrażę się jeśli nie.:)Z zasady się nie obrażam,bo albo nie mam za co,albo nie mam na kogo.:)I tego się trzymam.:)

    • Co prawda jeszcze nie
      Co prawda jeszcze nie nadrannie ale ciąg dalszy owego pamiętnego dnia nieuchronnie nadciąga.

      Miejsce 3-e w którym nastąpi kulminacja wydarzeń.

      Ufff, nareszcie.Jesteśmy w moim ulubionym lesie.Znam go na pamięć. Za chwilę zapomnę o tym co mnie wcześniej spotkało. Było mi tak jakoś. Czas odetchnąć pełną piersią i zająć się tym co uwielbiam od zawsze.

      Wszyscy troje wchodzimy do lasu, ustalamy po jakim czasie spotykamy się w umówionym miejscu. Mam co najmniej 2 godziny. Chyba,że nic nie znajdziemy, to wracamy.
      Kątem oka widzę mamę, stojącą kilka metrów ode mnie, słyszę głos taty. Rozglądam się wypatrując. Wyjmuję paczkę paierosów. Nową. Niby szczegół ale bardzo ważny jak się potem okaże. Gęste chmury dotykające czubków najwyższych drzew. Nadal mży.Zaciągam się, schylam głowę, a nuż jakiegoś w końcu ujrzę. Grzyba oczywiście.
      Kiedy podnoszę głowę przeżywam szok. Nie wiem gdzie jestem. Wokół mnie martwy las. Pod stopami trzeszczą suche gałęzie. Absolutna niewyobrażalna wręcz cisza. TAM zapachy, dźwięki, TU nic. Straciłam świadomość i doszłam tak daleko, że trafiłam w miejsce w którym nigdy nie byłam? Możliwe. Jednak nie. W mojej dłoni tli się papieros jakby przed chwilą zapalony. Wyjmuję paczkę i liczę. Brakuje tylko tego jednego.
      Duża jestem, poradzę sobie. Rozglądam się.
      Tam gdzie kończy się martwy las, bardzo blisko, widzę Raj. Środek Lipca, takiego jak to drzewiej bywały. Ptaszki świergolaszki, motylki, rozwiecona łąka, uśmiechnięte Słoneczko, baranki baraszkujące po niebie. Jednym słowem iddylla. Dostrzegam też ścieżkę między krzewami. Zaprasza mnie żeby nią pójść. Bardzo chcę ale jednocześnie zalewa mnie powódź myśli. A jeśli nie uda mi się wrócić? Co pomyślą rodzice, ile cierpienia przysporzy moje tajemnicze zniknięcie wszyskim którzy mnie kochają…Bardzo chcę, kusi. Jeszcze nie teraz, stwierdzam. Tylko jak stąd wyjść w znane mi rejony, przecież nadal nie mam pojęcia gdzie jestem.
      Zamykam oczy i zaczynam się modlić, proszę o pomoc. Ja, bywająca w kościele z okazji ślubów, chrztów i pogrzebów modlę się żarliwie jak nigdy dotąd. Nie otwieram oczu, idę przed siebie. Nie potykam się, nie trzeszczą deptane suche gałęzie. Po jakimś czasie otwieram oczy. Już wiem gdzie jestem.
      Powrót, biegiem, zajmuje mi około godziny. W końcu słyszę nawoływania rodziców. Ewa! Tak mi dano na imię, prawda, że ładnie? 😉 Szukali mnie. Przecież NIGDY nie zagubiłam się w lesie, tym bardziej zrozumiały był ich niepokój. Nie było mnie ponad 4 godziny.

      Całe to wydarzenie tato skwitował jednym zdaniem. Złe Cię po lesie goniło.

      KONIEC

  5. Krakowski,
    grunt to wygodne

    Krakowski,
    grunt to wygodne białe skarpetki bawełniane i białe napastowane colodentem albo innym colgate adidaski 😉
    Można chodzić i kosić grzyby od rana do wieczora. Jeśli nazbierałeś maślaków i zrobiłeś se je duszone z cebulką i pieprzem to kurde, Ci zazdroszczę i uważam że się znęcasz nad czytelnikami! A jak napotkałeś w lesie kur…ki to co z nimi zrobiłeś?

      • Ot i siurpryzka!
        Pani Quackie właśnie wróciła z imprezy pt. “Dary ziemi” (kiermasz kulinarno-regionalno-ekologiczny) i przywiozła swojemu stęsknionemu małżonkowi… cóż? Słoiczek RYDZÓW PO CYGAŃSKU!

        A kontrowersji nie czyta, dam rękę! Znaczy musi telepatia jakaś nastąpiła albo zacząłem gadać przez sen.

      • Przesolone maślaki trzeba
        Przesolone maślaki trzeba mocno popijać i dają się zjeść. Można je też wyje…ć za okno. Korzystając z gotowego wzorca na obsługę maślaków wg monologu Siemiona.
        Po jakich ty lasach się szlajasz, krakusie jak nie ma w nich kur…k. Jakieś takie drugiego priorytetu odwiedzania. Ale i tak zazdroszczę.

  6. Krakowski,
    grunt to wygodne

    Krakowski,
    grunt to wygodne białe skarpetki bawełniane i białe napastowane colodentem albo innym colgate adidaski 😉
    Można chodzić i kosić grzyby od rana do wieczora. Jeśli nazbierałeś maślaków i zrobiłeś se je duszone z cebulką i pieprzem to kurde, Ci zazdroszczę i uważam że się znęcasz nad czytelnikami! A jak napotkałeś w lesie kur…ki to co z nimi zrobiłeś?

      • Ot i siurpryzka!
        Pani Quackie właśnie wróciła z imprezy pt. “Dary ziemi” (kiermasz kulinarno-regionalno-ekologiczny) i przywiozła swojemu stęsknionemu małżonkowi… cóż? Słoiczek RYDZÓW PO CYGAŃSKU!

        A kontrowersji nie czyta, dam rękę! Znaczy musi telepatia jakaś nastąpiła albo zacząłem gadać przez sen.

      • Przesolone maślaki trzeba
        Przesolone maślaki trzeba mocno popijać i dają się zjeść. Można je też wyje…ć za okno. Korzystając z gotowego wzorca na obsługę maślaków wg monologu Siemiona.
        Po jakich ty lasach się szlajasz, krakusie jak nie ma w nich kur…k. Jakieś takie drugiego priorytetu odwiedzania. Ale i tak zazdroszczę.

  7. 🙂
    Laptop się przyda więc którejś bezsennej nocy może sklecę coś nadającego się do czytania.:) Dziękuję za trzymanie kciuków, to połowa sukcesu takie kciuki.:) Ciąg dalszy będzie tu, bo to jeden dzień z życia grzybiarza przecież. A i przytulnie u gospodarza.:)

    Wszystkie rady przyjmuję z wdzięcznością nowicjuszki.:)

  8. 🙂
    Laptop się przyda więc którejś bezsennej nocy może sklecę coś nadającego się do czytania.:) Dziękuję za trzymanie kciuków, to połowa sukcesu takie kciuki.:) Ciąg dalszy będzie tu, bo to jeden dzień z życia grzybiarza przecież. A i przytulnie u gospodarza.:)

    Wszystkie rady przyjmuję z wdzięcznością nowicjuszki.:)

  9. Wzruszonam bardzo i dzięki
    Wzruszonam bardzo i dzięki serdeczne ślę. To prawda żem nieśmiała. Czytam Was od lat ale nie odważyłam się odezwać. Przy takim wsparciu zaczynam wierzyć, że się uda. Dawno temu pisywałam trochę. Ostatnio tylko poprawiałam cudze teksty. Nawet udało mi się przy okazji dorobić trochę euro. Łatwo było, bo dla polonusów z USA.
    Nie wieję, oddalam się ale wracam. Specjalnie dla Ciebie wygrzebię znaleziony po latach wiersz. Moim skromnym zdaniem to dziecięce pisanie to był mój pisarski wyż. Od tamtej pory jest już tylko gorzej.
    Pozdrawiam serdecznie bardzo zbierając siły do ciągu dalszego w wątku grzybowym. Może ktoś mi w końcu powie co to wtedy było.

    Musi być PS.
    Czekam na zapowiadany specjalnie dla mnie napisany komentarz.:) Za obiecywane popchnięcie w przepaść dziękuję. W takim towarzystwie to i upadek miłym jest.:)

  10. Wzruszonam bardzo i dzięki
    Wzruszonam bardzo i dzięki serdeczne ślę. To prawda żem nieśmiała. Czytam Was od lat ale nie odważyłam się odezwać. Przy takim wsparciu zaczynam wierzyć, że się uda. Dawno temu pisywałam trochę. Ostatnio tylko poprawiałam cudze teksty. Nawet udało mi się przy okazji dorobić trochę euro. Łatwo było, bo dla polonusów z USA.
    Nie wieję, oddalam się ale wracam. Specjalnie dla Ciebie wygrzebię znaleziony po latach wiersz. Moim skromnym zdaniem to dziecięce pisanie to był mój pisarski wyż. Od tamtej pory jest już tylko gorzej.
    Pozdrawiam serdecznie bardzo zbierając siły do ciągu dalszego w wątku grzybowym. Może ktoś mi w końcu powie co to wtedy było.

    Musi być PS.
    Czekam na zapowiadany specjalnie dla mnie napisany komentarz.:) Za obiecywane popchnięcie w przepaść dziękuję. W takim towarzystwie to i upadek miłym jest.:)

  11. Ło matko z córko! Ja i
    Ło matko z córko! Ja i pisanie bloga!

    Namawiasz mnie na złamanie moich trzech nigdy.;)

    Po 1: Nigdy nie będę mieć konta na n-k.
    Po 2: Nigdy nie będę pisać bloga.
    Po 3: Nigdy nie będę mówić nigdy.:)))

    A tak poważnie, to jeszcze za wcześnie, jeszcze nie teraz. Jeszcze się tyle stanie, jeszcze się tyle zmieni. Rosną nam nowe twarze do Słońca…Nawet nie wiem od czego zacząć z tym blogiem.:) Tyle tego w sieci, że…

    Wraz z nieustającymi serdecznościami bajka na dobranoc. Dla mnie ku pamięci i przestrodze.:)

    Ignacy Krasicki – Szczur i kot

    “Mnie to kadzą” – rzekł hardzie do swego rodzeństwa
    Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa.
    Wtem, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił,
    Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił.

    PS konieczny ZNOWU.

    Powinnam się była dokleić do obydwu tak życzliwie oceniających moje nieporadne pisanie Panów ale nie udało się.

  12. Ło matko z córko! Ja i
    Ło matko z córko! Ja i pisanie bloga!

    Namawiasz mnie na złamanie moich trzech nigdy.;)

    Po 1: Nigdy nie będę mieć konta na n-k.
    Po 2: Nigdy nie będę pisać bloga.
    Po 3: Nigdy nie będę mówić nigdy.:)))

    A tak poważnie, to jeszcze za wcześnie, jeszcze nie teraz. Jeszcze się tyle stanie, jeszcze się tyle zmieni. Rosną nam nowe twarze do Słońca…Nawet nie wiem od czego zacząć z tym blogiem.:) Tyle tego w sieci, że…

    Wraz z nieustającymi serdecznościami bajka na dobranoc. Dla mnie ku pamięci i przestrodze.:)

    Ignacy Krasicki – Szczur i kot

    “Mnie to kadzą” – rzekł hardzie do swego rodzeństwa
    Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa.
    Wtem, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił,
    Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił.

    PS konieczny ZNOWU.

    Powinnam się była dokleić do obydwu tak życzliwie oceniających moje nieporadne pisanie Panów ale nie udało się.